Nosi mnie.
Nawał pracy spowodował, że od wyjazdu do Izraela, nigdzie nie byłem. Dodatkowo ⇒podróż do Tel-Awiwu raczej mnie zmęczyła, niż dała odpocząć (pamiętacie, ⇒jak zasnąłem przy wchodzeniu na górę do Twierdzy Masada?), więc od jakiegoś czasu cierpię na chęć wykupienia sobie jakiegoś all inclusive i poleżenia kołami do góry przy basenie, albo na plaży z drinkiem. Bardzo prawdopodobne, że za długo bym nie wyleżał, ale teraz mi tego najbardziej brak – nicnierobienia.
Najlepiej w umiarkowanym luksusie.
Trochę też te myśli podsyca newsletter od jednego z touroperatorów, na który się nieopatrznie zapisałem, i który właśnie kusi mnie tygodniem w Turcji za niecałe 1,5K w pięciogwiazdkowym hotelu, wylot jutro. I pewnie gdybym miał z kim zostawić Chłopaków (szkoła, a nie że wyrodni rodzice, heloł!), to jakoś długo bym się nie wahał oraz w dupie miał tych, co to dla nich wyjazd w świat liczy się tylko wtedy, kiedy śpią na kamienistym polu, za poduszkę mając milowy głaz, a za kołdrę księżyca blask. Czasami trzeba się dla zdrowotności pogrążyć w bezwstydnym luksusie.
I tak Turcja za mną chodzi i z głowy nie mogę jej wyrzucić, więc dzisiaj wpis o niej.
Bo Turcję uwielbiam.
Za klimat, za życzliwych ludzi (nawet kiedy trochę naciągają naiwnych turystów), za jedzenie, za pogodę, za morze, za góry, za Kapadocję i za ⇒Pamukkale.
Co to jest to Pamukkale?
Wg cioci Wikipedii to taka wiocha położona w dolinie Cürüksu, co mówi mi dokładnie takie samo nic, jak pewnie i Wam. Ale jest duża szansa, że w oczy rzuciły już się Wam kiedyś śnieżnobiałe ni to tarasy, ni to baseny pełne wody odbijającej niesamowity lazur nieba, och jak jestem dumny z tego poetyckiego określenia. Takie, jak na zdjęciu zajawkowym.
Kiedy Pamukkale przetłumaczymy z obcego na nasze, to otrzymamy bawełniany zamek albo bawełnianą twierdzę. I z daleka rzeczywiście wygląda trochę jak wielki puchaty kłębek, względnie ośnieżona góra, co bardzo dziwi, kiedy popatrzymy na termometr i pogodę. Nie jest to jednak ani śnieg, ani bawełna, ani sól, jak sprawdzałem organoleptycznie osobistym językiem.
To wapń, który wytrąca się, kiedy gorąca woda, bogata w jego związki właśnie dociera na powierzchnię i paruje w panującym tutaj upale, pozostawiając wytrącony węglan wapnia. Podobny efekt mamy w jaskiniach krasowych, np. w Polsce na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie tworzą się fantastyczne formacje skalne – nacieki, stalaktyty, stalagmity czy stalagnaty. W Pamukkale na zboczu góry tworzą się progi, tarasy oraz półkoliste baseny, w których ta wypływająca woda się zbiera i przez które przelewa się spływając niżej.
Mało brakowało, a to właśnie działalność człowieka doprowadziłaby do zniszczenia tego pięknego miejsca – ktoś wpadł na pomysł, że ponieważ turyści ciągną do Pamukkale jak muchy do miodu, to pobudujemy wielkie hotele na szczycie góry, gorącą wodę przekierujemy do hotelowych term i będziemy tylko liczyć banknoty.
Okazało się, że doprowadziło to do wysychania źródeł i niszczenia naturalnie uformowanych basenów.
Na szczęście w odpowiednim momencie się zorientowano i hotele rozebrano – pobudowano też betonowe zapory, które służą do osadzania się wapnia oraz kontroluje się przepływ bogatej w wapń wody, żeby zasilała odpowiednio i sztuczne zbiorniki, i naturalne, w zależności od potrzeb (dlatego niektóre są akurat wysuszone). Turystów przekierowano za to do basenów, głównie sztucznych, gdzie mogą się chlapać do woli (nikogo nie razi strój kąpielowy), a po terenie tych naturalnych poruszać się mogą jedynie drewnianymi kładkami. Całość zwiedza się boso, żeby nie zadeptać cennych wapieni.
Mądrze, nie?
Patrzycie na zdjęcia i można by pomyśleć, że sielanka, nie? Tylko my, słońce, woda, przyroda i czasem jakaś laska w bikini? Ano niby tak, ale jak zwykle w takich miejscach dużo jest turystów. I jak zwykle fakt, że sam jestem turystą wcale mi się nie kłóci z myślą, że jednak mi ludzie przeszkadzają. Żeby zrobić takie zdjęcia, gdzie nikt nie włazi w kadr, to się trzeba naprawdę mocno namęczyć, albo mieć anielską cierpliwość.
Zazwyczaj jest ciaśniej:
Dodatkowo ponad wapiennymi tarasami rozpościera się starożytne rzymskie miasto Hierapolis, a właściwie ruiny tego miasta, choć dość dobrze zachowane – można podziwiać m.in. amfiteatr na 10 tysięcy widzów. Wieki temu Pamukkale było bardzo popularną miejscowością uzdrowiskową – wierzono, że woda płynąca z ciepłych mineralnych źródeł miała nie tylko właściwości uzdrawiające, ale nawet odmładzające.
Przekonać się można o tym nawet w czasach współczesnych, bo czynny i otwarty dla turystów jest basen Kleopatry, w którym każda spędzona godzina podobno odmładza o rok. Nawet jeśli to nie do końca prawda, to kąpiel wśród zatopionych starożytnych ruin, kolumn i rzeźb pozostawia niezapomniane wrażenia.
A zgadnijcie, kto się w nim kąpał i komu zrobiłem kilka fajnych zdjęć?
Ale o tym kiedy indziej.