10 rzeczy, których musisz się pozbyć, zanim przejdziesz na dietę

Choć­byś nie wiem jak bar­dzo mia­ła żela­zo­wą wolę, to na die­cie jesteś jak nar­ko­man na odwyku.

I choć­by ska­ły sra­ły przyj­dzie taki moment, w któ­rym będziesz mia­ła kry­zys i się­gniesz po coś, cze­go Ci nie wol­no jeść. Zwróć uwa­gę na dobór słów – “się­gniesz”, a nie “będziesz chcia­ła się­gnąć” (w sumie to będziesz chcia­ła się­gnąć zanim się­gniesz, ale mądra jesteś, wiesz o co mi cho­dzi). Dla­te­go bądź mądrzej­sza i zawcza­su wywal wszyst­ko to, co kusi i zakłó­ca Two­je die­te­tycz­ne zen. Bo jak się­gniesz raz (co zazwy­czaj nie wpły­nie jakoś zna­czą­co na wska­zów­kę na wadze), to za chwi­lę się­gniesz jesz­cze raz, i jesz­cze, i jesz­cze (a to już Ci zaszko­dzi i dupa uro­śnie). Jest taka faj­na stron­ka, na któ­rej może­cie zoba­czyć, ile co ma cukru – myślę, że war­to, bo zazwy­czaj nie zda­je­my sobie z tego spra­wy. Może taka wizu­ali­za­cja uchro­ni Cię przed “mały­mi prze­ką­ska­mi” i nie­ste­ty drob­ny­mi przyjemnościami.

No mer­cy jak mawia­ją Szwedzi.

 

1. Cukierki, czekoladki, batoniki (ogólnie słodycze) oraz chipsy, paluszki, chrupki

Czy tu trze­ba coś tłu­ma­czyć? Jedy­ne odstęp­stwo to gorz­ka cze­ko­la­da i ewen­tu­al­nie orzesz­ki, dynia, sło­necz­nik. Moja die­te­tycz­ka pozwa­la­ła mi na jed­ną kost­kę – kost­kę, nie tablicz­kę, tygo­dnio­wo. Orze­chy, mig­da­ły, dynia czy sło­necz­nik z wiel­ką roz­wa­gą – mają spo­ro tłusz­czu (o tłusz­czach w dal­szej czę­ści). Poza tym wywal wszyst­ko. Albo spre­zen­tuj upier­dli­we­mu dziec­ku nie­lu­bia­nej kole­żan­ki – niech Ona buli mają­tek za den­ty­stę i niech gów­niarz ma gazy.

 

2. Cola, napoje gazowane, energetyki, napoje o smaku niby owoców

Od coli chy­ba byłem uza­leż­nio­ny na stu­diach – sesja bez 2‑litrowej butel­ki? Strze­la­ła tak napraw­dę przez noc, potem rano deli­ra, zdać-zapo­mnieć na uczel­ni i cały następ­ny dzień do dupy, bo to ani spać, ani nie spać. Jakieś dwa lata temu uza­leż­nio­ny byłem od ener­ge­ty­ków – wypi­ja­łem po 5–6 dzien­nie. Swe­go cza­su mie­li­śmy zle­ce­nie zagra­ni­cą, mon­to­wa­li­śmy meble w gale­rii han­dlo­wej w Pra­dze, na dro­gę kupi­łem dwie zgrze­wy po 24 pusz­ki – skoń­czy­ły się dru­gie­go dnia wie­czo­rem, a było nas pię­ciu. Cięż­ko odsta­wić, ale da się. Odwdzię­cza się waga i apa­rat do mie­rze­nia ciśnie­nia (albo apa­rat­ka). Napo­je o sma­ku pora­mań­czo­wym czy grej­fiu­to­wym mają tyle wspól­ne­go z pora­mań­cza­mi czy grej­fiu­ta­mi co ja z anioł­ka­mi Vic­to­ria­’s Secret. Za to z kalo­ria­mi są w związ­ku nie­ro­ze­rwal­nym. Wylej, wyrzuć. Jak Ci bar­dzo szko­da, to zabierz ze sobą do samo­lo­tu i zosta­niesz zmu­szo­na do wywa­le­nia przy kon­tro­li przed wej­ściem na pokład – będziesz mia­ła na kogo zrzu­cić. Jeśli nato­miast wychle­jesz “na hej­nał” litr coli, bo szko­da wyrzu­cić, to przy­naj­mniej zaosz­czę­dzisz parę gro­szy na pokła­do­wych alko­ho­lach. Zosta­je jedy­nie czy­sta woda (naj­le­piej z cytry­ną) i świe­że soki, chęt­nie warzyw­ne. A naj­chęt­niej wyci­ska­ne lub mik­so­wa­ne własnoręcznie.

