7 powodów i dowodów na to, że projektowanie wnętrz to nie je bajka

 

Wie­cie, w więk­szo­ści przy­pad­ków, kie­dy mówię komuś czym się zaj­mu­ję, to czę­sto sły­szę w odpo­wie­dzi coś w ten deseń: “łaaaaaaaał, mega­aaa”. Tak jak­by pla­kiet­ka z napi­sem “archi­tekt wnętrz” doda­wa­ła +10 do zaje­bi­sto­ści. Bo prze­cież wymy­śla­nie, pro­jek­to­wa­nie i two­rze­nie wnętrz jest czy­stą rado­ścią i ma same plu­sy dodat­nie, a wszyst­kie plu­sy ujem­ne ma ⇒pra­ca w kor­po albo w Lidlu na kasie. To sam cud, miód i Hel­lo Kit­ty. No nie, nie do końca.

Fakt, jest to na swój spo­sób faj­na robota.

Fakt – mało w niej mono­to­nii, bo co i rusz masz do czy­nie­nia z nowy­mi tema­ta­mi, albo bar­dziej nowym podej­ściem do sta­re­go tematu.

Ale jest i dru­ga stro­na – nie­wie­le osób w ogó­le wie, co tak napraw­dę w tej całej robo­cie się robi i co tak napraw­dę stoi za efek­tem koń­co­wym. I ile to kosz­tu­je cza­su i ener­gii. A ile kosz­tu­je ner­wów to się prze­ko­nasz, jak zaczniesz się remontować.

A ja to prze­cież mam codzien­nie, i wca­le nie ma to zna­cze­nia, że to nie moje miesz­ka­nie czy dom.

Dla­te­go zanim wkro­czy­cie na ścież­kę karie­ry w tema­cie DESIGN (jakoś tak bar­dziej teges brzmi, niż pro­jek­to­wa­nie, praw­da?), poczy­taj­cie co wujek Wam opo­wie, bo pro­jek­to­wa­nie wnętrz to nie je baj­ka, to je bitwa.

 

1. Ludzie…

To tro­chę jak w powie­dze­niu moje­go zna­jo­me­go dok­to­ra – ⇒bycie leka­rzem jest faj­ne, tyl­ko pacjen­ci prze­szka­dza­ją. W prze­wa­ża­ją­cej więk­szo­ści (jakieś 99,999%) mam klien­tów kon­tak­to­wych, przy­ja­znych, takich po pro­stu nor­mal­nych. Ale raz na jakiś czas tra­fia się ⇒jed­nost­ka wybit­na, któ­ra spier­do­li całą przy­jem­ność z tej robo­ty jak pest­ka w wiśni, na któ­rej zła­miesz ząb jedząc słod­kie cia­sto. I bywa to tak samo bolesne.

Kto­kol­wiek kie­dy­kol­wiek obsłu­gi­wał klien­tów, to wie o czym mówię. Ludzie są po pro­stu róż­ni – jed­ni faj­ni, inni zje­ba­ni. Dodat­ko­wo ostat­nio coraz bar­dziej widać coś, co ja nazy­wam poko­le­niem Tesco.

W takim Tesco jesteś bogiem. Możesz zje­bać jak sze­re­gow­ca dowol­ną oso­bę z obsłu­gi – od tej bid­nej kobie­ty na kasie po kie­row­ni­ka dzia­łu, któ­ry nie­opatrz­nie aku­rat prze­cho­dził obok. Możesz dorwać pierw­sze­go lep­sze­go lud­ka z obsłu­gi i truć mu dupę, żeby Ci zna­lazł to i tam­to, a naj­le­piej jesz­cze oto­tu dla porów­na­nia. A potem sobie pójść nie mówiąc nawet dzię­ku­ję. A do tego wszyst­ko jest gra­tis, w pro­mo­cji, za pół ceny czy dwa w jed­nym. I nie­któ­rym się wyda­je, że tak jest wszę­dzie. Że mogą wszyst­ko, do tego naj­le­piej za dar­mo. A w tym biz­ne­sie za dar­mo się nie da, bo…

 

2. Ten zawód wymaga sporej kasy na starcie

Jasne, moż­na cią­gnąć na pirac­kim Win­dow­sie, Auto­CA­Dzie czy 3d maxie. Moż­na to odpa­lać na Pen­tium 75. Ale zapa­mię­taj sobie – jeśli chcesz świad­czyć pro­fe­sjo­nal­ne usłu­gi, to w pro­fe­sjo­nal­ny spo­sób: musisz mieć ⇒pro­fe­sjo­nal­ne pro­gra­my do pro­jek­to­wa­nia wnętrz i musi to hulać na pro­fe­sjo­nal­nym sprzęcie.

