Jakub Małecki “Ślady” – recenzja książki w #6na1

 

Począ­tek mie­sią­ca ozna­cza, że na blo­gu robi się kul­tu­ral­nie i poja­wia się kolej­na recen­zja w naszym blo­ger­skim pro­jek­cie #6na1, gdzie cza­sa­mi pię­ciu, cza­sa­mi sze­ściu blo­ge­rów czy­ta i recen­zu­je jed­ną i tę samą książ­kę, co daje Wam szer­szy ogląd cało­ści i moż­li­wość spoj­rze­nia na dzie­ło lite­rac­kie z kil­ku róż­nych punk­tów widze­nia (podob­no ktoś już się “zain­spi­ro­wał” naszym pomy­słem i jakaś gru­pa blo­ge­rów robi to samo – cóż, “naśla­dow­nic­two to naj­szczer­sza for­ma pochleb­stwa”). Ja tra­dy­cyj­nie spo­glą­dam z punk­tu widze­nia oso­by, któ­ra, w prze­ci­wień­stwie do pozo­sta­łych, w lite­ra­tu­rze kocha fan­ta­sty­kę we wszyst­kich for­mach i dla­te­go zazwy­czaj wpa­da­ją mi do prze­czy­ta­nia pozy­cje, jakich oso­bi­ście bym nor­mal­nie nie tknął. Tak też jest z dzi­siej­szą powie­ścią „Śla­dy”, któ­rej auto­rem jest Jakub Małec­ki.

 

Słowo wstępu

Dosyć moc­no chciał­bym zazna­czyć coś, co się u mnie prze­wi­ja co jakiś czas – ponie­waż nie jestem stric­te blo­ge­rem książ­ko­wym, to nie śle­dzę tren­dów na ryn­ku, nie wiem, któ­re nazwi­ska są hot i kto dostał Nike czy pasz­port Pol­sa­tu. Dodat­ko­wo skrzy­wio­ny jestem swo­im uwiel­bie­niem dla wyżej wspo­mnia­nej fan­ta­sty­ki, więc w zasa­dzie tyl­ko w tych rejo­nach orien­tu­ję się mniej lub bar­dziej na bie­żą­co i znam tro­chę auto­rów i ich twór­czość. Rejo­ny pozo­sta­łe mnie zazwy­czaj nie inte­re­su­ją z prze­wa­gą na “wca­le”, co oka­zu­je się, że ma jed­ną zale­tę – mia­no­wi­cie do nowych auto­rów, jacy w pro­jek­cie się poja­wia­ją pod­cho­dzę nie­ob­cią­żo­ny wyma­ga­nia­mi i oczekiwaniami.

Tutaj było dokład­nie tak samo – Jakub Małec­ki był mi total­nie nie­zna­ny, nie czy­ta­łem jego wcze­śniej­sze­go „Dygo­tu”, któ­rym zde­cy­do­wa­na więk­szość się zachwy­ca, i tym samym nie kusi­ło mnie nawet, aby „Śla­dy” jakoś do jego wcze­śniej­sze­go dzie­ła odno­sić. Ale powiem Wam, że jeśli trzy­ma co naj­mniej ten sam poziom, to chy­ba te bra­ki w lek­tu­rze nadrobię.

 

Struktura

Cała książ­ka skła­da się z opo­wia­dań, uryw­ków życia ich boha­te­rów, któ­re się mie­dzy sobą prze­pla­ta­ją, ale dopie­ro po prze­czy­ta­niu wszyst­kich histo­rii skła­da­ją się na spój­ną całość. Wła­ści­wie nie ma tu jed­ne­go głów­ne­go boha­te­ra, ale tutaj każ­da histo­ria łączy się z poprzed­nią, boha­te­rzy poszcze­gól­nych opo­wie­ści pozo­sta­wia­ją po sobie coś, co wpły­wa na boha­te­rów opo­wie­ści kolej­nych. Raz będzie to oso­ba jako tak, innym razem miej­sce, czy zwią­za­ne z nim wspo­mnie­nie. Kon­cept na pierw­szy rzut oka spra­wia wra­że­nie solid­nie nacią­ga­ne­go i moc­no prze­duma­ne­go kie­dy czy­ta się opi­sy z okład­ki, ale pry­ska natych­miast, kie­dy zaczy­na się książ­kę czytać.

Nie mamy tutaj zwro­tów akcji, skom­pli­ko­wa­nych intryg, zawi­łej fabu­ły, cięż­ko też mówić o mno­go­ści wąt­ków czy posta­ci, bo choć każ­dy roz­dział jest o kimś innym, pro­wa­dząc nas przez cza­sy woj­ny aż do współ­cze­sno­ści, to nawet pomi­mo tego, że łącz­nie two­rzą więk­szą całość, osob­no rów­nież two­rzą pew­ne mniej­sze cało­ści, opo­wie­dzia­ne od A do Z i kompletne.

