Każdy ma jakieś kompleksy.
Ja, Ty, wszyscy.
A może nie? Ty nie masz?
A chcesz, żebym Cię wkurwił w 30 sekund i jednak Ci je udowodnił?
Twoja waga nie zbliża się mniej więcej do Twojego IQ?
Na dupie zero krągłości, gładko jak na tafli jeziora o poranku i nie przypomina to wcale pomarańczowej skórki?
Dupa rozumiem jak ząbki czosnku, a nie jak trzydrzwiowa szafa z lustrem?
Cycki masz jędrne i sterczące, i nie są to jajka sadzone zwisające z gałęzi jak zegarek u Salvadora Dali?
Ząbki białe jak arktyczny śnieg? Równiutkie i lśniące jak wojsko na paradzie?
Skóra bez skazy jak czysta kartka? Nie przypomina kraterów na księżycu?
Z każdym kolejnym zdjęciem nie widać spod włosów coraz większych błysków glacy w słońca promieniach?
Stópki też masz zgrabniutkie jak u malutkich Chinek, a nie jak płetwy słonia morskiego?
Twój głos rozumiem aksamitem spowija wszystkich dookoła i toną jak w puchowej pierzynce?
Na koncie szelest papierów i brzęk monet, a nie hulający wiecznie przeciąg?
Staje Ci zawsze i Twoje kobiety po nocy z Tobą kasują z dysku filmy z Rocco?
Kiedy stajesz przed swoim facetem ubrana w super bieliznę, to facet bez wahania zamyka okienko ze stronką Brandi Love?
Dalej? Tylko po co?
Każdy ma kompleksy – dla jednego to będzie wielka dupa, dla drugiego mały fiut. Ale wiecie co? Tak naprawdę miarkę, którą to mierzymy mamy tylko i wyłącznie we własnej głowie. Ciocia Wiki mówi, że “w potocznym rozumieniu określa się w ten sposób niemiłe, wstydliwe dla danej jednostki tematy związane z ekspozycją społeczną, cechami wyglądu lub charakteru, których poruszenie wywołuje wstyd, lęk, niepokój.” Właśnie, dla danej jednostki.
Ostatnio popełniłem wpis o rzeczach, które chciałbym zrobić, osiągnąć czy przeżyć przed śmiercią. Jedną z nich było to, że chciałbym schudnąć i mieć ośmiopak na brzuchu. Ba, całą jedną wielką kategorię na blogu z tego poczyniłem.
Bo to mój kompleks od lat. W zasadzie od zawsze. Kompleks, który tak naprawdę przestał być prawdą kiedy byłem w siódmej klasie – dla gimbazy to jakoś tak pierwsza gimnazjum. Wtedy właśnie wyrosły mi włosy na brodzie, na klacie, na jajach i między palcami. Wyrosłem także ja. W ciągu mniej więcej pół roku, może 9 miesięcy urosłem o jakieś 15 cm, a moja waga pozostała w miejscu. W miejscu także pozostał mój ogląd samego siebie – grubas w wielkich pinglach.
Pamiętam, że kiedy mnie dziewczyna w klasie pierwszy raz zaprosiła na urodziny, to nie poszedłem. Myślałem, że to tylko tak dla jaj i że jak przyjdę, to będą ze mnie drzeć łacha. Po drugim zaproszeniu również nie poszedłem. Ale do trzech razy sztuka. I wtedy nagle się okazało, że inni, a właściwie inne patrzą na mnie zupełnie inaczej. Podobało mi się. Ale w głowie, w środku, ciągle byłem grubasem w wielkich pinglach. I jak to się mówi – nie miałem śmiałości do dziewczyn.
Aż do liceum. Gdzie śmiałość miałem. Aż za bardzo. Do tego stopnia, że kiedyś pewna dziewczyna na moją propozycję odpowiedziała, że nie będzie ze mną chodzić, bo mam niedobrą reputację. Nie wiem do dziś jaką, bo szacunek do kobiet miałem od zawsze. Podszyty właśnie kompleksami. Ale miałem coś jeszcze – te lata, w których mi dokuczano wyrobiły we mnie jęzor niewyparzony i dowcip ostry jak samurajski miecz polany tabasco.
Taa, gadką nadrabiałem moje kompleksy. Przez które robiłem w życiu rzeczy, jakich się wstydzę. I choć mam podejście do życia takie, że jeśli jestem teraz zadowolony z tego, w jakim miejscu się znalazłem, to znaczy że wszystko to, co wydarzyło się wcześniej było potrzebne, bo mnie do tego miejsca doprowadziło. Ale jednak są rzeczy, które bym cofnął, gdybym mógł.
Bo tak naprawdę ta miarka, która siedzi w Twojej głowie strasznie miesza w Twoim życiu. Przez nią robisz rzeczy, których potem żałujesz. Bywa tak, że nawet jeśli sobie zdajemy z tego sprawę, wiemy, jakie mamy kompleksy, to i tak one dalej nami kierują. I to kierują w złą stronę. Ale najczęściej bywa też tak, że nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić, bo siedzi to tak głęboko w naszej podświadomości, że tylko pozornie mamy nad tym kontrolę.
Jeśli myślisz, że dam Ci przepis na to, jak się ich pozbyć, to niestety – nie wiem jak to zrobić. Ja się swojego nie pozbyłem, ale już umiem z nim żyć. Stanąłem z nim twarzą w twarz, kiedy przez niego prawie straciłem wszystko to, co dla mnie w życiu najważniejsze. Ba, nawet rzucam mu wyzwanie i niedługo ten brzuszek sexy będę miał. Nawet jeśli do tego miałbym skończyć roczny kurs Photoshopa.
Choć zastanawiam się coraz bardziej, czy mi to do szczęścia potrzebne. Bo większość kompleksów, a może i wszystkie są po prostu zmyślone. Bo ta miarka w Twojej (i mojej) głowie, z różnych powodów, jest po prostu rozkalibrowana i bardzo, bardzo przekłamuje obraz rzeczywisty. I wcale nie jest tak, że nie można jej naprawić i z nią żyć będąc szczęśliwym. To nie te wydumane bardzo często wady Cię definiują i określają Ciebie jako człowieka, Twoją atrakcyjność, pozycję czy cechy. To Ty sam. Ty sam decydujesz, czy będziesz szczęśliwy.
Ja czuję się szczęśliwy, mimo kompleksów.
Też potrafisz? Pewnie że tak!
Spróbuj!