 

3. Dżemiki, marmoladki, konfiturki, nutella czy inne słodkie smarowidła

Nawet te robio­ne przez mamę czy bab­cię wg tra­dy­cyj­nej rodzin­nej recep­tu­ry. Tu tro­chę szko­da wywa­lić, bo to sama mnia­mu­śność, wita­mi­ny, zdro­wie i natu­ra, więc naj­le­piej owiń zakręt­kę papie­rem pako­wym, obwiąż sznur­kiem do sno­po­wią­za­łek, naba­zgraj wiecz­nym pió­rem “jem babo­oni” i sprze­daj za gru­bą kasę jakimś nawie­dzo­nym eko-hip­ste­rom z dre­da­mi albo bro­dą drwa­la i w czap­ce robio­nej na szy­deł­ku. W zasa­dzie powin­naś też wywa­lić miód, ale to zno­wu jeden z nie­licz­nych wyjąt­ków i daw­ko­wa­ny z umia­rem będzie Two­im przy­ja­cie­lem (np. do powyż­szej wody z cytryną).

 

4. Słodkie deserki, jogurty, musy, kremy

W pięk­nych pojem­nicz­kach, z extra duży­mi kawał­ka­mi owo­ców, z cze­ko­la­dą, z cyna­mo­nem, z kul­ka­mi cze­ko­la­do­wy­mi, chrup­ka­mi, żel­ka­mi i pian­ka­mi. Do tego z toną cukru w naj­gor­szej moż­li­wej posta­ci, czy­li syro­pu glu­ko­zo­wo-fruk­to­zo­we­go i pier­dy­liar­dem kon­ser­wan­tów i sztucz­nych barw­ni­ków. Szyb­ciut­ko, smacz­niut­ko, wygod­niut­ko. Otwie­rasz, jesz, wyrzu­casz. Mały głód zaspo­ko­jo­ny. A sumie­nie gry­zie. A dupa rośnie. Prze­rzuć się na jogur­ty natu­ral­ne, do któ­rych prze­cież zawsze możesz dorzu­cić owo­ce. Śmiesz­ne jest to, że po tych kil­ku tygo­dniach die­ty jogurt natu­ral­ny wyda­je mi się słod­ka­wy. Tobie też się wyda.

 

5. Ser żółty, topiony, kanapkowy, pleśniowy itd.

Takie sery, choć pysz­ne, zawie­ra­ją spo­re ilo­ści tłusz­czu. I choć kanap­ka z rana bez pla­ster­ka sera żół­te­go czy omlet z suszo­ny­mi pomi­do­ra­mi albo szpa­ge­to­ny bez par­me­za­nu to jak seks bez kobie­ty, to jed­nak czas się prze­sta­wić na jaz­dę na ręcz­nym. Dozwo­lo­ny jest chu­dy twa­ro­żek w róż­nej posta­ci, ot na przy­kład mój ulu­bio­ny serek wiej­ski. Nie spraw­dza­łem nigdy jak to jest z tym tłusz­czem w tofu, bo mi nie sma­ku­je – sprawdź i daj znać.

 

6. Biała mąka pszenna i pochodne (pieczywo, makarony), biały ryż, bułka tarta, ziemniaki

Tak, ja wiem, że mąka wła­ści­wie zawsze jest bia­ła, ale wiesz o co mi cho­dzi. Pan­ca­kes, świe­żut­kie i rumia­ne jasne bułecz­ki – jest coś lep­sze­go na śnia­da­nie? A na obiad nale­śni­ki albo scha­bo­wy w panier­ce i purée ziem­nia­cza­ne. Brzmi sma­ko­wi­cie, nie? Ale sexy dupa i pła­ski brzu­chol wolą pie­czy­wo razo­we, dzi­ki albo brą­zo­wy ryż względ­nie kaszę. Ty też polub.

 

7. Niezdrowe tłuszcze

Nie mam zamia­ru robić wykła­du na temat tłusz­czy nie­na­sy­co­nych, nasy­co­nych, ome­ga-piń­cet, pocho­dze­nia zwie­rzę­ce­go czy roślin­ne­go – mądra jesteś, poczy­tasz sobie, jeśli masz nomen omen głód wie­dzy. Co jest waż­ne – bez­myśl­na eli­mi­na­cja tłusz­czy z die­ty jest nie­zdro­wa. Ot, choć­by dla­te­go, że nie­któ­re wita­mi­ny roz­pusz­cza­ją się tyl­ko w tłusz­czach. Waż­ne jest, aby wybie­rać tłusz­cze mądrze i sto­so­wać z umia­rem. Wywal cał­ko­wi­cie mar­ga­ry­nę, smal­czyk (nawet taki domo­wej robo­ty, ech…), tłu­ste sery, wędli­ny, ryb­ki w ole­ju, śmie­ta­nę czy majo­nez. Pozo­staw oli­wę z oli­wek, ryby tłu­ste z natu­ry, jak np. łosoś (a nie pły­wa­ją­ce w tłusz­czu) czy pest­ki i orze­chy (jako prze­ką­ska, nie danie głów­ne). Pamię­taj, że cze­ko­la­da i jaj­ka to też źró­dło tłusz­czu. Zdziwiona?

