Za stary się robię na te narty, wiecie?
Choć jest też niewielka szansa, że może i za ciężki. Jakoś tak nigdy nie przejąłem tego genu z mojego Taty, który go w wieku Matuzalemowym jeszcze gania na jakiegoś ping-ponga dla seniorów, a w czasach młodości durnej i chmurnej kazał mu podnosić żelastwo i dźwigać więcej, niż sam ważył. Ze sportów to ja od zawsze kocham podnoszenie pucharów i rzucanie haseł, co jakoś tak nie powiem, całkiem dobrze mi wychodzi i nawet jeśli nie jestem w czołówce światowej, to w europejskiej na pewno. Fakt jest faktem, że niewiele znam osób, które mnie przepiją, a jeszcze mniej, które przegadają.
I już pomijam fakt, że to dyscypliny, z których nie bardzo można być dumnym (bo nie wierzcie tej obiegowej opinii, że alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach), to bardziej mi chodzi o to, że wpływ na moje zdrowie obie mają mizerny. Pewnie dlatego, że pomimo mocnego łba, taki ze mnie pijak, jak z koziej dupy rakietnica, więc nie wywala mi wątroby na wierzch, a od gadania niestety kilogramy się same nie zrzucają, sylwetka nie formuje, a kaloryfer na brzuchu to dalej jakiś szczyt nowoczesnego dizajnu w ogrzewaniu, bo ciągle przypomina owłosiony bojler.
Dlatego po zaliczeniu kilku dni na stoku stwierdziłem, że jeszcze z dwa razy się wywalę, to wywołam lawinę, jak nie śniegu, to śmiechu, a moje stare kości powiedzą mi w końcu weź się stary lecz na nogi, bo na głowę za późno. Tym bardziej, że od tych pierdzielonych ciasnych butów narciarskich bolało mnie całe ciało od kolan w dół. Bolało mnie boleścią uciśniętą, ugniecioną, zmiętoloną oraz przeciążoną od dźwigania nadmiarowych kilogramów, bo przecież ubranie narciarskie być musi ciepłe, ergo jest ciężkie, to wcale nie ja jestem za ciężki. Zwłaszcza, jak się ma we wszystkich kieszeniach śnieg i lód od tego ciągłego wywracania się.
I dlatego zarządziłem dzień przerwy od nart!
Ale co tu robić zimą w górach?
Można by się pójść powspinać, ale przewidywałem, że wcale mi to nie zaoszczędzi boleści dolnych części ciała, a nawet vice versa. Co prawda rzeczywistość wcale nie była tak brutalna, co przeczytacie niedługo, kiedy się pochwalę zimowym wejściem na Rusinowa Polanę oraz serią lodowcowych trawersów w Dolinie Strążyskiej (wiecie, tutaj aż pcha się coś na temat Nanga Parbat, ale skoro ja się powstrzymuję, to Wy w komentarzach też się powstrzymajcie, ok?). A na razie stwierdziłem, że najlepszym wyjściem dla moich zbolałych nóg i reszty mojej powłoki cielesnej będzie wymoczenie ich w gorącej wodzie z bąbelkami. I dlatego odwiedziliśmy Chochołowskie Termy.
Kilka słów w temacie term na Podhalu
Są w Białce, są w Bukowinie, są w Szaflarach, są w Oravicach rzut beretem za granicę. Ma je u siebie słowacka ⇒Tatralandia i Basenova. Jest ich dużo, a nawet bardzo dużo. Ale turystów jest jeszcze więcej, a co za tym idzie – kąpiesz się w ludziach, nie w wodzie. Jeśli nie chce Ci się klikać w link powyżej z moich przygód w Tatralandii, to podrzucę odpowiedni obrazek dla zobrazowania.

