Ten blog żyje już jakiś czas. Miał wzloty i upadki, gorsze i całkiem złe chwile, teksty lepsze i całkiem dobre. Ale jakiś czas temu przysiadłem na chwilę, przyjrzałem się statystykom i coraz częściej zaczynam się zastanawiać, czy to ma sens. Bo jest ogromny rozdźwięk pomiędzy ilością komentarzy, statystykami bloga, a tymi na fejsie czy Instagramie. Chwilę się nad tym zamyśliłem, spodobało mi się, więc zamyśliłem się jeszcze raz. I wymyśliłem: wy niekoniecznie wiecie, jak ważny dla blogera jest Wasz lajk czy komentarz.
Moi czytelnicy, co pokazała ankieta oraz moje wnikliwe szkiełko i oko, dzielą się mniej więcej na dwie grupy. Pierwsza to ludzie w ten czy inny sposób związani z blogosferą i mediami socjalnymi. Albo sami tworzą coś w sieci i wiedzą jak to działa, albo po prostu dużo czasu w sieci spędzają. I też wiedzą jak to działa. Niekoniecznie do Was jest dzisiejszy wpis, ale nie zaszkodzi, jak poczytacie, kto wie, może napiszę coś mądrego? A jeśli macie to samo zdanie, to może podlinkujecie mój tekst swoim odbiorcom, kto wie, może się przyda?
Druga grupa to moi znajomi i rodzina z reala. Ponieważ lat mam tyle, ile mam, to naturalne jest, że moi znajomi są mniej więcej w takim właśnie wieku. Akurat ja mam styczność z komputerami i netem dłużej, niż na tym łez padole żyje gimbaza (a nawet wstyd się przyznać – studenci pierwszego roku), ale skończyłem informatykę na Wrocławskiej Polibudzie. I na mojej uczelni pewne rzeczy były po prostu naturalne. Niewielu moich znajomych kończyło uczelnie techniczne, więc dla nich spotkanie z netem nastąpiło wtedy, kiedy w życiu ma się najmniej czasu, czyli kilka lat po studiach. Wtedy człowiek się dorabia, zapierdala po godzinach i w końcu zaczyna się rozmnażać – na siedzenie w necie najnormalniej w świecie tego czasu brak. Ci ludzie nie są jeszcze digital natives, czyli nie traktują internetów jak czegoś najnaturalniejszego na świecie. A nawet bardziej – czegoś, bez czego nie wyobrażają sobie życia, jak to ma dzisiejsza gimbaza. I to do Was dzisiaj piszę, bo mam wrażenie, że brak Wam wiedzy, czym ten lajk jest.
Czym jest lajk?
Można śmiało powiedzieć, że jest to moneta dzisiejszych czasów oraz miernik popularności i sukcesu. Facebook stał się nieodłącznym elementem naszego życia, jak np. jedzenie bez glutenu czy męskie spodnie rurki i nie da się go z tego życia całkiem wyeliminować. Tak samo jak lajki, które od dawien dawna są jego integralną częścią. Ale mam wrażenie, że ludzie starsi, albo tacy, którzy z netem mieli późno styczność traktują go z nabożną czcią (i net, i fejsa, i lajka). Na kliknięcia łapki w górę zasługuje jedynie coś tak zajebistego, jak brak kaca po ostrym piciu, jak ta cycata sąsiadka, do której się ślinisz w windzie, jak wygrana w totka czy króliczek Playboya w Twoim łóżku. Jakby kliknięcie tejże łapki (teraz można i mordki, ale nie utrudniajmy) od razu jakoś kogoś definiowało i stawiało po którejś stronie jakiejś wydumanej barykady. A tymczasem lajk to po prostu sygnał dla tego, u kogo łapkę klikasz – fajnie stary, dobra robota. Nie ma sensu dorabiać do tego nie wiadomo jakiej ideologii. To też trochę kwestia tłumaczenia – “I like it” niekoniecznie oznacza “lubię to”, jak ktoś w polskim fejsie przetłumaczył. Bardziej “podoba mi się to”, ale chyba za długie było i się nie przyjęło. Lajk to lajk – kciuk w górę, jest OK, dobra robota, podoba mi się. I tyle. Ale i aż tyle.
Co Twój lajk może zrobić dla Ciebie?
