Wiecie, ja raczej jestem z gatunku tych, którzy z lekarzem spotykają się najrzadziej, jak się da. No, chyba że muszę iść gdzieś, gdzie ⇒pielęgniarka chce mi grzebać w majtkach albo muszę sobie dać poskładać ⇒twarz rozbitą przez deskę. NFZ nie wzbudza we mnie zaufania, bo jak sobie przypomnę, jaki ze mnie był student, to się boję oddać me cenne zdrowie w ręce kogoś, kto równie pilnie zgłębiał wiedzę. Kiedyś może napiszę notkę o tym, jak wyglądały imprezy w akademiku medycznej, dodatkowo żeńskim – jak poszedłem w czwartek, to wróciłem we wtorek.
Ale dzisiaj nie o tym – opowiem Wam o tym, jak zepsuł mi się palec grzebalec.
I wyglądał tak:
Wybaczcie jakość zdjęcia, ale to było dawno temu, kiedy moda na samojebki dopiero się rodziła i smartfonów jeszcze nie było. Przyznacie, że wygląda to co najmniej śmiesznie – tak trochę jak wibrator do punktu G. Śmiesznie też palec mi się popsuł – łapałem w wannie moje dziecię, bo się własnie pośliznęło w kąpieli i chciało rozwalić bańkę o ścianę. Udało się – zamiast rozsmarować swój nieletni móżdżek na kaflach, Młody usiadł mi na palcu i zrobił z niego fajkę.
Dodatkowo śmieszne jest to, że w ogóle mnie to nie bolało, więc olałem sprawę, bo właściwie jedyną niedogodność odczuwałem, kiedy podcierałem dupę. Albo musiałem wsadzić łapy do kieszeni, bo mi się tak dziwnie palec podwijał – próbowaliście kiedyś wsadzić sobie jedną ręką drugą rękę do kieszeni? Polecam, kupa śmiechu.
Czasem z przewagą kupy, jak siedziałem na klopie i mi synchronizacja jednej ręki z drugą nawalała przy podcieraniu. Ale ten, zostawmy może tematy fekalne tam, gdzie ich miejsce.
Tak czy siak – co robi w XXI wieku człowiek, kiedy coś mu się pojardoli zdrowotnie? Nie, nie zgadliście, nie idzie do lekarza.
Wrzuca zepsuty palec grzebalec na fejsa.
Właśnie to powyższe zdjęcie tam trafiło. Miałem więcej szczęścia niż rozumu i dziewczyna, która kiedyś z nami pracowała pokazała moją głupawą fotkę swojemu przyszłemu przyszywanemu tacie, który jest lekarzem i niezłą szychą (a przynajmniej był wtedy) na SORze w pewnym szpitalu w pewnej miejscowości ponad 150km od Wrocławia. Okazało się, że mam zerwane ścięgno i jak będę jeszcze dłużej olewał sprawę, to trzeba mi będzie go szukać gdzieś w okolicach łokcia, bo takie ścięgno to się lubi skurczyć. Mam więc się stawić w tymże szpitalu z samego rana jak kur zapieje, gdzie szybciutko i łatwiutko mi po znajomości palucha naprawią, więc się nie turbuj bracie i nic nie bój.
Miałem nic nie jeść, bo człowiek na krojenie i szycie podobno reaguje wymiotnie, a wiadomo, że sprzątaczki i tak w szpitalach mają co robić. Poza tym dzielny chirurg sprawi się raz dwa i na obiad wrócę do domu z palcem naprawionym. Był taki film, „Helikopter w ogniu”. Tam też tak mówili, że na obiad wrócą…
Pobudka o 5:00, szklanka wody na śniadanie i jedziemy 150km naprawić paluszka, bo mam dość wydłubywania spod paznokci… No znaczy się jest to uciążliwe. Jak było umówione, melduję się chwilę przed zejściem Znajomego Pana Doktora z dyżuru, ten prowadzi mnie na Izbę Przyjęć, w której to Izbie Przyjmują mnie właściwie bez kolejki, wypełniają wszystkie kwity, prowadzą do chirurga i tu się kończą dobre wieści.
Znajomy Pan Doktor poszedł sobie w międzyczasie do domu i pozostawił mnie w rękach swojego kolegi chirurga. A tenże, po dogłębnych oględzinach palca stwierdził, że moje ścięgno zdążyło mi się tak skurczyć, że niestety, ale potrzebna jest Operacja, bo zwykły Zabieg nie wystarczy.
– Pan siądzie sobie w poczekalni, a tymczasem załatwimy przyjęcie na Oddział. Bo wie Pan, nie można Operacji robić, jeśli nie jest Pan naszym pacjentem. Popołudniu Pana pokroimy, a wieczorem wróci Pan do domu. Pan siądzie sobie w poczekalni i poczeka, aż zawołamy. No i niech Pan nic nie je.
Oraz nie turbuj się bracie i nic nie bój.
