Nie wiem, skąd inni blogerzy biorą tematy na wpisy, ale u mnie biorą się one z życia, zazwyczaj mojego własnego. I dzisiejszy tekst urodził mi się z takiej zbereźnej myśli, która straszliwie jest niegrzeczna, by nie rzec perwersyjna, a byłaby i grzeszna, a nawet wręcz naganna i godna potępienia, gdyby nie osoba, której dotyczyła.
Ale po kolei.
Aliexpress
Portal taki zakupczo-sprzedawczy. Takie chińskie allegro, gdzie kupisz wszystko i po cenach śmiesznych, by nie rzec fantastycznych. Bo jak to wytłumaczyć inaczej, niż fantastyką, że przychodzi do nas naprawdę dobrej jakości T‑shirt za dwa dolary i jeszcze z darmowa przesyłką? I mówię poważnie – jak to się dzieje, że jakościowo góruje nad szmatami z naszych popularnych sieciówek, które po jednym praniu wyglądają, jakby same przyszły z Chin o własnych siłach? A kosztują 5–6 dych? Co za T‑shirt jako taką przesadą nie jest, ale za taką szmatę, jakie czasami wiszą na wieszakach, to już jak najbardziej? Hmm? Wiem, małe chińskie dzieci szyją ją za miseczkę ryżu, ale pieprzona Poczta Polska bierze więcej za polecony, niż te dwa dolary!!
Przecież jakiś Chińczyk musi odpalić kompa, sprawdzić, że taki jeden z dalekiego Lechistanu życzy sobie T‑shirt o takim i takim nadruku w rozmiarze [tu coś niewyraźnie napisali], zawołać innego Chińczyka, który gania po magazynie o powierzchni Ojcowskiego Parku Narodowego, po drodze się okaże, że te akurat koszulki leżą na najwyższym poziomie regałów magazynowych i trzeba wołać innego Chińczyka, żeby podjechał widlakiem, wydobyć ten drogocenny kawałek materiału, a potem jeszcze zapakować, okleić etykietkami z dziwnymi znaczkami i puścić w świat. I to czasem leci samolotem, a czasem płynie sobie statkiem, aż w końcu dociera do Wrocławia do moich cebulackich chytrych rąk. Jak to jest możliwe i opłacalne?!? Ja to się jednak jeszcze muszę dużo nauczyć o interesach i zarabianiu pieniędzy.
Ja, jako facet normalnie bym się ciuchami nie podniecał, ale za to MałaŻonka jako niefacet, to i owszem – jara się jak świeczka na torcie, zwłaszcza od kiedy sprawdziła, że tam teraz pisza po polskiemu, a nie po mandaryńsku i można sobie poszaleć zakupowo.
Bo przecież Jej facet, czyli dokładniej to ja, musiałby się okazać fajfusem bez skóry, gdyby się o sukieniunię za 4 dolce rzucał, nie? Albo kilka. I buty. Tak po prawdzie, nie rzucałbym się nawet, gdyby ta sukieniunia kosztowała 400 dolców, ale efekt finalny by mi wyrwał zamek w spodniach. Ale nie mówcie Jej o tym, dobra?
Tak czy siak MałaŻonka się tak rozbestwiła, że listonosz niedawno powiedział, że mamy jedynie dwie bramki do wyboru – albo stawiamy mu piwo i dalej się cieszymy wytworami chińskiej myśli handlowej, albo odłączy nam internet i potem zaczną ginąć paczki, bo ma już dość dźwigania. Co prawda poza epickim dmuchanych zielonym czymś (o czym na pewno napiszę, a tymczasem poniżej możecie mnie podziwiać leżącego na hipsterskim nadmuchiwanym żółtym czymś) Pani Matka zamawia w zasadzie tylko ciuchy i biżuterię, więc to ciężkie nie jest, ale za to trzeba się nachodzić. I to autentycznie codziennie, bo się Dziewczę wciągnęło w Aliexpress jak Jarosław w miesięcznice i nie odpuszcza, chociaż wszyscy wokół (czyt. ja) pukają się w głowę.
