Seksowna chlamydia…

 

Kie­dyś, daw­no temu, kie­dy nie byłem jesz­cze dizaj­nu­chem a infor­ma­tycz­nym kor­po-szczu­rem zapa­dłem na cho­ro­bę.

Pra­co­wa­łem wte­dy na trzy zmia­ny jako admi­ni­stra­tor sys­te­mów ban­ko­wych, ale nie takim jakimś tam magicz­nym sty­lem jak stra­ża­cy czy gli­nia­rze, tyl­ko 7 razy pod rząd pierw­sza zmia­na, potem dru­ga, potem noc­ki, dwa dni wol­ne­go za week­end i dawaj nazad od nowa. Mia­ło to swo­je dobre stro­ny, bo w rekor­do­wym pew­nym roku, 1 stycz­nia mia­łem 24 dni zale­głe­go urlo­pu do wyko­rzy­sta­nia. Ale ja nie o tym.

Cho­ro­ba owa obja­wia­ła się bólem gar­dła, jak­bym łykał garść wió­rów, gorącz­ką w oko­li­cach 39°C, zaćmą i obłę­dem w oczach i ogól­nym takim wie­cie, gry­po­wym roz­pier­do­lem. Pro­fi­lak­tycz­nie pole­cia­łem do miłej pani dok­tor, któ­ra zaj­rza­ła mi tam, gdzie zazwy­czaj ciem­no i dała jakie­goś pro­cha. Chcia­ła dać L4, ale że ja jestem sumien­ny i odpo­wie­dzial­ny, to stwier­dzi­łem, że dziel­nie docią­gnę do koń­ca zmian noc­nych, któ­re mi się zaraz mia­ły zacząć, a dopie­ro potem zale­gnę się kuro­wać. Wie­cie, nie chcia­łem kołor­ke­rom w kor­po robić koło pió­ra, że mają nagle w nocy prze­stać z kobie­tą wybra­ną swe­go życia obco­wać i zamiast tego iść do pra­cy na noc­kę. Sły­sza­ło się tu i tam, że jed­no dru­gie­mu nie prze­szka­dza­ło, ale ja zno­wu nie o tym.

Pro­chy mi się skoń­czy­ły, cho­ro­ba nie, a nawet moż­na powie­dzieć vice ver­sa, bo nie wie­dzieć cze­mu zaczę­ły mnie masa­krycz­nie boleć mię­śnie i to jakoś tak dupy oraz oko­lic. Pani ta sama miła dok­tor przy­pi­sa­ła mi te same nie­do­bre pro­chy, ale w daw­ce więk­szej razy dwa. Jed­no­cze­śnie oznaj­mi­ła mi, że jestem poje­ba­ny,  bo zamiast się poło­żyć i zdro­wieć, to się szwen­do­lę po nocach po ser­we­row­niach. Zmia­ny się skoń­czy­ły, czas było pani dok­tor posłu­chać i się tro­chę podleczyć.

Pro­chy pomo­gły w zakre­sie tem­pe­ra­tu­ry (umiar­ko­wa­nie, dalej była lek­ko pod­wyż­szo­na), gry­po­we­go roz­pier­do­lu (umiar­ko­wa­nie, dalej byłem lek­ko nie­ży­wy) i bólu dupy oraz oko­lic (tutaj z suk­ce­sem). Nie pomo­gły za to w ogó­le w zakre­sie bólu gar­dła – napie­prza­ło dalej tak, jak coś strasz­nie napie­prza­ją­ce­go w gardle.

Potup­ta­łem więc zno­wu do zna­nej już wszyst­kim miłej pani dok­tor. Zno­wu mi zaj­rza­ła, podu­ma­ła i dosta­łem skie­ro­wa­nie na wymaz z pasz­czy w kie­run­ku chla­my­dii oraz miłą infor­ma­cję, że ja mi jej nie znaj­dą, to trze­ba mnie będzie odstrze­lić, bo nie wia­do­mo co mi jest.

A teraz garść infor­ma­cji na temat chla­my­dii – jeśli ogól­nie jeste­ście w tema­cie, to sobie opu­ście i przejdź­cie do następ­ne­go aka­pi­tu, bo to nud­ne jest.

 

Chlamydia to taka bakteria.

Wred­na, brzyd­ka i zło­śli­wa. Czy­li w sumie jak 99% zna­nych mi kobiet (doty­czy okre­su bada­ne­go bez okre­su, w okre­sie bada­nym z okre­sem ta licz­ba się podwa­ja). Dzie­li się z grub­sza na trzy szcze­py czy tam gatun­ki. Jak jeste­ście cie­ka­wi, to poni­żej macie lin­ki do wiki. Jak nie jedli­ście śnia­da­nia, ani wczo­raj kola­cji, to wrzuć­cie w gugla i daj­cie na gra­fi­kę. Nie zapo­mnij­cie jakie­goś worecz­ka albo misecz­ki, jak Wam żołą­dek nie utrzyma.

Podział jest taki:

- Chla­my­dia pneu­mo­niae, czy­li taka, co to powo­du­je tem­pe­ra­tu­rę, taki wie­cie, gry­po­wy roz­pier­dol oraz ból gar­dła, roz­no­si się kro­pel­ko­wo;
- Chla­my­dia tra­cho­ma­tis, czy­li taka, co to powo­du­je tem­pe­ra­tu­rę, taki wie­cie, gry­po­wy roz­pier­dol oraz ból sze­ro­ko rozu­mia­nych oko­lic dupy, też roz­no­si się kro­pel­ko­wo, ale to tro­chę inne kro­pel­ki i zazwy­czaj z inne­go źró­dła i ina­czej się je przyj­mu­je;
- Chla­my­dia psit­ta­ci, czy­li taka, na któ­rą cho­ru­ją ci, któ­rzy bawią się ptasz­ka­mi, ale taki­mi praw­dzi­wy­mi, a nie tymi od tra­cho­ma­tis.

