23 luty to Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją.
Zastanawiam się czasami, czy to choroba cywilizacyjna, która pojawiła się niedawno, czy też po prostu wcześniej nie zwracaliśmy na nią za bardzo uwagi, bo zajęci byliśmy staniem w kolejkach po papier toaletowy?
Zastanawiam się czasami, na ile problem jest tak powszechny, a na ile to moda? I żebyście nie odebrali tego jako tekst “weź się ogarnij, a nie rozczulasz nad sobą”. Nie, zupełnie nie – depresja to parszywa i prawdziwa choroba, ale czasami mam wrażenie, że też powód do lansu, choć sam taki pomysł mnie mierzi, bo powoduje właśnie takie myśli, które depresję degradują do zachcianki czy mody.
Ale z drugiej strony podobno wcale nie jest tak, że niewprawne oko tak łatwo osoby z depresją rozpozna. To podobno wcale nie jest tak, że osoby z depresją się nie śmieją i ubierają tylko na czarno. To wcale nie jest tak, że na pierwszy rzut oka widać tę czerń, tę pustkę w głowie.
Ale podobno jest tak, że wśród naszych bliskich czy znajomych ktoś na pewno z depresją żyje, tylko może być, że nawet sam o tym nie wie, a co dopiero tej osoby bliscy. To mistrzowie kamuflażu, którzy swój ból, lęk, niechęć do świata, siebie i życia pod takim właśnie uśmiechem maskują, często nie tylko przed bliskimi, ale i przed samymi sobą. Jak ten klaun, który smutek skrywa pod namalowanym uśmiechem. To ludzie zamknięci w czarnej, głębokiej jamie, do której czasami tylko dociera malutki promyk słońca.
Ja nie wiem, nie mam pojęcia, jak takim ludziom pomóc.
Choć chciałbym.
Ja nie wiem, czy mówienie komuś “zatrzymaj się na chwilę w tym pieprzonym biegu i rozejrzyj, bo może ktoś z Twoich bliskich czy znajomych Cię potrzebuje, ale w swojej chorobie nie może Cię dogonić” ma jakikolwiek sens.
Nie wiem.
Ja nie wiem, czy mówienie komuś “rusz się! przejdź po lesie, po łące, po górce, dolinie czy strumyku, zobacz, jaki świat jest piękny” ma sens, jeśli do tej czarnej jamy dociera tylko obraz szary i nijaki, dla którego nie ma sensu wyściubiać nosa poza czerń.
Nie wiem.
Ja nie wiem, czy w ogóle mówienie komuś, co ma robić ma sens, bo może jeszcze bardziej dobić i przekształcić się w “jestem beznadziejny, bo nie robię tego, co mi mówią, a mówią mi dla mojego dobra”. Jak taki tłumacz, co to wszystko zamalowuje czarnymi farbami i jeszcze do tego dorzuca po kleksie poczucia winy, beznadziei i koszmarnie niskiej samooceny.
Nie wiem.
Ja nie wiem, jak takich ludzi rozpoznać, ale wiem, że tacy ludzie istnieją. Także wśród Was. I dlatego tak zapobiegawczo, tak po prostu na wszelki wypadek, żebyście swoim zachowaniem nie wcisnęli kogoś głębiej w jego czarną jamę, dlatego…
Bądźcie dobrzy dla wszystkich.
Jeśli nie zawsze, to chociaż dzisiaj, co?
Fot: depositphotos.com, autor: GreggEisenberg