Moje dziecko młodsze ośmioletnie pod tytułem Pan Tymoński ma takie hobby dziwne, że lubi oglądać na yt kiedy ktoś gra w Minecrafta. Samo oglądanie tego, jak ktoś gra jest moim skromnym zdaniem delikatnie głupawe, a oglądanie jak ktoś gra w Minecrafta jest głupawe podwójnie, bo to gra bez sensu, bez grafiki i bez… wszystkiego. Ale z drugiej strony pamiętam, jak z ziomalami z wybałuszonymi gałami oglądaliśmy w salonach gier ludzi, którzy akurat ciupali w River Raid czy Moon Patrol, dysząc im w kark podnieconymi oddechami, więc składam to na karb wieku i życiowego doświadczenia z nadzieją, że kiedyś Mu przejdzie i zacznie normalnie, po bożemu oglądać gołe laski, bo po prostu zmądrzeje albo dojrzeje.
Różnica jednak jest taka, że kiedy zaglądaliśmy przez ramię gostkowi, który akurat latał, jeździł albo biegał, to tenże gościu poza nieczęsto rzucanym “zabieraj mi łeb z ekranu” zazwyczaj się nie odzywał, nie komentował, nie przeżywał. Ot – grał sobie jak to twórcy przewidzieli i tyle. Zebrany tłum poza nieczęsto rzucanymi okrzykami bojowymi nagradzającymi jakieś wyjątkowe osiągnięcie albo zagrzewającymi do walki też jakoś tak siedział cicho, pewnie coby skupienia zawodnikowi nie odbierać. Tutaj tak nie ma.
Tffurca kanału i gracz w jednej osobie (albo w kilku, bo czasami kogoś zaprasza do wspólnego pobiegania bez sensu po kwadratowych polach) komentuje. Komentuje gdzie biega, gdzie za chwilę będzie biegł oraz skąd przybiegł. Komentuje co robi, co będzie robił oraz co robił wcześniej. Komentuje co mu wyszło, co nie wyszło, a co nie wie, czy mu wyszło. Poza komentowaniem co chwilę też nawija o łapkach w górę, żeby dawać, że dali dużo, albo jak dadzą więcej, to zrobi kolejny odcinek, w którym dalej będzie bez sensu biegał i bez sensu komentował w przerwach między nawijaniem o łapkach. Ale to jakoś mnie mocno nie razi – no taka subkultura, trochę jak za moich czasów punki czy metale.
Co mnie bardziej razi, to język, w jakim autorzy tych kanałów komentują swoje bezsensowne bieganie. I nie, nie chodzi o to, że dużo klną, a mój ośmiolatek to ogląda. Nie klną właściwie wcale, poza rzucanym co chwilę szit, szit (jakby to jakiś Angol oglądał, to by się zastanawiał, o co chodzi z tymi kartkami). Jeśli przyjmę, że to taka konwencja, to nawet jakoś mocno mi nie przeszkadza tragiczna polszczyzna, choć teoretycznie mógłbym przecież oczekiwać od kogoś, kto się publicznie wypowiada poprawności języka, no ale bez jaj, toż to yt. Na ulicy czy przy piwku, też nie rozmawiamy ze sobą trzynastozgłoskowcem, więc trzeba przyjąć, że teksty w stylu to dla mnie nie pasuje albo idziemy zbierać futro owiec są po prostu wpisane w ten zawód biegacza po kwadratowych polach Minecraft. Pisałem już o tym, że trochę jestem grammar nazi i byki (zwłaszcza ortograficzne) strasznie mnie kłują w oczy. Ale z drugiej strony życie jest za krótkie, żeby sobie takimi pierdołami zaprzątać głowę, nie?
