Wiecie, w większości przypadków, kiedy mówię komuś czym się zajmuję, to często słyszę w odpowiedzi coś w ten deseń: “łaaaaaaaał, megaaaa”. Tak jakby plakietka z napisem “architekt wnętrz” dodawała +10 do zajebistości. Bo przecież wymyślanie, projektowanie i tworzenie wnętrz jest czystą radością i ma same plusy dodatnie, a wszystkie plusy ujemne ma ⇒praca w korpo albo w Lidlu na kasie. To sam cud, miód i Hello Kitty. No nie, nie do końca.
Fakt, jest to na swój sposób fajna robota.
Fakt – mało w niej monotonii, bo co i rusz masz do czynienia z nowymi tematami, albo bardziej nowym podejściem do starego tematu.
Ale jest i druga strona – niewiele osób w ogóle wie, co tak naprawdę w tej całej robocie się robi i co tak naprawdę stoi za efektem końcowym. I ile to kosztuje czasu i energii. A ile kosztuje nerwów to się przekonasz, jak zaczniesz się remontować.
A ja to przecież mam codziennie, i wcale nie ma to znaczenia, że to nie moje mieszkanie czy dom.
Dlatego zanim wkroczycie na ścieżkę kariery w temacie DESIGN (jakoś tak bardziej teges brzmi, niż projektowanie, prawda?), poczytajcie co wujek Wam opowie, bo projektowanie wnętrz to nie je bajka, to je bitwa.
1. Ludzie…
To trochę jak w powiedzeniu mojego znajomego doktora – ⇒bycie lekarzem jest fajne, tylko pacjenci przeszkadzają. W przeważającej większości (jakieś 99,999%) mam klientów kontaktowych, przyjaznych, takich po prostu normalnych. Ale raz na jakiś czas trafia się ⇒jednostka wybitna, która spierdoli całą przyjemność z tej roboty jak pestka w wiśni, na której złamiesz ząb jedząc słodkie ciasto. I bywa to tak samo bolesne.
Ktokolwiek kiedykolwiek obsługiwał klientów, to wie o czym mówię. Ludzie są po prostu różni – jedni fajni, inni zjebani. Dodatkowo ostatnio coraz bardziej widać coś, co ja nazywam pokoleniem Tesco.
W takim Tesco jesteś bogiem. Możesz zjebać jak szeregowca dowolną osobę z obsługi – od tej bidnej kobiety na kasie po kierownika działu, który nieopatrznie akurat przechodził obok. Możesz dorwać pierwszego lepszego ludka z obsługi i truć mu dupę, żeby Ci znalazł to i tamto, a najlepiej jeszcze ototu dla porównania. A potem sobie pójść nie mówiąc nawet dziękuję. A do tego wszystko jest gratis, w promocji, za pół ceny czy dwa w jednym. I niektórym się wydaje, że tak jest wszędzie. Że mogą wszystko, do tego najlepiej za darmo. A w tym biznesie za darmo się nie da, bo…
2. Ten zawód wymaga sporej kasy na starcie
Jasne, można ciągnąć na pirackim Windowsie, AutoCADzie czy 3d maxie. Można to odpalać na Pentium 75. Ale zapamiętaj sobie – jeśli chcesz świadczyć profesjonalne usługi, to w profesjonalny sposób: musisz mieć ⇒profesjonalne programy do projektowania wnętrz i musi to hulać na profesjonalnym sprzęcie.
Na pewnym etapie już nie możesz renderować klientowi jednego ujęcia pomieszczenia 5 godzin tylko po to, żeby się przekonać, że jednak ściana powinna być bardziej szara, a mniej siwa. Amatorką jedzie przekazywanie klientowi rysunków technicznych ze znakiem wodnym i napisem “Wykonano w wersji edukacyjnej AutoCAD”. Mając iluś tam klientów równolegle, nie możesz sobie pozwolić na to, żeby narysowanie jednego pomieszczenia zajmowało kilka dni. Że nie wspomnę o tym, ile kasy pochłania urządzenie studia projektowego z ekspozycjami z prawdziwego zdarzenia. I dlatego jeśli chcesz to robić jak zawodowiec, to musisz zainwestować, bo…
3. Klienci mają coraz wyższe wymagania
Co jest moim zdaniem świetne – wyższe wymagania wymuszają rozwój i podnoszenie jakości świadczonych usług. Jest to dobre dla obu stron – podnoszenie kwalifikacji zawsze procentuje i przekłada się na efekt końcowy, czyli gotowe wnętrze. Win-win.