Histo­rie opo­wia­da­ne w Śla­dach” to zapis codzien­no­ści ludzi, jakich spo­ty­ka­my na naszej życio­wej dro­dze. Są to histo­rie róż­ne, tak jak i w życiu róż­nie bywa. Cza­sa­mi są wypeł­nio­ne cier­pie­niem, cza­sa­mi sza­leń­stwem, cza­sa­mi gory­czą, a cza­sa­mi taką zwy­kłą sza­ro­ścią dnia codzien­ne­go. Jed­ni żyją w świe­tle fle­szów, inni giną na woj­nie od strza­łu w gło­wę, a jesz­cze inni żyją, choć świat im się skoń­czył po śmier­ci żony czy spa­ra­li­żo­wa­niu. Tu nie ma hap­py endu, bo tak napraw­dę w życiu też go nie ma. Cza­sa­mi cięż­ko jest przejść wobec tych histo­rii obo­jęt­nie, bo zawie­ra­ją mniej­sze lub więk­sze dra­ma­ty ludz­kie, ale trud­no pod­czas lek­tu­ry nie odnieść wra­że­nia, że wła­ści­wie nie czy­ta­my nicze­go nowe­go, ani odkryw­cze­go. Ot, rodzi­my się, żyje­my i umie­ra­my, pozo­sta­wia­jąc po sobie tyl­ko śla­dy – sło­wa, zda­rze­nia czy wspo­mnie­nia, któ­re wpły­wa­ją mniej lub bar­dziej na innych ludzi. Czy te tytu­ło­we śla­dy jed­nak wystarczą?

We wszyst­kich tych opo­wia­da­niach czy­ta­my o takim wła­śnie prze­mi­ja­niu i o śmier­ci, któ­ra jest nie­od­łącz­ną towa­rzysz­ką życia. I tutaj, kie­dy ona nad­cho­dzi, to dla jed­nych jest to oczy­wi­ście koniec ich świa­ta, ale pozo­sta­li żyją dalej, bo tak napraw­dę cho­ciaż nasze życie jest dla nas bar­dzo waż­ne, to takim samym, prze­cięt­nym życiem z prze­cięt­ny­mi pro­ble­ma­mi żyją set­ki tysię­cy innych ludzi. Nawet jeśli nie jest to wio­sko­wy, lokal­ny gra­jek tyl­ko świa­to­wej sła­wy model­ka, to w grun­cie rze­czy jeste­śmy tyl­ko małą cząst­ką więk­szej cało­ści powie­la­jąc te same błę­dy, dra­ma­ty, rado­ści czy tra­ge­die, co inni ludzie. Takie zwy­czaj­ne i prze­cięt­ne błę­dy, dra­ma­ty, rado­ści czy tragedie.

Sam tak do koń­ca nie wiem, czy sed­nem tej powie­ści jest życie w naj­róż­niej­szych jego odmia­nach, czy może bar­dziej rów­nie róż­no­rod­na śmierć i nasze prze­mi­ja­nie. Oglą­da­my dzie­więt­na­ście opo­wia­dań, dzie­więt­na­ście żyć, któ­re w pew­nym momen­cie się koń­czą – bywa, że rap­tow­nie, bywa, że spo­koj­nie w samot­no­ści. Mia­łem też czy­ta­jąc poczu­cie, że każ­de­mu z boha­te­rów cze­goś bra­ku­je do szczę­ścia i do prze­ży­cia tego życia w peł­ni – bli­sko­ści, miło­ści, cza­su czy zdro­wia. Mia­łem wra­że­nie, że gdzieś tam prze­wi­ja się cały czas motyw o tym, żeby żyć życiem tu i teraz, bo te chwi­le się już nie powtó­rzą, a potem może być za póź­no. Poru­sza­ją nas one mniej lub bar­dziej i mamy cza­sa­mi wra­że­nie z jed­nej stro­ny nie­uchron­no­ści umie­ra­nia, a z dru­giej jakie­goś jego bez­sen­su. Tutaj to chy­ba bar­dzo zale­ży od kon­kret­ne­go opo­wia­da­nia i ina­czej roz­ło­żo­ny jest w nich balans pomię­dzy tymi dwo­ma rzeczami.

 

Język

Jest w tej książ­ce coś, cze­go nie rozu­miem. A mia­no­wi­cie to, że mi się podobała.

Ale to takie podo­ba­nie tro­chę dziw­ne, bo mając w pamię­ci to, że kocham fan­ta­sty­kę, prze­czy­taj­cie sobie moją recen­zję np. “Całe życie” Rober­ta Seetha­lera czy “Innej duszy” Łuka­sza Orbi­tow­skie­go – ostat­nio dość czę­sto podo­ba­ją mi się powie­ści, któ­re na pierw­szy rzut oka nie mają pra­wa mi się podo­bać. A jed­nak wynaj­du­ję w nich coś, co powo­du­je, że nie odkła­dam nie­do­koń­czo­nej książ­ki na pół­kę i daję się jej pochłonąć.