No i siadłem. Czekałem, czekałem. I czekałem. Aż zawołali. Ze cztery godziny później. Przyszła miła pani w sexy białym fartuszku i zaprowadziła mnie na pięterko, coby mnie na Oddział przyjąć. Wyszła lekka chuinka, bo okazało się, że nie mam piżamki, wygodnych ciaputków na nóżki i ani jednego ciucha na przebranie. Ale że miałem wieczorem wyjść, to stwierdziliśmy wspólnie, że dam radę pobiegać te kilka godzin z gołą dupą. Zakwaterowali mnie z jednym dziadkiem, który wyglądał jakby ktoś się pomylił i położył go w szpitalu zamiast w kostnicy i z kolesiem, który co drugie słowo mówił „ja pierdolę”, bo co pierwsze to było „kurwa mać”. Tak, wiem, to dwa słowa. A właściwie cztery.
Tak w ogóle, to nawet było śmieszne – bez ciuchów na zmianę, bez ładowarki do telefonu, bez książki, bez gotówki (poza jakimiś drobnymi i kartami) zostałem wrzucony na głębokie wody placówki NFZ. Dobrze, że na sali był telewizor, pomyślałem sobie, nadrobię M jak miłość. Ale, ale! Od razu widać, że kolega nigdy w szpitalu nie był – kablówkę za darmo to może i dają w więzieniu, ale w szpitalach to sobie trzeba zapłacić, żeby obejrzeć Familiadę. Bez nadziei na szczęście nie zostałem, bo przecież mieli mnie kroić niedługo i wieczorem wypuścić.
Nadszedł wieczór.
W międzyczasie przywieźli moim współspaczom obiad i kolację. Ja oczywiście nie dostałem, bo przecież miałem być krojony wieczorem, to nic przecież, że już jest wieczór. Pewnie tutaj kroją całodobowo, więc i wieczór się dłuży…
Gdzieś w okolicach 20:00 przytuptał do mnie Znajomy Pan Doktor z wieścią, że niestety, ale dzisiaj już się nie pokroimy, bo przywieźli kogoś z wypadku. Jego koledzy przez ostatnie 8 godzin wygrzebywali z jakiegoś kolesia resztki małego fiata, w którym ten koleś jechał. Wygrzebywali również z niego resztki busa, który wjechał w tego małego fiata, którym ten koleś jechał. Wcześniej podobno strażacy robili to samo, tylko odwrotnie – resztki małego fiata i kolesia wygrzebywali z busa.
Czas coś zjeść po usłyszeniu takich wiadomości, nie? W końcu to już doba o szklance wody. Odys wracając z Troi tak nie błądził jak ja, kiedy szukałem czegoś do żarcia. W piwnicy znalazłem takie skrzyżowanie baru mlecznego z kioskiem ruchu, ale czynne toto było do 16:30, więc już nie. Znalazłem automat ze snickersami, ale nieczynny – bardzo poważnie zastanawiałem się, czy nie dokonać gwałtu i penetracji nieczynnej maszyny, ale przyzwoitość wzięła górę, chociaż żądza mną targała jak na filmach z Brandi Love(nie klikajcie przy dzieciach) (i żonie). Znalazłem czynny automat do napojów. Ale co? Kawy się napiję o 21:00? Wypiłem duszkiem 4 czekolady – najedzony nie byłem, ale chociaż pełny. Z lekką taką nieśmiałością i niepokojem w sercu poszedłem spać.
Rano oczywiście nie dostałem śniadania
Bo przecież zaraz znieczulenie i nie mogę się porzygać przy Operacji, bo im blok operacyjny zapaskudzę. Termin Operacji został wyznaczony – poczułem się nieco pewniej i nadziei mi przybyło, jedynie zanosiłem modły do Patrona Kierowców, Małych Fiatów i Busów, żeby dzisiaj nie miał ochoty na mielonkę z puszki.
Modły zostały wysłuchane, gdzieś tak w okolicach dziewiątej w minutami zjawiła się miła pani w sexy fartuszku i dała mi jakieś piguły oraz kawałek szmatki z rozcięciem na dupie, żebym się przyodział godnie na Operację. No ja pierdziulę, czy ktoś, kto tymi szmatkami rządzi mógłby sobie wbić do łba, że ludzie występują w różnych rozmiarach? Toż ja jestem tak wielki, że zakrzywiam czasoprzestrzeń a dostałem szmatkę z oddziału dziecięcego. Mówię do kobiety, niech się dyskretnie odwróci, ja się goły położę na wozie, przykryję sobie to i tamto przyniesioną szmatką (jak wystarczy, hłehłe) i jakoś to będzie – łapę mają mi ciąć, a nie serce przeszczepiać, to może nie narobię z wrażenia na prześcieradło. Żarty na temat namiocików i sexy mundurków pominę, ale miła pani widać, że spod niejednego fartuszka chleb jadła i dowcip miała bardzo a’propos.
Potem jest scena jak na thrillerach medycznych – migają w dzikim pędzie światła na suficie i co któreś nie tylko miga, ale i zajebiście trzeszczy. Brakowało tylko takich niby drzwi z grubych pasków folii i tusz wieprzowych na hakach. Wait, paski były…
Zajeżdżamy na blok operacyjny.
