“Wind of change”. Piosenka taka była. I ta piosenka taka radosna i optymistyczna mówiła o tym, że świat się zmienia. Co prawda “…nawiązuje do przemian politycznych w ZSRR na przełomie lat 80. i 90., które przyczyniły się do upadku Związku Radzieckiego, rozwiązując jednocześnie blok wschodni, czego efektem było zakończenie zimnej wojny.” (za ciocią Wiki), ale tu bardziej chodzi o ten wiater ze zmianami, który mi zawieje też na blogu. Bo ja się zmieniam. Mam nadzieję, że na lepsze. Ale to Wy mi powiecie, dobrze?
Co ja tu będę wypisywać?
Moja wypasiona ankieta (wyniki ankiety ⇒KLIK), którą wypełniliście, za co jestem Wam bardzo dźwięczny, pokazała mi kilka rzeczy. Innych kilka rzeczy pokazali mi mądrzejsi ode mnie na takiej fajnej konferencji zwanej WroBlog. Czas wyciągnąć wnioski, nie? Poza tym Boże Narodzenie idzie i trzeba trochę posprzątać, bo goście się zjadą, a tu bałagan jest i nieład niekoniecznie twórczy. Opowiedzcie mi też, jak się na to moi szanowni Czytacze zapatrujecie, bo przecież Czytacze to sól mojej blągowej ziemi.
Zamierzam rozwinąć trochę bardziej kategorie szwendopodróżnicze, w których będę bezwstydnie się chwalić tym, jakie dobre robię zdjęcia i jakie fajne miejsca odwiedzam lub odwiedzałem. Zastanawiam się, czy nie zmienić nazwy Weekend z Dzieciorkami na jakąś inną, ale przecież ona jest taka weekendowa i taka dzieciorkowa, że w sam raz do mnie pasuje, prawda?
Nie wiem, czy dalej wrzucać recenzje knajpek, bo klikają się tak sobie, ale za to sporo osób mi napisało, że za moją radą poszli coś zjeść i zazwyczaj się nie zawiedli. Mam materiały na kilka takowych recenzji, ale czy Wy to chcecie czytać? Czy może wystarczy wrzucanie żarełka na dizajnuchowego Instagrama? Poza tym wywaliłem ładnych parę zielonych na wtyczkę z mapą i bajeranckimi szpileczkami, więc zajrzyjcie TUTAJ czasem i poklikajcie w szpileczki, dobra? No i jakby nie było to też jakieśtam się szwendolenie, czyli na mapie szpilek dojdzie, nespa?
Skoro zaczepiłem temat – wylatują comiesięczne podsumowania Instagrama, bo po pierwsze bardzo słabo się klikały, słabo czytały i słabo komentowały. A po drugie 53,7% Czytaczy stwierdziło wprost, że delikatnie w tych wpisach przynudzam, a w ogóle to pewnie są takimi zapchajdziurami kiedy nie wiem co pisać. Nie do końca, bo chciałem oczęta Wasze połechtać pięknymi widokami, jakie się w moim życiu i aparacie dzieją, ale jakoś z bloga na Insta za dużo przejść nie było, więc formuła się nie sprawdziła.
Na pewno nie wyleci dział NA PRZYPALE, czyli dialogi małżeńskie, #klajenci, bo mam wrażenie, że niektórzy z Was przychodzą tylko pośmiać się z tego, jak ja mam w życiu ciężko, co? Ciężka ta nasza miłość, bo naznaczona cierpieniem. Moim przeważnie. Stąd czasami i poważniejsze teksty się pojawiają, które też lubicie. Zwłaszcza o związkach damsko-męskich. Oraz o seksie, o którym przecież nie piszę, prawda? Daliście się trochę nabrać, jaki ja mądry jestem…
Zastanawiam się nad fat2fit, bo niby ciągle jestem na diecie, ale ciągle nie widać efektów, bo to ciągle dieta mało redukcyjna. To chyba nie do końca kwestia motywacji, co bardziej planu, albo raczej tego, że w mojej branży plany mają to do siebie, że ich nie ma.
Teksty dizajnuchowe i okołoprojektowe…
Pogadajmy o platformach…
Wszyscy trąbią o tym, że teraz trzeba iść w jutuby. Tylko co na tych jutubach pokazywać? Kosmetyków za dużo nie używam – w pakiecie raptem bym jeden odcinek opędził, bo mam pastę do zębów i szampon, względnie dopchałbym ulubionymi perfumami i płynem do kąpieli. Mój styl jest za mało stylowy, żeby pokazywać stylizacje. A ja jestem za mało wyględny, żeby ktoś mnie oglądał.
Robić bekę z filmów czy książek? A kimże ja jestem przy Mieciu czy Opydo? No i zaraz ktoś powie, że bezwstydnie zżynam ich format i pomysły. Poza tym jakoś to byłoby pójście na łatwiznę, nie? Drzeć łacha to każdy może (choć nie każdy z klasą, przyznaję).
Nie – ja mam zajebisty pomysł o którym się niedługo dowiecie, tylko muszę poogarniać te wszystkie video mojo-jojo (jeśli macie jakieś dobre rady, to chętnie przyjmę – kilka ściągnąłem z komentarzy u Blogierki, hehe). Powiem tylko tak – jeśli planujecie projektować i remontować kuchnię, to się nie śpieszcie na razie, bo niedługo będziecie mogli sporo zaoszczędzić na projekcie. Nie mówiąc już o tym, że Waszą kuchnią będzie miał szansę zająć się wybitny specjalista w dizajnuchowym fachu na swoim wypasionym dizajnuchowym kanale jutubowym (na którym na razie póki co nic mądrego nie ma, ale to się zmieni). Znam takiego jednego.
Instagram pozostanie w takim mniej więcej kształcie, w jakim jest, ale wszystkie zdjęcia co brzydsze, które nie nadają się na mój piękny profil trafią do stories. To fajne miejsce na to, żeby być bliżej Was, a jednocześnie nie muszę potem ranić ocząt swoich i własnych zdjęciami, z których nie jestem w stu procentach zadowolony. Co ciekawe, “widuję” się tam w osobami, które nie zaglądają na bloga. Bo wiecie – obraz wart jest więcej, niż tysiąc słów i czasami lepiej popatrzeć, niż gadać.
Zamierzam tez Was trochę pomęczyć oralnie. Znaczy ustnie. Znaczy głosowo. Moje życzenia urodzinowe dla Was nagrane na francuskim wybrzeżu się podobały i będę ten trend rozwijał, ale tym razem muszę ogarnąć mojo-jojo audio. No i ciągle dumam nad tematyką. Prawdopodobnie będą to recenzje filmów. Dlaczego tak? Bo na blogu się słabo czytały, to po pierwsze. A po drugie to takie wpisy bardzo mało uniwersalne – kogo interesuje recenzja filmu dwa miesiące po jego premierze? Podobnie podcastów nikt nie słucha drugi raz, więc tutaj widzę zbieżność. Ale może mi się tylko tak wydaje? Naprostujcie mnie, jeśli się mylę, ok? I przy okazji czy ktoś mógłby podpowiedzieć coś w tym temacie? Jakiś dobry program do montowania dźwięku, gdzie to wrzucać, jakiś w miarę dobry mikrofon itd. Pomożecie?
Czas się zabrać do roboty trochę poważniej, bo trochę mi wstyd, jak Was zaniedbuję, a jak bardzo mógłbym Wam robić dobrze.
I tak, to jest ostatni moment na Wasze wnioski racjonalizatorskie, bo następna taka okazja za rok.
Odpicuj sobie blągera i nie krępuj się – komentarze czekają.