Kocham takie poranki, kiedy nie bardzo muszę się spieszyć.
To znaczy kiedy już Młodszy wyprawiony do szkoły, bo wcześniej to oczywiście 6:45 pobudka, oczy na zapałki, autopilot do lodówki, bo mój tydzień gotowania, kanapka do szkoły, jabłko, woda, jajecznica z chorizo na śniadanie, a kurwa dzisiaj piątek, czyli bez mięsa – zrobimy pastę z łososia, bo ryba to nie mięso przecież, kawa Inka dla Dżuniora, kawa z mlekiem dla mnie, buzi, papa, uważaj przy przechodzenia przez ulicę, uff 7:25, zdążyliśmy raz jeszcze #oszukaćprzeznaczenie.
No i po tym wszystkim już nie muszę się spieszyć. Mogę wziąć kawę, wrócić do łóżka, gdzie w zależności od wersji – albo jeszcze rozespana i zakopana w kołdrze, albo już po śniadaniu i z własną kawą czeka na mnie MałaŻonka. A MałaŻonka zawsze robi dobrze na oczy, ciało i duszę, bo to bardzo udany jest egzemplarz gatunku damskiego.
Tyle tylko, że jak to przedstawiciel tegoż gatunku, przejawia zachowania bardzo dla kobiet typowe. Zamiast spędzić ten poranek jakoś pożyteczne i do tego wspólnie, nie wiem, może na cielesnym obcowaniu w niekompletnej odzieży na przykład, to babie się kurna włącza generator. I nie, tym razem dla odmiany nie problemów.
Włącza jej się generator planów.
– Rodzina przyjeżdża na długi weekend, zaplanujmy coś.
– Ale w sensie co?
– No wszystko. Gdzie będą spać, co jeść, co będziemy robić…
I wiecie, to mógłby być albo wstęp do cudownej awantury, albo do drogi przez mąkę, bo jak wygląda proces planowania w wykonaniu kobiet ogólnie wie każdy facet w tak zwanym związku, a tej konkretnej kobiety w szczególności, to wiem tylko ja. I sam nie wiem, co gorsze…
Ale ja jestem mądry. I mam ponad 23 lata doświadczenia w obcowaniu z tym konkretnym osobnikiem z żeńskiego gatunku. No i myśl druga, że jak skończymy szybko to całe planowanie, to jeszcze będzie chwila na małe co nieco – te 15 sekund wystarczy, facet nie potrzebuję dłużej.
Te rozkminy czyta się dłużej, niż myśli, więc moja jedynie słuszna odpowiedź padła szybko i celnie:
– Spać będą u nas, jeść to, co my, a robić też to, co my.
Jak myślicie, podziałało?