Jeśli zaniepokoił Was lekko tytuł tego wpisu, to śpieszę z wyjaśnieniem, że dzisiaj alergicy nie muszą się niczego obawiać, gdyż nie chodzi mi o roztocza, czyli (za ciocią Wiki): cudzożywne organizmy pobierające energię z martwych szczątków organicznych, rozkładając je do związków prostych. Chodzi mi o Roztocze, czyli (znowu ciocia Wiki): kraina geograficzna łącząca Wyżynę Lubelską z Podolem, wyraźnie wypiętrzony wał wzniesień, szerokości 12–32 km i długości około 180 km, przebiegający z północnego zachodu, od Kraśnika, na południowy wschód do Lwowa.
Czyli nie taplamy się w kurzu, tylko zwiedzamy takie cudowne zadupie będące mniej więcej moimi rodzinnymi stronami.
Wszyscy żyjemy w wielkim pędzie, albo przynajmniej ci, których znam i z którymi mam kontakt. Do tego atakuje nas codziennie cała masa niepotrzebnych informacji i niechcianych bodźców, komórka non-stop pika, charczy i rzęzi, ale że w codziennym zabieganiu bez smartfona jak bez ręki, to nie możesz sobie za bardzo pozwolić na luksus wyłączenia go i sprawdzenia, jakie są plusy życia bez telefonu. Ciągle gdzieś gonisz, w tłumie, zgiełku, pospiechu i hałasie. Jeśli masz tego dość, to…
…Roztocze jest dla Ciebie!
Jest na to pewnie jakieś naukowe wytłumaczenie, ale kiedy przekraczam linię Wisły i wjeżdżam do Polski B, to czas zwalnia. Wstaję rano wyspany – o której wstanę, to wstanę, bez tego wkurwiającego dźwięku budzika, w samych szortach robię sobie i reszcie jajecznicę, kroję pajdę chleba, który tu smakuje jakoś lepiej, jem niespiesznie śniadanie, uwalam się na leżak i piję powoli kawę, idę porobić kwiatkom trochę zdjęć na ogrodzie u Rodziców, wracam na leżak, biorę książkę do poczytania, czytam, idę się napić lemoniady z pachnącym miodem, wracam czytać, idę pozbierać trochę malin, miksuję sobie koktajl ze zsiadłym mlekiem, wracam na leżak, czytam popijając pomału z wysokiej szklanki, idę opłukać szklankę, wracam czytać, patrzę na zegarek.
Dziesiąta…
Magia!
Tak tu po prostu jest – właściwie nikomu się nie śpieszy, bo i do czego? Tak, wiem, piekarz zapitala już od bladego świtu i krowy same się nie wydoiły, ale ja nie znam ani żadnego piekarza, ani żadnej krowy. I dlatego nigdzie się tu nie spieszę, a czas mi mija leniwie jakoś tak obok. Czego mam dość mniej więcej po dwóch dniach i zaczyna mnie lekko nosić, co jest niezawodnym sygnałem na to, że siły się zregenerowały, więc czas się trochę ruszyć z miejsca i zmęczyć.
Kajaki na Wieprzu welcome to!
Nazwa rzeczki może lekko niefartowna, ale uwierzcie mi, że całość jest jak najbardziej urocza i z chlewem nic tu się nie skojarzy. Woda jest czysta, orzeźwiająco zimna i dosyć płytka, więc nawet jak nie umiesz pływać, to się tym mocno nie przejmuj, tylko wsiadaj na kajak, który startuje niedaleko Zwierzyńca, w takiej małej miejscowości zwanej Obrocz i spływaj Wieprzem. Trasy są różne – kilkugodzinne, czy nawet kilkudniowe. My sobie zafundowaliśmy najkrótszą (ok. 8 km), która kończyła się w Zwierzyńcu na Zalewie Rudka. Jakieś dwie godziny luzackiego machania łapkami w pięknych okolicznościach przyrody. Trasa prosta jak fajka, nawet pomimo kilkuset urokliwych zakrętów.
Pamiętaj o nakryciu głowy, bo bez tego zjara Ci glacę, przepali mózg i umrzesz. A jak będzie szykowne, to i zacnie wychodzi na zdjęciach, a do tego Francja, aligancja i dekadencja.

Poszpanować można, że okoliczności przyrody egzotyczne – jakaś Amazonka czy inna Jangcy.
Czasami trzeba uważać, żeby nie trafić na kolonię nieletnich zażywającą stadnie wywczasu w sposób zorganizowany. Zapchają swoją nieletnią obecnością i wodę, i ląd, odbierając tym samym trochę przyjemność z leniwego wiosłowania w pięknych okolicznościach przyrody.
A co po kajakach?
Można skoczyć na pyszną rybkę do wioski obok, wioska nazywa się ⇒Bondyrz, a knajpka Chata Rybaka - tanio nie jest, ale pstrągi i zupy rybne mają fenomenalne, warte uważam, swojej ceny. Nie polecam za to jeść w ⇒Zagrodzie Guciów, bo drogo jak jasna cholera i żarcie paskudne.
A po wszystkim, z pełnym brzuszkiem, czas na relaks przy lekturze, bo jednak urlop to urlop i takie rękanie machami trochę męczy, nie? Najlepiej jakiejś nieskomplikowanej, lekkiej, łatwej i przyjemnej, a do tych założeń doskonale pasuje książka „Świnia ryje w sieci, czyli z pamiętnika hejtera”, którą popełnił był PigOut (KLIK i wyskoczy recenzja książki PigOuta).
Dodatkowo z tej okazji mam dla Was ⇒konkurs książkowy, gdzie można przytulić paczuszkę od Wydawnictwa Edipresse Polska.