Jestę blągerę, czyli co zrobić, żeby być prawdziwym blogerem?

 

Nie­daw­no pisa­łem o tym, co musi zro­bić facet, żeby być praw­dzi­wym męż­czy­zną. A co jeśli ten facet to blo­ger? Co musi zro­bić praw­dzi­wy blo­ger, żeby być praw­dzi­wym blogerem?

Po tym, jak już tro­chę w tej całej blo­gos­fe­rze sie­dzę zary­zy­ku­ję stwier­dze­nie, że też trzy rze­czy wystarczą.

 

Po pierwsze rozpętać gównoburzę.

Nie wiem na ile sie­dzi­cie w świat­ku mediów socjal­nych, ale tutaj shit­storm o róż­nym natę­że­niu wybu­cha co kil­ka dni.

A to ktoś się obu­rza, że jak to moż­na zmie­niać dziec­ku pam­per­sa w restau­ra­cji? 

A to ktoś zapro­po­nu­je pol­skim model­kom z Insta­gra­ma wspól­ny rejs dro­gim jach­tem, do tego kupę sia­na i kupę na twarz.

A to jesz­cze ktoś inny idzie do knaj­py nie coś zjeść, jak to zwy­kli ludzie, ale prze­żyć mul­ti­sen­so­ryczne doświad­cze­nie i potem dosta­je swój moment histe­ryczny kie­dy do jedze­nia poda­ją mul­ti­sen­so­rycz­ne roba­le.

Nie­któ­rzy nie potra­fią ugo­to­wać sobie porząd­nie budy­niu i robi się z tego lajt­mo­tyw na wie­le, wie­le lat. Takich przy­kła­dów jest wie­le – jeśli nie masz co zro­bić z wła­snym cza­sem, to możesz sobie śle­dzić odpo­wied­ni pro­fil na fej­sie i być na bie­żą­co ze wszyst­ki­mi gów­no­bu­rza­mi w necie. Ot, #pro­ble­my­pierw­sze­go­świa­ta – nic waż­ne­go, nic poważ­ne­go, nic, bez cze­go nie moż­na żyć, ale że mamy to szczę­ście i nie miesz­ka­my w takim Suda­nie, gdzie woj­na, głód i śmierć, to i pro­ble­my mamy laj­to­we, a nie takie żywotne.

Moja oso­bi­sta gów­no­bu­rza nie­dłu­go nad­cią­gnie już nad­cią­gnę­ła, bo nie mogłem zała­twić takiej JEDNEJ spra­wy z pew­ną nie­wiel­ką poma­rań­czo­wą fir­mą od tele­fo­nów, i dopie­ro kie­dy powstał wpis o Oran­ge, to ktoś się tym zain­te­re­so­wał. Całe szczę­ście, że po tym wpi­sie spra­wa wresz­cie jest zamknię­ta, cho nie do koń­ca po mojej myśli.

Czy­li zaliczone.

 

Po drugie zacząć współpracę z Lordem Somersby…

…czy­li takim faj­nym piwem sma­ko­wym. Swe­go cza­su prze­pro­wa­dzi­li ogrom­ną kam­pa­nię, w któ­rej wziął udział chy­ba każ­dy liczą­cy się blo­ger w Pol­sce. Blo­ge­rzy rekla­mo­wa­li ten napój na swo­ich blo­gach, na swo­ich fej­sach, na swo­ich Insta­gra­mach, na bil­l­bo­ar­dach, w gaze­tach, w lodów­ce i w kon­ser­wach, na co pro­du­cent pro­cen­to­wych bąbel­ków wydał z pew­no­ścią kupę sia­na. Ci blo­ge­rzy, któ­rzy się nie zała­pa­li na roz­da­wa­ne pie­niąż­ki, rekla­mo­wa­li tru­nek za fri­ko na swo­ich blo­gach, na swo­ich fej­sach i na swo­ich Insta­gra­mach z nadzie­ją, że jed­nak może się zała­pią. Jeśli nie na kam­pa­nię, to cho­ciaż na #dary­lo­su.

Ja nie nale­ża­łem ani do jed­nej, ani do dru­giej gru­py. Dam im jesz­cze tro­chę cza­su, żeby się na mnie poznali.

Helo­ooł, Lor­dzie Som­mers­by!! Tu jestem!!

 

Po trzecie bloger powinien dostać zdjęcie cycków od swojej fanki!