Ale niestety, ostatnio coraz trudniej przekłada się to na chęć do płacenia za ten efekt. W dalszym ciągu w naszym kraju-raju panuje przekonanie, że za myślenie czy pracę kreatywną się nie płaci, bo przecież każdy może to zrobić. Wielokrotnie słyszałem, że “Za co ja mam tyle płacić? To przecież żadna filozofia wstawić stół, krzesła i kilka szafek, to każdy potrafi”. Bez zmian i zawsze odpowiadam: “Skoro to takie proste, to dlaczego Pan do mnie przyszedł?”. Bo ⇒projektowanie wnętrz wcale nie jest takie proste. Nie jest też oczywiście bardzo trudne, ale…
4. Żeby to robić dobrze, trzeba ogromnego doświadczenia i wiedzy
Które de facto możesz zdobyć jedynie w praktyce. Niestety, bardzo często o tym, że czegoś nie przemyślałeś albo popitoliłeś dowiadujesz się dopiero na etapie realizacji inwestycji, kiedy ściany stoją i pomiędzy te ściany coś nie włazi. ⇒Najlepiej uczyć się na własnych błędach, choć niestety zazwyczaj naprawa takiego błędu sporo kosztuje. I to zazwyczaj kosztuje Ciebie. Nawet, jeśli nie są to pieniądze, to na pewno reputacja. A na nią pracujesz latami. A do tego…
5. Konkurencja nie śpi
I dyszy gorącym oddechem prosto w kark. Dla przeciętnego Kowalskiego projektowanie wnętrz to naprawdę wstawienie dwóch szafek na krzyż i pomalowanie ściany. I dlatego dla takiego przeciętnego Kowalskiego jedyna różnica pomiędzy zawodowcem z profesjonalnym zapleczem, a studentem, to goła kwota. A taki student wykona projekt za 50% ceny, jakiej zażąda za swoje usługi profesjonalista. Tylko czy student zagwarantuje Ci efekt?
Coraz częściej mamy propozycje zejścia z ceny do takiego właśnie poziomu, bo:
Przecież każdy może projektować, żadna filozofia. A ja mam takiego specjalistę studenta, który właśnie kończy Projektowanie Wnętrz na Państwowej Wyższej Szkole Tańca Góralskiego, więc przecież musi się znać, a robi za mniej niż połowę ceny.
Kiedyś był szał na informatykę, marketing i zarządzanie, teraz się robi dyzajn. Ale kiedyś przeczytałem, że ⇒profesjonalizm to również znajomość momentu, w którym trzeba powiedzieć NIE. Tak naprawdę nie stać Cię na marnowanie czasu, bo…
6. Projektowanie to robota czasochłonna i często żmudna
To nie tak, że nagle masz błysk weny i ogarnia Cię szał twórczy, w którym chwytasz za myszkę i tworzysz. I wychodzi z tego wnętrzarskie skrzyżowanie Sagrada Familia z Moną Lisą.
Nie – najpierw jedziesz na pomiar. Często na budowę, gdzie pył ze szlifowania zabudowy g‑k osadza się delikatną mgiełką na wszystkim, co masz na sobie. I ze sobą. Na języku często też. Patynka z gipsu nie omija także nosa i gardła. Ale zanim dostąpisz tych rozkoszy, to musisz dostać się do budynku, często po kolana w błocie, bo jeszcze nie ma dróg. Często oświetlenia też nie ma, więc latarka Twoim przyjacielem jest. I polecam też ciepłe ciuchy, bo kiedy na dworze zimno, to w gołych murach jest lodowato. A pomiar nie trwa 15 minut. 30 też nie.
Potem to wszystko trzeba dokładnie wrysować, i to jest dopiero czysty fun. Ale naprawdę zabawnie okazuje się, kiedy się zapomniało zmierzyć jakiegoś ważnego kawałka ściany i trzeba popylać raz jeszcze w ten deszcz i ten wiatr, żeby wymiar uzupełnić.
A potem dumasz. I próbujesz. I dumasz. A potem próbujesz. I dumasz. I nie wychodzi. A jak wydumasz już wszystko i jest fajnie, to klient przypomina sobie, że na środku salonu ma stać pamiątkowy fortepian po babci #truestory. I dumasz od nowa. A nie możesz nie dumać, olać i zostawić pierwotny projekt, bo…
7. Projektowanie to bardzo duża odpowiedzialność
To jest coś, o czym ci wszyscy napaleni na dyzajn nie pamiętają – klient nie musi i najczęściej się nie zna na tym, ile powinno się zostawić przejścia, żeby przy włażeniu z impetem wgłąb nie zostały nam siaty z zakupami na zewnątrz, czy pod skosem zmieści się kabina prysznicowa, albo na jakiej wysokości musi być blat w kuchni, żeby nie musiał włazić na drabinę, jeśli chce zrobić pierogi. Od tego jest architekt wnętrz.
Fajnie, jeśli wspomaga go dobry fachman od wykończeń, bo wyłapie ewentualne babole zanim zacznie to dużo kosztować. Ale niestety coraz częściej klienci mają fahoffcuff takich, jak ⇒mój fachman od GEBERITU. Tym bardziej projekt musi być możliwie bezbłędny, przemyślany i spójny.
I do tego jeszcze po prostu ładny.
Pamiętaj:
Miej pokorę. Po wielu perypetiach, które może kiedyś opiszę, na pewno nie zatrudnię już studenta albo świeżego po-studenta, choćby nawet jego zajebistość była większa niż dupa Kim Kardashian. To nawet nie chodzi o to, że po studiach niewiele umieją. Chodzi o to, że nie dopuszczają do siebie myśli, że nie umieją. I nie chcą się uczyć.
Bądź uczciwy – w stosunku do siebie, do ewentualnego pracodawcy i przede wszystkim w stosunku do klienta. Będąc architektem wnętrz świadczysz usługę, za którą ktoś płaci.
I to ten ktoś ma na koniec stwierdzić, że było warto i jesteś zajebisty.
Nie Ty.
Ty tu tylko robisz za dizajnucha.
PS. Jak zwykle w tematach dizajnuchowych na obrazku Linda. Linda jest bardzo dizajnerska. Znaczy bardziej była, ale nie drążmy.