Romantyczne początki, a koniec? Jaki koniec??

 

Tak się zasta­na­wiam, czy pamię­ta­cie dzień i oko­licz­no­ści, w któ­rych pozna­li­ście się z tą oso­bą, z któ­rą od tam­tej pory jeste­ście razem? No dobra, nawet jak już nie jeste­ście, to czy pamiętacie?

Ja pamię­tam, bo to było cał­kiem roman­tycz­ne i dzi­siaj Wam o tym opo­wiem, bo rocz­ni­ca nasze­go Się­po­zna­nia za chwi­lę. Okrą­gła 23 rocz­ni­ca chwi­li, w któ­rej ujrza­łem bar­dzo faj­ną laskę, nie­co zagu­bio­ną w wiel­kim mieście.

I posta­no­wi­łem ją przelecieć.

Aku­rat była sesja let­nia, za oknem ćwier­ka­ły ptasz­ki, psz­czół­ki bzy­cza­ły nad polny­mi kwiat­ka­mi, a ja sie­dzia­łem na stan­cji na koń­cu świa­ta i Wro­cła­wia, gdzie wro­ny pio­no­wo star­tu­ją i zaku­wa­łem do egza­mi­nów. Serio, wte­dy to było takie zadu­pie, że dalej to już ta kra­wędź świa­ta, przez któ­rą widać sło­nie pod­trzy­mu­ją­ce Zie­mię i sto­ją­ce na wiel­kim żółwiu.

Na stan­cji miesz­ka­łem z kole­gą Zby­siem, któ­re­go moc­no pozdra­wiam, a któ­ry przy­szedł na Poli­bu­dę w zasa­dzie aby prze­cho­wać się od woj­ska (wte­dy jak się nie szło stu­dio­wać, ⇒to się szło słu­żyć ojczyź­nie), bo od zawsze chciał iść do sto­ly­cy na WAT, a zaraz po matu­rze mu nie poszło. Aku­rat w czerw­cu były egza­mi­ny, więc wybył na dwa tygo­dnie zosta­wia­jąc mnie same­go na pię­ter­ku dom­ku, w któ­rym pomieszkiwaliśmy.

Ale żeby mi nie było smut­no, zafun­do­wał mi nie­spo­dzian­kę – otóż do dale­kie­go Wro­cła­wia, z dale­kie­go Zamo­ścia, wybie­ra­ła się stu­dio­wać na archi­tek­tu­rze lub na ASP jego była sąsiad­ka, z któ­rą kie­dyś w pod­sta­wów­ce trzy­mał się za rącz­kę i dawał jej kwiat­ki. Egza­mi­ny też mia­ły trwać jakieś dwa tygo­dnie, bo to rysun­ki, malun­ki i inne plaj­stycz­ne cuda, więc to się eks­tra skła­da, bo łóż­ko na stan­cji się zwal­nia, dziew­czę będzie mia­ło gdzie znu­żo­ną gło­wę zło­żyć do snu. Wła­ści­ciel­ce domu powie­dzie­li­śmy, że moja dziew­czy­na do mnie przy­jeż­dża i czy może? Pew­nie, że może, tyl­ko mi nie hała­suj­cie za bar­dzo, hehe. Nie ma spra­wy, hehe.

I tu nastę­pu­je opo­wieść z mchu i papro­ci, któ­rej mło­de poko­le­nie nie zro­zu­mie. Otóż były to cza­sy, w któ­rych nie było inter­ne­tu (był tyl­ko na uczel­niach), nie było komó­rek (były tyl­ko sta­cjo­nar­ne tele­fo­ny, a i to nie każ­dy miał) i nie było Face­bo­oka, Insta­gra­ma ani Ube­ra. Czy­li były to cza­sy, kie­dy to mój kole­ga Zby­siu umó­wił mnie, że przy­ja­dę na dwo­rzec PKP o 8 rano, kie­dy to po 13 godzi­nach dro­gi przy­jeż­dżał jedy­ny pociąg z Zamo­ścia, czy­li z moje­go stan­cjo­we­go zadu­pia musia­łem wyje­chać koło 6:30 auto­bu­sem 409 jeż­dżą­cym raz na godzi­nę, żeby z powo­dzi ludzi wysy­pu­ją­cych się z pocią­gu roz­po­znać i ode­brać dziew­czy­nę, któ­rą widzia­łem tyl­ko na zdję­ciu (i raz w życiu, daw­no temu na żywo, ale tro­chę w nocy i tro­chę pod wpły­wem) i od tej pory przez dwa tygo­dnie uda­wać, że to moja dziew­czy­na. Kuma­cie sur­re­alizm? A żeby nie było za łatwo, o 9:15 mia­łem kolokwium.

Mała­Żon­ka do tej pory mi nie wie­rzy, ale ja rze­czy­wi­ście wsta­łem ciut świt i poje­cha­łem na ten dwo­rzec PKP.

Gdzie oczy­wi­ście się nie spo­tka­li­śmy, bo to tyl­ko na roman­tycz­nych fil­mach się udaje.

Poje­cha­łem na kolo­kwium, napi­sa­łem, wró­ci­łem na dwo­rzec 1,5 godzi­ny póź­niej, ale żad­ne zagu­bio­ne dziew­czę na mnie tam nie cze­ka­ło. Może to i lepiej, bo dwo­rzec PKP przed gene­ral­nym remon­tem na Euro 2012 przy­po­mi­nał skrzy­żo­wa­nie Bram Pie­kieł z Dwor­ca­mi Cha­osu. To zde­cy­do­wa­nie nie było dobre miej­sce dla zagu­bio­nych dziew­cząt. Wró­ci­łem więc do domu, bo co inne­go mogłem tu zrobić?

