Nie wiem jak to jest możliwe, ale z urlopu wróciłem raptem 2 tygodnie temu i już pojechałbym z powrotem. Tylko tym razem wybrałbym opcję leżing na plażing oraz książking (od początku roku przeczytałem może ze dwie), bo jakoś tak jak dla mnie jest za intensywnie. Co rusz coś się dzieje. Niby to fajne jest, ale na dłuższą metę może męczyć. Zwłaszcza, że ja na starość coraz bardziej chyba ⇒jestem introwertykiem (p. 15).
Tak czy siak, Tatralandia na Słowacji zapowiadała się na fajny, spokojny i leniwy przerywnik w aktywnym narciarskim urlopie. Bo jakbyście nie wiedzieli, to taki aquapark jest, czyli moczyduping level hard się zapowiadało. A wyszło jak zwykle.
Ale po kolei.
Jak to u nas w kraju-raju, pogoda nie może być normalna i dlatego w lecie nad morzem gwiździ jak w Archangielsku, a zimą w górach wiosna i śnieg masz tylko w lodówce. Macie zresztą kilka fotek poglądowych do sytuacji – landszafcik piękny, ale jak się jedzie na narty i widzi taki widoczek, to lekko poślady ściska, że narty się tylko przejadą i nawet nie wyjrzą z trumny na dachu. Jeśli zaglądacie na ⇒dizajnuchowego Instagrama, to byliście na bieżąco.
A jeśli nie zaglądacie, to czas nadrobić.

♫ Jadom wozy, jadom ♫
♪ z góry i pod góre ♪
♫ Lubiem takie dziewce ♫
♪ Co ma ciasnom dziure ♫

♫ Ciesy sie Maryśka ♫
♪ ze jej cycki rosno ♫
♪ Psedzioł tez jo swędzi ♪
♫ bedzie dawać wiosno ♫
No i taka piękna pogoda była w niedzielę, kiedy to powitaliśmy Tatry. W poniedziałek do wieczora pogoda była równie piękna, tylko halny wiał nawet 140km/h i kilka razy zerwał przewody. Ale picie przy świeczkach miało swój surowy i pierwotny urok – czuliśmy się trochę jak Janosik ze zbójnikami w jaskini. A wieczorem zaczęło lać. We wtorek lało dalej, więc rano jeszcze sprawdziliśmy, jak jest na stoku (było do dupy, bo nikt nie umiał w narty błotne) i pojechaliśmy sobie pozwiedzać zameczek w Niedzicy (całkiem zacny, do obejrzenia poniżej) i ⇒Schronisko Smaków Magdy Gessler (źle nie jest, ale dupy nie urywa). Pokrzepieni obcowaniem z wiekami historii i takim sobie jedzeniem sprawdziliśmy prognozę pogody i się lekko załamaliśmy.

♫ Maryś moja, Maryś ♫
♪ pójdź ze mno do lasa ♫
♪ a ja ci wśród gąszcza ♫
♪ pokażę… chrabąszcza ♫

Zamek zamkiem, ale kasa musi się zgadzać…
No i oddechu do przyśpiewek trzeba nabrać…
Miał padać śnieg.
HURRAA!!
Ale dopiero w nocy ze środy na czwartek.
FUUUCK!!
OK, to w takim razie wsiadamy w środę po śniadaniu w wozy i lecimy do Słowacji. Tatralandia zapowiadała się w sam raz, żeby trochę się pomoczyć i wśród błogiego lenistwa zebrać siły do nartowania od czwartku. Bicze wodne nacieszą mięśnie, a bicze w bikini nacieszą oczy – co może się nie udać? Daleko nie jest, bo to raptem 80 km po górach w pięknych okolicznościach przyrody lekko zasłoniętych frontem deszczowo-burzowym.

