Brace yourselves, winter is coming!

 

Jako że zupeł­nie mnie ostat­nio wyka­stro­wa­ło z pomy­słów, posta­no­wi­łem stre­ścić Wam wszyst­kie sezo­ny “Gry o tron”, bo po tym, jak inter­ne­ty zala­ły memy z Aryą ska­czą­ca w sty­lu nin­ja, Mała­Żon­ka zapy­ta­ła mnie, czy mógł­bym jej tak tro­chę stre­ścić, o co tu cho­dzi w poprzed­nich 7 sezo­nach, bo choć nie chce jej się oglą­dać, to jed­nak chcia­ła­by być na bie­żą­co #typowa_baba. Nie oglą­da­ła ani odcin­ka, bo gene­ral­nie jak coś choć­by prze­by­wa w sąsiedz­twie pół­ki z napi­sem fan­ta­sty­ka, to ona nie tyka i omi­ja jak wyznaw­cy Ziem­by omi­ja­ją szczepionki.

No to moi dro­dzy trzy­maj­cie się moc­no, bo nie zamie­rzam brać jeńców.

 

Winter Is Coming” [S01E01]

Odci­nek zaczy­na się od solid­ne­go pier­dol­nię­cia, ale napraw­dę solid­ne­go, bo jak mi dźwięk pod­no­szo­nej bra­my wpadł w rezo­nans pod czasz­ką, to myśla­łem, że mi echo roze­rwie ten sznu­re­czek do spi­na­nia uszu. Pamię­taj­cie, żeby począ­tek tro­chę przyciszyć.

Jako się więc rze­kło, na począt­ku pod­no­si się bra­ma. A wła­ści­wie kra­ta. Za kra­tą na koniach sie­dzi jakiś trzech obe­rwań­ców w kolo­rze brud­nej czer­ni – jeden taki z dziw­ną bród­ką tro­chę przy­po­mi­na­ją­cy mon­gol­skie­go zwia­dow­cę z “Mulan”, dru­gi wyglą­da jak bro­da­ty zaka­pior żyw­cem prze­nie­sio­ny z Nowej Huty, a trze­ci jakiś taki nija­ki, z niczym śmiesz­nym mi się nie koja­rzy. Za bra­mo-kra­tą mają tunel, któ­ry pro­wa­dzi na dru­gą stro­nę cze­goś, co jest wyso­kie, wiel­kie i całe z lodu. Nikt tu tego nie mówi, ale ja już obej­rza­łem 8 sezo­nów i wiem, że to Mur. Po dru­giej stro­nie tune­lu pod Murem też jest kra­ta, ale widać lepiej naoli­wio­na, bo już tak nie daje po uszach przy pod­no­sze­niu. Obe­rwań­cy jadą na jakiś patrol – tak mi się tro­chę wyda­je, że to chy­ba Ruscy gdzieś pod Nowo­sy­bir­skiem, bo gdzie u nas taki zaśnie­żo­ny las?

No nic, ten taki Nija­ki odłą­cza się od resz­ty i nagle wyglą­da, jak­by go coś tknę­ło. I to tknię­cie zapro­wa­dzi­ło go na jakieś poje­bo­wi­sko, gdzie kogoś za bar­dzo poniósł melanż i za moc­no wziął sobie do ser­ca powie­dze­nie “ręka, noga, mózg na ścia­nie”. Do tego widać jakiś arty­sta nie­speł­nio­ny, bo nie dość, że robi wzor­ki z kawał­ków ludzi, to jesz­cze przy­bi­ja do drze­wa Dziewczynkę.

Mon­gol­ski zwia­dow­ca, jak się oka­zu­je – dowód­ca, zle­wa spra­wę mówiąc, że to Dzi­cy i że on nie na takich impre­zach balo­wał i żyje. Ale poja­dą obcza­ić miej­sców­kę, bo dobrze wie­dzieć, gdzie w tej dzi­czy jakieś bale­ty, żeby laskę zabrać jak się zechce roze­rwać. Kwa­drat oka­zu­je się zaje­bi­sty pod gru­be akcje, bo nagle wbi­ja tam taki bro­da­ty z leda­mi w oczach i dowód­ca nagle tra­ci od tego impre­zo­wa­nia gło­wę. Nija­ki za to spo­strze­ga, że ledy w oczach wsta­wi­li też Dziew­czyn­ce, któ­rej się widać znu­dzi­ło wisieć na drze­wie i zaczę­ła łazić po lesie – widać nikt jej nie powie­dział, że moż­na się zgu­bić. Zamiast wziąć dziec­ko za rącz­kę i zapro­wa­dzić na wód­kę, to dał w dłu­gą #nie_lubi_w_parentingi.

