Jedziesz nad Bałtyk? Nie bądź Januszem!

 

Wró­ci­łem wła­śnie znad Bał­ty­ku. Krót­ki to był wyjazd, bo rap­tem week­en­do­wy – trze­ba było Dzie­cię prze­rzu­cić z obo­zu judo we Wła­dy­sła­wo­wie na kolo­nie w Łukę­ci­nie, bo te pierw­sze się koń­czy­ły tego same­go dnia, kie­dy zaczy­na­ły te następ­ne, a że pew­nie auto­bu­sy z mia­sta A do mia­sta B jecha­ły ina­czej niż z mia­sta A do mia­sta C, to w grę nie wcho­dzi­ła zamia­na po dro­dze. Ten krót­ki rys histo­rycz­ny jest potrzeb­ny do tego, żeby­ście wyła­pa­li kon­tekst i cel wyjaz­du – nad Bał­tyk poje­cha­li­śmy raczej nie wypo­czyn­ko­wo, a gra­fik był usta­wio­ny dość ciasno.

Jed­nak w tym całym pla­nie napię­tym jak liny na Moście Mil­le­nij­nym zna­leź­li­śmy tro­chę cza­su, żeby sobie usiąść na pia­secz­ku i nie tyl­ko, zato­pić spoj­rze­nie w bez­kres nie­ba oraz sto­py w bez­kres wody i poob­ser­wo­wać nie­ja­ko z boku, bez zaan­ga­żo­wa­nia. I dojść do wniosków.

 

nad Bałtyk

Mia­łem coś wspo­mi­nać o trój­ką­cie, ale patrzę na mapę i mam wątpliwości.

 

Janusz end Grażyna on de bicz

Z brzu­cha­ste­go, wąsa­te­go Janu­sza w za cia­snych kąpie­lów­kach i jego wytip­so­wa­nej Gra­ży­ny w stro­ju zde­cy­do­wa­nie nie dopa­so­wa­nym do peł­nej figu­ry u boku wszy­scy się śmie­ją. Że ciut świt, kie­dy led­wie Eos Jutrzen­ka Róża­no­pal­ca oświe­tli pro­mie­nia­mi zie­mię i morze, to bie­gną zagro­dzić swo­je 25 em kwa­drat pla­ży para­wa­nem wiel­ko­ści woj­sko­wych namio­tów. Że tyl­ko sma­żą się na słoń­cu wysma­ro­wa­ni kre­mem z fil­trem 50+ kupio­nym z Bie­drze na pro­mo­cji za kasę z 500+. Że z rekla­mów­ka­mi z tej­że słyn­nej skle­po­wej sie­ci bie­ga­ją wszę­dzie i wycią­ga­ją z niej pro­mo­cyj­ne bro­wa­ry albo wód­kę Lodo­wą (tu się wtrą­cę nie­ja­ko z offu – w życiu nie pij­cie tego gów­na!! Już lepiej kupić wodę brzo­zo­wą w Ros­sma­nie), bo prze­cież wia­do­mo, że urlop nie może się zmar­no­wać, więc zaraz po przy­jeź­dzie trze­ba popaść w bło­gi stan upo­je­nia alko­ho­lo­we­go, z któ­re­go wyzwo­li takie­go Janu­sza dopie­ro dzień wyjaz­du. Że motłoch za piń­cet+ wyrwał się ze swo­je­go zadu­pia i robi nam wstyd na cały świat. I tak dalej, i tak dalej.

A ja się pytam:

 

I co z tego, że ktoś ma taki właśnie model spędzania urlopu?

Czy to, że ktoś cały rok cięż­ko pra­cu­je, odbi­ja kar­tę w fabry­ce i skła­da kasę na dwa tygo­dnie waka­cji z rodzi­ną to coś złego?

Czy to, że ktoś, nazwij­my to deli­kat­nie, nie do koń­ca oby­ty w świe­cie, chce odpo­cząć po całym roku orki to coś złego?

Czy to, że ktoś nie czu­je się na tyle samo­dziel­ny czy pew­ny sie­bie, żeby wyje­chać zagra­ni­cę to coś złego?

