Na początek, dla tych, co nie siedzą w internetach (są jeszcze tacy?) i jeszcze nie widzieli genialnego spotu nowej kampanii społecznej – filmik:
Jeżeli spot miał pokazać i przekonać, że można w życiu doskonale połączyć karierę (w tym i pieniądze) z macierzyństwem, to nie pokazał i nie przekonał.
Pokazał za to coś zupełnie odmiennego.
Urodzisz dziecko, to zapomnij o tym, że zobaczysz cokolwiek poza własnymi czterema ścianami (w najlepszym razie) w bloku z wielkiej płyty i drogą do najbliższego spożywczego.
Urodzisz dziecko, to zapomnij o tym, że będziesz w stanie mieć dobrą pracę, zrobić karierę i zarobić na dom.
Urodzisz dziecko, to zapomnij o tym, że sobie w życiu pożyjesz, bo od tego dnia w obłędnym tańcu z pieluchami i smoczkami dociągniesz do grobu, gdzie wpadniesz umordowana macierzyństwem.
No bo czy warto mieć dzieci, jeśli to się wiąże z rezygnacją z innych sfer życia?
Fundacja Mamy i Taty, która stoi za tą kampanią miała bardzo dobre założenia – chcieli pokazać, że jedno drugiego nie wyklucza. Że po urodzeniu dziecka, kobieta wcale nie przestaje być po pierwsze kobietą, po drugie spełnioną kobietą. Spełnioną zawodowo, prywatnie czy właśnie jako matka. Przynajmniej tak mi się wydaje i taką mam nadzieję, bo po wejściu na stronę kampanii widzę głównie mega pojazd po antykoncepcji hormonalnej.
Tego typu kampanie będą się pojawiać coraz częściej, bo niestety, ale na nasze emerytury ktoś zarobić musi. Starzejemy się jako społeczeństwo i jeśli nie nastąpi rewolucja jak w książce “Komusutra”, to czeka nas na starość marna egzystencja za rzucane ochłapy. Oczywiście, jeśli wcześniej sobie nie zapracujemy na emerytury sami, ale bardzo niewiele osób o tym myśli, a jeszcze mniej ma taką możliwość, żeby regularnie coś odkładać. Dlatego ja osobiście nie jestem przeciwny śmieciówkom, pod pewnymi oczywiście warunkami, o których kiedy indziej.
W całej tej kampanii brak mi przede wszystkim ojca. Jakby decyzja o macierzyństwie to była tylko i wyłącznie sprawa kobieca. I jakby tylko i wyłącznie kobieta musiała rezygnować z tego wyjazdu do Tokio i paru innych przyjemnych rzeczy w życiu. Fakt – facet nie zajdzie w ciążę, nie będzie się 9 miesięcy męczył i nie urodzi. Ale w każdym z tych momentów może kobietę wspierać i jej pomagać. I może jej pomóc wrócić potem do zawodowego obiegu.
Tego typu spot, tak nakręcony i pod takimi hasłami, moim zdaniem robi więcej złego niż dobrego – pokazuje wręcz zero-jedynkowo, że urodzenie dziecka oznacza rezygnację ze wszystkiego innego, co też jest w życiu ważne. I jeszcze, może nie wprost, ale tfurcy oceniają kobiece wybory i decyzje. A to całkowita bzdura i kiedyś o tym napiszę, bo MałaŻonka jest najlepszym przykładem tego, jak można wyśmienicie łączyć jedno z drugim. No dobra, z moją pomocą 😉
Założenia były dobre, ale wyszło jak zwykle.