Siedziba firmy jest jej wizytówką

 

Zasta­na­wiam się, co pod­ręcz­ni­ki do pija­ru radzą w poniż­szej sytu­acji, bo ja wal­ną­łem face­palm, aż mi się echo odbi­ło od pięt.

Daw­no było o #kla­jen­tach, praw­da? Czas nadrobić.

Ale naj­pierw tytu­łem wstę­pu krót­ki wstęp.

Fir­ma-żywi­ciel­ka, czy­li biu­ro pro­jek­to­we lat ma pra­wie 15. Po dro­dze zmie­nia­ła sie­dzi­bę 3 razy, od małe­go loka­lu, gdzie zmie­ścić jakie­kol­wiek eks­po­zy­cje było cięż­ko, przez duże stu­dio z eks­po­zy­cja­mi kuchen­ny­mi duży­mi i oka­za­ły­mi, aż po obec­ne miesz­ka­nie, któ­re zaadap­to­wa­li­śmy na biu­ro, bo po tylu latach oka­za­ło się, że klien­tów mamy z pole­ce­nia i nie ma sen­su bulić czyn­szu za wiel­ki salon w wyso­ko­ści pra­wie 5K zło­tych pol­skich nowych mie­sięcz­nie, co i tak, jak na Wro­cław, jest w mia­rę tanio.

Cięż­ko do nas tra­fić, ale też tro­chę na tym nam zale­ża­ło – tra­fia do nas ten, kto ma i chce tra­fić. Nie mamy wiel­kich eks­po­zy­cji, bo ich nie potrze­bu­je­my – biu­ro jest urzą­dzo­ne jak nie­wiel­kie miesz­ka­nie i w każ­dej szaf­ce mamy scho­wa­ny jakiś gadżet do poka­zy­wa­nia, a klien­ci z pole­ce­nia wie­dzą, że my te meble robić umie­my i nie trze­ba im tego udo­wad­niać. Z zewnątrz jedy­nie bil­l­bo­ard na ogród­ku wska­zu­je na to, że tu może być fir­ma, ale nie musi, bo nie ma wiel­kich strza­łek TO TU, a prze­cież bil­l­bo­ar­dy na nie­jed­nym ogród­ku sto­ją, nie? Czy­li z zewnątrz wyglą­da to jak nor­mal­ne, niczym się nie wyróż­nia­ją­ce miesz­ka­nie na osie­dlu takich samych dom­ków, w któ­rych są takie same mieszkania.

Z tym, że nasze jest na par­te­rze, przy chod­ni­ku, któ­rym cho­dzi mnó­stwo ludzi, i przy dro­dze, któ­rą jeź­dzi mnó­stwo aut, bo nie­da­le­ko jed­na z naj­więk­szych, jeśli nie naj­więk­sza gale­ria han­dlo­wa Wro­cła­wia, czy­li Magno­lia, więc przez ażu­ro­wy, dru­cia­ny pło­tek posta­wio­ny przez dewe­lo­pe­ra każ­dy tam­tę­dy wędru­ją­cy kon­no, czy tez pie­szo, zapusz­czał do nas żura­wia (przy niej jest tak na mar­gi­ne­sie casto­ra­ma, z któ­rej kie­dyś ⇒wra­ca­łem w stro­ju nie­dba­łem i obra­ził mnie śmier­tel­nie dres w BMW, to cie­ka­we jest – klik­nij­cie i poczy­taj­cie w wol­nym czasie).

Mamy faj­nie urzą­dzo­ny nie­wiel­ki ogró­dek z tara­sem i czymś, co będzie nie­dłu­go zaro­śnię­tą blusz­czem per­go­lą – uwierz­cie, lub nie, ale kil­ka razy przy­szedł ktoś do nas zapy­tać tyl­ko o coś, co na tym mini-ogród­ku się znaj­du­je, albo kto nam robił taki faj­ny taras. Bo z chod­ni­ka jak na dło­ni widać cały ogró­dek, a przez wiel­kie okna tara­so­we i więk­szość wnę­trza biu­ra też.

Dodaj­my do tego fakt, że ja nie lubię sie­dzieć w pudeł­ku, czy­li z zasu­nię­ty­mi role­ta­mi, zamknię­ty­mi i zasło­nię­ty­mi na głu­cho okna­mi. Ja lubię mieć w cie­płe dni okno bal­ko­no­we otwar­te na oścież, żeby muchy mogły tro­chę pola­tać i bło­ta nanieść. Lubię co jakiś czas popa­trzeć za okno na korek na ron­dzie, zie­leń drzew na dział­kach za nim, czy poob­ser­wo­wać, jak ponad nimi samo­lo­ty scho­dzą do lądo­wa­nia. To podob­no ⇒zdro­wo dla oczu i gło­wy, tak się cza­sa­mi ode­rwać od pro­jek­tów na moni­to­rze, nawet jeśli tyl­ko wzrokiem.