Zimno mi w tej szmatce, bo wentylacja działa na full, pewnie żeby nie było czuć smrodu wypatroszonych wnętrzności i wtedy spotykam Anioła (piguły jak widać działają). Pani Anestezjolog piękna jest jak blond sny wilgotne, dodatkowo ubrana we wszechobecny sexy fartuch, pochyla się, bada, czule do mnie mówi, ale jakoś nie mogę się do końca skupić na twarzy. Okazało się (nie wiem jak, nie wiem kiedy, nie wiem dlaczego), że jednak moje ścięgno kurczy się wyjątkowo wolno (no przecież, że mi się wolno kurczy!!) i nie trzeba mnie będzie permanentnie usypiać, wystarczy łapę znieczulić, wkręcić mi druta w kości palca, żeby się nie mógł zginać i będzie git. Się nie turbuj bracie i nic nie bój.
Blond Anioł podsuwa mi jakieś kwity do podpisania – mógłbym Jej nawet przepisać nerkę, tak ciężko mi się skupić. Kładę łapy na takich podpórkach, jak mają skazani w Stanach na śmiertelny zastrzyk, podpinają mi rurki, igiełki i kabelki do jednej ręki, w drugą łapę, tę z palcem, dostaję zastrzyk chyba końską strzykawką albo wydrążonym gwoździem i czekamy.
Czekamy, aż zacznie działać Znieczulenie, a ja sobie w najlepsze flirtuję z inną miłą panią w sexy fartuszku, która mnie Monitoruje. Że dobrze się czuję, tylko głodny jestem i zaraz pizzę zamówię, niech tylko powie, jaką lubi. Że owszem, zimno jest, ale ciekawe, czy przy takich fajnych sexy fartuszkach wszystko mi działa bez szwanku. Hłehłe. I tak dalej. Pani miła z politowaniem patrzy, bo pewnie z doświadczenia wie, że ludzie tu bredzą pod wpływem piguł, ale trzyma konwencję, bo co będzie pacjenta stresować.
Nagle czuję, że coś mnie dźga w rękę z palcem popsutym i doktor się pyta, czy czuję. No czuję, co mam nie czuć.
– Dobra, dorzucimy znieczulenia – i jeb, znowu końska strzykawka.
I znowu czekamy, a ja się robię coraz bardziej głodny. Minęło kilka strzałów znikąd, kilka dowcipów o babie u lekarza i znowu doktor się pyta, czy czuję.
– No czuję, dźga mnie Pan w rękę.
– Oo, a Pan to tak trochę lubi wypić? Bo na alkoholików znieczulenie działa słabiej.
Tak sobie w myślach poszukałem, ale ja przez ostatnie kilka lat miałem stan upodlenia alkoholowego przeraźliwie sporadycznie, bo po mojej Pierwszej Diecie jakoś alkohol przestał mi wchodzić.
– Nie – mówię – przez ostatni rok to może z raz tak konkretniej, a tak to sobie Karmi sączę, bo lubię.
Na co doktor dziwnie popatrzył, ja się trochę zawstydziłem, bo może właśnie straciłem w jego oczach ten męski pierwiastek. Podźgał mnie jeszcze parę razy, w tym kilka znienacka i mówi:
– No trudno, może Pan jakiś odporny na znieczulenie. Wkręcamy się tak, pewnie mocno nie zaboli.
O ja pierdolę…
Nie wiem, czy to był tylko taki lekarski dowcip, czy ze strachu szybciej zacząłem wchłaniać prochy, ale nic mnie nie bolało. Jedynie musiałem się siłować z lekarzem, bo on mi coś wpychał w łapę, a ja miałem trzymać, żeby nie uciekała mu ze stolika (w Stanach przynajmniej skazani są przypięci i nie muszą się siłować ze strzykawkami). Przepychamy się dłuższą chwilę, a nagle widzę, że ktoś gasi światło i mówię miłej pani, że właśnie odpływam.
Alarm, panika, monitory piszczą, pielęgniarki krzyczą!
Blond Anioł się pochyla nade mną (usta-usta mi zrobi, w raju jestem)… i na pysk mi maskę jakąś tlenową zakłada, do tego chyba krzywo, bo tchu nie mogę złapać. Chwilę to trwało, żarówki mocniej zaświeciły, maszynki przestały piszczeć, maska przestała mnie dusić, a Blondi się wyprostowała (szkoda).
– Chłop jak dąb i mi tu schodzi przy takim kosmetycznym zabiegu!
No chyba się zawstydziłem po raz kolejny, jak słowo daję… Niby dwa dni nic nie jadłem, z lekarzem uprawiam przeciąganie liny tylko na odwrót, zimno jak na Kamczatce, ale czy to powód do tego, żeby mdleć na operacji? Znaczy przepraszam, przy kosmetycznym zabiegu?
Lekarz skończył mi wkręcać druta w palca, zapakowali mi łapę w gips, zrobili prześwietlenie i wyjechałem na salę pooperacyjną. Poleżałem tam chwilę i wróciłem do pokoju, w którym zakwaterowali mnie wcześniej, tego z żywą mumią i namiętnym przeklonem. Po pewnym czasie przyjechał OBIAD, który już mi wolno było zjeść.
