Z upływem czasu się zmieniasz. Ale to, czy się starzejesz zależy od Ciebie.

 

Wie­cie, w moim blo­go­wa­niu jest kil­ka sta­łych ele­men­tów – pra­ca, #kla­jen­ci, Dzie­cior­ki, Mała­Żon­ka czy uda­wa­nie, że jestem na die­cie. Ale też cią­gle prze­wi­ja­ją­cy się lajt­mo­tyw to mój wiek, moje skoń­czo­ne czte­ry dychy, ten czwar­ty krzy­żyk na kar­ku. Tro­chę miej­sca­mi do znu­dze­nia, zda­ję sobie z tego spra­wę, dla­te­go dzi­siaj chciał­bym się Wam trosz­kę z tego wytłu­ma­czyć. Poza tym ostat­nio poga­da­łem sobie z ludź­mi w moim wie­ku i mnie naszło na refleksje.

To taki okres w życiu, kie­dy spo­ro się zmie­nia. Bo powo­li i nie­uchron­nie zaczy­nasz sobie uświa­da­miać, że masz datę waż­no­ści. Że wła­ści­wie już z tej góry zwa­nej życiem zaczy­nasz scho­dzić i nic tego nie zmie­ni. Ale od Cie­bie tyl­ko zale­ży, czy będzie to łagod­ne, przy­jem­ne zej­ście, pod­czas któ­re­go podzi­wiasz wido­ki, czy zje­dziesz po pro­stu na dupie na sam dół i roz­pi­rzysz się o jakąś ska­łę. Bo od tej pory to, czy i jak szyb­ko się sta­rze­jesz, zale­ży w ogrom­nej mie­rze od Ciebie.

Kie­dyś pisa­łem o tym, że te kil­ka­na­ście lat po stu­diach to okres wytę­żo­nej pra­cy. Z jed­nej stro­ny cią­gle roz­sa­dza nas mło­dzień­czy zapał, chce­my się bawić, pozna­wać świat i gene­ral­nie użyć z życia, póki jesz­cze czas. Z dru­giej już (prze­waż­nie) mamu­sia nie utrzy­mu­je, jakiś start rodzi­ce nam zapew­ni­li, ale to jest ten moment, kie­dy sami decy­du­je­my o tym, co i jak z tych warun­ków począt­ko­wych wyko­rzy­sta­my. Szu­ka­my dobrej pra­cy, bie­ga­my w kor­po-mun­dur­kach, zary­wa­my noce nad pro­jek­ta­mi – szu­ka­my tej jed­nej dro­gi zawo­do­wej, któ­rą chce­my iść i któ­ra spra­wia nam satys­fak­cję. Ale pra­ca dla samej pra­cy nie ma więk­sze­go sen­su, więc pnie­my się po szcze­bel­kach karie­ry i zara­bia­my kasę. Zmie­nia­my dra­bi­ny, po któ­rych się wspi­na­my, że nasza satys­fak­cja i kas były jak naj­więk­sze. Inwe­stu­jesz swój czas i siły w swo­ją karierę.

Szu­ka­my też kogoś, z kim przez to życie przej­dzie­my, bo jed­nak czło­wiek jest zwie­rzę­ciem stad­nym i czu­je­my, że dobrze iść trzy­ma­jąc za rącz­kę kogoś, na kim nam zale­ży i komu zale­ży na nas. Bo razem łatwiej to wszyst­ko ogar­nąć, tak­że finan­so­wo. Bo takie zali­cza­nie samot­nie kolej­nych uro­dzin jest smut­ne. A z bie­giem lat coraz smut­niej­sze. Dla­te­go to taki okres, kie­dy nie tyl­ko w karie­rę się anga­żu­je­my, ale i w zwią­zek z dru­gim czło­wie­kiem. Tutaj nie­ste­ty rzad­ko to jest dra­bi­na i mniej lub bar­dziej krzy­wa rosną­ca, a raczej jakiś popie­przo­ny uczu­cio­wy rol­ler­co­aster, gdzie wspi­nasz się na wyży­ny tyl­ko po to, żeby za chwi­lę runąć z krzy­kiem w dół. Inwe­stu­jesz swój czas i siły w uczucia.

