Turcja to jeden z nielicznych krajów trochę dalszych, niż bliższych, w których byłem już kilka razy. Do tej pory, podczas moich tam wyjazdów przeważała opcja leżingu i plażingu z drinkiem w garści, chociaż zawsze starałem się gdzieś wyskoczyć i zobaczyć więcej, niż leżaki przy basenie. O jednym z miejsc, do których mnie wywiało z przytulnego hotelu możecie poczytać we wpisie, w którym pokazuję, ⇒dlaczego warto odwiedzić Pamukkale. A tym razem nałożyłem wygodne buty i pojechaliśmy familijnie zwiedzać Stambuł.
A ponieważ najlepsze wrażenia to te na świeżo i na gorąco, to od razu po powrocie siadam i spisuję, co warto zwiedzić w Stambule, jakby Was naszła taka ochota. Ponieważ wrzucam dużo zdjęć i wpis się bardzo rozrasta, to całość podzielę na jednodniowe kawałki. Niedługo pojawi się część druga, a potem wpis o tym co warto zjeść w Stambule i czy warto się wybrać na Grand Bazaar. Oraz jak nie wydać tam wszystkich pieniędzy, jakie macie. Co jest trudne.
A tymczasem zadaj sobie bardzo ważne pytanie.
Zajebiście.
Po co jedziesz do Stambułu?
Jeśli zamierzasz dobrze pojeść, to kliknij sobie w mój ⇒kulinarny przewodnik po Stambule.
Jeśli nastawiasz się na uzupełnienie swoich zapasów ciuchów, świecidełek, przypraw czy tureckich słodkości, to kliknij sobie w mój wpis o tym, jak się targować w Turcji i jak wyjść z Grand Bazaaru w Stambule z pustką w portfelu, ale z uśmiechem na ustach. Ten też niedługo.
Ale jeśli chcesz pooglądać trochę zabytków kultury różnej od naszej, to nic nie klikaj, tylko poczytaj sobie, co warto zwiedzić w Stambule. To taka lista must see, bo oczywiście atrakcji Stambuł ma o wiele więcej, ale to trzeba by mieć naprawdę hektar czasu, którego my nie mieliśmy. Na całe szczęście te najbardziej znane są blisko siebie.
Hagia Sophia, zwana też Ayasofya
Najbardziej chyba znany meczet i zabytek Stambułu. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że jego symbol.
Pierwotnie świątynia chrześcijańska – Kościół Mądrości Bożej, a po upadku Konstantynopola zamieniona przez sułtana Mehmeta II Zdobywcę w meczet. Trzeba powiedzieć, że na szczęście Turcy po upadku miasta nie postąpili jak barbarzyńcy i nie zniszczyli świątyni, a jedynie dobudowali minarety. Pozostawili piękne freski i mozaiki, zasłaniając te, które były mocno nie w smak religijnym muzułmanom. W 1934 z polecenia Atatürka, po 481 latach meczet zmieniono w muzeum.
Z uwagi na politykę prezydenta Erdogana nie wiadomo, jak długo Haghia Sophia pozostanie budowlą świecką i otwartą dla zwiedzających, dlatego korzystajmy z możliwości jej obejrzenia, póki taka możliwość ciągle jest. Po wejściu do środka bardzo żałowałem, że nie zabrałem mojego starego i wysłużonego Nikona z szerokokątnym obiektywem, który objąłby dużo większy kadr. Ale cóż – tak krawiec kraje, jak mu staje, myślę, że i tak jest na co popatrzeć.

I to był własnie ten moment, kiedy kadr telefonu okazał się zbyt mały – wnętrze powala ogromem.

A na tym zdjęciu widać, że po pierwsze wnętrza Hagia Sophia wymagają renowacji (popatrzcie na strop po lewej), a po drugie, że ktoś doszedł do tego samego wniosku i stąd te rusztowania po prawej.

Nie wiem, na ile wyraźnie widać tysiące malutkich kafelek o złotym kolorze w tej pięknej mozaice. I to właśnie doprowadziło ją do zguby, bo zdobywcy Stambułu odrywali te kawałeczki myśląc, że to złoto. Na dole po prawej możecie zobaczyć, jak mozaika wyglądała pierwotnie.
Meczet Sułtana Ahmeda, znany bardziej jako Błękitny Meczet
Stoi praktycznie vis-à-vis Hagi Sophii, a jego fundator, czyli sułtan Ahmed I chciał, aby przyćmił on swoim przepychem bardziej znanego sąsiada. Legenda głosi, że sułtan chciał tym przebłagać Allaha za niewłaściwe prowadzenie się w młodości. Biorąc pod uwagę, że miał wtedy 19 lat, to wolę sobie nie wyobrażać, co gość wyczyniał.
Kolejna legenda głosi, że meczet miał mieć sześć minaretów (czyli wież, z których muezin nawołuje wiernych na modlitwę), żeby było ich więcej, niż miała Hagia Sophia. Ale wtedy akurat sześć minaretów stało w Mekce, więc sułtan specjalnie w Mekce ufundował siódmy minaret, bo przecież żadna świątynia na świecie nie może być wspanialsza, niż ta w świętym mieście islamu.

