Posłuchałaś mnie, kiedy Ci radziłem, jak wybrać firmę, która wykona meble kuchenne i siedzisz sobie teraz w przytulnym salonie przed milutką projektantką albo takim zajebiaszczym dizajnuchem jak ja, którzy nawijają Ci makaron na uszy i zastanawiasz się, czy rzeczywiście dobrze trafiłaś czy wpadłaś jak śliwka w nawóz. A jeśli nie posłuchałaś i poszłaś do stolarza albo do IKEI, to też poczytaj, bo mniej więcej reguły tej gry są podobne.
Nie będę opowiadał o tym, jak dobrze zaprojektować kuchnię – nie da się tego prosto opisać, bo do każdego pomieszczenia trzeba podejść indywidualnie uwzględniając budżet klienta, jego wymagania i potrzeby (z których często sam sobie nie zdaje sprawy). Aby trochę Wam to przybliżyć, powstała kategoria o tym, jak zaprojektować sobie samemu kuchnię, ale tak naprawdę od projektowania będzie ta miła dziewoja czy ten smukły młodzieniec naprzeciwko i to oni powinni to zrobić jak należy. Ale podpowiem Ci, na co zwrócić uwagę przed i w trakcie podpisywania umowy? O co pytać? Na co się nie obrażać, a czego unikać?
1. Pierwsze spotkanie z projektantem.
Nie wiem, jak gdzie indziej, ale u nas pierwsze spotkanie jest niezobowiązujące i zupełnie bezpłatne. To tutaj powstanie wstępna koncepcja, tutaj projektant powinien Cię zaznajomić z materiałami, systemami i rozwiązaniami, które ułatwiają pracę i korzystanie z kuchni. To nic, że nie wiesz co to jest magic corner, le mans czy intivo - architekt powinien Ci wszystko wyjaśnić i w miarę możliwości zrobić małą demonstrację na ekspozycji. Jeśli nie ma akurat tego konkretnego systemu na ekspozycji, to powinien Ci to pokazać w katalogu. Nie bój się pytać. Nie bój się też odpowiadać. Wiele osób wstydzi się swojej niewiedzy i to potem rodzi sporo problemów czy niedomówień. NIE BÓJ SIĘ NIE WIEDZIEĆ – płacisz projektantowi za to, żeby Ci wszystko wyjaśnił. I to często zdyskwalifikuje taniego stolarza z garażu – zapomnij o ekspozycji, w najlepszym wypadku zabierze Cię do któregoś ze swoich klientów (co wątpliwe).
2. Czy warto płacić za projekt?
Moim zdaniem warto - kiedy ktoś dostaje za coś pieniądze, to ma motywację do pracy. Często jest tak (np. u nas), że wpłacasz coś na kształt kaucji za projekt, którego koszt jest potem odliczany od kwoty za meble kuchenne. Moim zdaniem takie podejście jest uczciwe dla obu stron – Ty masz pewność, że ktoś Ci nie wstawia gotowca metodą kopiuj-wklej na odwal się, a i projektant wiedząc, że nie zabierzesz projektu i nie pokopytkujesz do stolarza-garażowca, potraktuje Cię jak poważnego klienta, a nie kolejnego łowcę wisienek. Jeśli firma ma politykę taką, że koszt projektu odejmuje od kosztu mebli, to niczym nie ryzykujesz. Ty też nie lubisz pracować za darmo, prawda?
3. Co tu tyle kosztuje?
Pierwsze spotkanie najczęściej kończy się powstaniem jakiejś wstępnej koncepcji i wyceną. Nie sugeruj się jedynie kwotą – sprawdź i wypytaj dokładnie, co w tej cenie dostajesz. Nawet jeśli nie dostaniesz cen poszczególnych elementów, to poproś o specyfikację. Jakie okucia, jakiej firmy, jakie jest wyposażenie szafek, rodzaj i materiał, z jakiego wykonane są wycenione fronty i tak dalej – im więcej wiesz, tym mniej Cię potem zaskoczy. Jeśli się zupełnie nie orientujesz w tym temacie (bo przecież nie musisz), poproś o pokazanie na ekspozycji, co i jak działa. Raczej omijaj wyceny z gołą kwotą, która powstała na podstawie tego, że projektant zobaczył jakim przyjechałaś samochodem. Pamiętaj, że akcesoria i bajery w szafkach mogą być droższe niż same szafki. Jeżeli wychodzi za drogo, to podpytaj, co można zmienić – albo w samym układzie, albo w wyposażeniu. Dobry projektant podpowie, jak można zejść z ceny tracąc jak najmniej.
Dopytaj, czy w cenie zawarty jest transport, montaż, ewentualne przeróbki, podłączenie sprzętu AGD itd. Tak na marginesie – wielkopowierzchniowe sklepy zazwyczaj do cen samych mebli na metkach doliczają koszty transportu i montażu, i często nie podłączają AGD w ogóle (tzn. najczęściej montażyści podłączają na lewo, bez kwitów). Powtórzę – im więcej wiesz, tym mniej Cię coś potem zaskoczy.