Przede wszystkim fejs to już nie śmieszny portalik do wrzucania głupich zdjęć z meblościanką w tle i głębokich życiowych sentencji ściągniętych z kwejka albo innych demotywatorów. To narzędzie komunikacji globalnej, za pomocą którego mamy wgląd we wszystko to, co nas interesuje na świecie. Niestety też często w to, co nas zupełnie nie interesuje. Dlaczego tak się dzieje? Bo tak naprawdę fejs jest już na tyle mądry, że bardzo dokładnie przygląda się temu, co Ty na jego pokładzie wyprawiasz. Co klikasz, co oglądasz, co udostępniasz, co komentujesz. I na podstawie tego na kilka sposobów Cię profiluje i podrzuca Ci treści podobne do tych, które wywołały Twoją reakcję. Jeśli lubisz kogoś czytać, ale od dłuższego czasu z Twojej strony nie było żadnego działania, to fejs przestaje Ci pokazywać te treści, bo algorytmy mu podpowiadają, że przestało Cię to interesować. To nie tak, że ten ktoś przestał te treści publikować. Więc to Ty masz realny wpływ na to, co będzie Ci się wyświetlało. Wpływasz na algorytmy fejsa dając lajki pod statusami. Skąd fejs ma “wiedzieć” co Ci pokazywać, jeśli Ty nie pokazujesz jemu, co Ci się podoba?
Co Twój lajk może zrobić dla mnie?
No właśnie. Nie wiem czy wiecie, ale jeśli jakiś fanpejdż ma 1000 fanów, to wcale nie znaczy, że wszyscy oni jak leci zobaczą to, co zostało opublikowane. Jeśli w kilka minut od wrzucenia danego statusu nikt nie zareaguje, albo będzie to raptem kilka osób, to pozostałym się on nawet nie wyświetli. Dla małych blogerów, takich jak ja, oznacza to, że zamiast zdobywać nowych czytelników – systematycznie ich tracą. A dla blogera zasięgi to często być albo nie być. Bo nawet jeśli ktoś mówi inaczej, to my piszemy dla Was. A jeśli nie mamy żadnego odzewu w postaci lajka, komentarza czy udostępnienia, to blogowanie przestaje sprawiać przyjemność, bo czytać samego siebie to słaba przyjemność. Ten lajk od Ciebie to dla mnie nagroda, pokazujesz mi, że warto – “jest OK stary, ciśnij dalej”. Znaczy on dla mnie, że zrobiłem dobrą robotę i Ty to doceniasz. No i oczywiście dzięki swojemu lajkowi pozwalasz mi dotrzeć do większej liczby odbiorców, bo Twoi znajomi widzą, co Ci się podoba i czasami sami do mnie zajrzą.
Dlaczego to całe “dawanie lajków” jest takie ważne?
Bo pomagasz mi rozwijać bloga. Najwięcej czytelników trafia tu z fejsa – takie mamy czasy i nie ma co nad tym płakać. Ale jeśli na fejsie nikt mojego tekstu nie lajkuje, to zajawka o nim trafia do coraz mniejszej liczby odbiorców i w efekcie mam coraz mniej czytelników (statystycznie w porywach do 25%, najczęściej w okolicach 15%). Co straszliwie dołuje, kiedy sobie raz na jakiś czas spojrzę na statystyki, bo nie śledzę ich codziennie. Nawet nie co tydzień. I kiedy widzę liczbę coraz to niższą, to jakoś się odechciewa, wiecie?
Uwielbiam Was – moich komentatorów i czytelników za humor, za łapanie moich czasem nieźle popieprzonych przenośni, dowcipów czy skrótów myślowych, za nieczepianie się kurew, chujów i elfich wozaków. To jest świetne – każdy komentarz pod wpisem na blogu czy na fejsie dodaje mi skrzydeł. Poważnie. I może dlatego tak mnie te spadające statystyki dobijają? Bo prowadzenie bloga przy własnej firmie, własnej żonie i własnej (mam nadzieję) dwójce dzieci to spory wysiłek. Nie skarżę się – uwielbiam to. Nie mógłbym już chyba inaczej. I to Wy w dużej mierze jesteście moją siłą i motywacją.
I dlatego zwracam się właśnie do tej drugiej grupy moich czytelników – tych starszych i mniej netowych. Teraz już nie powiecie, że nie wiedzieliście, po co te lajki są i co one robią. Są mi potrzebne, tak po prostu. Do tego, żebym mógł dalej pisać i cieszyć się tym, że Wy się tym cieszycie. Fakt, jeśli nie wiesz co powiedzieć albo nie chcesz – nie komentuj. Nie musisz. Ale nie bądź mentalnym starym pierdołą i kliknij lajka pod postem na fejsie. Jeśli uważasz, że to, co właśnie napisałem jest coś warte i któryś z Twoich znajomych też mógłby tu znaleźć coś wartego przeczytania, to udostępnij dodatkowo, żeby rósł zasięg ludzi, do których trafiam. O TUTAJ masz linka do mojego profilu, a po prawej masz taki zmyślny gadżet – to proste. Podoba Ci się to klikasz LUBIĘ TO na górze i BOB jest Twoim wujem.
Daj lajka, bo mi to po prostu pomoże być coraz lepszym.
Dla siebie. I dla Was.