UWAGA!!
Wpis dzisiejszy będzie głęboko świńsko-męsko szowinistyczny.
Wpis dzisiejszy będzie głęboko seksistowski.
Wpis dzisiejszy będzie o cyckach.
Jeśli Ci to przeszkadza, to mam to głęboko w dupie.
Ale nie mów, że nie uprzedzałem.
I zanim wpiszesz jakiś hejterski komentarz – przeczytaj do końca. Najlepiej ze zrozumieniem.
Wierzę głęboko w to, że na świecie powinno panować równouprawnienie. Wszyscy, bez względu na wiek, płeć, kolor skóry, orientację seksualną, poglądy religijne, długość siurka czy rozmiar biustu powinni mieć takie same prawa i przez to prawo winni być tak samo traktowani. Ale to nie znaczy, że powinni być tacy sami. Ba, wręcz uważam, że nie powinni. Istotą równouprawnienia w moim skromnym mniemaniu jest to, że wszyscy mają takie same prawa POMIMO różnic, które ich dzielą. Ale to nie znaczy, że nie powinniśmy tych różnic dostrzegać, i że powinniśmy dążyć do tego, żeby je zlikwidować. Bo się nie da. Na szczęście.
Dlaczego na szczęście?
Bo pięknem świata jest to, że jest tak różnorodny. A my, jako ludzie jesteśmy tego świata częścią. Wyobrażasz sobie, że wychodzisz z domu i wszystkie kobiety wyglądają jak Linda Evangelista? Pewnie byś chłopczyku drogi chciał, ale jeśli byś nie wyglądał jak William Levy, to pewnie te Lindy niekoniecznie podzielałyby Twój entuzjazm. A nawet jeśli, to jaka to różnica, czy ta akurat Linda spośród 3,5 miliarda innych Lind spojrzy okiem przychylnym akurat na Ciebie, czy innego Williama spośród 3,5 miliarda Williamów?
Poza tym – jeśli wszyscy są tacy piękni, to tak naprawdę nikt nie jest, bo w naszej głowie działa mechanizm porównywania - ktoś jest piękny w porównaniu do kogoś, kto jest brzydszy. No a teraz sobie wyobraź, że wszyscy faceci wyglądają jak William, a kobiety jak wojująca twarz PIS’u Krystyna Pawłowicz?
No to chyba dobrze, że się różnimy między sobą, nie? Jest nadzieja, że nawet jeśli nie wyglądasz jak William to jakaś ślepa Linda się trafi, bo akurat będzie miała dzień dobroci dla zwierząt.
No właśnie – równouprawnienie, dyskryminacja, uprzywilejowanie.
Choćbyśmy nie wiem jak bardzo tego nie chcieli, to jednak prawdziwego równouprawnienia nie ma i nigdy nie będzie. Zawsze będą równi i równiejsi. Nawet jeśli jakimś cudem wszyscy staniemy się rzeczywiście równi wobec prawa, czego bardzo bym chciał, ale w co nie wierzę, to i tak mamy w nas głęboko zakorzenione, na poziomie genetycznym wręcz, dyskryminowanie jednych i uprzywilejowanie drugich. Oczywiście, te mechanizmy u każdego działają inaczej, ale jakieś tam wspólne cechy podświadomie wszyscy, albo prawie wszyscy preferujemy, a inne nas odrzucają. I choćby skały srały tak po prostu jest.
To dlatego kobieta o figurze klepsydry będzie miała więcej absztyfikantów, niż ta podobna do ludzika Michelina czy płaska jak Salar de Uyuni. To dlatego facet szeroki w barach, z dupą jak ząbki czosnku i kaloryferem na brzuchu wywołuje u kobiet kisiel w majtkach, a taki z włochatym bojlerem już raczej nie bardzo. Chociaż jako osoby, jako jednostki ludzkie wcale nie muszą być gorsze. Zresztą – co to znaczy gorsze? To znowu umowne określenie, które tak naprawdę nie mówi niczego konkretnie o osobie, a wyrządziło w historii świata tyle zła, co słodkie batoniki.
“Jestem gorszy” to znaczy jaki? W zależności od tego, jakie mamy kompleksy, dla każdego znaczy to trochę coś innego. I z definicji przeczy równouprawnieniu, bo w naszej własnej głowie ten znak równości skreśla już na starcie. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale tak po prostu jest. I to się nie zmieni.
Wszystko fajnie, ale miały być fajne cycki.