Na temat tego, ile taka wycena powinna wynosić się nie wypowiem – każdy sam ustala cenę na swoje wyroby i usługi. Uważaj natomiast na rabaty. Nie łap się na super promocję “TYLKO DZISIAJ”: podpisz umowę TYLKO DZISIAJ i odbierz 40% rabatu. Na meblach nie ma takich marż, jak na szmatach szytych w Bangladeszu za miseczkę ryżu – jeśli ktoś schodzi z ceny o więcej, niż 10–12%, to znaczy że i tak grubo przepłacasz. Tak samo kiedy dorzuca np. piekarnik za złotówkę – jeśli stać go na to, żeby sprezentować Ci 2–3 tysiące złotych, to na meblach tłucze tyle, że nie odczuje tego mocno. A klient, czyli Ty, cieszy się jak głupi blaszką, że wytargował taki upust.
4. Papier ratuje dupę, nie tylko w kiblu.
Ten punkt tyczy się w większości opcji stolarz-garażowiec, bo poważna firma nie pozwoli sobie na zamówienie bez podpisanej przez klienta umowy. Co też jest dobre dla Ciebie, bo w takiej umowie powinny być informacje o terminach, płatnościach, zakresie zamówienia, warunkach gwarancji itd. Omijaj szerokim łukiem kupowanie mebli “na gębę” – potem, w razie jakiegoś fakapu, ciężko Ci będzie dochodzić swoich praw. Sprawdź też, czy do umowy dołączony jest projekt, wycena, spis akcesoriów itd. Im więcej masz na papierze, tym mnie potem jest wątpliwości. Co tak naprawdę jest dobre dla obu stron, o czym warto pamiętać, jeśli jesteś #klajentem.
5. Jak to mam zapłacić wcześniej?
Nie znam studia, a znam ich wiele, które przywiezie klientowi meble bez chociażby 85% wpłaty. Najczęściej podział jest taki, że przy podpisaniu umowy pobierana jest zaliczka, potem w trakcie jeszcze jedna wpłata i zazwyczaj kilka procent po montażu. Nikt prowadzący firmę nie weźmie na siebie ryzyka zamówienia materiałów i zrealizowania zlecenia bez pokrycia w szeleszczącej mamonie choćby ich kosztu. Pomimo tego, jak wielu jest krzykaczy i narzekaczy w necie, najczęściej to klienci wyssani przez remont i wydrenowani przez kredyty bankowe mają problemy z rozliczeniem się za wykonane meble.
Omijałbym natomiast firmy, które biorą 100% z góry (obojętnie jak podzielone). Najlepiej jeśli zostaje do rozliczenia kilka procent po montażu. Wbrew pozorom w dzisiejszych czasach to bardzo duża część zarobku firmy i nikt z niej nie zrezygnuje zostawiając Cię na lodzie. Jest to też dodatkowe zabezpieczenie, zwłaszcza jeśli zdecydujesz się na “stolarza” z garażu.
6. Panie, a taniej bez faktury się nie da?
I tu również odpuszczamy sieciówki i większość studiów mebli kuchennych – cały proces od zamówienia do wyprodukowania jest regulowany proceduralnie i nie powalczysz. Pozostaje niby-stolarz. I teraz moja dobra rada – nigdy nie bierz bez faktury. Pomijam kocopały na temat uczciwości w stosunku do niejakiego skarbu państwa – to taki pan, którego nikt nie widział i nic z jego istnienia nie wynika dla przeciętnego zjadacza chleba. No, może święty spokój i spokojny sen w razie jakiejkolwiek kontroli (to dla mnie najważniejszy argument za tym, żeby niestety uczciwie rozliczać i płacić podatki). Bardziej chodzi mi o to, że masz dokument, na podstawie którego masz pewne prawa i w razie jakichkolwiek kłopotów masz z czym ich formalnie dochodzić np. na drodze prawnej.
7. Kiedy się za ten cały bałagan zabrać?
Im wcześniej, niż w listopadzie, tym lepiej. A jeśli się obudzisz na początku grudnia, to lepiej idź znowu spać i wróć w połowie stycznia albo zabierz rodzinę na Boże Narodzenie gdzieś w świat. Dlaczego? Bo najczęściej klienci remonty robią w lecie, kiedy jest ciepło, a za meblami rozglądają się we wrześniu/październiku. Samo takie podejście jest niemądre, bo najpierw robi się projekt, a potem na jego podstawie remont. Skąd budowlaniec miał wiedzieć, gdzie ma być gniazdko do lodówki, skoro nie było wiadomo, gdzie będzie lodówka, bo jeszcze nie było projektu?
Po projekt kuchni (czy ogólniej wnętrza) najlepiej przyjść, kiedy na ścianach nie ma jeszcze tynków – to jeśli budujesz dom. Jeśli adaptujesz istniejące pomieszczenie, to załóż sobie 2–3 miesiące bez kuchni i po projekt przyjdź PRZED rozpoczęciem remontu. Wtedy wykonawcy będą wiedzieć, jak to wszystko zrobić, żeby miało ręce i nogi, bo będą wiedzieć co i gdzie będzie. Więc jeśli w październiku zabierzesz się za kuchnię, a po drodze zdarzy się, że będą jeszcze przeróbki, to przed świętami nie zdążysz. Terminy realizacji mebli na zamówienie to 4–8 tygodni, w zależności od materiałów. I wszyscy chcą zdążyć przed Świętami. Efekt – zapchane terminy, nerwy i rozczarowanie, że już pod koniec października klient słyszy o terminach na styczeń, a kuchnia rozgrzebana i choinki nie ma gdzie postawić, bo w domu remont.
Najważniejszą i najlepszą radą, jakiej mogę Wam udzielić jest ponownie: WYLUZUJ.
I ZAUFAJ PROJEKTANTOWI.
Tak po prostu…