W pew­nym momen­cie docho­dzisz, czy docho­dzi­cie wspól­nie do wnio­sku, że to już czas na to, żeby być odpo­wie­dzial­nym rów­nież za innych. Stwier­dzasz, że jesteś na takim eta­pie karie­ry i uczuć, że możesz zało­żyć rodzi­nę. Bie­rze­cie kre­dyt, kupu­je­cie dom, miesz­ka­nie i SUV’a. Stać Cię już na to, żeby na świe­cie poja­wi­ła się mała istot­ka drą­ca japę co kil­ka godzin (jak masz szczę­ście i nie drze się cały czas) i robią­ca w pie­lu­chy (tu podob­nie). I któ­rą poko­chasz całym sobą.  I od teraz inwe­stu­jesz swój czas i siły w rodzinę. 

 

No i tutaj przeważnie zaczynają się schody…

Bo wie­cie, sło­wo “inwe­sty­cja” zakła­da zwrot. Naj­le­piej z zyskiem. Zarów­no karie­ra, jak uczu­cia dobrze ulo­ko­wa­ne nio­są za sobą wyraź­nie widocz­ną sto­pę zwro­tu – sta­bil­ność, satys­fak­cja w pra­cy i w uczu­ciach jest nie do prze­ce­nie­nia i zde­cy­do­wa­nie pod­no­si Two­ją jakoś życia. Ale bycie rodzi­cem to inwe­sty­cja, któ­ra wywró­ci Twój dotych­cza­so­wy świat do góry noga­mi, nawet jeśli wyda­wa­ło Ci się, że nie­wie­le się zmie­ni. Zmie­ni się wszyst­ko. Fakt, przy­no­si ona OGROOOMNE zyski, ale jest też BAAARDZO dłu­go­ter­mi­no­wa i oka­zu­je się, że nie każ­dy chce cze­kać kil­ka­dzie­siąt nawet lat na profity.

Bo nagle możesz sta­nąć przed wybo­rem – karie­ra czy rodzi­na? I to doty­czy głów­nie kobiet, cho­ciaż wie­le się zmie­nia na lep­sze i oby ten trend się nigdy nie zmie­nił. Nie­ste­ty face­ci nie będą rodzić i nie­ste­ty ten trud­ny okres cią­ży musi zno­sić kobie­ta. I dla­te­go takich wybo­rów nie powin­na musieć doko­ny­wać. Ale jest jak jest – samo­re­ali­za­cja jest nie­zwy­kle waż­na i koniecz­ność pod­ję­cia takiej decy­zji moc­no wpły­wa na całą resz­tę życio­wych aspek­tów. Czę­sto destrukcyjnie.

Bo nagle Two­je, Wasze uczu­cia do sie­bie nawza­jem musia­ły się podzie­lić na jesz­cze jed­ną małą istot­kę (albo i wię­cej). Bo Two­je cia­ło po cią­ży nie wyglą­da tak, jak przed nią. Bo Two­ja żona poświę­ca się w cało­ści Wasze­mu dziec­ku zapo­mi­na­jąc w ogó­le o Two­im ist­nie­niu i potrze­bach, nie tyl­ko ducha, ale i cia­ła. Bo ucie­kasz z domu od nowych obo­wiąz­ków, szu­ka­jąc poza nim chwi­li świę­te­go spo­ko­ju, a bywa że i tego, cze­go nie dosta­jesz od żony.

Nad­cho­dzą kry­zy­sy – w pra­cy, w domu, w uczu­ciach. Nie zapo­bie­gniesz im ani ich nie unik­niesz. To, jak Ci się uda­ło przez nie przejść, jaki mia­ły prze­bieg i jak się skoń­czy­ły odbi­ły się na Tobie bar­dzo moc­no. Papie­ro­sy, alko­hol, przy­god­ne roman­se, dłu­gie i burz­li­we związ­ki, prze­ży­te tra­ge­die, impre­zy mniej­sze lub więk­sze, stres, zanie­dba­nie sie­bie i swo­je­go zdro­wia – to wszyst­ko pozo­sta­wi­ło bli­zny i śla­dy nie tyl­ko na psy­chi­ce, ale i na ciele.

