Tureckie smaki, czyli co zjeść w Stambule? Część druga – wytrawna.

 

Powiem Wam szcze­rze, że moc­no zasta­na­wia­łem się nad tym, w jakim kształ­cie napi­sać ten wpis. Bo pamię­tam z moich wcze­śniej­szych wyjaz­dów do Tur­cji wyśmie­ni­tą kuch­nię, mnó­stwo warzyw, sok z gra­na­tów, sło­dy­cze war­te grze­chu czy feno­me­nal­nie dopra­wio­ne mię­sa na cze­le z jagnię­ci­ną i bara­ni­ną. A nie­daw­ny wyjazd do Stam­bu­łu total­nie mnie roz­cza­ro­wał kuli­nar­nie (choć ⇒turec­kie słod­ko­ści wręcz prze­ciw­nie) i nie wiem, czy po pro­stu źle tra­fi­łem, bo poza nie­licz­ny­mi wyjąt­ka­mi jedli­śmy w miej­scach bli­sko atrak­cji tury­stycz­nych, choć knaj­py pod tury­stów sta­ra­li­śmy się omijać.

Mia­łem bar­dzo wyso­kie ocze­ki­wa­nia, do tego ostrzy­łem sobie zęby na wizy­tę u nie­ja­kie­go Bura­ka (⇒tutaj może­cie obej­rzeć jego pro­fil na Insta­gra­mie – przy­zna­cie, że sma­ko­wi­ty), więc kie­dy się oka­za­ło, że mamy noc­leg kil­ka­set metrów od jed­nej z jego knajp (a spa­li­śmy pra­wie przy pla­cu Tak­sim), to byłem wnie­bo­wzię­ty i w naszym roz­kła­dzie rze­czy do obej­rze­nia zakle­pa­li­śmy sobie jeden wie­czór na wizy­tę tam.

Po czym oka­za­ło się, że u nie­go jest dużo dro­żej, niż było w Izra­elu, gdzie wca­le tanio nie jest (o czym się prze­ko­na­cie, kie­dy prze­czy­ta­cie ⇒wpis o tym, co i gdzie zjeść w Tel-Awi­wie). Czte­ro­oso­bo­wy set pie­czo­nych mięs (któ­ry na zdję­ciach w menu wyglą­dał napraw­dę pięk­nie, ale nie dawał nadziei, że wię­cej niż te czte­ry oso­by się naje­dzą) cza­sa­mi z ryżem, cza­sa­mi z chleb­ka­mi pita, ale bez żad­nych sała­tek czy warzyw (ewen­tu­al­nie kil­ka zgril­lo­wa­nych pomi­do­rów i papryk) to w zależ­no­ści od zesta­wu, od 400 do 600 lirów. Ponie­waż turec­ka lira () war­ta jest mniej wię­cej 0,75 zło­tów­ki, to sami widzi­cie, że raczej na boga­to. Było nas sied­mio­ro, więc obsta­wiam w ciem­no rachu­nek nie mniej­szy, niż 1000 lirów. Czy po stó­wie na łeb to dużo, czy mało, to zale­ży tro­chę od kon­kret­nej sytu­acji, tro­chę od ilo­ści mniej­szych i tań­szych knaj­pek w oko­li­cy, a tro­chę od aku­rat­nej zasob­no­ści port­fe­la, ale my stwier­dzi­li­śmy, że woli­my wydać te pie­nią­dze jakoś ina­czej, niż na jedze­nie. Czy słusz­nie, tego nie wiem, ale wiem, że na pew­no kie­dyś Bura­ka odwie­dzę i sprawdzę.

No dobra, moje cebu­lac­kie wywo­dy zostaw­my za nami i skup­my się na tym, cze­go uda­ło nam się w Stam­bu­le spró­bo­wać i czy war­to sobie to wpi­sać swo­ją listę rze­czy do spró­bo­wa­nia, kie­dy do Tur­cji się wybie­rze­cie. Ceny jedze­nia poza powyż­szą knaj­pą są wła­ści­wie takie, jak u nas. Prze­waż­nie moż­na też pła­cić dola­ra­mi czy euro i nawet nie rąbią na prze­licz­ni­ku, ale zawsze te koń­ców­ki są zaokrą­gla­ne, więc lepiej wymie­nić na liry. No i z dala od atrak­cji tury­stycz­nych raczej tyl­ko miej­sco­wa walu­ta, ale w skle­pach np. spo­żyw­czych już tyl­ko liry.

