Spełniam swoje marzenie i idę sobie postrzelać.

 

Jakiś czas temu, natchnię­ty tek­stem BEFOREDIE, któ­ry prze­czy­ta­łem u Kró­licz­ka Doświad­czal­ne­go posta­no­wi­łem popeł­nić wła­sny. Jest to lista rze­czy, marzeń i pla­nów, któ­re chciał­bym zro­bić, wyko­nać, prze­żyć zanim mi się zej­dzie z tego łez pado­łu. Są tam rze­czy waż­ne i mniej waż­ne, ory­gi­nal­ne i nie­ko­niecz­nie, trud­ne i kosz­tow­ne oraz takie, do któ­rych wystar­czy zale­d­wie tro­chę sil­nej woli. Ot, taka lista, któ­ra każ­dy powi­nien sobie zro­bić, bo kie­dy sobie jasno i wprost o marze­niach powie­my, to moż­na je zacząć trak­to­wać w kate­go­rii pla­nów, albo rze­czy do zro­bie­nia. Tak po pro­stu. Moja lista marzeń też powsta­ła – jed­no z nich (kon­kret­nie szko­le­nie strze­lec­kie) się speł­ni­ło dzię­ki MałejŻonce.

No wła­śnie, bo taka lista to dosko­na­ła ścią­gaw­ka dla Waszych bli­skich. Macie uro­dzi­ny, imie­ni­ny, jest rocz­ni­ca ślu­bu albo świę­to dysz­la i nie wia­do­mo do koń­ca, czy kolej­na para skar­pe­tek albo wypa­sio­ny kom­plet tłucz­ków do mię­sa to rze­czy­wi­ście pre­zent, z któ­re­go waż­na dla Was oso­ba się ucie­szy. A tak, rzut okiem na listę, na kon­to albo do port­fe­la i voilà – eve­ry­bo­dy poma­rań­cze i wszy­scy są szczęśliwi.

 

17 sierpnia imieniny obchodzi Jacek. Czyli tak jakby ja.

I moja kocha­na Pani Mat­ka wyka­zu­jąc się czuj­no­ścią, zer­k­nę­ła okiem na listę i zafun­do­wa­ła mi coś takie­go. Czy­li szko­le­nie strze­lec­kie. Takie z praw­dzi­wej bro­ni pal­nej. Basic Sho­oting Ope­ra­tor – Level 1 się nazy­wa. Ład­nie, nie?

szkolenie strzeleckie

Ja wiem, że z gro­upo­na korzy­sta­ją jedy­nie lemin­gi, ale to takie sym­pa­tycz­ne stworzonka.

 

Ponie­waż mamy XXIw., to ja już nie jestem leniem, tyl­ko pro­kra­sty­na­to­rem i to wca­le nie dla­te­go zosta­wi­łem wyko­rzy­sta­nie tego kupo­nu na ostat­nią chwi­lę, że jestem ole­wus, tyl­ko po pro­stu cho­ru­ję cięż­ko psy­chicz­nie i nie potra­fię robić nicze­go na czas. I tak, zamiast strze­lać sobie przy pięk­nej pogo­dzie i pod sierp­nio­wym sło­necz­kiem, musia­łem popy­lać na strzel­ni­cę do Dobro­mie­rza gdzie był i ten deszcz, i ten wiatr, bo zastał mnie listo­pad. Na kurs wbi­łem się w ostat­niej chwi­li – kupon pra­wie mi prze­padł, bo zgło­si­łem się dzień po dacie waż­no­ści, ale na szczę­ście mam cudow­ną Małą­Żon­kę, któ­ra wszyst­ko za mnie zała­twi­ła. I tak to wsia­dłem z same­go rań­ca w autko, żeby się o 9:00 zamel­do­wać na strzelnicy.

