Czasami zastanawiam się, czy matka natura to wszystko dobrze obmyśliła, czy po prostu bywa, że coś po drodze skręciło w złą stronę, jakiś gen wskoczył nie tu, gdzie powinien, ale ojtam ojtam, już jakoś szkoda czasu i energii na poprawianie, reklamacji nie uznaje się.
Ostatnio czas był urlopowy, jak wiecie śledząc mnie tu i tam, albo jak nie wiecie, to Wam powiem. Ferie mianowicie były, więc dni takie jakby luźniejsze, spokojniejsze, wreszcie bez telefonów w kółko dzwoniących (no prawie) i #klajentów. Ani tych działających na nerwy, by nie rzec wprost popierdolonych, ani tych śmiesznych, co to bardziej humor poprawią, niż nerwa zruszą. Ot, dni to takie mniej lub bardziej na to, żeby sobie rano uporządkować w głowie sprawy, co to normalnie nie ma na nie czasu, np. czy robić porządki ze zdjęciami na dysku czy włączyć sobie kolejny odcinek zaległego serialu? Nie ma tej codziennej presji, że już, że szybko, że w biegu. Urlop w końcu to urlop, nie?
No i budzisz się w ten urlopowy, leniwy poranek i pierwsze co widzisz, to Ona.
Śpi.
Taki ma spokojny wyraz twarzy, oddycha lekko i bezgłośnie. W przeciwieństwie do ciebie, który wydajesz przez sen dźwięki jakby ranny żubr zwiał z jakiegoś starego sowieckiego programu stworzenia machiny zagłady, gdzie mu wszczepiali w gardło potwornie rzężące implanty, do tego kiepsko posmarowane, bo świszczą, skrzypią, sapią, jęczą i charkoczą, jakby to były ich i tego żubra ostatnie, agonalne chwile.
Ale to nie Ona. Ona delikatnie posapuje i poza tym nie wydaje innych dźwięków. Delikatnie przesmykuje się po falach dźwiękowych zostawiając na nich minimalny ślad, zamiast taranować je swoim żubrzym chrapaniem rozwalając ciszę w drobny mak.
Patrzysz.
Przyglądasz się, jak Jej pierś w rytm tego ledwie słyszalnego oddechu unosi się i opada regularnie. A że korzystanie w nocy z wynalazków typu push-up czy innych wytworów przemysłu bieliźniarskiego jest niezdrowe i niewygodne, więc widok cieszy twe oczy, można śmiało rzec, że podwójnie swoją nietekstylną naturalnością miseczki D.
Twoje spojrzenie ślizga się w dół, gdzie spod kołdry, nie wiedzieć jak i w niemożliwy wręcz do wytłumaczenia sposób, zakręconej i owiniętej wokoło jednej tylko nogi, widać te cudowne zaoblenia i krągłości przechodzące w gładkie uda i dalej w smukłe łydki. Bo przecież w piżamie też się niewygodnie śpi – im dłużej błądzisz wzrokiem po gładkiej skórze, tym bardziej uznajesz takie wynalazki jak piżama za niekomu niepotrzebną fanaberię.
Z fascynacją obserwujesz Jej zgrabniutką stopę, będącą spełnieniem mokrych snów stópkowych fetyszystów, która przez sen wykonuje jakieś dziwne, delikatne i prawie niezauważalne ruchy, jakby jej Właścicielka śniła o niezwykłym tańcu albo płynęła gdzieś lekka niczym piórko. Nie wiedzieć czemu ruchy uznajesz za niezwykle kuszące i pociągające.
I kiedy tak patrzysz na Nią, naturalnie piękną, bo w makijażu śpi się równie źle, co w staniku czy piżamie, spokojnie pogrążoną w porannych marzeniach sennych, z tą podnoszącą i opadającą piersią i tą tańczącą stopą to czujesz, że i w tobie coś wzbiera i unosi się.
Zaczyna cię wypełniać uczucie, z którym jeszcze na początku próbujesz walczyć, żeby ten magiczny moment o poranku trwał jak najdłużej, żeby jak najpóźniej czar przegrał z, brutalnie mówiąc, fizjologią.
Z napięciem mięśni, tym niemożliwym wręcz do wytrzymania naciskiem w dole brzucha, wysiłkiem lekkim oraz wreszcie niesamowitą, kosmiczną wręcz ulgą.
Patrzysz na Nią i jak tylko możesz odwlekasz w czasie ten moment, kiedy wreszcie sobie ulżysz i pójdziesz się odlać.
Fot: depositphotos.com, autor: romankosolapov