Piszę o moich odczu­ciach, choć cza­sa­mi ser­ce mi krwa­wi­ło, że tak wła­śnie czu­ję, bo napa­lo­ny byłem na turec­kie jedze­nie jak szczer­ba­ty na sucha­ry. Nie mam porów­na­nia, może jedy­nie mgli­ste wspo­mnie­nia sprzed kil­ku lat, kie­dy to grza­łem dup­cię na all inc­lu­si­ve, więc sam nie wiem, czy tra­fił mi się ogół, czy mar­gi­nes. Na pew­no wybio­rę się do Tur­cji nie raz i nie dwa, to wte­dy spraw­dzę sobie na spokojnie.

 

Köfte

To nic inne­go, jak nie­wiel­kie, tak na dwa gry­zy, kotle­ci­ki z jagnię­ci­ny. Zaczę­ło się bar­dzo dobrze, bo napraw­dę były prze­pysz­ne, dosko­na­le przy­pra­wio­ne i przy­pie­czo­ne, a ich smak świet­nie uzu­peł­nia­ły mary­no­wa­ne zie­lo­ne paprycz­ki. Do tego zamó­wi­li­śmy sałat­kę z faso­li, któ­ra po solid­nym poso­le­niu oraz pod­la­niu oli­wą i sokiem z cytry­ny oka­za­ła się cał­kiem smacz­na. Acz­kol­wiek skła­mał­bym, jak­bym się nią zachwy­cał jakoś szczególnie.

Kar­ta jest bar­dzo krót­ka, ale za to konkretna.

kofty co zjeść w Stambule

Knajp­kę pole­ci­ła nam prze­wod­nicz­ka, ale też w inter­ne­tach zna­la­złem, że war­to tam na kofty iść – mie­ści się przy przy­stan­ku tram­wa­jo­wym pomię­dzy Hagią Sophią, a Błę­kit­nym Meczetem.

 

Kokoreç

A tu Wam przy­to­czę opis z Wikipedii:

to kawał­ki wątro­by, śle­dzio­ny, ser­ca i innych podro­bów, zawi­nię­te w jagnię­ce fla­ki. Całość nadzie­wa się na szpi­ku­lec i piecze (…)

Choć brzmi obrzy­dli­wie, to jed­nak sma­ku­je cał­kiem zno­śnie. Mię­so opie­ka się na roż­nie, a następ­nie drob­no kroi i poda­je w buł­ce, albo jako osob­ne danie na tale­rzu. Nam się tra­fi­ła ta pierw­sza opcja – potra­wa bar­dzo sycą­ca, tłu­sta, moc­no przy­pra­wio­na, pod zęba­mi czuć struk­tu­rę jelit i podro­bów, co w sumie dziw­nie brzmi, ale dosko­na­le odda­je dozna­nia przy jedze­niu – gry­zie się drob­ne, tłu­ste, jędr­ne kawał­ki. Jak dla mnie zde­cy­do­wa­nie za dużo w tym buły, za mało nadzie­nia i zde­cy­do­wa­nie prze­szka­dzał mi brak warzyw.

Jeśli lubi­cie flacz­ki, to i koko­reç Wam podej­dzie. Nie pole­cam jakie­goś szcze­gól­ne­go miej­sca, bo bud­ki sto­ją co kil­ka kro­ków i w każ­dej pew­nie będzie tak samo obrzy­dli­we dobre. Wzię­li­śmy po dwie ćwiart­ki i zapła­ci­li­śmy łącz­nie 10₺.

kokorec co zjeść w Stambule

Cza­sa­mi lepiej nie wie­dzieć, co się je, prawda?

 

Balik Ekmek

Czy­li kanap­ka z bia­łej buły, coś jak wro­cław­skiej, ze zgril­lo­wa­ną rybą, prze­waż­nie makre­lą, do tego warzy­wa, a to wszyst­ko skro­pio­ne sokiem z cytry­ny. Podob­no toto je się tyl­ko w Stam­bu­le i podob­no war­to kupić toto jedy­nie przy Moście Gala­ta, bo tam są naj­lep­sze. Jeśli tak, to zde­cy­do­wa­nie nie war­to kupo­wać nigdzie indziej, bo to, co jadłem w knajp­ce przy moście było co naj­wy­żej średnie.