Na pew­nym eta­pie już nie możesz ren­de­ro­wać klien­to­wi jed­ne­go uję­cia pomiesz­cze­nia 5 godzin tyl­ko po to, żeby się prze­ko­nać, że jed­nak ścia­na powin­na być bar­dziej sza­ra, a mniej siwa. Ama­tor­ką jedzie prze­ka­zy­wa­nie klien­to­wi rysun­ków tech­nicz­nych ze zna­kiem wod­nym i napi­sem “Wyko­na­no w wer­sji edu­ka­cyj­nej Auto­CAD”. Mając iluś tam klien­tów rów­no­le­gle, nie możesz sobie pozwo­lić na to, żeby nary­so­wa­nie jed­ne­go pomiesz­cze­nia zaj­mo­wa­ło kil­ka dni. Że nie wspo­mnę o tym, ile kasy pochła­nia urzą­dze­nie stu­dia pro­jek­to­we­go z eks­po­zy­cja­mi z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. I dla­te­go jeśli chcesz to robić jak zawo­do­wiec, to musisz zain­we­sto­wać, bo…

 

3. Klienci mają coraz wyższe wymagania

Co jest moim zda­niem świet­ne – wyż­sze wyma­ga­nia wymu­sza­ją roz­wój i pod­no­sze­nie jako­ści świad­czo­nych usług. Jest to dobre dla obu stron – pod­no­sze­nie kwa­li­fi­ka­cji zawsze pro­cen­tu­je i prze­kła­da się na efekt koń­co­wy, czy­li goto­we wnę­trze. Win-win.

Ale nie­ste­ty, ostat­nio coraz trud­niej prze­kła­da się to na chęć do pła­ce­nia za ten efekt. W dal­szym cią­gu w naszym kra­ju-raju panu­je prze­ko­na­nie, że za myśle­nie czy pra­cę kre­atyw­ną się nie pła­ci, bo prze­cież każ­dy może to zro­bić. Wie­lo­krot­nie sły­sza­łem, że “Za co ja mam tyle pła­cić? To prze­cież żad­na filo­zo­fia wsta­wić stół, krze­sła i kil­ka sza­fek, to każ­dy potra­fi”. Bez zmian i zawsze odpo­wia­dam: “Sko­ro to takie pro­ste, to dla­cze­go Pan do mnie przy­szedł?”. Bo ⇒pro­jek­to­wa­nie wnętrz wca­le nie jest takie pro­ste. Nie jest też oczy­wi­ście bar­dzo trud­ne, ale…

 

4. Żeby to robić dobrze, trzeba ogromnego doświadczenia i wiedzy

Któ­re de fac­to możesz zdo­być jedy­nie w prak­ty­ce. Nie­ste­ty, bar­dzo czę­sto o tym, że cze­goś nie prze­my­śla­łeś albo popi­to­li­łeś dowia­du­jesz się dopie­ro na eta­pie reali­za­cji inwe­sty­cji, kie­dy ścia­ny sto­ją i pomię­dzy te ścia­ny coś nie wła­zi. ⇒Naj­le­piej uczyć się na wła­snych błę­dach, choć nie­ste­ty zazwy­czaj napra­wa takie­go błę­du spo­ro kosz­tu­je. I to zazwy­czaj kosz­tu­je Cie­bie. Nawet, jeśli nie są to pie­nią­dze, to na pew­no repu­ta­cja. A na nią pra­cu­jesz lata­mi. A do tego…

 

5. Konkurencja nie śpi

I dyszy gorą­cym odde­chem pro­sto w kark. Dla prze­cięt­ne­go Kowal­skie­go pro­jek­to­wa­nie wnętrz to napraw­dę wsta­wie­nie dwóch sza­fek na krzyż i poma­lo­wa­nie ścia­ny. I dla­te­go dla takie­go prze­cięt­ne­go Kowal­skie­go jedy­na róż­ni­ca pomię­dzy zawo­dow­cem z pro­fe­sjo­nal­nym zaple­czem, a stu­den­tem, to goła kwo­ta. A taki stu­dent wyko­na pro­jekt za 50% ceny, jakiej zażą­da za swo­je usłu­gi pro­fe­sjo­na­li­sta. Tyl­ko czy stu­dent zagwa­ran­tu­je Ci efekt?

Coraz czę­ściej mamy pro­po­zy­cje zej­ścia z ceny do takie­go wła­śnie pozio­mu, bo:

Prze­cież każ­dy może pro­jek­to­wać, żad­na filo­zo­fia. A ja mam takie­go spe­cja­li­stę stu­den­ta, któ­ry wła­śnie koń­czy Pro­jek­to­wa­nie Wnętrz na Pań­stwo­wej Wyż­szej Szko­le Tań­ca Góral­skie­go, więc prze­cież musi się znać, a robi za mniej niż poło­wę ceny.