♫ Za mnom chłopcy, za mnom ♪
♫ Pokiela zem pannom ♪
♫ Jak będę mynżatką ♪
♪ Dupe wami zatkom ♫
Tatralandia przywitała nas kilometrową kolejką, pogadaliśmy z dziewczęciem na kasie po ile ta przyjemność i dlaczego tak drogo. Troszkę słabo, bo bilet rodzinny to 2+1, do tego ten jeden ma być do 12 lat, więc za Misiora musieliśmy dopłacić jak za dorosłego. Dodatkowo przy kasie jest trochę drożej, ale raptem o kilka €, więc nie kombinowaliśmy i nie zakładaliśmy sobie wypasionej karty GoPASS, która te kilka € pozwala zaoszczędzić, ale do niczego nie jest potrzebna, a potem mailami spamują.
Całość wyniosła nas 73€ (52 + 21) za rodzinę na cały dzień (luty 2016). Czyli sporo. Dobrze, że zdrowy rozsądek przeważył lenistwo i w Zakopcu wypłaciliśmy z konta euro, bo Tatralandia i owszem, posiada kantor. Ale już chyba taniej zapłacić kartą i dać przewalutować bankowi, niż tam wymieniać – na ten dzień kurs w kantorach wynosił jakieś 4,5, na miejscu 4,95. Prawie stanowi różnicę, jak widać.
Dostaliśmy kolorowe zegarki i poszliśmy szukać szafek. Na wejściu sympatyczna tabliczka pokazuje, że można się w ciepełku pomoczyć, a jak się zmoczysz na ciepło, to też wiesz, dokąd iść.

♫ Kochanie i sranie ♫
♪ To som dwie sprzyczności ♫
♫ Jadno szarpie miłość ♪
♫ A drugie – wnyntrzności ♫
A potem rozpościera się panorama na żaglowiec jak w “Piratach z Karaibów”. I też można łoić rum. Taki prawdziwy, z procentami – Tatralandia nie boi się turystów pod wpływem. Jedyne 3–4€ za plastikowy kubek. Ale w odróżnieniu od zawartości plastikowych kubków w niemieckim Tropical Islands (nie wiem, czy robić relację, bo mam zdjęcia średnie), tutaj drinki były bardzo dobre.

♫ Hej żeglujże żeglarzu całą nockę po morzu ♪

♫ Piętnastu chłopa na “Umrzyka Skrzyni”♫
♪ Ho-o-aj-ho! W butelce rum! ♪
♫ Pij za zdrowie, resztę czart uczyni ♫
♪ Ho-o-aj-ho! W butelce rum! ♪
Atrakcji dla dzieci jest mnóstwo – nie mam za dużo zdjęć, bo mój wodoszczelny aparat zalał się w Egipcie albo na zdjęciach są Dzieciorki, a postanowiłem jakiś czas temu nie pokazywać już więcej ich buziek na blogu. Musicie mi uwierzyć na słowo – jest tam co robić, z czego zjeżdżać, czym się oblewać i gdzie pluskać.

♫ Ciesym my się, ciesym ♪
♪ Ze nam cycki rosnom ♫
♫ Dupy nam się piórcom ♪
♪ Bedziem dawać wiosnom ♫
A jak nie lubicie myć nóg, to można wstawić je do akwarium i takie sympatyczne rybki wam je obgryzą z całego syfu. Po każdym posiłku rybki są wymieniane na nowe – taką mam teorię. Ja wiem, że kobieta przecierpi wszystko w imię urody, ale trochę to dla mnie dziwne. Choć z drugiej strony zastanawiam się, na ile te rybeńki są delikatne przy gryzieniu i co jeszcze można by tam włożyć, żeby sobie zrobić dobrze?

♫ Co to za gospodarz ♪
♫ co nie ma chałupy. ♪
♫ Co to za dziewczyna, ♫
♪ co nie daje… wina. ♪
Gdyby Wam się nudziło, to śpiewająco-tańcząca grupa pod wezwaniem trochę Was rozrusza. A co! W Egipcie mają animation team. W Turcji mają animation team. Wszędzie pod palmami mają animation team, więc na Słowacji też będzie, nie? I mały konkurs bez nagród – jakiego przeboja puszczali?