Ryba świe­ża, cał­kiem nie­źle upie­czo­na, ale total­nie nie przy­pra­wio­na – uży­wam bar­dzo mało soli, a tu musia­łem sobie dosa­lać. I zno­wu – zde­cy­do­wa­nie za dużo buły, zde­cy­do­wa­nie za mało warzyw, całość bar­dzo sucha, aż się pro­si o jakiś sos. Dziew­czy­ny z naszej rodzin­nej wypra­wy po pro­stu zdję­ły górę od buły i zja­dły jak zwy­kłą kanap­kę. Zachwy­tów jakoś nie było, ale było w mia­rę tanie, bo 15₺, więc nikt nie płakał.

Balik Ekmek co zjeść w Stambule

Ryba w buł­ce. Nie chcę bluź­nić, ale Fish-Mac zde­cy­do­wa­nie lepiej mi wcho­dził za sta­rych dobrych cza­sów, kie­dy jesz­cze tam jadłem.

 

Kasztany

Cięż­ko to nazwać peł­no­praw­nym daniem, ale że co krok sta­ły w Stam­bu­le wóz­ki z pie­czo­ny­mi kasz­ta­na­mi, to się sku­si­li­śmy na prze­gryz­kę. Nie wiem, jak sma­ku­ją te w Pary­żu na pla­cu Pigal­le, ale te w Stam­bu­le sma­ku­ją jak pie­czo­ne kasz­ta­ny – tro­chę orze­cho­we kar­to­fle na cie­pło. Czy­li jakoś tak nor­mal­nie i niko­mu dupy nie urwały.

kasztany co zjeść w Stambule

Ale za to były obra­ne, więc żar­cie w sam raz dla leniuszków.

 

Simit

Zno­wu prze­gryz­ka w trak­cie galop­ki po zabyt­kach Stam­bu­łu (jak klik­nie­cie tutaj, to może­cie spraw­dzić, ⇒co war­to zwie­dzić w Stam­bu­le), a nie solid­ne danie. Takie tro­chę baj­gle, tro­chę obwarzanki.

I są prze­za­je­bi­ste, zwłasz­cza cie­płe! Chru­pią­ce, ale mięk­kie w środ­ku, posyp­ka z seza­mu faj­nie chru­pie w zębach (są jesz­cze ze sło­necz­ni­kiem, ale mniej mi sma­ko­wa­ły). Na nie­któ­rych wóz­kach moż­na je kupić z nutel­lą (Bodziu ucho­waj!) albo już jako goto­we kanap­ki z jakimś zadzie­niem – nie pró­bo­wa­li­śmy, więc się nie wypo­wia­dam. Cena jak za dar­mo, bo 1,75₺ za taki z seza­mem. Woda w małych butel­kach 1–2₺.

simit co zjeść w Stambule

Turec­kie baj­glo-obwa­rzan­ki. Ołjes!

 

Lahmacun

Czy­li taka ich­nia turec­ka piz­za. Róż­ni się od naszej tym, że jest na cien­kim cie­ście, hłeh­łe. Przy­po­mi­na tro­chę tor­til­kę, na któ­rej jest war­stwa mie­lo­ne­go, dopra­wio­ne­go bar­dzo sma­ku­śnie mię­sa, i – w zależ­no­ści od wer­sji – ser, lub bezser.

Bar­dzo faj­ny jest spo­sób jedze­nia – otóż ładu­je­cie na to ile wle­zie natki pie­trusz­ki (tak, wiem, też nie lubię, ale zaufaj­cie mi), pod­sy­pu­je­cie tro­chę suma­kiem (przy­pra­wa taka) i na koniec wyci­ska­cie spo­ro cytry­ny. A potem całość zawi­ja się w rulo­nik, jak kla­sycz­ną tor­til­kę i wci­na. Bar­dzo moc­no jestem na TAK! Cena też bar­dzo bueno, bo 7₺ za wer­sję bez sera i 10₺ z serem.

Pole­cam na nie­du­ży głód.

lahmacun co zjeść w Stambule

Cie­ka­wa, czy taka turec­ka piz­za strasz­niej­sza jest od tej naszej, “wło­skiej”?