Ale wła­śnie to powo­do­wa­ło, że każ­dy mógł zaj­rzeć do nas, co już nie było takie faj­ne. Zwłasz­cza wie­czo­ra­mi, kie­dy świa­tło się pali w środ­ku, na zewnątrz lek­ki pół­mrok się robi, więc wszyst­ko widać bez pro­ble­mu – nazwij­cie mnie para­no­ikiem, ale cza­sa­mi czu­łem, jak peł­za po mnie czy­jeś lubież­ne spojrzenie.

No dobra, lubież­ne może nie, ale cie­kaw­skie już jak naj­bar­dziej. A ja nie zawsze pra­cu­ję dziel­nie przy moni­to­rze, cza­sa­mi gadam sobie z Małą­Żon­ką o życiu przy lamp­ce wina na ten przy­kład. Zna­czy jed­no o lamp­ce, bo dru­gie musi kie­ro­wać do domu, nie? Albo piję z Nią poran­ną kawę na tara­sie, zanim się zacznie kolej­ny pra­co­wi­ty dzień i zanim jak zwy­kle poje­bie się tyle rze­czy, że pozo­sta­nie jedy­nie ta lamp­ka wina wie­czo­rem dla zdro­wot­no­ści i dla rato­wa­nia nerwów.

Posta­wi­li­śmy sobie więc dooko­ła nasze­go malut­kie­go ogród­ka płot z ele­men­tów goto­wych, zaku­pio­nych w pro­mo­cji w mar­ke­cie budow­la­nym, nie powiem jakim, bo mi nie pła­cą za rekla­mę. Taki zwy­czaj­ny jakiś, bez wydziwiania.

Zadzi­wia­ją­cym efek­tem ubocz­nym tegoż płot­ka było to, że cho­ciaż się ogro­dzi­li­śmy, to para­dok­sal­nie przez to ogró­dek się jak­by otwo­rzył i spra­wia wra­że­nie, jak­by go było wię­cej. Ale co waż­niej­sze – nikt z uli­cy do nas nie filu­je, bo pło­tek ma koło 1,8m. Zgod­nie z Małą­Żon­ką stwier­dzi­li­śmy, że teraz to jest dopie­ro git i nie czu­je­my się jak cele­bry­ci na mon­cia­ku ści­ga­ni bez­li­to­snym okiem paparuchów.

Ale jak widać poni­żej, są gusta i guści­ki, bo mail taki do nas dzi­siaj przy­szedł, pod­pi­sa­ny, a jak­że, imie­niem i nazwiskiem:

 

Witam,
Miesz­kam nie­da­le­ko. Czę­sto widzia­łam ogró­dek przy sie­dzi­bie. Ład­ny, nowo­cze­sny, mini­ma­li­stycz­ny, dobrze zapro­jek­to­wa­ny i z cie­ka­wy­mi ele­men­ta­mi. Odkąd jest płot – wyglą­da jak spa­lo­ne domo­stwo, bar­dziej bia­ło­ru­ska wieś niż Holan­dia. Szko­da. Było ład­nie. Sie­dzi­ba fir­my jest jej wizytówką.

 

No i się zasta­na­wiam, co wg pra­wi­deł pija­ru i komu­ni­ka­cji klient-fir­ma powi­nie­nem uczynić?

Odpi­sać, że dzię­ku­ję bar­dzo za zain­te­re­so­wa­nie moją fir­mą, i jeśli szu­ka pani pro­jek­tu kuch­ni albo wnę­trza, to zapra­szam? Posa­dzę panią tak, że nie będzie widać płotu.

Albo, że dzię­ku­ję bar­dzo za cen­ne uwa­gi pro­jek­to­we, dzwo­nię po chło­pa­ków, żeby mi roze­bra­li płot, pani wyba­czy, ale dopie­ro jutro, bo dzi­siaj mon­tu­ją meble u klien­tów, wytrzy­ma pani tę ogro­dze­nio­wą niedogodność?

Albo, że ja bli­sko Ukra­iny cho­wa­ny, więc bli­żej mi do Bia­ło­ru­si, niż Holan­dii, więc jakoś się prze­mę­czę w tym bez­gu­ściu, bo mi rodzin­ne stro­ny przypomina?

Albo, że jak ja pani zazdrosz­czę, że nie ma pani innych zmar­twień w życiu, niż jakiś płot sto­ją­cy gdzieś niedaleko?

Albo, że jak ja pani współ­czu­ję, że nie ma pani cie­kaw­szych zajęć w życiu, niż komen­to­wa­nie jakie­goś pło­tu sto­ją­ce­go gdzieś niedaleko?

Albo, że jak ja pani zazdrosz­czę, że ma pani tyle cza­su, że może go pani mar­no­wać na pisa­nie maili w spra­wie jakie­goś pło­tu sto­ją­ce­go gdzieś niedaleko?

 

No co ja bied­ny mam teraz zrobić?

 

A może rzu­cę mądrym cytatem?

Quid autem vides festu­cam in ocu­lo fra­tris tui; et tra­bem in ocu­lo tuo non vides? (Ewan­ge­lia św. Mateusza)

 

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close