Świnia ryje w sieci, czyli z pamiętnika hejtera” PigOut – recenzja książki w #6na1

 

Ha, przy­znaj­cie sami, że plan to iście sza­tań­ski, żeby­śmy wzię­li na nasz warsz­tat recen­zenc­ki w #6na1 książ­kę gościa, któ­ry z dar­cia łacha i hej­to­wa­nia uczy­nił znak fir­mo­wy i pod­niósł do ran­gi sztu­ki. PigO­ut, mój inter­ne­to­wy brat wydał książ­kę pod zaska­ku­ją­cym tytu­łem “Świ­nia ryje w sie­ci, czy­li z pamięt­ni­ka hej­te­ra”. Smacz­ku całej akcji doda­je fakt, że nie każ­dy z naszej szóst­ki w ogó­le wie­dział, kto to taki ten PigO­ut (serio, są tacy), więc ich recen­zje nie będą obcią­żo­ne deli­kat­ną pre­sją tego, że oso­bi­ście zna­ją auto­ra. Nie powiem Wam, czy­im to było pomy­słem, bo mil­cze­nie jest złotem.

 

Tytułem wstępu…

- Sta­ry, wyda­łem książ­kę, napi­szesz mi recen­zję?
– A dosta­nę dar­mo­wy egzem­plarz?
– Dosta­niesz, nawet z dedy­ka­cją.
– No to pew­nie, sta­ry! A ten… muszę ją czy­tać, zanim zre­cen­zu­ję?

 

Czu­ję się tro­chę jak ci wszy­scy mniej zna­ni blo­ge­rzy będą­cy zna­jo­my­mi bar­dzo zna­ne­go blo­ge­ra, któ­ry wydał książ­kę, a któ­rych on z kolei popro­sił o recen­zję tej­że. Strasz­nie to zda­nie jest zawi­łe, więc wyja­śniam pro­ściej – recen­zo­wa­nie dzie­ła autor­stwa kogoś, kogo zna­cie, lubi­cie i ceni­cie jest spra­wą bar­dzo deli­kat­ną i trudną.

Roz­pły­wa­nie się w zachwy­tach nad jakimś paź­dzie­rzem źle zro­bi blo­ge­ro­wi na zasię­gi i czy­tel­nic­two, bo czy­tel­ni­cy nie są głu­pi i po prze­czy­ta­niu dosko­na­le się domy­ślą, że tu cytat ze zna­ne­go blo­ge­ra:

Thorn” ma szan­sę być jed­ną z naj­lep­szych ksią­żek jakie prze­czy­ta­cie w życiu. Poważnie.

to o jakiejś innej książ­ce musi być, a jeden blo­ger wci­ska kit i shit, żeby nie ura­zić zna­jo­me­go blo­ge­ra. No bo sami powiedz­cie, jak tu napi­sać o Admi­ra­let­te” czy o THOR­Nie” praw­dę, że oczy krwa­wią pod­czas czy­ta­nia, kie­dy tak napraw­dę z oso­bi­stej sym­pa­tii do ich auto­rów chcie­li­by­ście napi­sać coś miłe­go i pochwa­lić? Ja w poło­wie THOR­Na” stwier­dzi­łem, że jeśli ta książ­ka ma zmie­nić moje życie, to się kur­wa boję i dalej nie czy­tam (nawet pomi­mo tego, że Komin­ko­we porad­ni­ki o blo­go­wa­niu mam wszyst­kie i pra­wie wszyst­kie przeczytane).

Z kolei recen­zja nega­tyw­na, nawet jeśli zasłu­żo­na, od razu pro­wo­ku­je komen­ta­rze, że ktoś się chce prze­je­chać na ple­cach bar­dziej zna­ne­go kole­gi, bo prze­cież nic tak w necie nie cie­szy, jak hejt, praw­da? Dodat­ko­wo hej­to­wa­nie dyżur­ne­go hej­te­ra pol­skiej blo­gos­fe­ry może kusić podwój­nie doda­jąc +100 do blo­go­wej zajebistości.

Na całe wiel­kie szczę­ście – i kła­dę tutaj moją całą blo­ger­ską repu­ta­cję na sza­li i mogę to powie­dzieć każ­de­mu, pro­sto w oczy, po pija­ku i na trzeź­wo – nie mia­łem tego pro­ble­mu, bo książ­ka PigO­uta jest świetna. 