 

Dlaczego o tym piszę?

Dla­te­go, że zazwy­czaj koło czter­dziest­ki masz już wie­le kry­zy­sów za sobą. Masz też już za sobą mło­dość – nie oszu­kuj się, od teraz jesteś już nawet nie tyle doro­sły, co doj­rza­ły. Nawet jeśli się jesz­cze tak do koń­ca nie czu­jesz, to fizjo­lo­gii i bio­lo­gii nie oszu­kasz. Podob­no ewo­lu­cyj­nie jeste­śmy zapro­jek­to­wa­ni na życie max do czter­dziest­ki. Wg wszel­kich pra­wi­deł tej­że ewo­lu­cji już zapew­ni­li­śmy cią­głość gatun­ku wyda­jąc na świat potom­stwo i opie­ku­jąc się nim aż do osią­gnię­cia samo­dziel­no­ści. Tych ład­nych parę­dzie­siąt tysię­cy lat temu czter­dzie­sto­la­tek był… prze­waż­nie mar­twy. Albo dorwa­ło go pre­hi­sto­rycz­ne cho­rób­sko, albo kum­ple z jaski­ni obok, albo był już za wol­ny, żeby uciec przed sza­blo­zęb­nym tygrysem.

Wcho­dzisz w tę czwór­kę z przo­du z baga­żem prze­żyć i doświad­czeń, któ­re jakoś Cię ukształ­to­wa­ły i zasta­na­wiasz się co dalej. Bo bez wzglę­du na to, czy masz sta­bil­ną sytu­ację finan­so­wo-uczu­cio­wo-rodzin­ną (czy­li dobra pra­ca, żona lub mąż, dwój­ka dzie­ci, pies i dom na kre­dyt), czy też wszyst­ko się zdro­wo popie­przy­ło, pod­świa­do­mie czu­jesz, że nad­szedł moment, w któ­rym czas zro­bić prze­gląd i napi­sać bilans zysków i strat. Popa­trzeć, ile jest plu­sów dodat­nich, a ile ujem­nych. Usiąść na spo­koj­nie i wycią­gnąć wnioski.

To tro­chę prze­ło­mo­wa chwi­la, bo docie­ra do Cie­bie coraz moc­niej, że od teraz czas dzia­ła na Two­ją nie­ko­rzyść. I o ile na spra­wy zawo­do­we czy rodzin­ne jesteś w sta­nie wpły­wać raczej bar­dziej, niż mniej, to bio­lo­gii i natu­ry nie oszu­kasz. Wypi­te drin­ki, zje­dzo­ne pacz­ki czip­sów, całe wie­czo­ry na kana­pie z pilo­tem w ręku czy przed kom­pu­te­rem wyła­żą teraz w posta­ci kilo­gra­mów prze­le­wa­ją­cych się nad paskiem od spodni, rwa­nia w ple­cach, kie­dy się zgi­nasz, bólu kolan, kie­dy musisz się z nich pod­nieść. Kie­dyś się balo­wa­ło kil­ka dni pod rząd, teraz kil­ka piw i nie­do­spa­na noc roz­wa­la­ją Cię na kil­ka dni. Kie­dyś wyciecz­ka rowe­ro­wa za mia­sto nie była naj­mniej­szym pro­ble­mem, teraz prze­je­cha­nie kil­ku kółek po par­ku powo­du­je, że nie możesz zła­pać powie­trza, a z czo­ła się leje – prze­kli­nasz w tym momen­cie te wszyst­kie wyja­ra­ne w życiu szlugi.

 

I to jest TEN moment!