Czy­tasz powyż­szy opis fabu­ły, czy raczej zbio­ru fabuł i zasta­na­wiasz się, co tutaj może być faj­ne­go? Co takie­go może być inte­re­su­ją­ce­go, żeby czy­tać o zwy­kłym życiu zwy­kłych ludzi?

To język.

To zawsze jest język, któ­ry potra­fi nawet z histo­rii pozor­nie banal­nej czy sztam­po­wej wydo­być coś, co nas wła­śnie do niej przy­ku­je i nas pochło­nie. “Śla­dy” to nie jest łatwa książ­ka, to nie jest tak uko­cha­na przez mnie lite­ra­tu­ra roz­ryw­ko­wa, któ­ra ma tyl­ko popra­wić mój nastrój czy być odskocz­nią od codzien­no­ści. To wie­le histo­rii, czę­sto trud­nych, choć pozor­nie zwy­czaj­nych, któ­re jed­nak pro­wo­ku­ją do prze­my­śleń nad życiem, śmier­cią, prze­mi­ja­niem i sen­sem życia. Cho­ciaż czy­ta się ją dosyć szyb­ko i, co dziw­ne, lek­ko, to jed­nak sama w sobie abso­lut­nie lek­ka nie jest – Małec­ki pomi­mo poru­sza­nia kwe­stii trud­nych wca­le nie stwo­rzył dzie­ła “dusz­ne­go” i ciężkiego. 

I to wła­snie jest zasłu­ga języ­ka, jakim zosta­ła napi­sa­na. Małec­ki wła­da pió­rem po mistrzow­sku, dosko­na­le łącząc bar­dzo pla­stycz­ne opi­sy z języ­kiem miej­sca­mi wręcz poetyc­kim, cie­ka­wie zary­so­wu­jąc posta­cie i histo­rie, któ­re wcią­ga­ją nawet pomi­mo tego, że prze­cież całość jest zbio­rem opo­wia­dań, a więc bar­dzo krót­kich form lite­rac­kich. Sku­pia­jąc się na pozor­nie nie­istot­nych deta­lach, dro­bia­zgach porzu­co­nych w kącie czy krót­kich zda­rze­niach wcią­ga nas w życie swo­ich boha­te­rów i nie pozwa­la na porzu­ce­nie lek­tu­ry przed jej zakoń­cze­niem. Praw­dzi­wą maestrią jest, jak autor takie wła­śnie skraw­ki potem wią­żą ze sobą kolej­ne histo­rie, na pierw­szy rzut oka nie mają­ce ze sobą nic wspólnego. 

Może to zale­ci tro­chę bana­łem, ale mia­łem pew­ność, że wła­snie obcu­ję z lite­ra­tu­rą przez duże “L”, a nie książ­ką napi­sa­ną na kola­nie, żeby kasa się zgadzała.

 

Podsumujmy

Powtó­rzę się po raz kolej­ny, ale cie­szę się, że dzię­ki nasze­mu pro­jek­to­wi prze­czy­ta­łem coś, od cze­go nor­mal­nie trzy­mał­bym się z dale­ka. Bo tro­chę tak, jak boha­te­ro­wie “Śla­dów” – żyję życiem zwy­czaj­nym i tak napraw­dę od lite­ra­tu­ry ocze­ku­ję raczej roz­ryw­ki i odskocz­ni od tej zwy­czaj­no­ści. A tu po raz kolej­ny prze­ko­nu­ję się, że o tej sza­rej codzien­no­ści moż­na stwo­rzyć dzie­ło cie­ka­we, spój­ne i dają­ce bar­dzo moc­no do myśle­nia. Wyda­wać by się mogło, że na ten temat wszyst­ko już było i nie da się napi­sać nicze­go nowe­go czy odkryw­cze­go. A jednak.

Może to kwe­stia pew­nej doj­rza­ło­ści? Bo mam wra­że­nie, że do powie­ści Małec­kie­go trze­ba doj­rzeć, nie każ­de­mu ona podej­dzie, nie każ­dy zro­zu­mie jej sens. Sprzy­ja temu rów­nież zabieg auto­ra, któ­ry nie inter­pre­tu­je tego, o czym czy­ta­my, pozo­sta­wia­jąc wycią­ga­nie wnio­sków nam, czytelnikom.

Czy pole­cam? O tak, bar­dzo. Ale to spe­cy­ficz­na książ­ka i nie wol­no o tym zapomnieć.

 

 

A poni­żej lin­ki do pozo­sta­łych recen­zen­tów w #6na1 – może­cie sobie poczy­tać, jak im książ­ka podeszła:

Pan Czy­ta (gło­wa i mózg projektu)

Ruda

Tak sobie czytam

Bookmoment.pl

Ruda­czy­ta

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close