 

8. Płatki śniadaniowe, musli, granola

Zło w czy­stej i pod­stęp­nej posta­ci. Bo fit, bo owo­ce, bo błon­nik, bo otrę­by. A do tego cukier. Mnó­stwo cukru. Jeśli lubisz słod­kie śnia­da­nia, to dorzuć do jogur­tu natu­ral­ne­go świe­że owo­ce, tro­chę orze­chów, mio­du i voilà. Albo zrób sobie w blen­de­rze mniej lub bar­dziej gęstą pacia­ję z kaszy owsia­nej, jęcz­mien­nej czy jagla­nej, wzbo­gać czym lubisz (albo raczej – czym Ci wol­no na die­cie i to lubisz) i wci­naj. Tak na mar­gi­ne­sie – jak ktoś mi poda prze­pis na die­te­tycz­ne pan­ca­kes to auto­ma­tycz­nie wygra w pierw­szym kon­kur­sie jaki zor­ga­ni­zu­ję we współ­pra­cy z jakąś poten­cjal­ną agen­cją. A jak nie, to ufun­du­ję nagro­dę sam i jesz­cze poko­cham do koń­ca życia bez wzglę­du na płeć i roz­miar biustu.

 

9. Dania gotowe: w proszku, w płynie, w glucie, w MaxDonaldzie

Nie. Po pro­stu nie. Albo się naucz i polub goto­wa­nie, albo jedz na mie­ście, albo zamów die­te­tycz­ny cate­ring, ale NIE WOLNO CI ZJEŚĆ NICZEGO POD TYTUŁEM “3 MINUTYMIKROFALI I GOTOWE. Poszu­kaj sobie w necie wszyst­kich sztucz­nych dodat­ków do jedze­nia, któ­re są nie­zdro­we i tuczą­ce. Potem sobie wyobraź, że to wszyst­ko masz w sło­iku, saszet­ce czy kubecz­ku. A potem to zja­dasz. A potem spodnie trzesz­czą w szwach a Ty masz depre­sję i w ata­ku bez­na­dziei gło­su­jesz na PiS. Nie, po pro­stu nie. Do tej kate­go­rii pode­pnij też fast foody, ale np. sałat­ka z gril­lo­wa­nym kura­kiem w MaxDo­nal­dzie czy KFC bez sosu jest dżi.

 

10. Alkohole. Qrwa właściwie wszystkie

Nie dość, że sam alko­hol to puste kalo­rie, to jesz­cze dodat­ko­wo powo­du­je atak nie­po­ha­mo­wa­ne­go gło­du. I kaca. I nie­chcia­ne cią­że. Spo­ra­dycz­nie, na nie­dziel­nym obiad­ku u mamu­si lamp­ka wina. Ale pamię­taj – nie­dziel­nym. Nie bie­gaj do niej na die­cie na obiad trzy razy dzien­nie. A tak w ogó­le – doro­sła jesteś. Obiad­ki u mamu­si? KAMAN… Tutaj sam sobie jed­na­ko­woż zaprze­czę – scho­waj i nie wyle­waj, bo zaszko­dzi kro­ko­dy­lom w kana­łach, dobra? Ale twar­da bądź, bo napraw­dę alko­hol to wróg die­ty. Da się, uwierz mi. War­tość doda­na – pamię­tasz wszyst­ko z impre­zy. I nie Ty jesteś na głu­pich zdję­ciach w necie.

 

Na koniec kategoria specjalna: CUKIER

Są trzy rodza­je bia­łej śmier­ci: cukier, sól i lekarz-sta­ży­sta. Omi­jaj wszyst­kie trzy jeśli Ci zdro­wie i życie miłe. Sól zastąp zio­ła­mi (byle nie goto­wy­mi mie­szan­ka­mi), cukier ste­wią względ­nie sło­dzi­kiem (ja wiem, nie­zdro­wy jest i pro­wa­dzi do wszyst­kie­go, co złe) a o zdro­wie dbaj sama – myj zęby, czyść paznok­cie, całuj się, upra­wiaj seks i śpij co naj­mniej 8 godzin na dobę.

Przy­naj­mniej zaraz po seksie.

Sto­sun­ko­wo uda­nej nocy…

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close