Oczy­wi­ście z dopi­skiem: w swo­im gatun­ku.

 

Skąd ten dopisek?

Ano stąd, że Świ­nia ryje w sie­ci, czy­li z pamięt­ni­ka hej­te­ra” wca­le nie uda­je cze­goś, czym nie jest (swo­ją dro­gą fchuj dłu­gi tytuł i przy pisa­niu recen­zji kil­ka razy zapo­mnia­łem, co chcia­łem napi­sać). To ma być pozy­cja lek­ka, łatwa i przy­jem­na, do łyk­nię­cia pod­czas śred­niej dłu­go­ści podró­ży, na urlo­po­wym leża­ku czy, i nie boję się tego gło­śno powie­dzieć, w kibel­ku na tro­nie. Ma dostar­czyć roz­ryw­ki, a nie tema­tów do prze­my­śleń czy moty­wa­cji do zmia­ny swo­je­go życia. To nie jest “Buszu­ją­cy w zbo­żu” czy ostat­nio u mnie recen­zo­wa­ne „Całe życie”. To jest mówiąc krót­ko książ­ka dla jaj, dla pośmia­nia się.

I jako taka radzi sobie doskonale.

 

O czym to jest?

Usta­li­li­śmy już, że fabu­ły głę­bo­kiej jak rów mariac­ki tu nie zoba­czy­my. Boha­te­rów, choć wie­lu, rów­nież nie cechu­je wiel­ka głę­bia. Zwro­tów akcji czy lite­rac­kich wolt też za wie­le nie będzie. Co w takim razie będzie?

Będzie o tym wszyst­kim i tych wszyst­kich, któ­rzy nas ota­cza­ją. Ota­cza­ją w życiu real­nym, w inter­ne­cie, w Lidlu, w tele­wi­zji, w tygo­dni­kach, mie­sięcz­ni­kach i gaze­tach. PigO­ut wyła­wia z ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści pereł­ki, któ­re potem odpo­wied­nio pole­ru­je i opra­wia w swój pierw­szej wody hej­ter­ski humor, obo­wiąz­ko­wo z kolo­rze black. Całość czy­ta się szyb­ko, lek­ko i bez­stre­so­wo, co jakiś czas tyl­ko wybu­cha­jąc śmie­chem – na całe szczę­ście, bo prze­po­na by nam zapro­te­sto­wa­ła od cią­głe­go wysiłku.

Dosta­je się w dupę łow­com croc­sów z Lidla i wan­na­be tren­de­set­te­rom koczu­ją­cym o wodzie, chia i fen­ku­łach pod skle­pem, do któ­re­go mają wrzu­cić limi­to­wa­ne buty sygno­wa­ne zna­nym nazwi­skiem czy naj­now­sze tele­fo­ny z pogry­zio­nym owo­cem. Obry­wa­ją cele­bry­ci i wan­na­be cele­bry­ci, oraz nigdy-się-nie-uda-ale-pró­bu­ję cele­bry­ci. Wyśmie­wa ich par­cie na szkło oraz media, któ­re to par­cie bez­li­to­śnie wyko­rzy­stu­ją bez odro­bi­ny przy­zwo­ito­ści. PigO­ut jedzie rów­no po kor­po­lud­kach, poli­ty­kach, hip­ste­rach i blo­ge­rach, ale też po sobie samym. Zło­śli­wy jest strasz­li­wie, ale to taka zło­śli­wość, jaką lubię – inte­li­gent­na, cza­sa­mi z dru­gim dnem, a nie pro­stac­kie dar­cia łacha, bo ktoś się wyje­bał na skór­ce od bana­na i roz­bił głowę.

Facet zwie­dził tro­chę świa­ta, więc książ­ka ma rów­nież walo­ry edu­ka­cyj­no-poznaw­cze, a że są poda­ne w for­mie dosko­na­le przy­swa­jal­nej, to sta­no­wią one spo­rą war­tość doda­ną. Jeśli zechce­cie sobie uzu­peł­nić lek­tu­rę fan­ta­stycz­ny­mi zdję­cia­mi, to zaj­rzyj­cie kate­go­rii podróż­ni­czej PigO­uto­we­go blo­ga.