Przegiąłem pałę z filtrami, ale za to szaro-bure niebo jest niebiesko-fioletowe i pasuje do Błękitnego Meczetu, nie?
Błękitny Meczet jest czynną świątynią, a co za tym idzie dostępną dla turystów tylko w określonych porach, kiedy nie odbywają się tam nabożeństwa. Wchodzimy do niego bez butów, w długich spodniach czy długiej spódnicy, z zasłoniętymi ramionami, a kobiety z zasłoniętymi włosami. Przy wejściu na buty pobieramy jednorazowe plastikowe woreczki, a kobiety mogą wypożyczyć nieodpłatnie chustę.
Przy okazji ciekawostka, którą nam objaśniła bardzo fajna przewodniczka Yildiz (jak ktoś chce namiar, to na priv) – dlaczego kobiety modlą się z tyłu, za mężczyznami za parawanami? Otóż muzułmanie modlą się klęcząc i często dotykają czołem ziemi, przez co wypinają tyłki. I tutaj nie chodzi o dyskryminację kobiet, a o to, żeby mężczyźni nie rozpraszali się tym widokiem i mieli myśli pochłonięte jedynie modlitwą, a nie wdziękami kobiet przed nimi. No ma to sens, prawda?

Gdybyście zapomnieli, jak się zachowywać w meczecie, to takie tablice przypominają. Oraz osoby pilnujące porządku – uważajcie zwłaszcza na kolesia przy wyjściu, tłucze takim kijem po podłodze, prawie mi po paluchach dał.

W środku wyraźnie oddzielona strefa dla turystów i strefa dla wiernych. Dywany na szczęście dla każdego.

Jak widać, wnętrze równie monumentalne, ale mniej zniszczone, niż w sąsiedniej Hagii Sophii. I też robi wrażenie.
Pałac Topkapi, czyli dawna rezydencja sułtanów
Topkapi jest chyba obowiązkowym punktem na liście rzeczy do zobaczenia w Stambule i na szczęście rozlokowany jest po sąsiedzku z dwoma meczetami powyżej. To naprawdę arcydzieło architektury osmańskiej – mamy tu pałac sułtana rozplanowany na czterech dziedzińcach, bibliotekę, harem, koszary, wystawy broni czy przedmiotów codziennego użytku, a dla wiernych – święte relikwie islamu.
Nawet pomimo kiepskiej pogody poza sezonem były tam tłumy, więc wolę sobie nie wyobrażać, co się dzieje w miesiącach letnich. A zobaczyć trzeba koniecznie.

Czy to zamknięte pomieszczenia, czy dziedzińce pałacowe – wszędzie jest pięknie, złoto i kolorowo.
Hipodrom Konstantynopolitański, łomatko, jaka nazwa
Hipodrom, czyli tor do wyścigów kwadryg, w czasach świetności, czyli Cesarstwa Rzymskiego, miał prawie pół kilometra długości i mieścił do 100 tysięcy widzów. Podupadać zaczął podczas wypraw krzyżowych, kiedy to krzyżowcy zabrali pozłacane płyty oraz wielką rzeźbę kwadrygi i ciągnących ją czterech koni, która to rzeźba przyozdabia teraz Bazylikę św. Marka w Wenecji. Potem Turcy sukcesywnie rozbierali hipodrom, a materiały wykorzystywali do budowy bądź rozbudowy Hagii Sophii czy Błękitnego Meczetu.
Dziś, poza obeliskami, z hipodromu pozostały jedynie makiety, które można obejrzeć w podziemiach sklepiku z dywanami.

Hipodrom na chwilę obecną wielkiego wrażenia nie robi, ale obeliski obejrzeć warto. Żeby zobaczyć, co dźwigał Obelix.
Cysterny Bazyliki, lub Cysterny Teodozjusza, lub Cysterny Filoksenosa
Te pierwsze są najsłynniejsze, ale akurat w ten dzień, kiedy mieliśmy zaplanowane zwiedzanie, były zamknięte (nie pamiętam, czy remont, czy mieliśmy pecha), więc przewodniczka zaprowadziła nas do Cystern Teodozjusza.
Nie ma tam co prawda słynnych głów Meduzy, ale i tak jest zajebiście.
Meczet Sulejmana
Meczet wybudowany za Sulejmana Wspaniałego przez jednego z najsłynniejszych architektów i budowniczych epoki osmańskiej, czyli Sinana (prawdopodobnie wszystko, przy czym powiecie WOW zostało przez niego wybudowane). Przy meczecie znajduje się cmentarz i mauzoleum, w którym pochowano Sulejmana Wspaniałego oraz jego żonę – Roksolanę. Jeśli oglądaliście “Wspaniałe stulecie”, to będziecie wiedzieć, kto jest kto.
Z dziedzińca meczetu możecie w bonusie obejrzeć panoramę Stambułu.

A tu meczet od innej strony – trochę się rozjechał przy robieniu panoramy, ale za to cały wlazł w kadr.

Dalej żałuję, że nie zabrałem lustrzanki z szerokim obiektywem, ale panorama jakoś daje radę.
Grand Bazaar oraz Spice Bazaar
Czyli miejsce, gdzie można wydać wszystkie pieniądze na ciuchy, przyprawy, słodkości czy świecidełka i gdzie można łazić cały dzień, a i tak będzie za mało. I pieniędzy i czasu na łażenie.
Jest po sąsiedzku z meczetem Sulejmana i po drodze do tramwaju.
Ale o bazarze będzie osobny wpis.
I to byłby pierwszy dzień
Wszystkie powyższe atrakcje są na tyle blisko siebie, że można ich zwiedzanie uskutecznić na piechotę, choć kilometrów trochę natrzaskacie.
Dlatego na drugi dzień zaproponuję Wam trochę mniej chodzenia, ale na pewno nie mniej atrakcji.