I był to dokładnie taki syfiasty, szpitalny obiad, jak wszędzie opisują. A może nawet gorszy. Ale w moim stanie zjadłbym nawet te poobijane talerze, więc nie marudziłem. Poza tym przecież za chwilę wychodzę do domu, to się najem, prawda? Gównoprawda. Przytuptał Znajomy Pan Doktor i zakomunikował mi, że ponieważ podczas Operacji okazałem się słaby duchem i ciałem, to zostawiają mnie do jutra na obserwacji.
Zero książek, zero ciuchów na zmianę, zero gotówki (o bankomacie zapomnij w szpitalu, bo przecież gotówkę się w kopertach nosi przygotowaną, a nie dopiero wypłaca ze ściany na miejscu, żeby ślad zostawić dla CBA, nie?), bateria w telefonie ledwie pika. Umrę z nudów. Dodatkowo Pani Matka wysyła jakże pocieszającego sms’a, że „mógłbyś już wreszcie przestać się opierdalać i wracać do roboty”. Jak ja mam tu zdrowieć w takich warunkach??
Tak czy siak, na drugi dzień dostałem śniadanie (chyba jeszcze gorsze, niż obiad), zwolnienie na 30 dni (ciekawe po co mi przy działalności?), wypis i nakaz:
Za tydzień mam przyjechać do kontroli.
Tydzień minął bardzo radośnie (próbowaliście się kiedykolwiek podcierać lewą ręką?) i dosyć leniwie (próbowaliście kiedyś klikać myszką mając łapę w gipsie?). Pojechałem na kontrolę, zdjęli mi gips do badania, zbadali co trzeba i wszystko było w porządku – kazali przyjechać za 5 tygodni na wyciąganie druta z palca. Na odchodne chcieli założyć mi gips z powrotem (recykling pełną gębą, nie?). Na szczęście Znajomy Pan Doktor podpowiedział mi, żebym kupił sobie takie coś do usztywniania palucha, to jak mi zdejmą gips będzie można podmienić (nazywa się to aparat STACKA, jakby się miało kiedyś Wam przydać – nie ma za co). I nie powiem, rzeczywiście jakieś to jakby poręczniejsze, prawda?
Po pięciu tygodniach pojechałem na wyciąganie druta z palca.
Poszło szybko – lekarz przycisnął mnie do ściany, wielgachnymi obcęgami złapał kawał druta wystający z palca oraz z kości, i jednym szarpnięciem wyciągnął. Tak na żywca.
Nawet nie kojarzę, czy czymś wcześniej przesmarował. Tym razem byłem twardy i nie mdlałem.
Ale jaką miałem chęć przyjebać mu drugą ręką to wiem tylko ja…
Jak napiszę kapitalna historia, to tak jakby wykazała się brakiem empatii. 😉
Bookendorfina
wydaje mi się, że z takim paluchem, to z powodzeniem mógłbyś zagrać jakiegoś mutanta w kolejnej części serii x-men:)
Miałem być Jean Grey, ale że „Gra o Tron” okazała się takim hitem, to mnie ta ruda wygryzła i zaproponowali mi tylko rolę Dildo-Mana. No i nie w filmach 20th Century Fox tylko Brazzers. Waham się…
Jestem raczej przeciwniczką medycyny konwencjonalnej, nie mam zbyt dobrej opinii o polskiej służbie zdrowia. Dobrze, że u Ciebie wszystko się w miarę dobrze skończyło. Pozdrawiam 😉
To tak, jak ja. Ale tutaj inaczej się już nie dało.
Czytałam z zapartym tchem od deski do deski 🙂
Mnie już nie raz brak gotówy i podejście „to tylko na chwilę” zgubiło 😉
Bo zazwyczaj do mądrego wniosku, że na zdrowiu nie ma co oszczędzać dochodzimy do wniosku, kiedy jest za późno 🙂
Z pewnością ta przygoda kosztowała sporo nerwów i bólu, ale z drugiej strony – będzie co opowiadać wnukom 🙂
I co na bloga wrzucić 😉
Takie „spontaniczne” wizyty w szpitalu to nie dla mnie 😉 Czyta się super!
Bo to był taki spontan (nie)kontrolowany 😉
A dlaczego właściwie Pani Matka Ci nic nie przywiozła, kiedy już było wiadomo, że nie wrócisz do domu na kolację? :>
Bo pojechała do domu i Jej przy mnie nie było. A to było daleko od Wrocławia 🙂
No to drugie pytanie: we Wrocławiu by Ci palca nie naprawili? 😀
Nie wiem – tam miało być od ręki i po znajomości. I dobrze 🙂
Mi to na od ręki nie wygląda. 😉
No wiesz, nie przewidzisz, kiedy bus wjedzie w malucha z ludziem w środku 🙂
Haha! Super się czytało. Fajny humor ?
