My, ludzie, mamy to do siebie, że ulegamy modom. Kiedyś, kiedy nie było telewizji i fejsa trochę to trwało, zanim coś stało się modne, a potem modne być przestało – gustowne klapki z mamuta pewnie i parę tysięcy lat były na topie, a ręcznie robione lniane sukmany były hitem polskiej wsi dobrych kilka stuleci. Teraz jednak media kreują rzeczywistość i dyktują trendy, dlatego wszyscy jak jeden mąż tańczyli, potem gotowali, a teraz to już nie wiem nawet co robią, bo telewizji nie oglądam.
Ale te wszystkie programy o gotowaniu mają jedną zaletę – rozbudzają w nas apetyt na dobre jedzenie. Które to dobre jedzenie też ma swoje trendy – niedawno mieliśmy wysyp knajp sushi, gdzieśtam się przewinęły niezbyt włoskie trattorie, w międzyczasie nasze swojskie pierogarnie, solidnie karmiące burgerownie oraz na deser lody naturalne. Ale żeby już być zupełnie hype, to najlepiej cały ten gastrobiznes wsadzić do foodtrucka i wtedy jest lans. Śmieszne by to było, gdyby nie fakt, że bardzo często foodtrucki to naprawdę solidny kawał smacznej kuchni bez względu na to, co akurat oferują. Tak też jest z foodtruckiem TUK TUK – lody tajskie (a mam porónanie, bo wcinałem ⇒lody tajskie w Tajlandii).
Co to takiego te lody tajskie?
Ano takie coś, co możecie obejrzeć na poniższym filmiku autorstwa samych TUKTUKów. Gdybym miał tłumaczyć, to chyba za długo by to trwało. Albo za krótko:
dwie szpachelki + zmrożona płyta + składniki stałe + mleko + rach ciach pach + smaru smaru + skrob skrob = porcja lodów
Prawda, że proste?
No tak, ale materiały promocyjne mają za zadanie promować, a jak to jest naprawdę? Ano naprawdę te lody są przygotowywane na bieżąco, na Waszych oczach i ze składników, które sobie zażyczyliście. Fajnie to wygląda, chociaż niestety trwa sporo dłużej, niż nałożenie kilku gałek do wafelka. Ale z drugiej strony na pewno krócej, niż stanie w kolejce do Polish Lody, która to kolejka ma nawet własny ⇒fanypejcz na fejsie.
Jak widać powyżej, wybór smaków duży, można sobie zafundować jeden smak (9,90 zł) albo zmieszać dwa (10,90 zł). Ostatnio też pojawiły się w ofercie lody z odżywką białkową dla fit-maniaków za 12,90 zł. Porcję można sobie na koniec posypać dodatkami za złocisza od sztuki. Do wybory mamy owoce (m.in. banan, kiwi, truskawki, maliny, jagody – tutaj spora sezonowość) i nie tylko (m.in. oreo, ciasteczka, michałki, chałwę, masło orzechowe, nutella), które po efektownej obróbce tworzą razem pyszne lodowe rollsy.
Jakie toto jest w smaku? Ano takie, jak sobie zmieszasz. Lody są dosyć delikatne, w mojej wersji oreo-truskawka nie były przesadnie słodkie, a owoce były bardzo dobrze wyczuwalne. Z kolei banan z chałwą naprawdę fajnie ze sobą gra. Oreo z krówkami i nutellą pominę milczeniem, bo mi się komórki tłuszczowe budzą. Ta właśnie możliwość łączenia smaków w przypadku lodów tajskich jest ich największym atutem. Bo umówmy się – sposób przygotowania, choć efektowny i na pewno trudny do opanowania ostatecznie ma mniejsze znaczenie, niż smak tego, co do naszej paszczęki trafia, prawda?
Na koniec mała łyżka dziegciu w tej beczce miodu, bo wiecie, że u mnie nie ma słodkiego pierdololo i jestem szczery w tym, co piszę i recenzuję. Przez sposób obróbki lodów niestety, ale nie polecam go rodzinom z kilkorgiem dzieci albo większemu gronu znajomych. Nie ma fizycznie takiej możliwości, żebyście swoje pyszności dostali choćby mniej więcej w tym samym czasie. Przygotowanie jednej porcji trwa kilka minut, a kiedy się tych porcji zrobi więcej, to i minut się robi co najmniej kilkanaście.
Po drugie pod Halą Tęcza nie ma gdzie usiąść – ponownie, jeśli jesteście w większej grupie, to jest średnio wygodne, kiedy każdy stoi i wcina swoje lody bez możliwości posadzenia zadka przy jakimś stoliku (tego problemu nie ma TUK TUK przy Arkadach Wrocławskich).
No i po trzecie cena – nie jest źle ani jakoś przesadnie drogo, ale jakbyście o 2 złocisze zeszli albo nie doliczali za dodatki, to byłoby jeszcze lepiej. W końcu we Wrocławiu dobrych lodów naturalnych jest od metra i pewnie często się zdarza, że ludzie od foodtrucka odchodzą, żeby na takie własnie pójść.
Podsumowując – fajny sposób przygotowania i podania, fajny smak, fajny deser. Ja osobiście chętnie spróbowałbym tak podanych lodów jabłkowo-cynamonowych. No patrzę na te rollsy i takie mam własnie skojarzenie.
Gdybyście kiedyś do TUK TUK zbłądzili, to dajcie znak-sygnał, jak Wam smakowało, ok?