Pierw­szy raz w doro­słym życiu mia­łem mieć bliż­szy kon­takt z tzw. służ­bą zdro­wia, więc nie do koń­ca uświa­do­mio­ny potup­ta­łem na wymaz gdzieś tak koło 10:00. W pocze­kal­ni tłum jak w Lidlu za croc­sa­mi, na oko byłem w dru­giej set­ce i to pew­nie dru­giej poło­wie dru­giej set­ki. Nic to, zdro­wie jest naj­waż­niej­sze, nie? Poczekamy.

Sta­ną­łem na kawał­ku wol­nej pod­ło­gi, włą­czy­łem wol­ny kawa­łek na uszach i cze­ka­łem na swój kawa­łek, zna­czy kolej. Przy­pad­kiem ten wol­ny kawa­łek pod­ło­gi wypa­dał aku­rat na wprost drzwi do Pobie­ral­ni Wyma­zów. Te się nagle otwie­ra­ją i z obłę­dem w oczach wyska­ku­je jed­na taka Pobie­racz­ka Wyma­zów. Na oko cał­kiem sym­pa­tycz­na, dwa­dzie­ścia parę lat na cał­kiem kształt­nym licz­ni­ku, w takim faj­nym bia­łym far­tusz­ku, na nogach faj­ne bia­łe poń­czo­chy czy tam raj­sto­py, bo ja ich nigdy nie roz­róż­niam, a te razem wło­żo­ne w faj­ne bia­łe drew­niacz­ki, na gło­wie kwiet­ny ma wia­nek i w ręku zie­lo­ny bady­lek. I ze wspo­mnia­nym już obłę­dem w oczach poka­zu­je na mnie kształt­nym palusz­kiem i krzyczy:

-PAN!!!! PAN MI POMOŻE!!! NIECH MI PAN IDZIE ZE MNĄ!!!

Jak wspo­mnia­łem, Pobie­racz­ka Wyma­zów faj­na była, więc grzecz­nie idę za nią do Pobie­ral­ni Wyma­zów, bo a nuż pobie­rze­my sobie coś razem? I co tam widzę?

Małą Dziew­czyn­kę, na oko 5–6 lat, strasz­nie zapła­ka­ną. I lek­ko wymiętoloną.

Doro­słą Kobie­tę, na oko 24–30, lat lek­ko zapła­ka­ną. I strasz­nie wymiętoloną.

Raso­we­go MIL­F’a, na oko leciut­ko 40+. Taka tro­chę jak­by Lisa Ann, ale mniej stu­nin­go­wa­na. Oooo, ta to nie była ani zapła­ka­na, ani wymiętolona.

Wszyst­kie (poza Dziew­czyn­ką), jed­na przez dru­gą pro­szą mnie o to, żebym Ją (Dziew­czyn­kę) przy­trzy­mał, bo one wszyst­kie (poza Dziew­czyn­ką) nie mogą sobie dać z Nią (Dziew­czyn­ką) rady, a trze­ba Jej (Dziew­czyn­ce) pobrać wymaz z buzi. Mój Misiek był wte­dy mniej wię­cej w tym wie­ku, więc na szczę­ście wie­dzia­łem, jak takie dziec­ko na chwi­lę unie­ru­cho­mić. Chwi­lę póź­niej było po wszyst­kim – Mała Dziew­czyn­ka dosta­ła ode mnie w ramach prze­pro­sin pacz­kę tik­ta­ków zaplą­ta­nych przy­pad­kiem w kie­sze­ni, za co mi wyba­czy­ła żela­zo­wy chwyt. Doro­sła Kobie­ta popra­wi­ła się nie­co (bo wia­do­mo, wymię­to­lo­na nie pój­dzie do ludzi), wal­nę­ła tekst żeby mój tak umiał z dzieć­mi postę­po­wać…, pra­wie mi się na szy­ję rzu­ci­ła i obie poszły.

Zosta­łem sam na sam z Pobie­racz­ka­mi Wyma­zów. No to jadę na twar­dzie­la, że:

Prze­cież jak już jestem w środ­ku, to bez sen­su, żebym poszedł sobie z powro­tem i mogły­by mi poza kolej­ką pobrać co trze­ba, bo ludziom trze­ba pobie­rać, zna­czy poma­gać, a ja im dziec­ko przy­trzy­ma­łem i po pup­ci mogę pokle­pać. Jak zechcą.

MILF sma­ko­wi­ty na to, że w sumie to mam rację i ona wycią­gnie do mnie pomoc­ny paty­czek, któ­rym mi pobierze.

- Co pan ma?
– Jesz­cze nie wiem, czy mam. Do pobra­nia mam wymaz na chlamydię.
– Dobra, niech pan ścią­ga spodnie.
– A nie­nie­nie, ja…
– No niech się pan tak nie wsty­dzi, ja wiem, że męż­czyź­ni się wsty­dzą swo­ich reak­cji, kie­dy w grę wcho­dzi grze­ba­nie w spodniach [i tutaj taka dziw­nie zna­czą­ca pauza]

Patrzę na nią wzro­kiem [dziw­nie zna­czą­cym i prze­cią­głym] i mówię:

– Jak tak sobie patrzę na Panią, i jak tak sobie wyobra­żę, że grze­bie mi Pani w spodniach, to wstyd by mi było, gdy­by nie było żad­nej reakcji.

Nawet Lisa Ann nie robi takiej miny…

#metoo

 

 

Fot: foto­lia, autor: evil­ra­ta­lex


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close