Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

Przed nami kolej­ny finał wyda­rze­nia, od lat poka­zu­je­go wszyst­kim Pola­kom, oraz całe­mu świa­tu, że drze­mie w nas dobro i chęć nie­sie­nia pomo­cy tym, któ­rzy tej pomo­cy potrze­bu­ją. Bo Wiel­ka Orkie­stra to nie tyl­ko pomoc dzie­ciom (a ostat­nio też senio­rom), ale wszyst­kim potrze­bu­ją­cym. To nie tyl­ko apa­ra­tu­ra dla naszych, pol­skich szpi­ta­li czy innych insty­tu­cji (ot, choć­by zakup spe­cja­li­stycz­ne­go sprzę­tu dla grup poszu­ki­waw­czo-ratow­ni­czych stra­ży pożar­nej), ale też pomoc doraź­na ofia­rom tra­ge­dii na całym świe­cie, vide Sri Lan­ka czy Haiti. To są już w tej chwi­li set­ki milio­nów zło­tych, dzię­ki któ­rym set­ki tysię­cy osób odzy­ska­ło zdro­wie albo ucie­kło śmier­ci spod kosy. I to dosłow­nie, to nie tyl­ko sła­ba poetyc­ka prze­no­śnia. To fakt.

Bo Owsiak i jego WOŚP wyzwa­la­ją w nas, Pola­kach wszyst­kie dobre cechy, jakie na co dzień nie za bar­dzo mają jak ujrzeć świa­tło dzien­ne, bo jeste­śmy zbyt zabie­ga­ni i zaję­ci wła­sny­mi spra­wa­mi, żeby zatrzy­mać się na chwi­lę i rozej­rzeć dooko­ła, popa­trzeć na innych ludzi, ich tro­ski, potrze­by i cza­sa­mi tra­ge­die. Jak co roku wzno­si­my się na moral­ne wyży­ny i budzi­my w sobie tro­chę co praw­da odświęt­ne­go, ale jed­nak altru­istę, żeby było lepiej tym, któ­rym na co dzień jest źle.

Owsiak i jego WOŚP wyzwa­la­ją też w nas, Pola­kach coś, co nie­ste­ty czę­sto na świe­cie bywa naszą wizy­tów­ką, a u nas nazy­wa się polac­two. Zawiść, cham­stwo, agre­sja, nie­na­wiść wręcz, nie tyl­ko hejt (bo ja oso­bi­ście te dwie rze­czy jed­nak roz­gra­ni­czam). Jak co roku na świa­tło dzien­ne wycho­dzi podej­ście w sty­lu nie cho­dzi o to, żeby mi było lepiej, cho­dzi o to, żeby innym było gorzej. Coś, co dosko­na­le odda­je w “Dniu Świ­ra” TEN FRAGMENT.

Jak to zwy­kle u mnie – mały wtręt, zanim przej­dzie­my dalej. Na stron­ce KIM JESTEM na blo­gu napi­sa­łem, że pocho­dzę z nie­wiel­kie­go mia­stecz­ka z tzw. Pol­ski B (a może nawet D), gdzieś na ścia­nie wschod­niej, gdzieś na koń­cu świa­ta. Nie wsty­dzę się swo­je­go pocho­dze­nia i uwiel­biam swo­je rodzin­ne stro­ny, choć tam czę­sto kró­lu­je powszech­na bez­na­dzie­ja i brak per­spek­tyw. Sta­ram się jak tyl­ko mogę przy­jeż­dżać, na przy­kład na Boże Naro­dze­nie wła­śnie. Nie­daw­no tak się pecho­wo zło­ży­ło, że moja uko­cha­na Sio­stra dzień przed Wigi­lią zła­ma­ła oboj­czyk i nie­ste­ty calut­kie Świę­ta spę­dzi­ła w szpi­ta­lu ze śru­bą w kości i ręką na wyciągu.

I wie­cie co? Nawet w takim małym Hru­bie­szo­wie cha­rak­te­ry­stycz­ne ser­dusz­ko gdzieś­tam się prze­wi­ja­ło i parę razy mi mignę­ło. Bo nawet taki mały szpi­tal na koń­cu świa­ta i w ciem­nej dupie coś WOŚP zawdzię­cza, coś dostał w darze, ktoś dzię­ki tym darom otrzy­mał pomoc i ulgę w cho­ro­bie czy bólu. 

Ja sam, z tzw. służ­bą zdro­wia na szczę­ście mam mini­mal­ny kon­takt (a nawet jak mam, to czę­ściej jest do śmie­chu, niż pła­czu – jeśli chcesz, to poczy­taj o moim gar­dle, nosie czy pal­cu-grze­bal­cu), ale obaj moi cudow­ni Syno­wie po naro­dzi­nach mie­li stycz­ność z urzą­dze­nia­mi okle­jo­ny­mi cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi ser­dusz­ka­mi (o róż­ni­cy w podej­ściu pomię­dzy tzw. służ­bą zdro­wia pry­wat­ną, a pań­stwo­wą na pew­no kie­dyś powsta­nie wpis, bo to nie­bo a zie­mia, w pew­nym momen­cie do śmie­chu nie było). Nie chce mi się szu­kać danych, ale pew­nie zde­cy­do­wa­na więk­szość pacjen­tów małych i dużych na prze­strze­ni ostat­nich lat była badana/leczona czymś, co WOŚP z zebra­nych pie­nię­dzy sfinansował.