♫ W Zakopanem na ubocuu ♫
♫ topił juhas bace w mocuu ♪
♫ Cy go topił, cy utopił ♫
♪ w każdym razie go ożłopił ♪
Pewnie już łapiecie kontekst, ale jakby ktoś miał dzisiaj lekką zaćmę, to wprost – we wszystkich termach są tłumy. Wielkie, ogromne, hałasujące i wnerwiające. I wcale to, że sam się do tego tłumu zaliczam, nie poprawia mi na ten tłum nerwa. Bo ja wcale, ale to wcale nie lubię się tłoczyć. Dlatego kiedy wpadł mi w oko wielki billboard z reklamą “Chochołowskie Termy – cośtam, cośtam, przyjedź”, o których wcześniej słyszałem, że są w budowie, to pomyślałem sobie, że jest szansa, że w świeżutkim obiekcie nie będzie tyle luda i to dobry moment na ich odwiedzenie i pobąbelkowanie grzesznego cielska. Czyli mnie.
Co oferują Chochołowskie Termy?
Tutaj wybiegnę trochę w przyszłość – byłem tam dwa dni pod rząd, tak mi się spodobało i polecam wybrać się jakoś tak w porze obiadowej. My się zameldowaliśmy po 14, bilet mieliśmy na 4 godziny i to był strzał w dziesiątkę – nie było grup kolonijno-feryjnych z drącymi się dzieciorami, bo wszystkie grzecznie pojechały na obiad. Podobnie jak opuchnięci kolesie bez włosów, ale za to ze złotymi łańcuchami grubości węgorza elektrycznego oraz tatuażami lżącymi wrogów narodu i Legii Warszawa. Mazowieckie ma ferie razem z dolnośląskim, co pewnie niedługo przełoży się na wpis o braciach (i siostrach) Polakach ze stolicy, bo to strasznie były inspirujące obserwacje.

♫ Siedli my se u sałasaaa ♫
♫ która wejdzie – będzie nasaaa ♫
♫ A ze nie było wycieckiii ♫
♫ Wydupcylim dziś łowieckiii ♫
Drugiego dnia zameldowaliśmy się na obiekcie w okolicy 10:00 i niestety stężenie wyżej wymienionych znacznie wzrosło. Ale i tak było dużo, dużo mniej ludzi, niż w wyżej wymienionej Tatralandii czy choćby w Termach Bania w Białce Tatrzańskiej. Dodatkowo pierwszego dnia zapadł był zmrok w okolicy godziny 16:00, na obiekcie zapaliły się światełka i zrobiło się miejscami nawet magicznie, a na pewno przytulnie. Wybaczcie ziarno na zdjęciach, ale noc była i opary dookoła..

Tu nie będzie przyśpiewki, gdyż albowiem muszę nabrać tchu i dodatkowo napisać, że to niebieskawe podświetlone coś, to wejście do budynku z basenu termalnego.
Fajny bajer jest taki, że na zewnątrz baseny termalne są dwa, na różnych piętrach. Różnią się troszkę gadżetami, bo w jednym są dysze masujące pod dużym ciśnieniem, które zrobiły niesamowicie dobrze moim zbolałym nogom, w drugim są za to bąbelki, które robią dobrze całej reszcie. Jest bar (akurat był zamknięty), siatka do grania, siatka do wspinania się, sikawki, bicze wodne, leniwa rzeczka czy te takie tuby do skakania i robienia fal. Nie będziecie się nudzić.

♫ W Zakopanem blisko molo ♫
♪ grają cepry disco-polo ♪
♫ Cy to molo, cy nie molo ♫
♪ usy bolo, tak pierdolo! ♪
Dla chętnych są też zjeżdżalnie, ale jakoś nas wcale nie eksajtowały i nie skorzystaliśmy. Troszkę zniechęcała kolejka golasów na schodach dzierżąca w drżących łapkach dmuchane kółka-pontony do zjeżdżania. W dzień aż do samej podstawy wieży, czyli pewnie spora.
Ale żeby nie było, że Chochołowskie Termy to tylko dwa baseny na zewnątrz – w środku też jest zacnie, bo mamy mnóstwo jacuzzi z gorącymi bąbelkami, jest ogromna strefa dla dzieci, są też kąpiele siarkowe i solankowe (w cenie biletu, ale ponieważ są przy nich bramki, to przypuszczam, że już niedługo), jest jedna sauna i grota solna w cenie, a jak ktoś ma ochotę i kasę (bo extra płatne), to do dyspozycji jest cała strefa SPA z saunarium. Oczywiście bar, żarłodajnia oraz kawiarnia również – zdzierają za jadło i napitki straszliwie, jak to w takich obiektach. Jeśli zaglądacie na dizajnuchowego Instagrama, to byliście na bieżąco, bo wrzuciłem kilka filmików na Insta Stories. A jeśli nie zaglądacie, to czas nadrobić, bo fajne zdjęcia tam wrzucam, mówię Wam.