Czy to, że ktoś uwa­ża, że na waka­cje zagra­ni­cą go nie stać, to coś złe­go? (Inna ink­szość, że waka­cje nad Bał­ty­kiem wca­le nie muszą wyjść taniej. I zazwy­czaj nie wyjdą)

Czy to, że ktoś np. boi się latać, to coś złego?

Czy to, że ktoś boi się Ara­bów, bo w tele­wi­zji poka­zu­jo, że to źli ludzie i wybie­ra nasze pol­skie morze zamiast plaż Szarm el-Szejk, to coś złego?

 

Jak my się kochamy dopierdalać i krytykować…

…żeby przez jed­ną krót­ką chwil­kę poczuć, że jeste­śmy od kogoś lep­si. Albo nie, że oni są gor­si. Patrzy­my na ten plebs z naszej, świa­to­wej prze­cież, bo gdzie my to nie byli­śmy, per­spek­ty­wy i pogar­dli­wie komen­tu­je­my takie­go Janu­sza z jego Grażyną.

I ja też przez chwi­lę, nawet dosyć dłu­gą, patrzy­łem na tego, kolej­ne­go i jesz­cze następ­ne­go Janu­sza cią­gną­ce­go wózek zaje­ba­ny po dach para­wa­na­mi, dmu­cha­ny­mi pił­ka­mi, zło­żo­ny­mi leża­ka­mi, skrzyn­ką piwa #tru­esto­ry, tor­ba­mi, sia­ta­mi i oczy­wi­ście nie­śmier­tel­ną rekla­mów­ką z Bie­dry. A obok drep­ta­ły kolej­ne Gra­ży­ny z metro­wy­mi tip­sa­mi poma­lo­wa­ny­mi na wszyst­kie kolo­ry neo­no­wej tęczy. Patrzy­łem i mia­łem wzrok pełen pogar­dy dla ludzi, któ­rzy piel­grzym­ku­ją na pla­że, nad ten paź­dzie­rzo­wy zim­ny Bał­tyk, dźwi­ga­jąc na ple­cach poło­wę zaku­pio­ne­go na pro­mo­cjach waka­cyj­no-tury­stycz­ne­go dobyt­ku jak jakieś wysma­ro­wa­ne kre­mem z fil­trem śli­ma­ki. Z wyra­zem nie­opi­sa­ne­go udrę­cze­nia na twa­rzy od dźwi­ga­nia tego całe­go mandżuru.

A potem zoba­czy­łem te janu­szo­wo-gra­ży­no­we dzie­cia­ki, któ­re na buzi umo­ru­sa­nej roz­to­pio­nym lodem mia­ły wyraz takie­go szczę­ścia, że aż zaczą­łem zazdro­ścić. I pomy­śla­łem sobie, że stać mnie może i na waka­cje w cie­płych kra­jach zamor­skich, gdzie wypo­czy­wa się tro­chę ina­czej, ale czy to daje mi pra­wo do tego, żeby wypo­czy­wa­ją­cych ina­czej kry­ty­ko­wać? Żeby się z nich nabi­jać? Żeby nimi gar­dzić? Wystar­czy­ła odro­bi­na zasta­no­wie­nia i dobrej woli, żeby takich ludzi zro­zu­mieć. Żeby w ogó­le chcieć zrozumieć.

 

Parawaning, plażing, smażing, przyjebing.

Nie, to nie jest praw­da, że para­wa­ny są tyl­ko na pol­skich pla­żach, bo każ­dy i w każ­dym kra­ju, chce mieć osło­nę od wia­tru, cza­sa­mi od słoń­ca i zawsze od ludzi sypią­cych pia­skiem po oczach, kie­dy leżysz. Fakt, na zagra­nicz­nych czę­sto zamiast para­wa­nu jest ogrom­ny para­sol skrzy­żo­wa­ny z namio­tem, czy­li spor­t­brel­la. I nikt tam nie robi z tego tytu­łu zagad­nie­nia. Fakt, w takich np. ⇒Chi­nach czy na słyn­nej ⇒Copa­ca­ba­nie nie ma zja­wi­ska para­wa­nin­gu, ale głę­bię iro­nii tego zda­nia poj­miesz dopie­ro, kie­dy klik­niesz w linki.