Ja nie wiem, co oni na tej Sybe­rii mają z tym bie­ga­niem, ale ten z Nowej Huty też zaiwa­nia po lesie, pew­nie do jakie­goś run­ma­ge­do­nu polar­ne­go tre­nu­je. Po dro­dze się jed­nak oka­za­ło, że chy­ba koleś coś oszu­ku­je, bo ten z leda­mi w oczach zarzą­dził dys­kwa­li­fi­ka­cję przez ścię­cie gło­wy i rzu­ce­nie nią w Nija­kie­go. Może jed­ni bie­ga­ją, a dru­dzy gra­ją w bejs­bol i jak to kibo­le prze­ciw­nych dru­żyn nie mogą się dogadać?

Wstęp za nami, pew­nie czy­ta się to dłu­żej, niż oglą­da, ale przy­naj­mniej od począt­ku wie­my, że to nie będzie “M jak miłość”. Na ekran wjeż­dża ori­ga­mi z faj­ną muzycz­ką i potem lądu­je­my na jakimś zadu­piu, gdzie Zbój­ce­rze na koniach ści­ga­ją tego Nija­kie­go w czar­nym. Widać się zmę­czył tym bie­ga­niem na mro­zie, bo łatwo im poszło, więc pchnę­li umyśl­ne­go, któ­ry wziął kurs na jakieś coś maja­czą­ce na hory­zon­cie, co się nazy­wa Win­ter­fell i jest zamkiem.

A na zam­ku, jak to na zam­ku – na dwo­rze (albo na polu, jak woli­cie) kole­sie strze­la­ją z łuku, a na kom­na­tach (albo na dwo­rze, jak woli­cie) przę­dą sobie, przę­dą jak anioł dzie­wecz­ki. Tyle, że haftu­ją. Na to wszyst­ko patrzą z góry tatu­lo Lord Stark i matuś Lady, pew­nie też Stark, widać jakaś bied­niej­sza rodzi­na Iron Mana. Nie napa­trzy­li się dłu­go, bo zamel­do­wa­no im, że zła­pa­li Nija­kie­go w czar­nych łachach, co to zwiał z Noc­nej Stra­ży i teraz trze­ba zro­bić to, co trze­ba zro­bić, na co Lord Stark mówi, że zabie­ra­ją Bra­na, czy­li tego gów­nia­rza, co strze­lał z łuku, a Lady Stark że nie, bo on ma dopie­ro 10 lat, a on ze pra­wo, a ona że mały, a on że trze­ba i musi zmęż­nieć, bo #winter_is_coming.

Ale jeśli wyda­je Wam się, że wybra­li się męż­nieć do bur­de­lu, to jeste­ście w myl­nym błę­dzie. Poje­cha­li wyko­nać wyrok na Nija­kim, któ­ry tro­chę mam­ro­cze, że on wca­le nie spier­do­lił z Sybi­ru, tyl­ko spe­cjal­nie tu przy­biegł, żeby ich ostrzec, bo nad­cią­ga­ją Inni. Też kuź­wa wymy­ślił – wystar­czy popa­trzeć na te ledy w oczach i widać od razu, że są jacyś inni, nie? To nie ame­ry­kańś­ki serial praw­ni­czy, więc wyrok wyko­nu­je się szyb­ko i sku­tecz­nie, mia­no­wi­cie przez ścię­cie gło­wy takim jebut­nym mie­czem. A robi to Lord Stark, któ­ry ma na imię nie Lord, tyl­ko Eddard, w skró­cie Ned (dobrze, że nie Tony) i wca­le nie wie­rzy, że ten nija­ki zoba­czył Innych. Bran męż­nie­je nie odwra­ca­jąc wzro­ku #tata_będzie_dumny.