 

Pide

To też takie niby piz­ze, tyl­ko już cia­sto grub­sze i naj­czę­ściej są w for­mie łód­ki, a nie okrą­głej. Jak widzi­cie na zdję­ciu, może to być z nadzie­niem nie­ko­niecz­nie mię­snym, bo tra­fi­ła nam się taka z czymś na kształt twa­ro­gu i z zio­ła­mi. Cał­kiem, cał­kiem, polecam.

pide co zjeść w Stambule

Nie jestem pewien, czy to po lewej to tez pide, czy coś inne­go, bo cięż­ko się było dogadać.

 

Zadziewane małże, czyli midye dolma

Raczej prze­gryz­ka w bie­gu, niż solid­ne jedze­nie – mał­że nadzie­wa­ne są faj­nie przy­pra­wio­nym ryżem i oczy­wi­ście mał­żo­wym mię­skiem, a dodat­ko­wo czu­łem cebul­kę, cyna­mon i chy­ba orze­chy. Tro­chę mie­li­śmy obiek­cje, bo o wpły­wie nie­świe­żych owo­ców morza na układ tra­wien­ny krą­żą legen­dy, ale wszy­scy prze­ży­li­śmy bez rewo­lu­cji. Zwłasz­cza ja, bo bar­dzo mi posma­ko­wa­ły, a że dodat­ko­wo nago­ni­łem cała rodzi­nę do sym­pa­tycz­ne­go sprze­daw­cy, to co ktoś od nas brał dwa (dwie?) mał­że, to ja jed­ne­go dosta­wa­łem gra­tis. Moż­na zna­leźć i na cie­pło, i na zim­no, przy czym ta pierw­sza opcja paso­wa­ła nam naj­bar­dziej. Cena dosko­na­le niska, bo rap­tem 1₺ za sztu­kę. W hur­cie taniej.

midye dolma co zjeść w Stambule

Za te wszyst­kie zeżar­te w pro­mo­cji mał­że obie­ca­łem, że poka­żę gościa i jego firmę.

 

Kumpir

A tu tro­chę pooszu­ku­ję, bo choć zro­bi­łem zdję­cia, to nie jadłem. Kum­pir to wiel­ki pie­czo­ny ziem­niak z masłem i serem, plus dodat­ko­wo co tam się jesz­cze kucha­rzo­wi nawi­nie. Ponie­waż mój poziom cukru nie lubi się z ziem­nia­ka­mi, a moja waga z masłem czy serem, to nie jadłem. Ale kie­dy pyta­łem jedzą­cych to mówi­li, że good.

kumpir co zjeść w Stambule

Mam wra­że­nie, że ta potra­wa paso­wa­ła by mi tak bar­dzo, jak bar­dzo jej nie powi­nie­nem jeść.

 

Meze, czyli przystawki

Pew­nie każ­da z tych rze­czy jakoś się nazy­wa, ale tra­fi­li­śmy do miej­sca, gdzie się zama­wia­ło taki talerz róż­no­ści, nie­ko­niecz­nie wie­dząc, co tam będzie. Ale było to cał­kiem nie­złe, więc nie drą­ży­li­śmy. Zwłasz­cza te małe zie­lo­ne niby cyga­ra, czy­li takie ich­nie gołąb­ki z zawi­nię­tych liści wino­gron oraz nadzie­wa­ne suszo­ne warzy­wa mi pode­szły, ale tu nie zro­zu­mia­łem, któ­re się nazy­wa sar­ma, a któ­re dolma.

meze co zjeść w Stambule

Talerz roz­ma­ito­ści cał­kiem daje radę.

 

crème de la crème, czyli kebaby

kebab co zjeść w Stambule

Takich sie­dlisk keba­bo­wej roz­pu­sty peł­no na mie­ście, a przy Pla­cu Tak­sim to już co krok.

I to jest ten moment, kie­dy moje ser­ce krwa­wi­ło naj­bar­dziej. Po całym dniu łaże­nia wysia­da­li­śmy z metra na Pla­cu Tak­sim i w pobli­skich żar­ło­daj­niach zama­wia­li­śmy keba­ba (raz dürüm döner, czy­li w takiej niby tor­til­ce zwa­nej lawasz za 15₺, a raz pide döner w takiej niby picie zwa­nej wła­śnie pide za 13₺), któ­re­go bra­li­śmy w łapę i tup­ta­li­śmy do miesz­ka­nia, cza­sa­mi jedząc po dro­dze, cza­sa­mi zapa­ko­wa­ne na wynos.

