No fajno, pogadaliśmy sobie niedawno o tym, jakie są rodzaje frontów do kuchni, czas zaczepić blaty kuchenne. Dla nieco mniej zorientowanych – fronty w kuchni to takie coś, co jest w kuchni pionowe i ma często przymocowany do tego uchwyt. Blaty kuchenne to takie coś, co jest poziome i ma często przymocowany do tego zlew. Na blacie można tego… No garnki odstawiać i schabowe tłuc. Na przykład.
Jeśli miałbym typować, który element w kuchni jest najintensywniej użytkowany i jednocześnie narażony na najwięcej uszkodzeń, to chyba właśnie blat. A użytkowany jest bez przerwy, bo przecież wiecznie wszystko na nim stoi, chociaż bardzo chcielibyśmy ten bałagan schować. Nawet jeśli ktoś nie gotuje, to robi sobie kanapki, kawę czy nalewa mleko do szejka. I dlatego musi być wykonany z materiału, który chociaż przez te początkowe 5 lat wytrzyma regularne krojenie, rozlewanie gorącej czy zimnej wody, albo stawianie gorących garnków. Początkowe, bo na dłuższą metę nie wytrzyma tego żaden.
Standardowo, czyli laminat
Najpopularniejszy materiał, najtańszy i dający największe możliwości, bo występuje we wszystkich chyba możliwych wzorach i kolorach – od imitacji kamienia, poprzez drewno i kolory jednolite, aż do wzorów nadrukowanej gazety, ceraty (ktoś jeszcze wie, co to jest?) czy przeróżnych kwiatków i maziajków. Jest to płyta wiórowa, dużo mocniej sprasowana i utwardzona niż na ta szafki, pokryta laminatem, który także jest dużo bardziej odporny mechanicznie i chemicznie, niż ten na płycie meblowej (ciekawym polecam poczytać wpis o tym, co to jest płyta meblowa). 95% wszystkich zamawianych kuchni ma blaty laminowane.
Ponieważ laminat to plastik, więc wylana woda może sobie na nim być nawet i sto lat (o ile nie styka się z krawędzią i nie ma dostępu do wiórów w głębi). Kroić nie polecam, tłuc schabowych nie polecam, odstawiać gorących garów nie polecam. Laminat to wytrzyma lub nie w zależności od tego, jak się do tych czynności przyłożysz i jak długo blat będzie narażony na Twoje sadystyczne zapędy.
Blaty drewniane z litego drewna
Mamy eko-hipsterski szał na materiały naturalne, więc blaty drewniane to zachciewajka coraz większej ilości klientów. Odpowiednio przygotowany (zaolejowany) blat z drewna jest dosyć trwały, ale pod jednym warunkiem – o taki blat trzeba dbać, trzeba na niego uważać i regularnie go konserwować. Jest dużo bardziej narażony na uszkodzenia mechaniczne i działanie cieczy, ale też stosunkowo łatwo przeróżne ryski, wgłębienia czy plamy usunąć (o ile nie są bardzo głębokie) – wystarczy papier ścierny, olej i szmatka. Olejować zresztą trzeba taki blat co jakiś czas prewencyjnie i nie wolno o tym zapominać, bo zapominalscy szybko osiągną efekt starej, pociętej i powycieranej deski do krojenia.
Najczęściej blaty drewniane to sprasowana klejonka mniejszych lub większych klepek. Takie z litego, rżniętego drewna spotyka się bardzo rzadko, bo są przeraźliwie drogie. Dodatkowo blat kuchenny z takiego jednego litego pnia drzewa słabo się będzie sprawdzał – pod wpływem większej lub mniejszej wilgoci będzie pękał i wypaczał się. W tej chwili producenci oferują blaty z laminatów, które doskonale imitują klepki albo lite drewno, a nie mają jego wad.