Dzięki – zapraszam po więcej 🙂
Uśmiałam się 😀 Na pocieszenie dodam, że jak zawsze stopa „zbiera” klocki Lego w nocy, a piszczele krawędzie krzeseł/stołów/łóżek, tak mój palec grzebalec, również natrafia na różne przeciwności losu 🙁
Hihi, poopowiadałabyś. Albo nie, poczekam aż minie 22:00 🙂
Jest po 22:00, ale niestety nie mam nic zbereźnego do opowiedzenia. Pamiętam jak kiedyś sobie ten palec mocno potłukłam i chociaż nie miałam jakiś hardkorowych dziwnych rzeczy tak jak Ty, to miałam taki ciasny opatrunek. Dwa tygodnie i po sprawie, myślę sobie, w końcu! A tu wyszły na nim kurzajki 😀
No i regularnie łamię w tych palcach paznokcie, od pisania na klawiaturze się łamią, ale tylko w tych palcach… #niepokazujewięcejfaków #kobietyrozumiejo #rippaznokcie
No i paczaj, a ja już ostrzyłem zęby i nomen omen pazury na coś pikantnego 🙁
#rozczarowanietomojedrugieimie
Całe szczęście, że moje wypadkowe życie się skończyło. Jak byłem mały to co chwila złamana noga, ręka czy palec.
P.S.
Ja na hasło – Wkręcamy się, pewnie tak mocno nie zaboli – bym uciekał 😀
Goły??? 🙂
Najważniejsze, że żywy 🙂
W sumie racja 🙂
Przeczytałem Fakt, kupa śmiechu. Ale z przewagą kupy.
A jak przeczytałem o wyciąganiu druta (z palca, żeby nie było, że świntuszę), to mało nie zemdlałem z bólu. A mówią, że nie mam empatii…
Oj, a to akurat najmniej obrazowy kawałek mi wyszedł 🙂
A może by tak książkę napisać o absurdach nfztu? 😉 Masz dar, masz doświadczenie, resztę się zmyśli 😀
Klientów-czytelników nie mam jeszcze 🙂
Masz!
A Ty skąd wiesz? 🙂
W wojsku nie byłem, ale to pewnie podobny scenariusz. Historia, którą pewnie lepiej się opowiada z perspektywy czasu, mając ją już za sobą, niż w czasie rzeczywistym.
Kiedyś przy okazji innego tekstu już chyba pisałem o swoim kontakcie z publiczną służbą zdrowia. W szybkim skrócie powtórzę. Dawno, jeszcze w czasach warszawskich wchodząc na drabinę, szpetnie rozciąłem sobie stopę. Sobota, Żona (wtedy jeszcze nie) wezwała pogotowie. Ekspresowo pojawiła się miła i fachowa ekipa ratowników Falck. Spojrzeli, zrobili opatrunek, zapakowali w pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Na odchodnym nawet udzielili wskazówek czym plamy krwi z dywanu sprać. Więc my na sygnale, jeszcze nie Żona za nami autem. Miałem frajdę, bo pierwszy raz na kogucie jechałem, ale taki obowiązek. Z wezwaniem musi być na sygnale.
W szpitalu dyżurnym, wyrwany z letargu chirurg z miną zdradzającą wątpliwe zainteresowanie stwierdził, że on tu nic nie zrobi, bo wygląda, że ścięgna przecięte i trzeba najpierw prześwietlenie żeby można było zszywać. Więc może wezwać karetkę (tamta pojechała), która mnie przewiezie, ale to będzie trwać, albo udam się tam na własną rękę. Spryciarz, ale ja dałem się podejść. Ochoczo stwierdziłem, że jeszcze nie Żona mnie zawiezie. Dotarliśmy do tzw. niedźwiadka, szpitala na Pradze, który wyglądał niemal identycznie jak w chwili upadku Powstania. Na korytarzach ciemnawo, świeci co druga lampa, na ścianach dziury po kulach. Do tego duża liczba mocno zdezorientowanych ludzi, bo od nikogo nie otrzymują informacji oraz arogancki personel. Można popaść w depresję. Na miejscu okazało się, że pacjenci zwożeni karetkami przyjmowani są w pierwszej kolejności. I tu wychodzi moja skucha. Sobota, Praga, to przywozili wszelkich penerów z ulicy po bójkach i przysypiających meneli. Spędziłem tam chyba z sześć godzin, a wydawało mi się, że trwam tam kilka dni. Najbardziej mnie zadziwiał personel, który traktował ludzi jak intruzów. Koniec końców, zszyto mi stopę. Ale to był akurat czas mistrzostw świata w kopanej i w sąsiednim pokoju leciał mecz w TV, więc lekarz zszywający oglądał przez szeroko otwarte drzwi mecz i zszywał mi jednocześnie ranę. Overlockiem raczej nie pojechał. Do dziś blizną na stopie mogę zadawać szyku w niejednej portowej tawernie.
To było dawno, podobnie jak Twoja historia. Mam nadzieję, że może trochę stosunek do ludzi uległ od tego czasu poprawie. Choć coś mi mówi, że nadal jest jak na polskiej poczcie. Czasy się zmieniają, poczty przechodzą gruntowne remonty, a panie w okienkach jak były, tak są naburmuszone. Więc i publiczna służba zdrowia jest jaka była, dostarczając powodów do żartów.