Aż tu ze dwie godzi­ny póź­niej otwie­ra­ją się drzwi i naj­pierw wcho­dzi wiel­ka teka A0 na rysun­ki, a zaraz za nią dziew­czę nie­wie­le od tor­by większe.

- Boże, jak dobrze, że uda­ło Ci się tu tra­fić, tak się mar­twi­łem, jak się nie spo­tka­li­śmy na dwor­cu!
- Jasne, pew­nie nie chcia­ło Ci się nawet wstać!

No, i ten dia­log że tak powiem od począt­ku poka­zał, jak to mię­dzy nami będzie, ale nie uprze­dzaj­my faktów.

Aku­rat był to pią­tek, egza­mi­ny zaczy­na­ły się w ponie­dzia­łek, więc jakoś przez week­end musia­łem zatrzeć złe wra­że­nie, to nie mia­ło zna­cze­nia abso­lut­nie, że bar­dzo nie­spra­wie­dli­we. Ale to była moja pierw­sza lek­cja bycia z kobie­tą – i tak wie lepiej, nie przetłumaczysz.

Żeby nie prze­dłu­żać – wizy­ta w ZOO, na kon­cer­cie For­ma­cji Nie żywych Scha­buff czy spa­cer­ki po pobli­skich łącz­kach bar­dzo moc­no roz­ta­pia­ły ser­dusz­ko przy­szłej Pani Dizaj­nu­cho­wej, a ja mia­łem coraz więk­szą ocho­tę tę zna­jo­mość skon­su­mo­wać bar­dziej cieleśnie.

W mię­dzy­cza­sie trwa­ły egza­mi­ny, naj­pierw na ASP, potem na archi­tek­tu­rze, ja zda­wa­łem (prze­waż­nie) egza­mi­ny swo­je na Poli­bu­dzie, a mię­dzy nami coraz się robi­ło gorę­cej. I wca­le nie­ko­niecz­nie mia­ła na to wpływ czerw­co­wa pogoda.

I w pew­nym momen­cie się tak wyga­da­łem nie­opatrz­nie ze swo­ich cie­le­snych żądz, na co usły­sza­łem, że “chy­ba w marze­niach, bo ja nie mam teraz cza­su na miłost­ki i na face­tów”. Czy­li to by było na tyle, nie?

Ale wie­cie, dwa tygo­dnie wol­nej cha­ty, dwój­ka mło­dych ludzi płci prze­ciw­nej, z cze­go jed­na mło­da oso­ba płci wybit­nie pięk­nej, cudow­na, sło­necz­na  pogo­da, ptasz­ki i psz­czół­ki za oknem, w pew­nym momen­cie coś moc­no zaiskrzy­ło i przy­szła Mała­Żon­ka spoj­rza­ła na mnie przy­chyl­nym okiem i stwier­dzi­ła, że nią też mio­ta­ją żądze cie­le­sne i w sumie cze­mu by nie?

I wie­cie co się wte­dy stało?

Powie­dzia­łem jej dur­ny, że ja jed­nak nie mogę, bo się w niej zako­cha­łem jak głu­pi i nie chcę tego zniszczyć.

No debil.

 

I tak to się zaczęło…

A pisze Wam o tym, bo ten dzień, kie­dy to nie spo­tka­li­śmy się na dwor­cu to był 14 czerw­ca 1996r. I my ten dzień obcho­dzi­my jako jesz­cze jed­ną rocz­ni­cę, taką Się­po­zna­nia.
I to już za miesiąc!!

 

Dla­te­go, kie­dy po raz kolej­ny pre­zent­ma­rzeń zapro­po­no­wał mi współ­pra­cę, to nie mia­łem więk­szych dyle­ma­tów odno­śnie tego, że wybie­ram pre­zent dla nas dwoj­ga – pojeź­dzi­my sobie wspól­nie quada­mi po górach, z któ­rej to wypra­wy powsta­nie soczy­sty wpis okra­szo­ny pięk­ny­mi zdjęciami.

Roman­tycz­nie, nie? Zupeł­nie jak wtedy.

Ale żeby nie było, że ja taki pies ogrodnika.

Podziel­cie się z nami histo­ria­mi Waszych początków.

Albo w komen­ta­rzach na dole, albo ⇒pod postem na fej­sie.

Jak się pozna­li­ście, jak się pierw­szy raz poca­ło­wa­li­ście, jak wyglą­da­ło pierw­sze spo­tka­nie z przy­szły­mi teściami. 

Opo­wie­ści, któ­re naj­bar­dziej nam się spodo­ba­ją, będą naj­bar­dziej zabaw­ne czy zaska­ku­ją­ce – wygrają. 

A do wygra­nia są dwa vouche­ry na 100 PLN każ­dy i żeby było spra­wie­dli­wie, jed­ną oso­bę wska­żę ja, a dru­gą MałaŻonka.

Ter­min zgad­nij­cie jaki?
Zga­dli­ście – do 14 czerwca

 

 

Wpis powstał w wyni­ku współ­pra­cy z por­ta­lem PrezentMarzeń.com

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close