Jeśli chodzi o jakość, to do tej pory mieliśmy szczęście i takie konkretne badziewie przyszło jedynie raz. Tak akurat się w tym szczęściu zdarzyło nieszczęście, że była to moja bluza o rozmiarze 5XL. I albo ja urosłem bardziej, niż mi się wydaje, albo Chińczyki są mniejsze, niż mi się wydaje, bo ni cholery nie mogłem jej na siebie wcisnąć, jakkolwiek mocno bym nie wciągał brzucha czy się nie gibał. Wklinowała się na klacie i ani w górę, ani w dół – musiałem pościć do wieczora, żeby mi się ją udało zsunąć nie tracąc przy tym głowy. Próbowaliśmy ubrać w nią Misiorka, ale chłopak wyglądał trochę jak w kaftanie bezpieczeństwa i też się nie zgrywał gabarytowo, ale jakby w druga stronę.
Pani Matka sama nie wiedziała, czy bardziej płakać za straconymi ośmioma dolarami, czy za tym, że ja jestem taki niewymiarowy, bo przecież na diecie jestem i gówno z tego wynika. I wtedy się okazało, że przecież mierzyła mnie centymetrem krawieckim przyniesionym z castoramy i powinno wszystko pasować, a tu nie pasuje i dlaczego, bo przecież miało? Ano dlatego, że bluza jest o 10 cm mniejsza w klacie, niż powinna, co okazało się podstawą do tego, żeby nam 5 baksów zwrócili. Interes życia, nie? Za jedyne 3 dolary masz bluzę. To, że nie pasuje na nikogo jest tutaj nieistotnym detalem.
Ale my tu gadu gadu o Aliexpress i chyba od tematu odbiegamy, bo o moich myślach zboczonych miało być. Wiecie, ja lubię w tych całych ciuchowych zakupach jedną rzecz – kiedy się MałaŻonka zaczyna stroić, przymierzać i świrować przed lustrem. Bo to dla mnie pewna nowość, gdyż do tej pory nie cierpiała zakupów ciuchowych chyba nawet bardziej niż ja. Miało to zbawienny wpływ na moje nerwy i nasz wspólny (czyt. Jej) portfel, ale przecież dżentelmen nie rozmawia o pieniądzach, prawda?
I tak jak sobie pootwierała te wszystkie paczki i zaczęła się pindrzyć przed lustrem, to mnie uderzyła jedna myśl i ochota, ale tak mocno, że myślałem, że spadłem po pijaku z wyra i walnąłem o glebę czołem, chociaż trzeźwy byłem aż wstyd. Trochę się tej myśli wstydzę, bo seksistowska jest oraz męsko-świńsko-szowinistyczna. Dodatkowo tyczy się kobiety, która już (na szczęście) nie jest jakąś siksą, a poważną businesswoman, właścicielką firmy, matką dwójki dzieci, a do tego mężatką. Fakt, moją własną mężatką i nie odczuwam takich pokus w stosunku do niemężatek, ale nie jestem do końca pewien, czy to okoliczność łagodząca i czy coś zmienia.
Dziewczyny powiedzcie, zmienia?
Powiedzcie i poratujcie, bo się turbuję straszliwie. Zrozumiem i wybaczę Wam, jak mnie od dzisiaj będziecie uznawać za chama i prostaka, ale weźcie pod uwagę, że to tylko chwila słabości. Krótki moment. Znaczy jeden z wielu momentów, ale ciągle krótki.
Otóż kiedy zobaczyłem Panią Matkę, kiedy tak się przebiera w to i tamto, kręcąc mi przed oczami tymi wszystkimi krągłymi miejscami, to poczułem, że:
mam straszną ochotę złapać Ją za tyłek.
Tak, wiem wstydzę się, ale popatrzcie – jeśli po 23 latach bycia razem, 42-letni facet ma ochotę złapać za tyłek swoją MałąŻonkę rówieśniczkę, to jest to wystarczający powód do tego, żeby o tym coś napisać, bo to chyba wcale nie jest takie niedobre, jak by się na pierwszy rzut oka zdawało. Ba! Nawet uważam…
Ojej, ale się rozgadałem, miało być o tym, dlaczego czterdziestka jest lepsza niż dwie dwudziestki, a wyszło mi o Aliexpress!
Chyba o tym będę musiał napisać następnym razem, dobra?
PS. Jeśli planujesz napisać coś głupiego – proszę bardzo. Ale jeśli planujesz być przy tym chamski, to przeczytaj najpierw wpis o hejterach i dobrze się zastanów.
Fot: fotolia, autor: Aleš Nowák