Mój permanentny brak czasu jest stały i niezmienny jak wschód i zachód Słońca. Kiedyś jeszcze się zastanawiałem nad tym, czy to kwestia mojego niezorganizowania, czy po prostu tak już jest, bo pracuję w lekko nieprzewidywalnej branży. Do tego dochodzą plany (albo brak planów) trzech najważniejszych w moim życiu osób, czyli Dzieciorków i MałejŻonki, co łącznie powoduje taką przedziwną mieszankę chaosu i jeszcze większego chaosu, która to mieszanka wysysa z doby cały czas i okazuje się, że jest ona za krótka. A co by było, gdyby ktoś zrobił Wam prezent i wasza doba o jedną godzinę by się powiększyła? Co ja bym zrobił?
Dodatkowa godzina dla mnie
Wiecie, obawiam się, że tak naprawdę niczego by ona nie zmieniła, jeśli nie musiałbym na nią jakoś zapracować. Wiecie jak to jest z pieniędzmi – kiedy spadają z nieba, to jakoś łatwiej je wydawać i się nie przejmować, bo to przecież taki bonusik. Trzeba dużo samozaparcia i silnej woli, żeby z takiej ekstra forsy zrobić mądry użytek. Pokusy nagle nam się mnożą, bo i na to nas teraz stać, na to też i jeszcze tamto. A ponieważ łatwo przyszło, to i wydać łatwo, bo przecież per saldo nic nas to nie kosztuje. I tracimy wszystko, a po fakcie pozostaje uczucie pustki. Dlatego boję się, że taka jedna godzina ekstra w życiu niewiele by je zmieniła. Bo jeżeli 24 godziny to dla mnie za mało, to i 25 też by nie starczało. Ale…
Ale gdyby o tę godzinę odpowiednio zadbać?
Przeznaczyć na coś, co jest naprawdę ważne? Potrzebne? Sprawić, żeby naprawdę się liczyła i miała znaczenie?
Nie myśleć o sobie, tylko o innych. Oddać pół godziny własnym dzieciom, żebyśmy razem mogli się te 30 minut dłużej dziennie pobawić? Pojeździć razem na rowerze czy po prostu ze sobą pobyć? Oddać w całości Małejżonce, żeby mogła spokojnie robić projekty, bo terminy gonią i wiecznie jesteśmy w niedoczasie? A wiadomo przecież, że kobieta nerwowa to i jej mężczyzna niespokojny.
Być może jest na świecie ktoś, kto właśnie o tę jedną godzinę spóźnił się na coś bardzo ważnego w życiu. Może były korki i kontrakt życia uciekł sprzed nosa, bo drugiej stronie brakło cierpliwości i nie była dostatecznie wyrozumiała?
Być może ktoś jechał do szpitala spędzić ostatnie chwile ze swoimi bliskimi i o te 60 minut się spóźnił i zastał już tylko puste łóżko?
Może dla kogoś godzina to sprawa zdrowia? Życia i śmierci?
Cóż więc zrobiłbym z moją dodatkową godziną?
Może to dlatego, że w końcu się pogodziłem z moim chronicznym brakiem czasu, ale uważam, że mnie taka dodatkowa godzina nie uszczęśliwi. Owszem – pomoże w wielu sprawach, wiele ułatwi. Ale czy naprawdę nie jestem w stanie wygospodarować dla tych ważnych w moim życiu spraw dodatkowej godziny z tych dostępnych 24? Wiem, że jestem. Nie zawsze się to udaje, ale jest coraz lepiej. Może to też kwestia wieku, że już coraz więcej mogę, a nie muszę i po prostu nauczyłem się pewne aspekty mojego życia wartościować.
Dlatego wiem, co ja bym zrobił z takim podarkiem – oddałbym bardziej potrzebującym.
Może dzięki temu świat byłby odrobinę lepszy?
PS. Wpis ten powstał w ramach akcji blogerskiej organizowanej przez pyszne.pl – #CzasNaMojąChwilę