20151107_084001

Nie­bo pła­cze rzew­ny­mi łza­mi, kie­dy widzi takie­go lamu­sa przed szko­le­niem dla twardzieli

 

Powiem szcze­re, że tro­chę mia­łem oba­wy. Jecha­łem sam, czy­li w nikim opar­cia, z wybi­tą jedyn­ką, czy­li wyglą­da­łem jak po nie­złej zady­mie, total­nie zie­lo­ny w kwe­stii strze­la­nia – dzi­wi­cie się, że było mi lek­ko nie­swo­jo? Spo­dzie­wa­łem się twar­dzie­li w mora­czach, któ­rzy nabo­je do magnum wcią­ga­ją nosem, a Ram­bo stóp ich nie­go­dzien cało­wać. Zupeł­nie nie­po­trzeb­nie – na szko­le­nie przy­je­cha­ła grup­ka kor­po-brzu­cha­czy (pew­nie infor­ma­ty­ków, mam do nich nosa, bo sam nim jak­by nie było jestem), paru hip­ste­rów w kolo­ro­wych czap­kach, a nawet deli­kat­ne dziew­cząt­ka w buci­kach na obca­sie i w mini. A wła­ści­wie w Mini. Coope­rze Mini.

20151107_085019-(1)

Peł­ny prze­krój przez klien­tów GROUPONA. A w sumie to jed­nak nie, bo się ich potem wię­cej zjechało.

 

Strzel­ni­ca to też nie skrzy­żo­wa­nie Moga­di­szu z Bej­ru­tem, gdzie jeż­dżą czoł­gi i Roso­ma­ki, a nad gło­wa­mi prze­la­tu­ją Apa­che w szy­ku bojo­wym – spo­ro drzew, bud­ki, zada­sze­nia i ambo­ny do strze­la­nia. Taka sobie sie­lan­ka. Ba, w pew­nym momen­cie nawet prze­sta­ło padać. Na moment.

20151107_100359

Sie­lan­ka taka jesienna

 

Na szczę­ście wstęp­ne szko­le­nie z obsłu­gi bro­ni, pod­sta­wo­wych zasad bez­pie­czeń­stwa, zapo­zna­nie się z instruk­to­ra­mi, odczy­ta­nie listy obec­no­ści oraz wszyst­kie waż­ne spra­wy odby­wa­ły się pod zada­szo­ną wia­tą, więc nie lało się na łeb. Głów­ny wódz szko­le­nia o wdzięcz­nym imie­niu Tade­usz to praw­dzi­wy spe­cja­li­sta w kwe­stii bro­ni oraz tego wszyst­kie­go, co widać na fil­mach z Jame­sem Bon­dem. A tak na poważ­nie – widać, że facet się po pro­stu na tym zna. Dodat­ko­wo widać, że chce nam część tej wie­dzy prze­ka­zać, oswo­ić z bro­nią, zrzu­cić z niej takie tro­chę tabu, z jakim powszech­nie się broń pal­na koja­rzy. Robi to na luzie, ale daje się wyczuć, że żad­na giwe­ra nie ma przed nim tajem­nic i dosko­na­le wie, co robi.

Od wszyst­kich instruk­to­rów biła taka aura, jaką roz­ta­cza­ją praw­dzi­wi pro­fe­sjo­na­li­ści – dosko­na­le zna­ją się na swo­jej robo­cie, ale jed­no­cze­śnie pod­cho­dzą do niej nor­mal­nie, po ludz­ku i bez jakiejś dziw­nej naboż­nej czci. Nie trzy­ma­ją za rącz­kę, ale jed­no­cze­śnie pil­nu­ją wszyst­kich, żeby się nie zda­rzy­ło jakieś nie­szczę­ście. Czy­li tro­chę na luzie, ale koniecz­na dys­cy­pli­na była. Do tego są nie­wy­sło­wie­nie cier­pli­wi, nawet kie­dy zmaj­stro­wa­łem coś przy kara­bi­nie i nie chciał przez chwi­lę strze­lać. Jed­nym sło­wem zna­ją się face­ci (i panie też) na swo­jej robo­cie. I rze­czy­wi­ście poka­zu­ją, że bro­ni nie ma się co bać, ale na pew­no nie moż­na do niej pod­cho­dzić lek­ko i niedbale.