Część tek­stów znam z blo­ga, czę­ści nie zna­łem, ale one zebra­ne do kupy napraw­dę popra­wia­ją nastrój – nawet moja Mała­Żon­ka się ser­decz­nie śmia­ła po dro­dze do Gdy­ni na See Blog­gers, a ona z blo­ge­rów kocha tyl­ko mnie. Przy­naj­mniej tak było do teraz.

pigout

Czu­ję się cokol­wiek zazdro­sny, bo do tej pory tyl­ko jeden męż­czy­zna lądo­wał na ponęt­nych udach Małej­Żon­ki. No, w sumie trzech, ale dwóch z nich to jesz­cze nie mężczyźni.

 

Dla kogo jest ta książka?

Nie dla tych, któ­rzy śmie­ją się, kie­dy sta­rusz­ka potknie się o kra­węż­nik i wywali.

Nie dla tych, któ­rzy uwa­ża­ją iro­nię i sar­kazm za takie egzo­tycz­ne przyprawy.

Nie dla tych, któ­rzy swo­ją hip­ste­rię trak­tu­ją ze śmier­tel­ną powa­gą – nie­waż­ne, czy to z głu­po­ty, czy z wyboru.

Nie dla tych, któ­rzy nie roz­po­zna­li­by poczu­cia humo­ru, nawet gdy­by pode­szło i ugry­zło ich w dupę.

Nie jest to też pozy­cja dla tych, któ­rzy lubią, jak książ­ka (czy film) poru­sza głęb­sze war­to­ści i ma tro­chę ambit­niej­sze cele, niż tyl­ko pro­stą (ale nie pro­stac­ką) roz­ryw­kę. Tu nie uświad­czy­my psy­cho­lo­gicz­no-oby­cza­jo­we­go pier­do­lo­lo czy grze­ba­nia pal­cem w dupie w poszu­ki­wa­niu sen­su życia. Tu się mamy pośmiać i miło spę­dzić czas. Nic wię­cej. Zary­zy­ko­wał­bym porów­na­nie do Dead­po­ola – nie każ­dy się tu odnaj­dzie, ale też nie każ­dy się tu odna­leźć i zna­leźć powinien.

To książ­ka dla tych, któ­rzy lubią się śmiać i mają ogrom­ny dystans do świa­ta, a cza­sa­mi i do sie­bie, bo nie­trud­no w PigO­uto­wych hehesz­kach zna­leźć jakąś gru­pę, do któ­rej pasu­je­my. Nawet hasło rekla­mo­we książ­ki brzmi „Nie chciej, żeby on napi­sał coś o Tobie!”, bo trze­ba mieć dupę z żela­za, żeby znieść taki pojazd. Tym bar­dziej jestem dum­ny, że PigO­ut kie­dyś o mnie napi­sał, co mi doda­ło +10 do samo­oce­ny i ‑10 do wagi.

 

Tytułem zakończenia…

Nie wiem, czy jestem obiek­tyw­ny. Nie wiem, czy fakt, że PigO­uta znam tak­że jako pana XYZ i pili­śmy razem bro­war­ki, ma na oce­nę wpływ. Nie wiem, pew­nie ma. Ale wiem też, że dosko­na­le się bawi­łem pod­czas czy­ta­nia książ­ki i zary­zy­ku­ję stwier­dze­nie, że jeśli podo­ba Wam się u mnie, to i u moje­go blo­go­we­go bra­ta też się Wam spodo­ba. Tym samym po raz kolej­ny powstrzy­mam się od ocen punk­to­wych, bo to nie jest powieść w kla­sycz­nym tego sło­wa zna­cze­niu, a raczej zbiór felie­to­nów prześmiewczo-obrazoburczych.

I jako takie – wymiata.

 

 

A poni­żej lin­ki do pozo­sta­łych recen­zen­tów w #6na1 – może­cie sobie poczy­tać, jak im książ­ka podeszła:

Pan Czy­ta (gło­wa i mózg projektu)

Ruda

Tak sobie czytam

Bookmoment.pl

Bookworm on the Run

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close