Blaty kamienne
Najczęściej z granitu, rzadziej z marmuru. Jako materiał naturalny ma podobne zady i walety, jak opisywane przeze mnie niedawno fronty fornirowane – nie do końca przewidzimy, co tak naprawdę dostaniemy. Wzór i układ kolorów/żyłek z próbki musimy bardziej traktować jako materiał poglądowy. Uważany jest również za blat zimny i przez niektórych nieprzyjemny. Ale za to dostajemy coś, co jest piękne i niepowtarzalne. I troszkę niestety bolesne dla portfela.
Teoretycznie można na takim blacie kroić, ale jeśli się mocno przyłożysz, to też może się zarysować (co zazwyczaj da się spolerować, ale mechaniczną polerką – szmatką nie teges). Jest też niejednorodny w przekroju, więc uważałbym przy tłuczeniu schaboszczaków w niedzielę, ale gorące gary możemy stawiać bez krępacji. Musimy też pamiętać o tym, że jako naturalny materiał wchłania rozlane płyny – kiedyś nasza klientka zostawiła otwartą i mokrą puszkę, po czym wyjechała na kilka tygodni. Po powrocie miała na blacie rdzawe kółeczko, którego nie dawało się usunąć inaczej, niż mechanicznie. A w puszcze wyrósł zaawansowany ekosystem bliski rozwinięcia inteligencji i odkrycia lotów w kosmos.
Blaty z konglomeratu kwarcowego (kwarcytowego)
To taki sztuczny kamień – bierzemy sobie jakieś minimum 90% naturalnego kwarcu, mielimy drobniej lub grubiej, dorzucamy trochę żywicy, barwników, dodatków bajeranckich, czasami odrobinę srebra, żeby bakterie nie czuły się zbyt komfortowo, mieszamy, formujemy w płyty i gotowe.
Jeżeli chodzi o właściwości, to te blaty zachowują się dokładnie tak, jak kamienne, ale mają jednorodną i przewidywalną strukturę, są odporne na temperatury i bezpieczniejsze w obróbce (nie pękają tak łatwo, bo nie mają żyłek). Na upartego mogą być nawet w kolorach tęczy, bo producenci mają w ofercie różowe, limonkowe czy czerwone. Albo takie z zatopionymi “gwiazdkami”, które fenomenalnie wyglądają odpowiednio podświetlone. Albo tak bardzo jednolite, że nie posiadają właściwie żadnej struktury i wzorów poza kolorem. Mają też cenę odpowiednio bajerancką, ale to taki szczegół drobny.
Blaty z kompozytów
Czyli takie trochę z plastiku, bo tutaj ok. 30% to żywica akrylowa, a pozostała część to zmielone minerały, pigmenty i bajeranckie dodatki. Są termoplastyczne, więc można z nich wywijać i wyginać przeróżne fantazyjne kształty, robić zlewy czy umywalki zintegrowane z blatem albo używać na elewacjach. Mają jednolitą, bezporową powierzchnię i dzięki temu nie czepiają się ich grzyby czy bakterie. Jako jedyny materiał pozwala na wykonywanie niewidocznych połączeń, co daje efekt jednolitej bryły w całej kuchni. Jest też ciepły i w ogóle ma same zalety poza dwiema wadami – wygląda plastikowo i jest pieruńsko drogi. A poza tym luzik.
Tak naprawdę, to nie wszystkie materiały, a jedynie te najpopularniejsze – blaty szklane, stalowe, miedziane, z wylewanego i szlifowanego betonu czy z lawy wulkanicznej pominę wymownym milczeniem. Są tak drogie, że chyba szkoda moich paluszków i Waszych oczu, żeby tu o nich pisać. To są akcje tak sporadyczne, że mieszczą się w granicach błędu statystycznego (blat z betonu zdarzył raz przez 10 lat, do tego w Holandii).
PS. Oczywiście, tradycyjnie Linda. Dzisiaj na leżąco. Jak blaty.