Po dro­dze do domu znaj­du­ją lek­ko zaśmierd­nię­te­go jele­nia, któ­re­mu coś roz­szar­pa­ło bebe­chy, ale że wcze­śniej wbił w to coś rogi, to po śla­dach zna­leź­li takie­go zmu­to­wa­ne­go wil­ka, co się nazy­wa wil­kor, a dodat­ko­wo jest sami­cą z gro­mad­ką małych. Lord Stark każe wszyst­kie wybić, bo po tej stro­nie Muru wil­ko­ry to prze­gię­cie. Nagle olśnie­nie – ależ Lor­dzie Star­ku Nedzie, wil­ko­rą­tek wil­ko­rząt­ków malu­chów jest tyle, co małych Star­ków, a dodat­ko­wo macie prze­cie w her­bie wil­ko­ra, więc to musi być znak, tak chcą bogo­wie i trze­ba wszyst­kie zabrać, bo w sumie cze­mu nie #wróżbita_Maciej? Przy oka­zji dowia­du­je­my się, że jeden z synów Star­ka nie nazy­wa się Stark, tyl­ko jest Jon Snow i dla­te­go dosta­je bia­łe­go wil­kor­ka. Bo snow i bia­ły, haha, kuma­cie dowcip?

Cię­cie i prze­no­si­my się gdzieś, gdzie jest cie­plej i oka­zu­je się, że to Kró­lew­ska Przy­stań, czy­li Sto­li­ca Sied­miu Kró­lestw. Biją dzwo­ny, w jakiejś kapli­cy leży ktoś nie­ży­wy, a przy­glą­da się temu taka faj­na blon­di 810 z kole­siem tro­chę podob­nym do niej też tak z 810. Gada­ją sobie o niczym, ale wyni­ka z tej roz­mo­wy, że zmar­ły nazy­wał się Jon Arryn, był namiest­ni­kiem kró­la, a oni są rodzeń­stwem, boją się ojca i nazy­wa­ją się Lan­ni­ster. Kogoś to obchodzi?

Widać niko­go, bo wra­ca­my do Win­ter­fell, gdzie Lady Stark zwa­na Cate­lyn dosta­je maila, że Jon Arryn zszedł z tego łez pado­łu, co idzie prze­ka­zać swo­je­mu mężo­wi Lor­do­wi Stark, któ­ry był mu jak syn, a za to jej sio­stra była mu żoną. Zaczy­na się kom­pli­ko­wać, kur­de. Tym bar­dziej, że w mailu napi­sa­li, że król i jego żona z całym orsza­kiem przy­jeż­dża­ją do Winterfell.

Przy oka­zji widzi­my małe­go Bra­na, któ­ry ćwi­czy par­ko­ur na zam­ku, za co wkur­wia się jego mat­ka, zapa­mię­taj­cie, bo to waż­ne. A jego sio­stra Arya #Britney_brzydal prze­bie­ra się za zaku­ty łeb, za co z kolei wkur­wia się jej ojciec, ale to już nie będzie waż­ne. Na dzie­dzi­niec zajeż­dża­ją wozy dra­bi­nia­ste oraz król Robert Bara­the­on na koniu – wszy­scy na kola­na, bo król, chuj tam, że bło­to i syf dooko­ła. Król chy­ba ćwi­czył sztucz­ki Jedi, bo pstry­ka pal­ca­mi i wszy­scy wsta­ją. Przy oka­zji oka­zu­je się, że bar­dzo dobrze zna się z Lor­dem Star­kiem i chy­ba się lubią. Z wozu dra­bi­nia­ste­go wysia­da ta faj­na blon­di 810 co wcze­śniej i oka­zu­je się, że to kró­lo­wa Cer­sei. Z konia obok zsia­da ten koleś podob­ny do niej też tak z 810, któ­ry zowie się Jaimie.

Jak to po dłu­giej podró­ży, król zamiast odpo­cząć idzie poła­zić po lochach i zabie­ra ze sobą Neda, któ­re­mu pro­po­nu­je, żeby został jego namiest­ni­kiem, czy­li kole­siem, któ­ry ma za nie­go rzą­dzić, kie­dy on sam będzie chlał, żarł, ruchał i tam takie kró­lew­skie rze­czy. Przy oka­zji wyszło, że pra­wie zosta­li szwa­gra­mi, bo król pra­wie się chajt­nął z sio­strą Star­ka, któ­rą strasz­nie kochał, ale zabił ją ktoś, kto się nazy­wał Tar­ga­ry­en. Kuź­wa, czas zacząć robić notat­ki, bo się pogu­bię. W sumie to nic stra­co­ne­go, bo obo­je mają dzie­ci i może coś z tego wyjść, żeby jed­nak tymi szwa­gra­mi zosta­li, bo z nikim się tak nie napi­jesz, jak ze szwa­grem, prawda?