♫ W Białce baba koło mostu ♫
♫ dała chłopu tak po prostu. ♫
♫ Cy mu dała, cy nie dała ♫
♪ w kazdym razie bardzo chciała ♪
Zady i walety Chochołowskich Term
Co termy w Chochołowie mają do zaoferowania napisałem powyżej – jest tego sporo, nie mierzyłem i nie sprawdzałem, ale chyba powierzchni do chlapania mają najwięcej z polskich aquaparków na Podhalu. A może to tylko wrażenie, bo nie było tłumów i poza golasami widać było wodę.
Cenowo też wychodzą nieźle w porównaniu do innych term, choć i tak dla czteroosobowej rodziny to nie jest tania zabawa. Tym bardziej, że zniżki są tylko dla dzieci do 13. roku życia – sam wjazd na 4 godziny wyniósł nas 225 PLN. Plus jest taki, że jak pociecha zapomni legitymacji, to i tak nie ma to znaczenia. Jedzenie i picie w środku nieprzyzwoicie wręcz drogie, choć do cen na wrocławskim Rynku jeszcze brakowało, więc szok mnie nie zabił i w stan przedzawałowy nie popadłem. Do restauracji takiej z prawdziwego zdarzenia, która jest na zewnątrz, nie zbłądziliśmy i nie wiem, jak karmią – to jest jedyny minus kwatery z wyżywieniem w cenie, że się nie chce jeść na mieście.
Obiekt jest nowiusieński, wszędzie czysto, nie ma połamanych szafek czy obitych kafelków, wszystkie szafki działają, podobnie jak suszarki czy skanery do sprawdzania czasu. Dodatkowe moje dizajnuchowe oko cieszyło fajnie pomyślane i zrobione wykończenie wnętrza i zewnętrza.
Ale to co? Same plusy?
Ano nie, minusów jest kilka, ale za to spore. Pierwszy to rozplanowanie całości – żeby się dostać do niektórych atrakcji, to trzeba się sporo naganiać po obiekcie i do tego na golasa. Biorąc pod uwagę, że wychodzimy na klatkę schodową (sauna i grota solna jest na drugim piętrze), to tam trochę jednak gwiździ. Słabo też jest zorganizowane wyjście do zewnętrznych basenów termalnych – część łącznikowa, wchodząca do budynku, jest bardzo krótka. Na górnym basenie po zejściu schodkami już właściwie jesteśmy na zewnątrz, ale na dolnym jest gorzej, bo wychodzimy za drzwi do czegoś w stylu wiatrołapu, żeby wejść po schodkach do wody. Powoduje to naprawdę duży dyskomfort, kiedy z nagrzanego basenu wyłazimy na zimne powietrze, albo na klatkę schodową, a tu przeciągi hulają i wieje po nerach. Ja jestem gorącokrwisty, więc bardzo mi to nie przeszkadzało, ale zmarźlak MałaŻonka trochę cierpiała.
Grota solna… Dobra, nie skomentuję. Plus jest taki, że rzeczywiście była tam na ścianach sól, bo Tymoński nie omieszkał sprawdzić i mówił, że słona. Ale może ja mam strasznie wygórowane wymagania, bo kiedyś byłem w prawdziwej grocie, a nie pokoiku lekko posolonym? Saun nie cierpię, więc się nie wypowiem.
No to warto czy nie warto odwiedzić Chochołowskie Termy?
Warto.
Byłem dwa razy i choć w biały dzień rano było sporo ludzi, to jednak zdecydowanie mniej niż w bardziej znanych termach, gdzie dupa na dupie i nawet wody nie widać, a o dopchaniu się do bąbelków to zapomnij. Przypuszczam, że ten stan się długo nie utrzyma, bo jednak Podhale ceprami-turystami stoi i tłum ma przypisany z definicji. Podobnie jak wysokie ceny (dla porównania wrocławski aquapark odwiedzicie całą rodziną za 115 PLN na cały dzień).
A na koniec obiecany na fejsie golas, bo bąbelki już były.

♫ Kochanie i sranie ♫
♪ To som dwie sprzyczności ♫
♫ Jadno szarpie miłość ♪
♫ A drugie – wnyntrzności ♫
PS. Popełniam autoplagiat i znowu macie góralskie przyśpiewki.