Poczy­ta­łem tro­chę info na ich stro­nie, pogrze­ba­łem w necie i to wra­że­nie oka­za­ło się świę­tą praw­dą – Tade­usz to rze­czy­wi­ście twar­dziel i w każ­dym calu zawo­do­wiec. Były koman­dos, instruk­tor Kra­vMa­gi o jed­nym z naj­wyż­szych stop­ni, spe­cja­li­sta od samo­obro­ny, ochro­ny VIPów, szko­le­nio­wiec poli­cyj­nych AT czy woj­sko­wych spe­cjal­sów. Facho­wiec, po pro­stu. Nie odnio­słem ani przez moment wra­że­nia, żeby się wywyż­szał, trak­to­wał cie­nia­sów, któ­rzy przed nim sie­dzie­li jak… cie­nia­sów. Ten gość nas chciał nauczyć tego, jak postę­po­wać z bro­nią. Jak z narzę­dziem, któ­re rów­nie dobrze może być zabój­cze, jak i uży­tecz­ne. Zwłasz­cza w świe­tle ostat­nich wyda­rzeń (szko­le­nie było przed zama­cha­mi w Pary­żu) wyda­je mi się, że ma to bar­dzo głę­bo­ki sens. Nie wiem jesz­cze, czy łyk­ną­łem bak­cy­la, ale coś tak jakoś czu­ję. Ale do adremu.

Podzie­li­li nas na trzy grup­ki i każ­da grup­ka poszła sobie postrze­lać z cze­go inne­go. Były kara­bi­ny snaj­per­skie, pisto­le­ty Glock, oraz trze­cia gru­pa wali­ła z kała­cha, strzel­by gład­ko­lu­fo­wej oraz Magnum. Ja tra­fi­łem na pierw­szy ogień do snaj­pe­rek. Krót­kie szko­le­nie, roz­da­nie amu­ni­cji i zaty­czek do uszu, potem kla­pen dupen przy kara­bi­nie, WŁASNORĘCZNIE ładu­je­my i strzał.

20151107_101413

One shot – one dead… Pod warun­kiem, że tra­fisz w ogó­le w tarczę…

 

Jeśli gra­li­ście w jaką­kol­wiek strze­lan­kę to wie­cie, że snaj­per­ki są tam bar­dzo wdzięcz­nym narzę­dziem mor­du – kółecz­kiem mysz­ki zbli­ża­my, potem KLIK i kole­sia nie ma. W rze­czy­wi­sto­ści to dużo trud­niej­sze – nie­któ­rym nie wycho­dzi­ło nawet tra­fia­nie w tar­czę. Tutaj chy­ba strze­la­ło mi się naj­trud­niej. Ponie­waż byłem sam, to nie­ste­ty nie mam zdję­cia, na któ­rym jak ten Chuck Nor­ris trzy­mam w czu­łym uści­sku jakąś giwe­rę, albo z niej wła­śnie roz­wa­lam tar­czę i dla­te­go uwiecz­niam innych uczest­ni­ków szko­le­nia (nie mam zgo­dy na wyko­rzy­sta­nie wize­run­ku, więc nie poka­zu­ję twarzy).