Ale już potwornie zgrzyta mi w uszach to, że gostek biegając po kejwach zbiera dajmondy, emeraldy albo ajrony. Na fildach spotyka wilażerów (pewnie zbierających futro owiec). A kiedy urządza sobie przytulny domek, to tu na karpeciku postawi sobie kaldronek do robienia itemków. No załamka…
Nie ma się jednak co dziwić, skoro nie tak znowu dawno temu był sobie taki film “Służby specjalne” i w tymże filmiku zjawiskowa Kamila Baar leciała taką korpomową, że aż zęby cierpły. “HR wyśle ci papiery na zczardżowanie odprawy”, “wyślij mi to asapem” – szeregi korporacji opuściłem już dawno, sporo się mogło zmienić, ale jakoś nie pamiętam, żeby ktokolwiek tam mówił takim szyfrem. Ba, bohaterka grana przez piękną blondynkę nawet poza firmą nawija tajnym kodem – “tato, usuń mi tą spiralę, zbrifuj Janusza na jaką ma przejść dietę”, “kochanie miałam rikłest że nie zostawiamy toreb w przedpokoju, tak?”.
Bez neologizmów i zapożyczeń język się nie rozwija. Tak mi się przynajmniej wydaje, choć polonistą nie jestem. Co chwilę, w związku chociażby z powstawaniem nowych technologii, pojawiają się nowe określenia dla nowych rzeczy, których jeszcze niedawno nie było. Akurat tak się składa, że wszystkie techno-cudeńka zazwyczaj rodzą wśród języka angielskiego, który stał się już właściwie językiem uniwersalnym i międzynarodowym jak kiedyś łacina. Do tego internet zmniejszył świat do rozmiarów ekranu, co jeszcze bardziej cementuje ten proces. I głupi byłby ten, który by z tym walczył, bo jak inaczej, bardziej po polsku nazwać komputer? Modem? Monitor? Telefon? Internet chociażby?
Samo bycie blągerem (oo, polskie słowo!) wymusza niejako używanie słów pochodzenia zagramanicznego, bo przecież taki ktoś porusza się w przestrzeni definiowanej przez język angielski. Podobnie jak gracz, który porusza się w środowisku wykreowanym właśnie w języku angielskim (tak, wiem, że Notch jest Szwedem). Podobnie jak koder, który tworzy w języku programowania bazowanym na angielskim. I tak dalej, i tak dalej. Ale jakimże problemem byłoby użycie w normalnej rozmowie czy mowie potocznej słów “rozliczenie”, “jak najszybciej”, “jaskinia”, “żelazo” czy “dywan”?
Nie jestem językowym radykałem i uważam, że to bardzo dobrze, że pojawiają się u nas słowa z języków obcych. Wycięcie w pień z języka jakiegokolwiek wszystkich obcych naleciałości jest niemożliwe, ba nawet niedobre, ale czy trzeba ich używać jakoś tak topornie i bez grama finezji czy refleksji? Język polski jest naprawdę piękny i bogaty, dlatego używanie (przeważnie) angielskich słów spolszczonych na siłę dopuszczam jedynie w konwencji robienia sobie jaj i niekoniecznie za często, bo w przeważającej części można wyrazić to samo przy pomocy polskich odpowiedników. Nie bądźmy też fanatykami, którzy wyrżnęliby w pień wszystko to, co do naszej pięknej mowy jakoś tak się przypałętało, zaaklimatyzowało i wreszcie mniej lub bardziej spolszczyło.
Na koniec coś, co razi mnie najbardziej – jeśli już coś na chama spolszczamy, to spolszczajmy chociaż poprawnie (jakkolwiek głupio by to tutaj nie zabrzmiało). Jeśli już zamiast chłopa czy wieśniaka jest wilażer, to niech pochodzi od village (no chyba, że z francuska), a jak jakiś toporek zadaje obrażenia, to niech nie ma 10 demejdżu.
Jak ja kurde potem moje dziecko oduczę, skoro już na starcie uczy się źle?
Taki mały fakap.
Fot: fotolia, autor: whouse86