Jak to wygląda teraz można poczytać w moim wpisie o wizycie u laryngologa w publicznej palcówce służby tak zwanego zdrowia sprzed roku. Budynek nowiutki, system rejestracji (prawie) zautomatyzowany, a dalej pan w okienku warczy, wypisuje kartę i wkłada w kopertkę a lekarz ma tak wyjebane, że nawet mu się nie chce zakładać fartucha. O takiej ciekawostce jak browary w szpitalnej lodówce nawet nie będę wspominał, bo po co?
Za to dla odmiany jestem mile zaskoczony tym, co ostatnio spotkało mnie w ZUS’ie, kiedy to musiałem zapłacić ponad dwa koła, bo w 2012 źle złożyłem deklaracje i źle odprowadziłem składki. Pani co prawda powiedziała, że zapłacić muszę, a nie dawali mi wcześniej znać, bo z kolei oni nie muszą (wiadomo, odsetki z 5 lat to nie to samo co z miesiąca), ale poprowadziła mnie za rączkę przez bezsensowny proces składania korekt i wyjaśnień czegoś, co miało miejsce 5 lat temu. A może ja po prostu rozwalam panie w okienkach, bo chłop jak dąb, a nieporadny jak niemowlę i im się instynkt macierzyński włącza.
Tak, to ten wpis miałem na myśli. Z polskich urzędów nie korzystałem już …. nie pamiętam. Jedynie poczta. I muszę wyrazić skruchę, bo jak tak fakt przemyślałem, to przyznam, że byłem niesprawiedliwy. Ostatnio trafiają mi się same miłe i przyjazne urzędniczki. Może więc coś drgnęło nawet na poczcie?
ZUS to dla mnie zaś monstrum, z którego żywym się nie wychodzi. Przynajmniej takie mam wyobrażenie. A Ty mi takie rzeczy opowiadasz. Wydaje mi się, że taktykę wybrałeś słuszną. Duża sierotka z pewnością rozczula panie. Ja jeszcze dorzucam „wie pani, Żona kazała, ja nie wiem…” coś w tym stylu. Z reguły efekt osiągam.
Oj wiesz, od Ciebie to duży komplement, w końcu historii przerabiasz niemało 🙂
Kolejny raz okazuje się, że Polska to stan umysłu. 😉
Na szczęście u mnie osobiście był mind over body 😉
Historia jak z horroru. Początek rozwalający, potem z nutką grozy 🙂 Pozdrawiam
Na szczęście koniec szczęśliwy i wszyscy przeżyli 🙂
Matko do Ciebie z córko! Co to za historia rodem ze Szpitala w Leśnej Górze 😀 Ciarki mnie przeszły na samą myśl, bo czytanie o drutach nie należy do ulubionych przy porannej herbatce! Trzymałam jednak cały czas kciuki, żeby wszystko się udało 😛
No i się udało – pokazałbym, ale to akurat ten palec, który nieładnie pokazywać 🙂
Czekałem na zdjęcie Blond Anioła. Czuję się rozczarowany…
[albo spełniony do połowy – jak by to powiedział optymista]
Biorąc pod uwagę, że jechałem na operację goły i tylko przykryty taką ichnią piżamką, zwizualizuj sobie, gdzie miałbym schować telefon i nie drążmy tematu 😀
Hmm… zawsze mógłbyś ją odtworzyć rysunkowo (z pamięci 😉
Ale ok, nie będę dalej drążył.
Z pamięci to jakoś tak (weź pod uwagę, że byłem lekko zaćpany :): https://uploads.disquscdn.com/images/0cc9b7d48383a19158ed39b7332602fa0e3e4b1d81ccfc8fe7b6f5e83c543cba.jpg
OK, łapię 🙂
Tak to jest jak się idzie do lekarza polecanego z internetu 🙂 Myślałeś o napisaniu książki? Tyle przygód to chyba miał tylko Michał z Wołodyjowskich 🙂
Brakuje mi fotki zreperowanego palucha 🙂 ps. w sumie,,,, nie wiem po co go robiłes ten punkt G mnie zachwycił 🙂
Ale to nie był lekarz polecany z internetu – wręcz przeciwnie, to był prawie nowy tata dziewczyny, która u nas pracowała (nota bene ta, która nas tak wykręciła nieładnie) 🙂
Książek blogerów nikt nie kupuje poza innymi blogerami. No, może Michał Szafrańśki jest wyjątkiem 🙂
Nie wiem co pomyśleli sąsiedzi, gdy to w nocy czytałam, ale z pewnością mieli ubaw z mojego śmiechu. Albo i nie, bo godzina dość późna (wczesna?).
Na początku chciałam napisać, że gdzieżeś ten paluch wkładał, ale jak dziecko to jesteś usprawiedliwiony 😉
Później pomyślałam, że opis szpitala bardzo pasuje do tego, który ja znam. Ale one chyba wszystkie teraz takie same. Łącznie z personelem.