20151107_110226

To nie ja – ja mam tro­chę wię­cej wło­sów. Przy­naj­mniej na razie

 

Jako wisien­ka na tor­cie była snaj­per­ska giwe­ra spe­cjal­na, czy­li Kara­bin Bar­rett M82, z któ­rej moż­na było sobie strze­lić za dopła­tą. To tak w zasa­dzie małe dział­ko – wg cio­ci Wiki­pe­dii, Bar­rett słu­ży m.in. do “uniesz­ko­dli­wia­nia lek­ko opan­ce­rzo­nych pojaz­dów w odle­gło­ści do 1200 m”. To z tego cudeń­ka zano­to­wa­no naj­dal­sze potwier­dzo­ne tra­fie­nie, wyno­szą­ce 2815 metrów. Robi wra­że­nie, nie?

barrett

Takie maleń­stwo do roz­wa­la­nia czołgów

 

Zdję­cia mojej tar­czy nie będzie, bo na szczę­ście zmo­kła. Potem potup­ta­li­śmy na Gloc­ki. Zno­wu – krót­kie szko­le­nie, roz­da­nie amu­ni­cji, łado­wa­nie maga­zyn­ka i leci­my z kok­sem. Seria w kla­tę, seria w brzuch, seria w głowę.

20151107_121559

Woda mu nie­strasz­na – GLOCK we wła­snej osobie.

 

20151107_112844

25 sztuk. Niby spo­ro, ale jakoś szyb­ko się kończy

 

20151107_121249

Nie tyl­ko ja tutaj krę­cę dokument

 

20151107_113713

Linia wro­ga w natarciu

 

20151107_121708

Podob­no naj­waż­niej­sze to sku­pić ogień w jed­nym punk­cie celu. Chy­ba mi się udało…

 

OK, postrze­la­li z pisto­le­tów, czas tro­chę posza­leć. Przed Pań­stwem to, co tygry­ski lubią naj­bar­dziej, czy­li Kałach, Magnum i śru­tów­ka. Mniam. Tra­dy­cyj­nie – roz­da­nie amu­ni­cji, wła­sno­ręcz­ne łado­wa­nie, krót­ki instruk­taż i walimy.

20151107_130039

We wszyst­kich strze­lan­kach z tego się robią naj­efek­tow­niej­sze dziury

 

20151107_123336

To też nie­źle dziurkuje

 

20151107_130828_15

Naj­po­pu­lar­niej­szy kara­bin świa­ta czy­li AK-47 zwa­ny pospo­li­cie KAŁACHEM spra­wia rado­chę jak np. lodzik. Taki w upal­ny dzień…

 

20151107_130639_18

Brud­ny Har­ry strze­lał z cze­goś podob­ne­go, taka nazwa do lodów podob­na… Algi­da? Co ja z tymi lodami…

 

20151107_130606_4

Z tego się robi chy­ba obrzy­ny. I mie­lon­kę. Jak się trafi.

 

Tu już była czy­sta fraj­da i rado­cha, bo nie dało się nie tra­fić w tar­czę. Zresz­tą – nawet nikt nie sta­rał się tra­fiać na punk­ty. Wali­my w tar­cze, bo to faj­ne jest. A one tak smęt­nie zwisają.

20151107_132053

Co za wspa­nia­łe pojebowisko

 

Pier­wot­nie tutaj było jaj­car­skie pod­su­mo­wa­nie, jaka to faj­na zaba­wa takie strze­la­nie i spo­sób na roz­ryw­kę. Ale po ostat­nich wyda­rze­niach we Fran­cji wywa­li­łem tam­te aka­pi­ty. Nie wiem, czy powszech­ny dostęp do bro­ni pal­nej to dobra czy zła rzecz, ale jed­no wiem na pew­no – w razie cze­go dobrze jed­nak umieć z niej skorzystać.

I oby nigdy nie było tak, że będę musiał z niej sko­rzy­stać ina­czej, niż dla spor­tu czy rozrywki.

 

PS. Nie piszę dokład­nie, jak się nazy­wa fir­ma szko­lą­ca, bo mi za rekla­mę nie pła­cą. Ale jeśli ktoś jest zain­te­re­so­wa­ny, to chęt­nie na pri­va wyślę wszyst­kie namia­ry, bo to napraw­dę pro­fe­sjo­na­li­ści i robią dosko­na­łą robotę.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close