I dla­te­go tym bar­dziej nie rozu­miem tej corocz­nej nagon­ki. Tego szczu­cia, szu­ka­nia haków, dowo­dów na… No wła­śnie – na co? Bo dowo­dów na to, że cała ta wiel­ka machi­na zwa­na Wiel­ką Orkie­strą Świą­tecz­nej Pomo­cy czy­ni mnó­stwo dobre­go dostar­cza­ją nam szpi­ta­le i pla­ców­ki tzw. służ­by zdro­wia w całej Pol­sce (i nie tyl­ko). Dostar­cza­ją sami pacjen­ci, któ­rzy mogą się dzię­ki niej cie­szyć zdro­wiem, a czę­sto pew­nie i życiem. To kolo­sal­ny ładu­nek dobra i dóbr, któ­re tra­fia­ją do tych w potrzebie.

I dla­te­go mam napraw­dę, napraw­dę głę­bo­ko w dupie to, że rze­ko­mo Jerzy Owsiak, jego żona czy inni jego krew­ni i zna­jo­mi kró­li­ka przy tej oka­zji nabi­ja­ją sobie sakiew­kę. Nie wie­rzę w to ani tro­chę. Ale nawet jeśli to praw­da, to co z tego? Co z tego, że jakiś kur­ka dziur­ka, czy jak się tam ten blo­ger nazy­wa, ma rację? Co z tego, że czło­wiek, któ­ry pomógł tysiąc­om ludzi, chce rze­ko­mo przy oka­zji zaro­bić? Są tacy, któ­rzy mówią, że Owsiak nie jest bez­in­te­re­sow­nym kró­lem serc tyl­ko spryt­nym i sku­tecz­nym biz­nes­me­nem. Jeśli od lek­ko sza­lo­ne­go pomy­słu 23 lata temu potra­fił dojść do ogól­no­na­ro­do­we­go zry­wu ludzi dobrej woli, to niech sobie będzie nawet krwio­żer­czym kapi­ta­li­stą – zresz­tą, bez “bycia biz­nes­me­nem” cały ten pro­jekt daw­no by się skoń­czył, a na pew­no by nie miał tej ska­li. Podob­nie jak bez pomo­cy mediów. Dopó­ki dzię­ki nie­mu i jego fun­da­cji tysiąc­om pacjen­tów (naj­czę­ściej dzie­ciom) jest lepiej, to niech sobie zara­bia milio­ny, ale pod­kre­ślam – nie wie­rzę w to i mam to tak głę­bo­ko w dupie, że aż zaha­cza o migdałki.

Smut­ne jest tyl­ko to, że dobro powin­no do czło­wie­ka wra­cać, a dzię­ki “życz­li­wym” jest odwrot­nie. I mam wra­że­nie, że z roku na rok gło­sy sfru­stro­wa­nych są coraz bar­dziej peł­ne jadu i nie­na­wi­ści. Ale tak zwy­kle jest – krzy­czeć i narze­kać jest łatwo, poświę­cić się i cięż­ko pra­co­wać już nie. Zwłasz­cza nie dla sie­bie, a dla innych.

Nie wiem jak Wy, ale ja zamie­rzam z dumą i rado­ścią nosić cha­rak­te­ry­stycz­ne ser­dusz­ko. Z dumą z całej tej wiel­kiej machi­ny zwa­nej Wiel­ka Orkie­stra Świą­tecz­nej Pomo­cy. I z face­ta zwa­ne­go Jurek Owsiak, cho­ciaż go nie znam i pew­nie nigdy nie poznam – a bar­dzo bym chciał face­to­wi uści­snąć dłoń i powie­dzieć “Dzię­ku­ję Jurek. Po pro­stu dzię­ku­ję”.

I na koniec aka­pit, któ­ry jest jed­no­cze­śnie małym testem. Wiem, że WOŚP dzia­ła pod hasłem “do koń­ca świa­ta i o jeden dzień dłu­żej”, a ja wpi­sa­łem coś inne­go w zajaw­ce. Nawet na koniec świa­ta tra­fia pomoc WOŚP, ale jesz­cze dalej wywa­lił­bym hej­te­rów tej­że. Nie­wie­le osób mnie czy­ta, ale może kie­dyś się to zmie­ni i wte­dy od razu będzie widać, kto prze­czy­tał, a kto tyl­ko plu­je jadem bo jest małym zaplu­tym kar­łem reakcji.

PS. Fot­kę wyróż­nia­ją­ca pobra­łem ze stro­ny www.tapeteos.pl, jeże­li mam ją usu­nąć, to pro­szę o maila na dizajnuch@dizajnuch.pl.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close