Roztocze kocham miłością nie tylko patriotyczną, ale i gastryczną, jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało. Moje rodzinne strony to ostoja pysznego, prostego i nieskomplikowanego żarcia, jakie jeszcze takie stare pierdziele jak ja pamiętają z czasów ganiania po dziadkowych polach z glutem do pasa. To wtedy zakochałem się na całe życie w zsiadłym mleku, podpłomykach, kaszy gryczanej i paru innych frykasach, których #gimby_nie_znajo.
Rok temu na Roztoczu gościła nas ⇒Zagroda Guciów, która kiedyś karmiła jak złoto, ale ostatnio się bardzo popsuła, co stwierdziliśmy organoleptycznie już wtedy i co potwierdza dzisiaj gadatliwy lokals wiozący nas busem po zakończonym spływie kajakowym. I który polecił nam udać się kilka kilometrów dalej, gdzie rozłożyła się maleńka wioseczka Bondyrz, a w niej Restauracja rybna CHATA RYBAKA przytulona do Ośrodka Hodowli Ryb Łososiowatych “PSTRĄG ROZTOCZAŃSKI”. Potocznie zwana młynem.
Roztocze to trochę zadupie, nie ma co tu kryć, ale to właśnie jest jego ogromny urok. Jest cisza, spokój, przyroda, czyste powietrze i woda, dookoła sielsko, anielsko, trochę przaśnie i przede wszystkim bardzo swojsko, bo cywilizacja ma duże kłopoty, żeby przejść przez Wisłę.
I takie też mieliśmy oczekiwania – siądziemy sobie na drewnianych ławach i pojemy dobrej ryby z pobliskiej hodowli podanej na papierowych tackach, bo przecież Ą Ę pierdzę to nie tutaj. Sami popatrzcie – widok mówiąc delikatnie, niezachęcający.
No to się trochę zdziwiliśmy – Chata Rybaka dostała sporo monet od cioci Unii i zrobiła z nich doskonały użytek. Popatrzcie poniżej, jak fenomenalnie nowe połączono ze starym. Wybaczcie prześwietlenia, ale słońce świeciło bezlitośnie, a ja byłem uzbrojony tylko w komórkę.
W środku też połączono hipsterskie stalowe rury dzierżące napoje nad barem z tradycyjną łódką na suficie, dla efektu do góry dnem.
Ale do adremu – nie przyszliśmy tu myśl architektoniczno-urbanistyczną podziwiać, tylko zjeść coś dobrego. A konkretniej to rybki w przeróżnych postaciach. Jakoś tak mam na tym urlopie, że na diecie będąc, ryby bardziej wolę, niźli mięsiwo. I dlatego najsampierw wjechały zupki w przeróżnych rybnych #zdziwko konfiguracjach. Zamawia się i płaci przy barze, w zamian się dostaje fajny stylizowany numerek z logiem i trzeba chwilkę poczekać, aż kelnerzy przyniosą nam dobrości. Do picia oczywiście nieśmiertelna lemoniada w wersji cytrynowej i grejpfrutowej, piwo Perła, woda z cytryną, takie tam. Fajne jest to, że Chata Rybaka udostępnia na swojej stronie pełne menu wraz z cenami.
Wszystkie były przepyszne, ale cały system rozpirzyła w drobny mak prowansalska – genialna, cudowna, wspaniała. Bardzo, bardzo mocno żałowałem, że tym razem to nie ja ją zamówiłem, tylko Pani Matka. Na szczęście trochę mnie lubi i dała spróbować. Po cenach widzicie, że nie do końca są roztoczańskie, ale to już chyba tak będzie, bo coraz więcej tu turystów i wypasionych aut, często na rejestracjach z dużych miast.
Potem na nasze stoły wjechały: pstrąg z masłem czosnkowym (jako zestaw 36zł), pstrąg filetowany ze szpinakiem i serem feta (30 zł), pstrąg pieczony z chrzanem i jabłkami (26 zł) oraz #szok pizza. Wszystkie dodatki typu frytki, ziemniaczki, surówki itd. płatne extra, co trochę boli, choć nie zaskakuje niestety. No i jeśli mam być szczery – dodatki nie trzymają poziomu samych dań rybnych, tutaj do ewidentnej poprawy.
Ale ryby… O matulu, jakie to dobre było…
Tanio tu niestety nie jest, a nawet raczej drogo, ale z drugiej strony ceny dokładnie takie, jak we wszystkich ośrodkach turystycznych, albo w dużych miastach. Dlatego jakoś mocno nie płakałem. Tym bardziej, że za dobre jedzenie zapłacić warto. A tutaj było bardzo dobre ze wskazaniem na genialne (móię o rybach, nie dodatkach).
Bardzo mocno Wam polecam – maleńki Bondyrz i Restauracja rybna CHATA RYBAKA powinny znaleźć się na Waszej drodze obowiązkowo, kiedy będziecie zwiedzać Roztocze. Smak tego pstrąga będzie za Wami chodził jeszcze długo (surówek niekoniecznie).
Daję suba, i lajka, i łapkę w górę!
A na koniec suprajs – możecie sobie świeżutkiego pstrąga w różnych konfiguracjach zabrać do domu.
Fajnie, nie?