Arabskie noce…

 

Mia­łem bar­dzo dziw­ny sen.

Byłem w Duba­ju. Jak to zwy­kle bywa we śnie, nie wiem skąd się tam wzią­łem, jak, po co i dla­cze­go. Ale wie­dzia­łem dokład­nie, gdzie jestem.

W tym Duba­ju byłem na wiel­kim pry­wat­nym jach­cie, na któ­rym mia­ła miej­sce taka balan­ga, że ⇒Dan Bli­ze­rian by się zawsty­dził. Dooko­ła pół­na­gie nie­wia­sty rodem z insta­gra­mo­wych pro­fi­li do spół­ki z pół­na­gi­mi mło­dzień­ca­mi o pięk­nie zary­so­wa­nych mię­śniach, szczę­kach i grzyw­kach, trun­ki się leją, bąbel­ku­ją w kie­lisz­kach, lód w szklan­kach grze­cho­cze, kolo­ro­we drin­ki mie­nią się w oczach. Tam ktoś sko­czy do base­nu (taki to jacht, że ma wła­sny basen), tam ktoś zrzu­ci biki­ni i zakrę­ci nad gło­wą przy aplau­zie pozo­sta­łych impre­zo­wi­czów. Tam ktoś skrę­cił gibo­na, tam ktoś jara w kółecz­ku szi­szę. Hedo­nizm na mak­sa i nie bie­rze­my jeń­ców, kuma­cie kli­mat? Harem, baśnie z tysią­ca i jed­nej nocy, arab­skie noce, takie tam.

A ja sie­dzę przy sto­li­ku i patrzę na to wszyst­ko. Sam. Tak tro­chę jak­by z boku, ale wiem, że nie wbi­łem na krzy­wy ryj, tyl­ko zosta­łem zapro­szo­ny. Ale przez kogo? Dla­cze­go? To sen, nie wiem.

I nagle pod­cho­dzi do mnie kobie­ta pięk­na jak sen jaki zło­ty, ide­al­na w każ­dym calu. Ale taki napraw­dę top, że zry­wa papę i z gło­wy i z głów­ki. Pod­cho­dzi, sia­da przy moim sto­li­ku, sta­wia przede mną szkla­necz­kę i zagaja:

- Skąd się tu wziąłeś?

- Nie wiem. 

- Co tu robisz?

- Nie wiem. Nie jestem dwu­dzie­sto­lat­kiem z sze­ścio­pa­kiem, nie jestem cele­bry­tą, kimś zna­nym ani boga­tym, genial­ny jakoś też nie­spe­cjal­nie jestem, więc nie mam poję­cia, co tu robię i dla­cze­go tak pięk­na kobie­ta pod­cho­dzi aku­rat do naj­bar­dziej zwy­czaj­ne­go face­ta na tej pla­ne­cie? Ja tu ewi­dent­nie nie pasuję. 

- Chodź ze mną.

- Ee, no faj­nie, ale żona­ty też jestem, więc sor­ki kocha­na, lubię ludzi kon­kret­nych, ale nie ten adres.

- Chodź ze mną, nie bój się.

- Tyl­ko tak chciał­bym zazna­czyć, że mam cukrzy­cę, więc ner­ki czy wątro­ba do prze­szcze­pu się nie nada­dzą, w razie jak­byś mi jakąś pigu­łę przyszykowała.

- Chodź.

Chuj wi, może to jaki suk­kub, co to mi wyssie duszę przez… no nie­waż­ne przez co. Ale wsta­ję i idę za nią. Idzie­my sobie dłu­gim kory­ta­rzem, aż docho­dzi­my do drzwi, przed któ­ry­mi stoi dwóch gory­li. Góra mię­cha, zero mózgu, w łapach mp5, któ­re deli­kat­nie drgnę­ły w moją stro­nę, a może mi się tak tyl­ko wyda­wa­ło. Ide­al­nie zsyn­chro­ni­zo­wa­ni otwo­rzy­li przed nami drzwi, a za nimi, w kapią­cej od zło­ta kom­na­cie sie­dzi facet, sia­kiś taki w tym ich bia­łym arab­skim czymś przy­mo­co­wa­nym do gło­wy takim czar­nym okrą­głym innym czymś. I pyta:

- Gdy­byś dostał ode mnie milion dola­rów, co byś z nimi zrobił?

- Naj­pierw bym poszu­kał ukry­tej kame­ry, a potem bym zapła­cił podatek.

- Ale na co byś je wydał?

- Spraw­dził­bym, czy to wystar­czy na speł­nie­nie marze­nia Małej­Żon­ki-archi­tek­ta o tym, żeby mieć swój wyma­rzo­ny dom wycho­dzą­cy na zie­leń, do tego naj­le­piej nie za mia­stem i bli­sko szko­ły, pra­cy i w ogóle. 

- Dosta­jesz bań­kę zie­lo­nych i wyda­jesz je, żeby uszczę­śli­wić żonę?? 

- Czło­wie­ku, któ­ry facet by nie chciał, żeby jego żona była szczę­śli­wa i wresz­cie dała mu świę­ty spokój? 

- A Ty? Co z Tobą? Nie masz marzeń? Nie marzysz o czymś, w czym by milion dola­rów pomógł.

- Pew­nie, że tak. 

- To co to jest? 

- Naj­bar­dziej na świe­cie chy­ba marzę o… 

 

… I zadzwo­nił budzik.

 

Kur­wa, nigdy się nie dowiem, jakie mam marzenie.

 

Fot: depo­sit­pho­tos, autor: bezz­zni­ka

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close