Kie­dyś był szał na infor­ma­ty­kę, mar­ke­ting i zarzą­dza­nie, teraz się robi dyz­ajn. Ale kie­dyś prze­czy­ta­łem, że ⇒pro­fe­sjo­na­lizm to rów­nież zna­jo­mość momen­tu, w któ­rym trze­ba powie­dzieć NIETak napraw­dę nie stać Cię na mar­no­wa­nie cza­su, bo…

 

6. Projektowanie to robota czasochłonna i często żmudna

To nie tak, że nagle masz błysk weny i ogar­nia Cię szał twór­czy, w któ­rym chwy­tasz za mysz­kę i two­rzysz. I wycho­dzi z tego wnę­trzar­skie skrzy­żo­wa­nie Sagra­da Fami­liaMoną Lisą.

Nie – naj­pierw jedziesz na pomiar. Czę­sto na budo­wę, gdzie pył ze szli­fo­wa­nia zabu­do­wy g‑k osa­dza się deli­kat­ną mgieł­ką na wszyst­kim, co masz na sobie. I ze sobą. Na języ­ku czę­sto też. Patyn­ka z gip­su nie omi­ja tak­że nosa i gar­dła. Ale zanim dostą­pisz tych roz­ko­szy, to musisz dostać się do budyn­ku, czę­sto po kola­na w bło­cie, bo jesz­cze nie ma dróg. Czę­sto oświe­tle­nia też nie ma, więc latar­ka Two­im przy­ja­cie­lem jest. I pole­cam też cie­płe ciu­chy, bo kie­dy na dwo­rze zim­no, to w gołych murach jest lodo­wa­to. A pomiar nie trwa 15 minut. 30 też nie.

No i na takie salo­ny wpusz­cza­ją nas najpierw.

Potem to wszyst­ko trze­ba dokład­nie wry­so­wać, i to jest dopie­ro czy­sty fun. Ale napraw­dę zabaw­nie oka­zu­je się, kie­dy się zapo­mnia­ło zmie­rzyć jakie­goś waż­ne­go kawał­ka ścia­ny i trze­ba popy­lać raz jesz­cze w ten deszcz i ten wiatr, żeby wymiar uzupełnić.

A potem dumasz. I pró­bu­jesz. I dumasz. A potem pró­bu­jesz. I dumasz. I nie wycho­dzi. A jak wydu­masz już wszyst­ko i jest faj­nie, to klient przy­po­mi­na sobie, że na środ­ku salo­nu ma stać pamiąt­ko­wy for­te­pian po bab­ci #tru­esto­ry. I dumasz od nowa. A nie możesz nie dumać, olać i zosta­wić pier­wot­ny pro­jekt, bo…

 

7. Projektowanie to bardzo duża odpowiedzialność

To jest coś, o czym ci wszy­scy napa­le­ni na dyz­ajn nie pamię­ta­ją – klient nie musi i naj­czę­ściej się nie zna na tym, ile powin­no się zosta­wić przej­ścia, żeby przy wła­że­niu z impe­tem wgłąb nie zosta­ły nam sia­ty z zaku­pa­mi na zewnątrz, czy pod sko­sem zmie­ści się kabi­na prysz­ni­co­wa, albo na jakiej wyso­ko­ści musi być blat w kuch­ni, żeby nie musiał wła­zić na dra­bi­nę, jeśli chce zro­bić pie­ro­gi. Od tego jest archi­tekt wnętrz.

Faj­nie, jeśli wspo­ma­ga go dobry fach­man od wykoń­czeń, bo wyła­pie ewen­tu­al­ne babo­le zanim zacznie to dużo kosz­to­wać. Ale nie­ste­ty coraz czę­ściej klien­ci mają fahof­f­cuff takich, jak ⇒mój fach­man od GEBERITU. Tym bar­dziej pro­jekt musi być moż­li­wie bez­błęd­ny, prze­my­śla­ny i spójny. 

I do tego jesz­cze po pro­stu ładny.

 

Pamiętaj:

Miej poko­rę. Po wie­lu pery­pe­tiach, któ­re może kie­dyś opi­szę, na pew­no nie zatrud­nię już stu­den­ta albo świe­że­go po-stu­den­ta, choć­by nawet jego zaje­bi­stość była więk­sza niż dupa Kim Kar­da­shian. To nawet nie cho­dzi o to, że po stu­diach nie­wie­le umie­ją. Cho­dzi o to, że nie dopusz­cza­ją do sie­bie myśli, że nie umie­ją. I nie chcą się uczyć.

Bądź uczci­wy – w sto­sun­ku do sie­bie, do ewen­tu­al­ne­go pra­co­daw­cy i przede wszyst­kim w sto­sun­ku do klien­ta. Będąc archi­tek­tem wnętrz świad­czysz usłu­gę, za któ­rą ktoś płaci.

I to ten ktoś ma na koniec stwier­dzić, że było war­to i jesteś zajebisty.

Nie Ty.

 

Ty tu tyl­ko robisz za dizajnucha.

 

 PS. Jak zwy­kle w tema­tach dizaj­nu­cho­wych na obraz­ku Lin­da. Lin­da jest bar­dzo dizaj­ner­ska. Zna­czy bar­dziej była, ale nie drążmy.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close