Zmia­na sce­no­gra­fii – i uwa­ga, histo­rycz­na chwi­la, bo teraz poja­wia­ją się pierw­sze cyc­ki, któ­re sobie figlu­ją z kar­łem, czy­li takim gościem pokrzyw­dzo­nym w pio­nie, któ­ry podob­no nie wszyst­ko ma małe i oka­zu­je się być rów­nież Lan­ni­ste­rem, na imię ma Tyrion, ale nic z tego nie wyni­ka póki co. Wpa­da­ją następ­ne pary gołych cycek. Cię­cie. #szko­da

Prze­no­si­my się zagra­ni­cę, do Pen­tos po dru­giej stro­nie Wąskie­go Morza, gdzie­kol­wiek to jest. A tam jest cie­pło, i UWAGA!! poja­wia­ją się następ­ne cyc­ki, tym razem Sary Con­nor wystę­pu­ją­cej pod pseu­do­ni­mem Daene­rys (pew­nie po to, żeby zmy­lić Sky­net). A cyc­ki poja­wia­ją się, jak­że by ina­czej – w łazien­ce, do któ­rej wła­zi jakiś facet, widać w dupie ma tablicz­ki na drzwiach z trój­ką­ci­kiem i kółecz­kiem. Oka­zu­je się, że to brat tej z cyc­ka­mi, nazy­wa się Vise­rys Tar­ga­ry­en i chce zostać kró­lem, w czym ma mu pomóc Khal Aqu­aman Dro­go i jego konie. Tu się im widać tro­chę poje­ba­ły baj­ki, bo za moich cza­sów ręka kró­lew­ny i pół kró­le­stwa były w pakie­cie, a tu gość ma dostać kró­le­stwo, jak odda kró­lew­nę. Nie wiem, czy ja bym poszedł na taki deal.

Wra­ca­my do Win­ter­fell gdzie odcho­dzi następ­na dra­ma, bo mło­da Star­ków­na zwa­na San­sa zasta­na­wia się, czy syn kró­la zwa­ny Jof­frey zechce ją za żonę, bo to faj­nie być kró­lo­wą, a i Jof­frey przy­stoj­ny chło­pak #bez_jaj. W mię­dzy­cza­sie pod­czas gru­bej imprez­ki na cześć kró­la Rober­ta, ten­że mole­stu­je kel­ner­kę z wiel­kim cycem, Ben i Ned roz­ma­wia­ją o Nija­kim, że dobry chło­pak był i mało pił, ale pra­wo jest pra­wo i trze­ba go było ściąć, nawet jeśli rze­czy­wi­ście widział Innych #dalej_nie_wierzę. Z kolei San­sa roz­ma­wia z Cer­sei, że jesz­cze nie dosta­ła okre­su, ale za to ład­nie szy­je i jak kró­lo­wej wyszy­ku­je suk­nię, to cały Insta­gram pad­nie z zazdro­ści. Jaimie pró­bu­je pod­pu­ścić Neda, kto ma więk­sze­go i kto komu spu­ści wpier­dol na tur­nie­ju, ale ten spusz­cza go na drze­wo, że mu nie poka­że, bo by go puk­nął w czo­ło. Ot, wie­cie, takie gad­ki-szmat­ki, jak to na baletach.

Gdzieś z dala od sali balo­wej Jon Snow tłu­cze mie­czem w mane­ki­na, bo nikt go nie wpu­ścił na ucztę, jako że on bękart i musi się cho­wać w jakiejś sto­do­le. Na czym zasta­je go jego wuj Ben­jen Stark, nie­zły mada­fa­ka i pierw­szy zwia­dow­ca Noc­nej Stra­ży, czy­li tych czar­nych obe­rwań­ców, któ­rzy strze­gą Muru i na począt­ku stra­ci­li z tego zamie­sza­nia gło­wy. Jon moc­no się zwil­ża na samą myśl, że mógł­by być w tak szla­chet­nej i eli­tar­nej for­ma­cji, mimo że jego wuj mówi, że wiesz, gad­ka rekru­te­rów to jed­no, niby dosta­jesz mun­du­rów­kę, ale potem trze­ba napier­da­lać tar­ge­ty, cze­len­dże i dedlaj­ny, a to wca­le nie jest takie faj­ne, mówię ci po znajomości.