Czy to źle, że ktoś chce mieć kawa­łek pla­ży dla sie­bie? Moim zda­niem samo w sobie to złe nie jest, ja też nie lubię, jak mi ktoś łazi po gło­wie. Ale ja bym prę­dzej oci­piał, niż wstał o 6 rano na urlo­pie, żeby sobie zagro­dzić para­wa­nem kawał pla­ży dla sie­bie. Tro­chę nie chce mi się w to wie­rzyć, ale na ⇒Zakyn­thos ręcz­ni­ki na przy­ba­se­no­wych leża­kach widzia­łem już koło 7 rano, więc nic mnie tu nie zdzi­wi. Tak, to jest janu­szyzm nad­bał­tyc­ki czy­stej, że tak powiem, wody. Podob­nie jak wszę­dzie wala­ją­ce się kie­py, kap­sle czy po pro­stu śmie­ci po takich Janu­szach zawa­la­ją­ce pla­że. Ale z dru­giej stro­ny, nie tyl­ko nad Bał­tyk jadą ludzie, któ­rym przy­da­ło­by się tro­chę kul­tu­ry. Burac­two jest aku­rat cechą ponad podzia­ła­mi. I wła­śnie to burac­two bym tępił. To prze­szka­dza­nie wszyst­kim wokół, to sze­ry­fo­wa­nie na pla­ży. A nie że ktoś w klap­kach kubo­tach i z wiel­kim owło­sio­nym boj­le­rem zamiast sze­ścio­pa­ku sma­ru­je się olej­kiem i sma­ży na czer­wo­no popi­ja­jąc pro­mo­cyj­ne piwo z Biedry.

Sła­be jest też to, że te para­wa­ny są roz­bi­ja­ne według niko­mu nie­zna­nej myśli urba­ni­stycz­nej pla­żo­wi­czów, co cza­sa­mi może bar­dzo utrud­niać ratow­ni­kom dobie­gnię­cie do toną­cych czy potrze­bu­ją­cych pomo­cy. Ale tutaj ja widzę bar­dziej roz­wią­za­nie sys­te­mo­we – wyty­czo­ne alej­ki, gdzie nie ma pra­wa poja­wić się kawa­łek para­wa­no­we­go pali­ka. I nie ma tutaj gada­nia, że pla­ża sze­ro­ka i mogę – nie kur­wa, nie możesz, wypad za linię, bo może się zda­rzyć, że będziesz się Janu­szu topił, a ratow­nik zaplą­cze się w Twój para­wan i nie dobie­gnie na czas. Ale powtó­rzę – to już powin­ny regu­lo­wać sto­sow­ne czyn­ni­ki, nie wła­ści­cie­le parawanów.

 

Cebulizm, taka nasza swojska cecha…

Dla­cze­go też tak wie­le gło­sów kry­tycz­nych wobec naszych roda­ków, któ­rzy (tu już obo­jęt­ne, czy na pla­żach kra­jo­wych czy zagra­ma­nicz­nych) uwa­la­ją się plac­kiem i kar­mią czer­nia­ka cały dzień sma­żąc się w słoń­ca bla­sku i trzy­ma­jąc przez cały czas odpo­wied­ni poziom nawod­nie­nia wyso­ko­pro­cen­to­wy­mi trun­ka­mi? Skąd pogar­da dla kogoś, kto zaraz po przy­jeź­dzie w obce miej­sce nie zakła­da tra­pe­rów, kor­ko­we­go heł­mu tro­pi­kal­ne­go z nie­śmier­tel­ną moski­tie­rą i uzbro­jo­ny jedy­nie w fin­kę nie popier­da­la w sam śro­dek nicze­go, gdzie spać będzie przy­kry­ty śpie­wem pta­ków i księ­ży­ca lśnie­niem, a jeść będzie tyl­ko to, co sobie wygrze­bie z zie­mi, zerwie z krzacz­ka czy wła­sno­ręcz­nie uśmierci?

W czym jeden model jest lep­szy od drugiego?