A teraz napiszę Ci tylko jedno – i Ty tą ręką później (znaczy po podcieraniu 😛 jadałeś? A nie łatwiej było przejść na leworęczność? 😉
I gratuluję porządków na blogu 🙂
Jadałem łyżką, względnie widelcem 🙂
Porządki w trakcie – jest jeszcze kilka rzeczy, ale tu chyba nie dam rady sam. Na razie próbuję 🙂
Kolory, wszystkie kolory tęczy jeszcze 😉
Jakbyś przez ostatnie dwa lata projektowała praktycznie same białe kuchnie, to byś tęskniła za kolorami. Kolory zostają – nie wiem, czy taki twarzowy seledynek, ale jakiś na pewno 🙂
Seledynkowi mówię stanowcze nie. Za dużo go ostatnio na blogach i już wszystkie tak smao wyglądają 😛
Tu akurat się z Tobą zgodzę, potrzymam go chwilę i poobserwuję, ale raczej wymienię.
Wymieniaj czym prędzej. Bo w końcu nie wiem czy jestem jeszcze u Ciebie czy u kolejnej pseudoblogerki 😉
Krwista czerwień? 😉
Współczuję akcji z paluchem, ale uśmiałam się przednio 😀
Paluch już naprawiony, a pośmiać się zawsze zdrowo 🙂
Przyznaj się- podłożyłeś Młodemu palucha żeby taką story przeżyć i opisać,hym?? 😛
Uśmiałam się jak głupia! :DD
ps.Dawno to było?
To się nazywa poświęcenie 🙂 Jak Van Gogh, który odciął sobie ucho. Tylko on pośmiertnie załapał się na fejm – słabo 🙂
Z 7 lat temu, jakoś tak.
Uff, bo myślałam że jakaś niedawna akcja.
ps.Ty fejmu raczej się doczekasz za życia 😀
Pytanie, czy w całości? Wiesz, tu palec, tam szczęka 🙂
nie liczy się ilość, ważne że bedzie jakość 😛 ;D
Będę jak Hawking na elektrycznym wózku 😉
Świr ;))
Żeby tak opisać historię swego palca to trzeba być mistrzem☺ Wizyty u Ciebie zawsze poprawiają mi humor ?
Polecam się – zaglądaj jak najczęściej i czuj się jak u siebie 🙂
Magia leczenia na NFZ. Jestem drobną osobą, a po znieczuleniu w kręgosłupi musieli mnie uśpić bo nie działa ?
Haha, a lubisz wypić? 🙂
Ja nietrunkowa ?
– No trudno, może Pani jakaś odporna na znieczulenie. Wkręcamy się tak, pewnie mocno nie zaboli. 😀
Jakby mieli mnie rozbebeszać i wyciągać dziecko na żywca, to bym wiała co sił w nogach ?
Chociaż byłoby o czym potomnym opowiadać.
Daleko byś nie zabiegła chyba 🙂
A boś pojechał gdzieś pod Wrocław. Pojechałbyś Panie do Leśnej Góry. Tam to nawet ściany mają pomalowane w tym tvp 😉 Miałem ostatnio okazję odwiedzać rodzinę w kilku szpitalach i część obiektów sprawiłaby radość różnym urbexom. No ale wychodzę z założenia że liczy się zawartość pudełka nie opakowanie 🙂
W pudełku leżą ludzie na łóżkach – to dopiero jest hardcore 🙂
A tak BTW, bo telewizji nie mam – jeszcze leci to takie o doktorach, gdzie występował Ojciec Mateusz? Przecież to jest starsze niż pokłady węgla brunatnego!!
Leci, leci. Moja żona ogląda takie wynalazki 😀 I zaraz potem odpalamy Homeland i Żywe Trupy. To dopiero szeroki zakres zainteresowań 😀 Podejrzewam, że w tajemnicy ogląda też Modę na sukces 😀
Ojesoooo, to też??? Toż ja byłem młody, jak to się u nas pojawiło… 🙂
Jakbym widziała siebie, tylko u mnie była ósemka a nie paluch 🙂
Pisz i dawaj linka 😀
Niestety nie mam tak lekkiego pióra jak Twoje i pewnie nie byłoby to już takie zabawne. Jednak nie powiem, żeby były to najlepsze Walentynki w moim życiu… Patrząc, że krótko po zabiegu moja twarz powiększyła się trzykrotnie i przez tydzień służyła lubemu do natychmiastowego rozmrażania różnego mięsiwa, które miał ochotę sobie przyrządzać. Mi zostały jogurty i to ciągnięte przez słomkę, bo się paszcza niezbyt otwierała, a nawet jakby się otwierała, to sam fakt nie mycia zębów od kilku dni skutecznie mnie przed tym powstrzymywał… Sam zabieg mógł być gorszy, tym bardziej, że ja z tych co to nawet na przeglądzie bez znieczulenia gęby nie otwierają, ale jakoś dałam radę. Nawet mnie znieczulili, chociaż tego nie byłam do końca pewna, bo na dzień dobry Pani pomoc (niestety nie byłą ponętną lekareczką, a raczej mogła być jej babcią) poinformowała mnie w formie żartu, że w piątki rwą bez znieczulenia…. całość trwała jakieś 2-2,5 godziny, przez które trzymałam sobie pod brodą jakąś michę. Skoro już siedzę sobie bezczynnie a oni muszą nade mną skakać, to mogłam się im na coś przydać… Japę po zębie zaszyli 6-cioma szwami, które łaskotały mnie w przełyk jak już opuchlizna raczyła mnie opuścić. Ich wyciąganie wyglądało podobnie jak u Ciebie druta. Mogli chociaż zwodzić i próbować odwrócić uwagę czymś w stylu „Patrz, patrz, ptaszek leci”, a nie jebs, od razu na żywca. Na koniec nie mogło zabraknąć zbawiennego pytania „Bolało?”…
Najgorsze jest to, że to co zgubiłam przez tydzień niejedzenia szybko znalazłam 😀
Kurde, czy oni na studiach mają jakiś przedmiot – „durne żarty z pacjenta”? W sumie to może i powinno rozładowywać atmosferę, ale czasami nie bardzo działa, nie?
