Jak pewnie nie zauważyliście, miesiąc grudzień roku pańskiego 2017 nie obfitował jakoś u mnie specjalnie we wpisy na blogu. Zastanawiam się, czy jakbym napisał, że mi się po prostu nie chciało, bo delikatnie straciłem serce i chęci, zamiast zasłaniać się brakiem czasu czy weny, względnie nadmiarem pracy, to coś ktoś by na to powiedział? Że się skończyłem na przykład? Albo sprzedałem? Albo w ogóle?
Tak czy siak nadszedł nowy, 2018 rok i teraz powinien nastąpić wpis o planach na tenże właśnie, albo o podsumowaniu poprzedniego, bo wszyscy tak piszą. Może jakoś później, bo właśnie mnie naszło na kolejny odcinek historii o tym, jak Wojsko Polskie zapragnęło mnie w swoich szeregach z powodu tego, że Politechnika Wrocławska w swych szeregach miała mnie dość. Dlaczego wywalili mnie ze studiów możecie poczytać w link klikając.
Odcinek pierwszy tej telenoweli pozostawił Was metaforycznie i mnie dosłownie z pismem o skreśleniu z listy studentów w jednej rączce oraz wezwaniem na lekarską komisję poborową w celu określenia mojej przydatności do pełnienia obowiązkowej służby wojskowej w drugiej. A że ja już od dziecka marzyłem o literkach przed nazwiskiem, to trzeba było uruchomić tę rzecz pośrodku, pomiędzy tymiż rękami, żeby się z całej sytuacji jakoś wykręcić. I nie były to cycki, bo te męskie, nie wiedzieć czemu, mają niewielką moc załatwiania spraw po myśli ich właściciela. O głowę mi chodzi.
Pomyślmy więc…
Pierwsza moja myśl była tą najlepszą, bo poszła w kierunku – wykombinujmy, kogo w ogóle nie biorą do woja, a potem się może da na to znaleźć paragraf u mnie. I żebym sobie nie wymyślił czegoś, co mi potem utrudni albo uniemożliwi powrót na studia, więc żółte papiery odpadały. A że ja mam ogromną miłość własną, to takie domorosłe sposoby jak próby samobójcze, nacinanie żyletkami, kłucie igłami czy łamanie sobie kończyn także jakoś do mnie nie przemawiały. Mogłem niby się starać o zaświadczenie o moczeniu nocnym, ale w tym wieku jakoś chyba głupio, nie?
Trzeba było podejść do sprawy metodycznie i sprawdzić po kolei…
…kogo wojsko u siebie nie chce?
Gejów. Znaczy wtedy tak było, teraz to nie wiem, bo czasy się przez te 20 lat zmieniły mocno. Pamiętam nawet jak to sprawdzali:
- Rozebrać się! Gacie w dół! Odwrócić się! Pochylić się! Rozchylić pośladki!
Nie wiem do tej pory dlaczego na moje “A mam się jeszcze uśmiechnąć?” lekarz zareagował dość nerwowym opierdolem mojej skromnie wypiętej z rozchylonymi pośladkami osoby. Tak czy siak od urodzenia jestem hetero i nie zamierzałem tego zmieniać ani wtedy, ani nigdy, więc ten punkt odpadał.
Studentów na dziekance. Znaczy na urlopie dziekańskim, nie na pani dziekan. Ale z kolei nieocenione panie w dziekanacie poinformowały mnie, że urlop dziekański otrzymać może jedynie student uczelni wyższej, a że ja zostałem z uczelni wyższej wyjebany, to sorry, szach-mat.
Heretyków i innowierców, którym przekonania religijne nie pozwalają brać giwery do ręki i strzelać do innych homo sapiens. Fajnie, tylko że wtedy w grę wchodzi tak zwana służba zastępcza odbywana np. w szpitalu, służbie ratunkowej czy straży pożarnej, ale trwa aż 18 miesięcy, czyli jakby jeszcze bardziej do dupy. Nie było więc sensu zostawać scjentologiem czy wyznawcą Latającego Potwora Speghetti.
Kobiet. No nie kwalifikuję się. I nie zamierzam tego zmieniać. Ani wtedy, ani teraz. Nawet jeśli tata Kim Kardashian został Kobietą Roku.
Karanych. Eeee, nie. Po prostu nie. I nawet pomijając silne we mnie kwestie moralne, ale strach przed przerobieniem dziurki w dupie na rozmiar Ø50 przez ziomków spod celi skutecznie mnie od pójścia tą drogą powstrzymywał.
Uzależnionych od alkoholu, narkotyków itd. Dragi jakoś zawsze omijałem szerokim łukiem, a niby na studiach człowiek jakoś szczególnie nie odmawiał, jak coś zalegało we flaszkach, ale jeszcze mnie białe myszki nie zganiały z wyra, a pająki nie przybijały piątek przed snem, więc raczej się nie kwalifikowałem. I na szczęście dalej nie kwalifikuję.
Jedynych żywicieli rodziny. Wtedy jeszcze sam się żywiłem tym, co mi rodzina podrzuciła w postaci słoików z bigosem czy gołąbków, więc tutaj się nic nie dało zrobić. A na założenie rodziny i zostanie jej jedynym żywicielem miesiąc to jednak trochę za krótko, bo ludzie się rozmnażają jakby dłużej, niż taka na przykład mucha gnojówka.
Pozostał mi zły stan zdrowia, który uniemożliwia odbycie zasadniczej służby wojskowej i uzyskanie upragnionej kategorii D – niezdolny do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju.
No, ale to wcale nie było takie proste, bo akurat były to moje złote lata i wyglądałem jak młody bóg. Rzućmy może wspólnie okiem. Widocznych upośledzeń i deformacji nie posiadam. Kończyny wszystkie na miejscu i sprawne. Ubytków widocznych w powłoce cielesnej brak.
Głupi jestem umiarkowanie, skoro na studiach byłem akurat, więc do czego by tu się dowalić? Wady ukryte i wrodzone? Nie tak prosto (i nie tanio) sobie załatwić kwity dajmy na to na chore nerki, serce czy inne niedomagania, a tutaj na gębę się nic nie uda, bo wojsko to wojsko, i bez kilograma papierów z pieczątkami szanse zerowe. Nawet na horom curke bym nic nie zdziałał, bo jeszcze nie miałem. W sumie to dalej nie mam. O ile wiem.
No i tak siedzę i się gapię na siebie coraz bardziej tracąc nadzieję, kiedy nagle jak ten pan Hilary poparzyłem w lusterko i EUREKA – przecież ja prawie ślepy jestem! Tada!
Teraz pozostało mi jedynie znaleźć okulistę, który wystawi odpowiednie zaświszczenie, na którym będzie jasno napisane, że tego pana to do wojska nie bierzcie, bo jak zacznie strzelać z kałacha, to nie wiadomo gdzie trafi. Na Powązki pewnie.
Mój sprytny plan zaplanowałem sobie na zbliżająca się przerwę okołobożonarodzeniową, bo wtedy jakby nie trzeba się będzie uczyć (bo pamiętacie, że pomimo mojego skreślenia ze studiów, dalej sumiennie zgłębiałem wiedzę informatyczną?), a będzie można w spokoju sumienia zdobywać cenny papierek od jakiegoś lekarza od oczów.
Nagle moje styczniowe spotkanie z komisją lekarską zaczęło wyglądać całkiem sympatycznie. Co tu mogło się nie udać?
Ależ byłem naiwny.
Ale ⇒o tym za tydzień.
Tak mniej więcej.
Fot: depositphotos, autor: Elnur_