Nie bez powodu mówiąc o równouprawnieniu wplatam temat wyglądu. Wg badań przeprowadzonych pewnie przez poważnych amerykańskich naukowców, 80% informacji o otaczającym nas świecie dostarcza zmysł wzroku. I to on, w połączeniu z naszym ewolucyjnym uwarunkowaniem do przedłużenia gatunku powodują do spółki, że niestety, ale dyskryminujemy osoby, które mówiąc krótko – “nie wyglądają”.
Bo szerokie biodra wyglądają na takie, przez które łatwiej będzie urodzić dziedzica fortuny i oczko w głowie nasze kochane. Bo wąska talia pokazuje, że bierzemy sobie kobietę, która aktualnie nie jest w ciąży i to oczko w głowie to będzie nasze, a nie sąsiada. Bo cyc obfity i bujny, falujący dają nadzieję, że taka kobieta tego naszego dziedzica fortuny wykarmi.
Bo jak facet silny i sprawny jest, to jest szansa, że przyciągnie większy kawałek mamuta do domu, żeby było z czego młode wykarmić. A jak włosy ma wszystkie i zęby, a do tego szczenę kwadratową, to pewnie i materiał genetyczny dobry przekaże. I dzięki biodrom umięśnionym będzie mógł przekazywać często, bo wiadomo, że nie samym mamutem kobieta żyje i dla ducha też coś jej się od życia należy.
Że co? Że niby nie? Bez jaj – dlaczego laski wrzucające na Insta fotki w stylu dupotwarz mają miliony followersów? (dupotwarz to niepojęty dla mnie anatomiczny cud, bo jak bardzo musi być giętki kręgosłup, żeby na jednej fotce pokazać dupę, cycki i jeszcze twarz z lekko rozchylonymi ustami, a do tego jeszcze widać logo czegośtam?) Albo kolesie z klatą jak czołgi i brzuszkiem jak tarka? A czerwona tuba to ma takie wzięcie, bo lubimy oglądać filmy przyrodnicze, nie?
Możemy się przed tym bronić, możemy temu zaprzeczać, ale nic to nie da. Tak jest. Tak jesteśmy zaprogramowani przez ileś tam tysięcy lat ewolucji. I to wcale nie jest tak, że jak zamieniliśmy maczugę na smartfona i myjemy się częściej, niż na Wielkanoc, to te mechanizmy nagle nie działają. Na szczęście jesteśmy w stanie nad tymi instynktami częściowo zapanować, zdjąć z nich niewyprawione skóry i wygonić z jaskiń. Bo je znamy. Bo je ugłaskaliśmy i ubraliśmy w garnitury czy conversy.
Mam wrażenie, że z winy wszechobecnej poprawności politycznej i strachu przez posądzeniem o molestowanie, z facetów robią się miękkie pały, bo boją się patrzeć na kobiety jak… na kobiety. Jak na istoty, które mają nogi, tyłek, brzuch, cycki, twarz, włosy i oczy. No bo kurwa mać, czy jeśli zauważam fizyczną atrakcyjność kobiety, to ja ją przez to uprzedmiotawiam? Obrażam? Odczłowieczam? Źle pojmowane równouprawnienie powoduje, że najchętniej zlikwidowalibyśmy płeć w ogóle ze wszystkimi jej atrybutami, bo dla tych, którym się nie chce zrozumieć należycie jego sensu, oznacza ono “tacy sami”.
A to bzdura. Po to Wam, kobietom natura dała te wszystkie cudowne atrybuty kobiecości, żebyście nie musiały ich kryć. Co innego cycki na wierzchu, a co innego bluzka, która je podkreśli. Co innego dupa na wierzchu, a co innego krótka spódnica podkreślająca nogi i krągłość bioder. Mam nadzieję, że zawsze tak będzie, bo nie chciałbym żyć w świecie, gdzie kobieta wygląda jak facet, a facet jak kobieta. Choć czasami takie zaczynam mieć wrażenie.
Jestem już na tyle duży i rozumny, że traktuję wszystkie kobiety z należnym im szacunkiem. Bez względu na wygląd, bo wiem, że tak naprawdę ma on znaczenie tylko na początku i potem zazwyczaj staje się mniej istotny.
Ale to wcale nie znaczy, że czasami zamiast patrzeć Ci w oczy podczas rozmowy, nie zerknę dyskretnie niżej.
Bo po prostu masz fajne cycki.
PS.1. Jeżeli dotrzesz aż tutaj to znak, że rozumiesz prowokację z pierwszego akapitu.
PS.2. Jeżeli pomimo tego uważasz, że pierdolę jak potłuczony, to dlaczego sprawdzasz i klikasz w linka, żeby zobaczyć jak wygląda np. Krystyna Pawłowicz?