Kie­dy pro­wa­dzi się blo­ga, to zazwy­czaj boimy się hej­tu. Boimy się tych wszyst­kich dzie­ci neo­stra­dy, któ­re nie potra­fią nawet bez błę­du napi­sać kró­wa, ale potra­fią wyplu­wać z sie­bie jado­wi­te komen­ta­rze z pręd­ko­ścią Soko­ła Mil­le­nium. Wszy­scy się zna­ją­cy na rze­czy radzą takich bez­li­to­śnie bano­wać i wyży­nać z blo­ga w pień.

Ale co zro­bić z dru­gą stro­ną tego meda­lu, czy­li z dowo­da­mi miło­ści ze stro­ny swo­ich czy­tel­ni­ków? Albo bar­dziej czytelniczek?

Jakiś czas temu, przy wpi­sie o Sna­pie, puści­łem oczko do Was, moje dro­gie Czy­tel­nicz­ki. Jak pamię­ta­cie Snap­chat to takie cudo do prze­sy­ła­nia sobie krót­kich fil­mi­ków albo zdjęć, któ­re to obra­zy po kil­ku sekun­dach zni­ka­ją. Ide­al­ne narzę­dzie do sek­stin­gu, nie? Wysy­łasz komuś zdję­cie cyc­ków i nie mar­twisz się, że zosta­nie wyko­rzy­sta­nie prze­ciw­ko Tobie, bo po 10 sekun­dach po pro­stu zni­ka jak sen jaki wil­got­ny. No, a ja żad­nych zdjęć pier­si dam­skich nie dosta­łem. Do dzisiaj.

Pan­na w koron­kach wysła­ła parę bar­dzo kształt­nych pier­si lek­ko, jak­by wsty­dli­wie zasło­nię­tych ręką (nie wiem, czy to się liczy, bo codzien­nie na Insta­gra­mie laski odsła­nia­ją dużo wię­cej, ale że to prze­sył­ka sper­so­na­li­zo­wa­na tyl­ko dla mnie, to załóż­my, że tak). Do prze­sył­ki pod­cho­dzę z mie­sza­ny­mi uczu­cia­mi – z jed­nej stro­ny jestem face­tem i taki widok jest dla mnie jak­by nie było przy­jem­ny, bo któ­ry zdro­wy męż­czy­zna nie lubi sobie popa­trzeć na dam­skie dru­go­rzęd­ne cechy płcio­we? Ale z dru­giej nie do koń­ca wiem, jak mam zare­ago­wać, bo prze­cież stan sku­pie­nia mój wszyst­kim jest zna­ny, nie kry­ję się z nim, wręcz prze­ciw­nie, więc to lek­ko nie teges. No i Mała­Żon­ka w ryj dać może dać.

Mój ryj na początek.

Dla­te­go żeby nie było, że mam jakieś sekre­ty z jaki­miś czy­tel­nicz­ka­mi, publicz­nie się Wam wszyst­kim chwa­lę, bo to napraw­dę dla mnie szok i nie­do­wie­rza­nie, a jed­no­cze­śnie prze­peł­nia mnie irra­cjo­nal­na duma. Tym bar­dziej, że do zdję­cia dołą­czo­ny był mail, z któ­re­go wyraź­nie widać, że Pan­na w koron­kach bar­dzo lubi to, co piszę i z dobro­ci ser­ca w kształt­nej pier­si speł­ni­ła moją rzu­co­ną żar­tem suge­stię. W kate­go­rii żar­tu też odbie­ram tę wia­do­mość, ale i tak dzię­ku­ję, bo to jed­nak dowód wiel­kiej odwa­gi – niby ja chy­ba spra­wiam wra­że­nie nor­mal­ne­go, ale kto mnie tam wie, co ja z takim zdję­ciem zro­bię. Może mema z Macierewiczem?

Czy­li zali­czo­ne (dwu­znacz­ność bar­dzo niezamierzona).

 

No i chy­ba w moim blo­go­wa­niu wła­śnie wspią­łem się na następ­ny poziom. Jest to dla mnie wiel­ki kom­ple­ment, dwu­znacz­ny, nie powiem, ale jed­nak kom­ple­ment. Ale mówię kate­go­rycz­nie NIE jej następ­czy­niom, ok?

I tak to z punk­tów powy­żej został mi już tyl­ko Lord Somers­by do zali­cze­nia, więc cią­gle nie jestem blo­ge­rem, a blągerem.

Ale powo­li, cierpliwości…

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close