Imprez­ka się skoń­czy­ła, bo następ­na sce­na uka­zu­je nam alko­wę Neda i Cate­lyn, ale nie ma się co pod­nie­cać, bo tyl­ko gada­ją, może to i lepiej #Catelyn_stara. Do cza­su, aż przy­cho­dzi mail od sio­stry Cate­lyn, któ­ra sie­dzi w Orlim Gnieź­dzie i nie wia­do­mo dla­cze­go, bo nie była tam od ślu­bu z Jonem Arryn. Pani Star­ko­wa led­wie prze­czy­ta­ła, to od razu wci­snę­ła DELETE i wywa­li­ła z kosza, bo sio­stra jej napi­sa­ła, że namiest­ni­ka kró­la zamor­do­wa­li Lan­ni­ste­ro­wie, a ona sama spi­to­li­ła ze sto­li­cy na zadu­pie, bo się bała o życie. Teraz czas na roz­k­mi­ny, czy Ned powi­nien jechać do Kró­lew­skiej Przy­sta­ni i zostać nowym namiest­ni­kiem, czy nie, bo z jed­nej stro­ny wzy­wa obo­wią­zek, a z dru­giej strach się bać #zaje­bio.

Zosta­wia­my Neda z jego prze­my­śle­nia­mi i teraz prze­no­si­my się na imprez­kę w cie­płe kra­je – chu­jo­wa muza, chu­jo­we żar­cie, dużo sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych, ktoś kogoś rucha, ktoś kogoś zadźgał, tu na wierz­chu fla­ki, tak na wierz­chu cyc­ki. Zupeł­nie jak na juwe­na­liach pod aka­de­mi­ka­mi, choć oka­zu­je się, że to ślub Aqu­ama­na i Sary Con­nor. Nic cie­ka­we­go się nie dzie­je poza tym, że pozna­je­my Ser Jora­ha Mor­mon­ta, któ­ry w pre­zen­cie poda­ro­wał mło­dej parze jakieś sta­re książ­ki kupio­ne na wyprze­da­ży, a jakiś total­nie nie­istot­ny dla fabu­ły koleś wyska­ku­je w pre­zen­cie z trzech jajek kin­der nie­spo­dzian­ka moc­no po ter­mi­nie waż­no­ści, ale za to zabaw­ki w środ­ku to podob­no smo­ki. Po wese­lu nastę­pu­je noc poślub­na, tyl­ko że przy zacho­dzą­cym słoń­cu i gdzieś na jakiś kli­fach, bo po co ma być mięk­ko pod dupą, nie? Daene­rys pła­cze, widać nie lubi od tyłu.

Miłość jest cier­pie­niem, więc sce­na­rzy­ści fun­du­ją nam z powro­tem wizy­tę w Win­ter­fell, gdzie Ned zbie­ra się do wyjaz­du z kró­lem Rober­tem, mały Bran wspi­na się na wie­żę, gdzie przez okno pod­glą­da, jak Cer­sei dla odmia­ny lubi od tyłu, a jej brat jesz­cze bar­dziej #ty_chory_pojebie. Nie lubią za to, kie­dy ich ktoś pod­glą­da, więc Jaimie zrzu­ca z fchuj wyso­ka małe­go Bra­na, któ­ry spa­da na kame­rę i tak się koń­czy odci­nek pierwszy.

Po pierw­szym odcin­ku #nichu­ja bym nie wie­dział, skąd ten cały hajp na serial…

 

Jeśli jeste­ście cie­ka­wi stresz­czeń innych odcin­ków, to zapra­szam do klik­nię­cia w link:

GAME OF THRONES – jeśli nie oglą­dasz, a chcesz wie­dzieć, o co kaman

 

Fot: ofi­cjal­na stro­na seria­lu HBO.com/game-of-thrones

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close