Ja w rocznicę ślubu zaliczyłem deskę w pysk, miałem połamane jedynki, szycie pyska i takie tam, a Pani Matka była akurat w ciąży 🙂 I oczywiście o tym tez pisałem 😀
Tekst świetny 😀 kilka tekstów to masz takich, że chyba je cytować 😛
„Blond Anioł podsuwa mi jakieś kwity do podpisania – mógłbym Jej nawet przepisać nerkę, tak ciężko mi się skupić.”
Dziękuję – masz dożywotnią licencję na cytaty, nie mam nic przeciwko 🙂
ten biały kolor niby taki niewinny a temperaturę wzruszeń na sali operacyjnej podnosi 🙂
Zwłaszcza jak opina te opływowe linie 😉
Hahahah o kurcze 😀 Powodzenia!
A dzięki 🙂
wiem, że pewnie Tobie nie było wówczas do śmiechu, ale ja strasznie się uśmiałam czytając.
też nie mam zbyt dobrych wspomnień ze szpitalami :/
To pójdę za ciosem i podrzucę Ci jeszcze jedno wspomnienie 🙂
http://www.dizajnuch.pl/2014-09-19/seksowna-chlamydia/
Czytałam na trzy razy, bo na raz się nie dało. Zapłakałam się ze śmiechu, okulary zaparowały 😀
no w sumie współczuję przeżyć, no ale…..hihihihi ;)))
W takim razie powspółczuj teraz mojej MałejŻonce męża jemioła w tym wpisie 🙂
http://www.dizajnuch.pl/2014-11-03/romantic-nurse-and-doctor-play/
Uwielbiam Twój styl pisania! <3
A jeśli chodzi o szpitale, to niestety miałam szansę przeżyć coś takiego jak Ty, tyle, że kolano mi cięli. Moja pierwsza reakcja po operacji była "Panie Doktorze, czemu tak pali mnie kolano?", a lekarz na to "A bo Pani wypalaliśmy chrząstkę, co przez nią już kość widać". Aha, czyli jednak palili, nie cięli. Na szczęście nie żywcem. Dostałam narkozę i wspominam to jak najśmieszniejsze przeżycie ever. Ale jedzenie szpitalne to syf, chociaż po 36 h na czczo wszystko smakuje niebiańsko. 😉
Oooo, ale się zarumieniłem pod wąsem 🙂 Znaczy ja nie mam wąsów, ale gdzieś tam bym się zarumienił 😉
Oj tak, po takim okresie głodówki człowiek zjada nawet talerze, nie tylko te śmieszne szpitalne jedzonko 🙂
Polskie szpitale są fajne. Jak McDonaldy. W każdym masz dokładnie ten sam standard 🙂
Wieczór.
Otóż tutaj się z kolega szanownym nie zgodzę – nie pisałem tego tutaj, bo raczej to smutne jest, ale na tej samej izbie przyjęć, kilka krzesełek ode mnie (na szczęście, bo śmierdziała okrutnie) siedziała babinka, która przy rąbaniu drewna nie wycelowała w pieniek, tylko sobie w nogę. Owinęła to szmatami i reklamówką, poprosiła sąsiada i przyjechała do szpitala, bo przecie do niej karetki nie dojado. Wystała się w kolejce do rejestracji, potem w kolejce do gabinetu, potem się okazało, że nie ma jakiegoś świstka i jej nie przyjmą, a ona bidna co krok kuśtyknie to taka czerwona pieczątka na podłodze, aż ją jakaś sprzątaczka zjebała, żeby nie łaziła, bo brudzi.
I mi się zrobiło przeraźliwie smutno i głupio, że ja z jakimś durnym palcem jak panisko wchodzę po znajomości i bez kolejki, a babuleńka z poważną raną ma tak bardzo pod górę.
Wieczór, wieczór. Noc niebawem.
No też właśnie mniej więcej o to chodziło, że nieważne Poznań czy Bytom – wszędzie możesz spodziewać się tego samego. Niestety też tego, że najpierw cię zapytają o RMUA, a dopiero później łaskawie wyjmą kilof z czaszki.
A no to tak, coś właśnie w tych klimatach.