Jest takie bardzo mądre powiedzenie „nadgorliwość gorsza od faszyzmu”. A że nazizm i faszyzm w jednym stali domku, to dzisiaj będzie o grammar nazi.
Od razu mówię – nienawidzę błędów ortograficznych. Nienawidzę czytać tekstu, w kturym co ruż walom mnie po oczah błendy. Choćby autor podawał przepis na męski wielokrotny orgazm, to zamknę okienko i nie będę się męczył. Bo to dla mnie męka porównywalna do oglądania „Teletubisiów” (ja naprawdę nie wiem, co jest takiego w tej bajce, ale na dorosły umysł działa destrukcyjnie jak lobotomia). Jedynym wyjątkiem są mądrości z dupy wyjęte w stylu demotywatorów – taka złota myśl napisana po polskawemu poprawia mi humor na resztę dnia.
W moim konkretnym przypadku czytanie tekstów z błędami jest destrukcyjne podwójnie. Ja prawie nie robię błędów ortograficznych, ale nie mam zielonego pojęcia o zasadach ortografii. Po prostu od najmłodszych lat bardzo dużo czytałem (to nie przesada, „W pustyni i w puszczy” przeczytałem w sześciolatkach, a „Ivanhoe” w czwartej klasie podstawówki) i patrząc na jakiś wyraz wiem, że jest on napisany dobrze albo z błędem. Coś mi w nim nie pasuje, źle mi wygląda – kiedy mam wątpliwości to muszę sobie dane słowo napisać i dopiero wtedy jestem w stanie stwierdzić, jaka jest poprawna forma.
Dlatego kiedy widzę wypłody umysłów skażonych dys-cośtam, to w moim własnym mózgu zwoje odpowiedzialne za ortografię głupieją i się prostują z takim potężnym bziuuuuuuuum. I o ile „co dziennie” czy „dla czego” nigdy w życiu mi się nie przestawi, to już „rzadko” z „żaden” czasami mi się przestawia. I wtedy męczę się sam ze sobą, a to już niezdrowo, prawda?
I nie, nie uznaję tłumaczeń w stylu mam dysortografię, dysgrafię czy dysleksję.
Od tej pierwszej są słowniki ortograficzne w przeglądarkach i edytorach tekstu. Fakt, nie chronią przed kwiatkami w stylu „dla tego” czy „zawrze”, bo takie słowa jak najbardziej istnieją, ale odsiewa oczojeby pokroju „ktury” czy „kórwa”. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dysortografik wyrobił w sobie nawyk pisania pewnych słów w określony sposób.
Od tej drugiej jest długopis i kartka – dysgrafia to utrata (całkowita lub częściowa) umiejętności pisania. Dysgrafik pisze tak, że nawet moje aptekarskie geny by nie pomogły (dla dzieci neostrady – kiedyś, dawno temu, recepty były wypisywane ręcznie, a nie drukowane i lekarze mieli zwyczaj pisania ich sanskrytem albo pismem klinowym). Czyli klepanie na klawiaturze taką przypadłość niweluje (choć fakt, w niektórych przypadkach nie pomoże).
A kiedy masz tę trzecią, to w ogóle nie powinieneś siedzieć w necie, bo masz kłopoty z czytaniem (rozpoznawaniem znaków graficznych i przypisywaniem im określonych znaczeń). Jak sobie pójdziesz do damskiego kibla, zamiast do męskiego, to możesz się tym tłumaczyć i wtedy nikt nie powinien dać Ci w pysk.
Pisząc coś, co ktoś inny ma czytać, powinieneś brać odpowiedzialność za to, co spod Twoich palców wychodzi. I dbać o komfort psychiczny czytającego, czyli między innymi mój komfort. OK, nawet jeśli rzeczywiście masz którąś z powyższych przypadłości, to dlaczego ja mam ponosić tego konsekwencje? Dlaczego ja mam się męczyć?
I dlatego pod tym względem jestem grammar (nazi nie jestem z natury) – jeżeli błędy ortograficzne to nie jednostkowy przypadek, to sorry Winnetou, ale ja dbam o własne oczy, zwoje mózgowe i zdrowie psychiczne i nie będę Cię czytać.
Ale, ale – pozostaje jeszcze część druga bycia grammar nazi. Czyli bycie bardziej nazi niż grammar. Często-gęsto komentarze na temat błędu spychają na plan dalszy to, czego dany tekst dotyczy. Często-gęsto są one w niewybrednej, wulgarnej formie i przeradzają się w jazdę ad personam. Takich ludzi nie trawię i koszę jak młode zboże. Błąd może się zdarzyć każdemu, ale oranie po kimś z osobistymi wycieczkami nie ma nic wspólnego z krytyką, tym bardziej konstruktywną – to wyżywanie się i odreagowywanie własnych kompleksów. Ktoś, kto w imię wydumanych ideałów poprawnej polszczyzny posuwa się do obrażania innych jest idiotą i miernotą. Wiadomo – krytyk to bardzo często ten, który nie potrafi sam niczego pożytecznego czy twórczego zrobić.
Dlatego tutaj, na moim blogu dopuszczam i nie tępię grammar nazi jeżeli są tylko grammar, a nie są nazi. Nie obrażam się za zwrócenie uwagi, ale ma ona dotyczyć jedynie błędu, a nie osoby błądzącej.
Dlatego nie krępuj się, poprawiaj mnie.
Ale zadbaj wcześniej o to, żeby rzeczywiście mieć rację.
PS. Hasło z zajawkowego obrazka rzeczywiście widziałem gdzieś na murze, ale było to dawno i nie mam fotki – stąd moja radosna tfurczość.
PPS. Nie wiem, skąd pochodzi ten krasnal, ale na moim dysku leży od dawien dawna, więc niestety nie mogę podać źródła.
Pogadaj z ciężkimi nerwicowcami, to się dowiesz, dlaczego Teletubisie są jak wielokrotny męski orgazm.
Dla mnie są jak lewatywa z tabasco. Przez oczy.
A wielokrotny męski orgazm jest zdecydowanie przereklamowany.
Za to damski polecam!
Nawet mądrzejszy o wiedzę z Twojego tekstu o płciach jakoś nie sądzę, że dane mi będzie kiedykolwiek je ze sobą rzetelnie porównać 😉
Niestety, mam to samo… Ja to nawet rozróżniam myślnik od półpauzy i dywizu (łącznika). Ale nie tracę sympatii do tych, którzy piszą przy pomocy jednej kreski. Szczególnie jeśli chodzi o teksty internetowe 🙂
Moja droga, weź pod uwagę, że ja jestem po mat-fizie i moje wątpliwe talenta ujawniły się w wieku prawie starczym – dla mnie już za późno na naukę 😀
Te talenta nie takie znowu wątpliwe 😉 Zdolny byłeś zawsze, tylko leniwy :-p Żartuję.
Z wiekiem na szczęście człowiek mądrzeje i się zmienia, i teraz jestem po prostu leniwy 😀
:-))