To teraz wła­śnie musisz się zasta­no­wić, czy jest Ci dobrze tak, jak jest, czy jed­nak trze­ba coś popra­wić. Zadbać o sie­bie, o swo­ją karie­rę, rodzi­nę albo zdro­wie, w zależ­no­ści od tego, co nie­do­ma­ga. Bo tak napraw­dę pomi­mo tego, że jesteś już mniej wię­cej na pół­met­ku, to cią­gle nie jest za póź­no na to, żeby sobie życie polep­szyć. Ba, to jeden z naj­lep­szych okre­sów w Two­im życiu, bo co praw­da nie do koń­ca jest tak, że w tym wie­ku już nie musisz, a jedy­nie chcesz, ale raczej masz kom­fort taki, że nie­któ­re rze­czy chcesz musieć.

Oczy­wi­ście, wia­do­mo, do pra­cy musisz cho­dzić, o dzie­ci musisz dbać (jak nie dbasz, to jesteś chu­jem bez wzglę­du na płeć), o współ­mał­żon­ka rów­nież (patrz wcze­śniej). Ale nie musisz już nicze­go niko­mu udo­wad­niać, może jedy­nie sobie. Nie musisz robić rze­czy, któ­re nie popra­wia­ją życia Two­je­go i Two­ich bli­skich. Nie musisz robić nicze­go na pokaz. Przede w tym wie­ku wypa­da mieć już tyle w gło­wie rozu­mu, żeby świa­do­mie doko­ny­wać wybo­rów. I jed­nym z takich wybo­rów powin­no być to, że MUSISZ ZADBAĆ O WŁASNE ZDROWIE I UMYSŁ.

 

Ale musisz też tego chcieć.

Wyrzuć ze swo­je­go słow­ni­ka “nie chce mi się”. Wyłącz tele­wi­zor, zgaś kom­pu­ter, wstań z wyra, zza biur­ka, z kana­py. Wywal z lodów­ki i z bar­ku całe nie­zdro­we żar­cie i picie (dobra, nie sza­lej, odro­bi­na dobre­go alko­ho­lu jesz­cze niko­mu nie zaszko­dzi­ła). Idź na rower, na basen, pobie­gać, poru­szać się, choć­by pospa­ce­ro­wać po par­ku. Roz­wiąż krzy­żów­kę, pograj w jakąś grę z dziec­kiem, popatrz o czym się uczy, przy­po­mnij sobie sto­li­ce państw euro­pej­skich czy cze­go wzór che­micz­ny to C2H6O. Zaproś żonę na roman­tycz­ną rand­kę albo wyjazd do SPA, zabierz męża na rajd quada­mi po Biesz­cza­dach albo spre­zen­tuj mu kurs strze­lec­ki, zafun­duj­cie sobie wypad gdzieś tyl­ko we dwo­je. Roz­ru­szaj swój umysł, cia­ło, emo­cje i uczucia.

Nie pozwól, żeby cyfra w dowo­dzie wpły­wa­ła na Two­je życie. Nie daj sobie wmó­wić, że teraz to już bli­żej niż dalej i nic nie ma sen­su. Że nie moż­na sobie poukła­dać roz­bi­te­go życia na nowo, Że nie moż­na zna­leźć miło­ści, czy się zako­chać. Nie bez powo­du ten okres w życiu nazy­wa się dru­gą mło­do­ścią – wyko­rzy­staj to. Jesz­cze pew­nie masz na to zdro­wie, a jeśli nie, to czas naj­wyż­szy to popra­wić. Już pew­nie masz na to pie­nią­dze, a jeśli nie, to czas naj­wyż­szy zacząć mieć. To, czy od tej pory zaczniesz się sta­rzeć zale­ży od Ciebie.

Jed­ną z naj­waż­niej­szych rze­czy, jaka róż­ni dru­gą mło­dość od tej pierw­szej jest to, że już nie jest naiw­na, nie­do­świad­czo­na i wie­le wie o życiu. Wyko­rzy­staj to, wycią­gnij wnio­ski i prze­żyj swo­ją mło­dość na nowo, tyl­ko lepiej. Teraz już wiesz, cze­go tak napraw­dę chcesz od życia.

Zadbaj o siebie.

War­to.

 

 

Fot: foto­lia, autor: Fer­nan­do Cortés


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close