Wychodzę ja niedawno ze szkoły, Dżunior młodszy dzielnie dźwiga swój plecak na plecach, więc dla mnie pozostaje pojemnik z obiadem na wynos pod tytułem naleśniki z serem, bo piątek, zrobiony z jakiegoś marnego styropianoduroczegośtam, bo się wygina jak facetowi po 60-ce, a w drugiej klucze do auta, telefon, próbuję się pozapinać, bo zaczyna padać śnieg, gdyż ponieważ to przed weekendem było i lekko mi niewygodnie, bo mi się ręce kończą, a tu robota czeka. Trochę ciężko mi idzie, bo jeszcze telefon zaczyna piłować, jakiś #klajent wybrał sobie akurat ten moment, żeby zadzwonić, dlaczego w sumie nie, przecież każdy moment jest dobry, żeby dopytać, czy lepiej wybrać kolor szary czy popielaty i czy ta szafka to się powinna na lewo czy na prawo otwierać.
No więc wychodzę ze szkoły, tu mi dzwoni, tam mi wylata ergo się wygina i patrzę, a w padającym świeżo śniegu łebki się leją centralnie na boisku pod szkołą, w świetle że tak powiem monitoringu, choć dzień był jasny i nic nie świeciło jeszcze, ale oko kamery powinno czuwać. I tak patrzę, bo jeden większy najpierw mniejszego solidnie strzelił w pysk, wywalił na glebę i zaczął butować, ale to trochę jakbym “Szybkich i Wściekłych” oglądał, gdzie wiadomo, że to nie ma mientkiej gry i jak już Dom Toretto się z kimś napirza, to idzie na ostro. Jednym okiem zerkam na Młodego, drugim okiem gadam przez telefon, a trzecim obserwuję to MMA dla nieletnich.
I widzę, że idzie jedna mamusia w tym kierunku, więc w cichości serca odetchnąłem, że mogę się skupić na niezwykle ważnej szafce do przechowywania chujwieczego, a nie muszę życia młodemu ratować.
Ale mamusia cały ten nadziemny krąg ominęła i sobie poszła patrząc bardzo mocno pod nogi, bo przecież śnieg pada i szkoda butów, co się będzie przejmować rozlewem krwi. #Klajent przeskoczył tymczasem na temat wyższości szkła lakierowanego ⇒ponad blatem nad szkłem z nadrukiem ponad blatem, a ja delikatnie obieram azymut na ring, bo trochę mnie boli, jak się na świecie dzieje krzywda i niesprawiedliwość.
Lecz tymczasem w stronę ubitej ziemi żwawym i energicznym krokiem zmierza kolejna mamusia, więc na chwilę wstrzymałem dryf, wziąłem poprawkę na wiatr i skierowałem się do bramki wyjściowej. A tu mamusia tylko wzięła za szmaty swoje potomstwo sztuk jedna i nie reagując na dziejąca się przemoc, nieco pospiesznym krokiem ewakuowała się ze strefy działań dzierżąc pod swoimi skrzydłami nieletniego.
Chcąc nie chcąc, powiedziałem #klajentowi, że sorki, nie mogę kłapać i niech oddzwoni, jak już się zdecyduje, czy chce mieć w szafce dwie półki czy pięć i potuptałem w sam środek walki z tymi naleśnikami w garści.
Młody butujący na mój widok zaczął delikatnie spierdalać, ale widać głos mam mocny albo oblicze prawe, bo jak mu powiedziałem “Nie spierdalaj młody, tylko chodź tutaj”, to posłuchał, dalej nie spierdalał i przyszedł tutaj.
Położyłem mu profilaktycznie ciężką rękę na ramieniu, coby jednak nie myślał o ewakuacji, wykazując się głęboka znajomości psychologii dałem mu do potrzymania naleśniki, bo jednak wydaje mi się, że we własnej głowie czyniąc gwałt nożny na swoim możekoledze mniej się narażał na grzech i potępienie niż jako złodziej spierdalający z moimi naleśnikami. W końcu stoi szóste nie kradnij, a podpunktu nie ciągnij z laczka nie ma. Powiedziałem, żeby tu stał i mi ich nie opędzlował, a tymczasem zacząłem podnosić młodego zbutowanego, pytam, czy wszystko w porządku i czy nie ma uszkodzonego czegoś żywotnego. Nie miał. Buźka młoda też cała, a wszystkie zęby poza efektownymi dziurami po mleczakach na miejscu.
Pytam więc tego dużego:
- Co ci zrobił taki łepek mniejszy o głowę, że go napierdalasz butami na glebie, zwłaszcza, że śnieg pada, błoto jest i chujnia ogólna? Stań koło mnie – jestem wyższy od ciebie o ponad łeb – chciałbyś, żebym ciebie też jebnął na glebę a potem zbutował?
- No nie.
- Chcesz iść do dyrektora?
- No nie.
Mniejszy na to z przerażeniem w oczach też mówi, że nie chce. Yyyy?
- To co on ci takiego zrobił, że dostał taki łomot?
- To nie on, to jego kolega.
- Że kurwa jak?
A no ten butowany:
- Tak, to moja wina.
Coś mam wrażenie, że się trochę wjebałem między wódkę a zakąskę i że trochę nie rozumiem…