♫ Aserejé, ja deje tejebe tude jebere sebiunouba majabi an de bugui an de buididipí ♫

♫ Dale a tu cuerpo alegria Macarena ♫
♫ Que tu cuerpo es pa’ darle alegria y cosa buena ♫
♫ Dale a tu cuerpo alegria, Macarena ♪
♪ Heeeeey Macarena ♫
W takich to mniej więcej klimatach spędziliśmy sobie ładnych kilka godzin. Jak zwykle w takich miejscach przeszkadzały mi tłumy – nie potrafię wypoczywać wśród hałasu, kolejek do zjeżdżalni czy pod wodne bicze i gdzie dupa przy dupie moczy dupę w wodzie. OK, to jest fajne na krótką metę, Dzieciorki miały frajdę, ale jakbym miał tak kilka dni pod rząd, to bym nie wytrzymał i zwymikitował.
Też pora do takich wypraw nieszczególna – wszystkie atrakcje zewnętrzne poza basenami termalnymi zamknięte i jakoś tak mi tam było duszno, na szczęście bardziej w sensie metaforycznym. Ale co tu się dziwować – środek zimy w końcu i na dwór nie nada. Zresztą zobaczcie sami.

♫ Bido, moja bido ♫
♪ Kaj byś dupe miała ♪
♫ To byk ci nakopoł ♫
♪ Jazby ci zcerniała ♪
No i wreszcie nareszcie zaczęliśmy się stamtąd zbierać. Zbieranie, suszenie się, suszenie Dzieciorków, kolejka do kasy i wychodzimy. A tu suprajz – #winteriscomming. A właściwie już przyszła i skutecznie nam utrudniła powrót. Może nie zaatakowały nas hordy nieumarłych z błękitnymi oczami, ale jechać się nie dało, bo się zrobiło lodowisko. A na łyżwach pod górę to tak nie bardzo i się rozkraczyliśmy jak przejechane żaby. Żeby było śmieszniej nadjechała pomocna słowacka policja.

♫ Ej, góralu, góralu ♪
♫ po cóż żeś tu psyloz, ♪
♫ Ej, gacie ci opadły, ♫
♫ ołówek ci wyloz ♪
Jej pomoc polegała na tym, że kazała nam zawrócić, bo bez łańcuchów pojedziemy do dupy i z powrotem. A akcja słowackiego TOPR’u droga jest. Czyli teraz musimy się cofnąć do tyłu, a potem pojechać do przodu. Ale inną trasą. Coś tak jakoś na oko 140 km. Kawałek autostradą. Kawałek przez wysokie góry, a dokładniej przez Wysokie Tatry. To taka miejscowość jest. W Tatrach.
Dobrze będzie.
Zapadał śnieg. Zapadał zmierzch. Zapadał wiater porywisty.
Dobrze, że ja się nie zapadłem. Albo w sobie, albo w zaspę. Albo w przepaść – w samochodzie taki dialog się nawiązał zabawny wielce:
- Fajnie, że jest ciemno, przynajmniej nie widać jak głęboka przepaść przy drodze.
- Ale za to czubki sosen widać.

♫ Kwoliła się matka ♪
♫ Swoimi córkami ♪
♪ A córki się rypiom ♫
♫ Jaz się iskry sypiom ♪
Całą trasa zajęła nam coś koło pięciu godzin, gdzie robiłem za szpicę, szperacza i przewodnika. Wróciłem taki wypompowany, że aż zapomniałem, jaka ta Tatralandia fajna. Ano właśnie – dwa słowa podsumowania.
Tatralandia – warto czy nie warto?
No warto!
Ale znowu mam mieszane uczucia, bo jednak nie obejrzałem wszystkiego, a po drugie te tłumy. Tak, ja wiem, że inaczej się nie da, bo jaki byłby sens budowania takich miejscówek, jakby tam nie było tłumów? Gdybym się tarabanił specjalnie z Wrocławia, to chyba czułbym się lekko rozczarowany – bo właściwie jaka to różnica, czy pluskam się w aquaparku na Słowacji, czy we Wrocławiu?
Ale jak jesteś gdzieś w okolicach na urlopie, to jak najbardziej warto zobaczyć i trochę się pomoczyć.
Może kiedyś jeszcze się tam zjawię w lecie, żeby obczaić atrakcje na zewnątrz, bo wygląda to zacnie.