W czym Kry­stian i Domi­ni­ka patrzą­cy na pal­my plaż Bor­neo i wyle­gu­ją­cy się na dwóch z pół­to­ra tysią­ca dar­mo­wych leża­ków sto­ją­cych w rząd­ku są lep­si od Janu­sza i Gra­ży­ny leżą­cych za dwu­set­nym para­wa­nem na pla­ży w Miel­nie? Dla­cze­go Kry­stian rzy­ga­ją­cy po orygi­nal­nym i praw­dzi­wym keba­bie w Duba­ju (inna flo­ra bak­te­ryj­na to nie w kij pier­dział) jest lep­szy od Janu­sza jedzą­ce­go świe­żut­kie­go, dopie­ro co zło­wio­ne­go hali­bu­ta ze sma­żal­ni w Łebie (w Bał­ty­ku o hali­bu­ta cięż­ko, więc zawsze będzie z mro­żon­ki – lepiej wybierz tur­bo­ta)? A czy Domi­ni­ka jest lep­sza od Gra­ży­ny tyl­ko dla­te­go, że ona swo­ją pod­rób­kę toreb­ki Lui Vitą kupi­ła na maro­kań­skim souku, a nie na osie­dlo­wym bazarze?

Dotar­ło do mnie, że od jakie­goś już cza­su leże­nie przy base­nie na leża­ku i zaży­wa­nie świę­te­go spo­ko­ju to opcja, któ­ra po jed­nym, góra dwóch dniach mnie zaczy­na męczyć. Że od jakie­goś już cza­su wolę ten basen i ten leżak prze­pla­tać polką-galop­ką po nie­zna­nych mi oko­li­cach czy wizy­ta­mi w lokal­nych odpo­wied­ni­kach naszych swoj­skich żar­ło­daj­ni korzy­sta­jąc z tego, że mam żołą­dek wyło­żo­ny teflo­nem i ⇒żad­na egzo­tycz­na cho­le­ra mi nie­strasz­na. Że cią­gnie mnie do ruin, jaskiń, dziw­nych miejsc czy miejsc pięk­nych, gdzie moż­na poczuć miej­sco­wy kli­mat i z lokal­sem poga­dać, pośmiać się, strze­lić sel­fi­ka czy ⇒spró­bo­wać cze­goś dobre­go, cze­go zazwy­czaj tury­ści z koł­kiem w dupie nie mają szans spró­bo­wać. Gdzie nie ma tych prze­wa­la­ją­cych się tłu­mów, jak ⇒w Pary­żu na przy­kład. Ale czy to aku­rat powód do tego, żebym miał się z tego powo­du mia­no­wać lepszym?

No bez jaj…

nad Bałtyk

Zapo­mnia­łem para­wa­nu – zaj­mę naj­wię­cej, jak się da!

 

Pomyśl chwilę. To nie boli.

Czy­ta­jąc tytuł tego wpi­su pew­nie przy­szło Ci do gło­wy, że poje­dzie­my sobie wspól­nie po nad­bał­tyc­kich Janu­szach, bo to taki wdzięcz­ny temat do dar­cia łacha czy robie­nia memów. Fakt, temat wdzięcz­ny, bo z wyżyn fri­lan­ser­stwa czy gru­be­go kor­po-haj­su łatwo jest gar­dzić tymi, któ­rzy na taki wyjazd bez 500+ nie mogli­by sobie pozwo­lić. Łatwo jest, będąc w świe­cie bywa­łym, kpić z ludzi, któ­rzy dopie­ro nie­daw­no pierw­szy raz wyściu­bi­li nosy ze swo­ich pipi­dów. Łatwo śmiać się z ludzi, któ­rych kor­po­ra­cję nie roz­piesz­cza­ły wyjaz­da­mi inte­gra­cyj­ny­mi i któ­rzy nie bar­dzo wie­dzą, jak się zacho­wać w miej­scach dla nich nowych. To aku­rat bar­dzo łatwo.

Ale wie­cie, co jest trud­ne? Trud­ne jest przy­zna­nie im pra­wa do tego, żeby tacy byli. Bo mogą, bo chcą, bo nie umie­ją ina­czej, bo to wol­ny kraj i im wolno.

Bo nie każ­dy musi być taki, jak my chce­my, żeby był.

Tak po prostu.

 

Dla­te­go nie bądź Janu­szem, któ­ry drze łacha z innych Janu­szy, bo czu­jesz się od nich lepszy.

Tak po prostu.

 

 

Fot: foto­lia, autor: olly


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close