Coby poniedziałek zacząć smacznie i z przytupem, podzielę się z Wami skromnym wycinkiem tego, co serwuje nam szef tutejszej kuchni, bo szpitalne żarcie obrosło legendami, mitami i może nawet przesądami (“nie jedz w szpitalu mielonych, bo to z odpadów pooperacyjnych”).
Od razu powiem, że przeważnie szpitalne żarcie wygląda dużo gorzej, niż smakuje i głodny nie chodzę absolutnie. Nie jest to co prawda lunch u Modesta Basiury, ale też i nie trucizna uwarzona o księżyca pełni ze skrzeku ropuchy, udka nietoperza i śliny mamby czarnej.
Kilka początkowych dni, przytłoczony trochę nową sytuacją oraz lenistwem własnej trzustki, której się nie chciało produkować insuliny zapomniałem, że jestem blągerem i powinienem robić zdjęcia wszystkiemu, co wkładam do ust jem.
Przeszło mi na szczęście szybko, i choć współspacze spod celi dziwnie patrzą, to jednak dokumentuję dla Was, moi Czytacze i dla potomności, co takiego trafia do naszych układów pokarmowych wspomagając ciężki proces leczenia wytworami nowoczesnej farmacji.
Jak już wyżej wspomniałem, nie jest to jedzenie tak niedobre, jak się powszechnie uważa, choć na pewno wygląda mało hipstersko i strasznie mocno się zastanawiam, czy te zdjęcia powinny zasilić mój Instagram, czy jednak niech tam pozostaną rzeczy ładne (i ja).
Ba, nawet jest wybór – słodziaczki, jak ja, mają zupełnie inne menu, niż pozostali pacjenci oddziału endokrynologii. Co dobre jest i sprawiedliwe, bo przecież jak komuś nie działa przysadka mózgowa czy szwankują nadnercza, a tym samym hormony niekoniecznie związane z trawieniem, to nie powinien jeść tego co my, którym ewidentnie nie funga coś z prawidłowym przetwarzaniem jedzenia na kupę energię życiową, prawda?
W zasadzie z tym wyborem to trochę źle powiedziałem – nie tyle mamy wybór (my, cukiereczki), co mamy osobną linię produkcyjną w kuchni i dostajemy inne dania. Inność dań dla śniadań i kolacji polega na inności pieczywa – nie dostajemy świeżutkiej i rumianej bułeczki pszennej, tylko kilka kromali razowego chleba, któremu muszę oddać, że jest całkiem dobry. Wybrać to sobie możemy, czy chcemy herbatę (niesłodzoną), czy nie. Nawet nie możemy (my, cukiereczki) wybrać sobie, czy chcemy zupę mleczną, czy nie. I to nie dlatego, że nie ma, tylko nie możemy z definicji.
Ale za to przy obiadach… Ooo, tutaj to wybór mamy równie wąski, bo dostajemy gotowane pulpeciki z mięs (mam nadzieję) różnych, zamiast smażonych kotletów przeznaczonych dla tych, którym szwankuje coś innego.
Zupy zazwyczaj są te same dla wszystkich i doskonale wpisują się w schemat “dziś rosół – jutro pomidorowa”. Optymalizacja procesów produkcyjnych ważna rzecz, nie tylko w przemyśle ciężkim, ale też, a może nawet zwłaszcza, w kuchni. No i odbija się walorach smakowo-estetycznych tychże, co za chwilę Wam pokażę.
No dobra, ponieważ obraz mówi więcej, niż tysiąc słów, a ja styrany jestem toczącym się we mnie bojem z chorobą, to przejdźmy do obrazów, a słów będę musiał użyć mniej, niż ten tysiąc.
Na początek śniadanie
Na wolnym ogniu redukowana kiełbaska ze świni złotnickiej, z kleksem pomidorowego musu, podana na postumencie z razowego chleba muśniętego delikatnymi jak piórko strużynkami masła.
Przejdźmy poprzez szpitalne zupy…
Tradycyjna zupa pachnąca aromatem polskich ogrodów z delikatnie zaznaczoną nutą długo gotowanych ziemniaczanych bulw
Barszcz. Czerwony. Po prostu barszcz.
…do szpitalnych drugich dań.
Prawdziwie męskie danie, czyli dwa jaja zwilżone zawiesistym sosem otulone kołderką z delikatnej marchwi wsparte niespożytą skrobiową energią płynącą z ziemniaczanego purée
Plaster schabu z wody, wsparty na piedestale bardzo długo gotowanej kaszy gryczanej otoczony aromatycznym sosem z zanurzonymi strużynami warzyw z polskich ogrodów z aktywnym wsparciem buraka ćwikłowego
Ziemniaczana baza dla mięs wszelakich zmielonych razem w doskonały kształt kuli kulki przytulona do musu z polskich warzyw
Kolacja żadna się nie załapała, ale że jest duża szansa, że jeszcze tu posiedzę, to wpis uznaję za rozwojowy. No i śniadanie oraz kolacja są najbardziej malownicze, więc nie wykluczam aktualizacji.
Puenta jakaś miała być. Ale jestem głodny i nic mi nie przychodzi do głowy.
Może sami podsumujecie?
PS. Naprawdę i serio, serio, to jedzenie przeważnie nie jest takie niedobre, jak wygląda.
Fot: depositphotos, autor: Tonicav