I za każ­dym razem był tak samo beznadziejny.

Po pierw­sze led­wie cie­pły – nie ma tak, że po upa­ko­wa­niu nadzie­nia do buły/placka, wrzu­ca się to jesz­cze na opie­kacz. Na kil­ka sekun­dy­gość przy­ty­kał całość do tego same­go pal­ni­ka, na któ­rym pie­kło się mię­cho i tyle. Opa­lo­ny to dobre sło­wo, opie­czo­ny – nie bar­dzo. Jeśli nie jedli­śmy od razu, to do domu (jakieś 500m) dono­si­li­śmy zimne.

Po dru­gie – zapo­mnij o jakim­kol­wiek sosie. Ja wie­dzia­łem wcze­śniej, że sosy do keba­bów to wyna­la­zek abso­lut­nie nie­tu­rec­ki i w Stam­bu­le nie uświad­czysz, ale nie byłem men­tal­nie przy­go­to­wa­ny do wci­na­nia zim­ne­go i zaje­bi­ście suchego…

No wła­śnie – po trze­cie w tym pra­wie nie ma warzyw, a i mię­sa jakoś bar­dzo nie­wie­le. Zale­d­wie kil­ka skraw­ków, pla­ste­rek pomi­do­ra, kil­ka wiór­ków cebu­li, pla­ste­rek uki­szo­ne­go ogór­ka oraz dwa (dwie?) frytki.

M‑A-S-A-K-R‑A – nasze pol­skie, swoj­skie i pra­wil­ne keba­by to jed­nak liga świa­to­wa w porów­na­niu z tym, co jadłem na Pla­cu Tak­sim. Może to kwe­stia tego, że u nas sma­ku­ją po pol­sku, czy­li tak jak­by pod nasze gusta i sma­ki, a nie turec­kie? A może to spe­cy­fi­ka impre­zow­ni, jaką jest Plac Tak­sim i lecą tam wszy­scy na ilość, a nie na jakość? A może to dla­te­go, że nie sie­dli­śmy i nie zje­dli­śmy pra­wil­nie na talerzach?

Nie wiem.

Wiem nato­miast, że jeśli kie­dyś ktoś zapy­ta w inter­ne­tach, gdzie we Wro­cła­wiu moż­na zjeść praw­dzi­wie turec­ki kebab, to mu odpo­wiem, że na szczę­ście nigdzie.

kebab co zjeść w Stambule

Sami widzi­cie, że nie ma się co zachwy­cać ani wyglą­dem, ani zawar­to­ścią, ani tym bar­dziej wiel­ko­ścią (wzią­łem jed­ne­go gryza).

 

A na koniec – wisienka na torcie

Cza­sa­mi obraz mówi wię­cej, niż tysiąc słów.

hamburger co zjeść w Stambule

Na turec­kiej zie­mi ame­ry­kań­skie wyna­laz­ki się jakoś nie przyjęły…

 

Kilka słów od ojca prowadzącego…

To nie tak, że nic mi nie sma­ko­wa­ło. Bar­dziej roz­cza­ro­wa­łem się tym, że nie­któ­re rze­czy były nija­kie. Pamię­tam, że ⇒w Taj­lan­dii sma­ko­wa­ło mi wszyst­ko, moż­na było kupo­wać i jeść w ciem­no. I tego same­go ocze­ki­wa­łem w Stam­bu­le. Tym bar­dziej, że z poprzed­nich wyjaz­dów do Tur­cji (ale powta­rzam, do hote­li – poza soka­mi i owo­ca­mi nie jadłem nicze­go na zewnątrz) pamię­tam, że było fenomenalnie.

No a prze­cież kuch­nia turec­ka jest chwa­lo­na jak świat sze­ro­ki, nie? Obsta­wiam, że po pro­stu źle tra­fi­łem, a z powo­du napię­te­go gra­fi­ka nie sie­dli­śmy i się nie pogo­ści­li­śmy w jakiejś przy­jem­nej knaj­pecz­ce z dale­ka od ście­żek turystów.

Na szczę­ście ⇒turec­kie słod­ko­ści nad­ro­bi­ły stra­ty, a gdy­by nie moja cukier­ko­wa przy­pa­dłość, to nawet z nawiązką.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close