Zastanawiam się, o co tu chodzi.
Od jakiegoś czasu mamy we wszystkich chyba mainstreamowych mediach nagonkę na tzw. umowy śmieciowe. Wszyscy wiemy co to jest, prawie wszyscy uważają je za zło na równi ze słodkimi batonikami. To, że tej samej grupie nie chce się ruszyć głową i pomyśleć jakoś mnie nie dziwi – zawsze tak było, jest i będzie, że im społeczeństwo głupsze, tym się nim łatwiej ster… znaczy rządzi (bez względu na to, kto akurat przy korycie). Ale tu wyjaśnienie jest proste – umowa o pracę wiąże pracownika z pracodawcą i nawet jeśli przestaną się lubić, to i tak do odpowiednich instytucji trafia kasa i od jednego, i od drugiego. Dodatkowo papierologia, pozwolenia, badania pracownicze, szkolenia BHP i tak dalej i urzędnicy mają co robić. Gdyby większość była mądra i korzystała z tego, że prowadzi własną firmę, to kranik zostałby przykręcony i mniej by było kasy na latanie samolotem na wakacje do Madrytu na koszt tzw. podatnika.
Ale o co chodzi w nagonce na amazon?
Żeby nie było – na studiach zapieprzałem we wrocławskim, a właściwie podwrocławskim makro jako tzw. merchandiser czyli po naszemu wykładacz towaru na półki. Pracowałem w firmie sprzedającej ozdoby, choinki i tego typu duperszmity w okresie przedświątecznym, więc sobie wyobraźcie w jakich warunkach. Sam sobie regulowałem czas pracy, ale tak naprawdę najczęściej było to od 10 do 12 godzin dziennie, nie mniej niż 5 dni w tygodniu (weekendy zawsze, poniedziałek i wtorek był luźniejszy). W tym samym czasie studiowałem na studiach dziennych – raczej ze wszystkimi prowadzącymi udawało się dogadać i jeśli umiałem to, co trzeba, to przymykali oko na nieobecności.
Za listopad i grudzień wyszło mi po jakieś 1900 do ręki miesięcznie (to było w ’99 i ’98 – dawno i fakt, kasa wtedy była to trochę inna). Nie miałem skanera, który prowadził mnie za rączkę – sam musiałem rozkminić, gdzie akurat dzielni acz pomysłowi pracownicy makro przerzucili mój towar i jak mam się qrwa do niego dostać, skoro stoi na wysokich regałach, a ja wózkowym nie jestem. Nikt mnie nie dowoził darmowo i pod bramę, a opowieści o tym, jak się jeździło w zimie rozklekotanym 112 przez zaspy i zawalone śniegiem zadupia na pewno kiedyś zagości w kategorii NA PRZYPALE. Do żarcia też miałem zrobione w domu kanapki, a nie ciepłe papu za 1PLN. Czasy to były ciemne lecz na swój surowy sposób radosne – młody byłem, głupi, pełen zapału i kiedyś o tym opowiem, bo ciekawie było.
W tym delikatnie przydługim wstępie chodzi mi o to, że wiedziałem ja, wiedział mój pracodawca, że to praca NIE WYMAGAJĄCA SPECJALNYCH KWALIFIKACJI. Więc wiedziałem ja, wiedział mój pracodawca, że PŁACA TEŻ BĘDZIE JAK ZA ROBOTĘ NIE WYMAGAJĄCĄ SPECJALNYCH KWALIFIKACJI.
Pracę w amazonie może wykonywać średnio inteligentna małpa. Albo przeciętny mieszkaniec popegieerowskiej wsi. To znaczy jeśli chodzi o zdolność pojmowania i skomplikowanie całości (pik pik – idź do regału tego i tego, weź taką a taką paczkę, wsadź do wózka, masz 28 sekund i apiat’ od nowa, pik pik).
Ale niestety taki przeciętny Dżonu spod budki z piwem do pracy nienawykły. Do tego, że w pracy się nie pije też. Albo że się nie kradnie. Albo że się nie pali. Albo że myć się trzeba. Albo że się po prostu pracuje.
Ta praca to jedna wielka pomyłka! Codziennie wykonuję jakąś inną funkcję. A dokładnie raz stołuję (rozkładam towar na półkach), raz wożę wózki z towarem do wind, innym razem robię na konsolidacji.
- Nie da się tak pracować. Skaner tobą kieruje. Pokazuje gdzie masz podejść i zaczyna odliczać ci czas: 26 sekund, 18, 7 na dotarcie na miejsce. I tak przez 10 godzin. A przed tobą wciąż nieskończona ilość paczek.
nie można nawet zrobić przerwy na papierosa. A praca „na zapas” nic nie daje – zadania i porcje paczek do przeniesienia są dokładanie wyliczone. W ciągu 10-godzinnej zmiany trzeba robić wszystko ściśle według planu.
Bo taki Dżonu woli dostać zasiłek (jak się skończy z urzędu pracy, to jakiś inny wynajdzie), posiedzieć na ławeczce pod sklepem cały dzień i narzekać, że rząd to złodzieje, a pracodawcy to skurwiele. Albo odwrotnie. Bo lepiej dostać zasiłek, trochę zarobić na lewo i nie musieć normalnie pracować.
I nieważne, że podwiozą dupę za darmo, nakarmią prawie za darmo, dają od razu pełny urlop i świadczenia (podobno po trzech miesiącach pracy przez agencję zatrudnia już amazon z pełnym dobrodziejstwem inwentarza). Zakładam, że amazon robi to, co pracodawca powinien robić – płaci na czas, odprowadza wszystkie należne składki itd. Jeśli nie, to ktoś im powinien dupę przetrzepać, bo umów, zwłaszcza tych o pracę, należy dotrzymywać. Ale nie to jest tematem tego wpisu.
Bo przecież 13 zł brutto za godzinę to skandal.
A największy skandal, że robić trza i nikt nie daje pinieńdzy za darmo albo za palenie fajek.
Bo przeca Dżonu się należy.