Wojciech Chmielarz “Podpalacz” – recenzja książki.

 

Nad­szedł PIĄTY dzień mie­sią­ca, więc nad­szedł rów­nież dzień publi­ka­cji recen­zji w ramach blo­ger­skie­go pro­jek­tu #5na1. Gdy­by­ście nie koja­rzy­li z poprzed­niej recen­zji (dla cie­ka­wych ⇒TUTAJ) cała rzecz pole­ga na tym, że pię­cio­ro blo­ge­rów (trzy kobie­ty i dwóch face­tów) recen­zu­je jed­ną książ­kę, któ­rą jed­no z nas wybra­ło dla sie­bie i pozo­sta­łych. Tym razem jest to “Pod­pa­lacz” Woj­cie­cha Chmie­la­rza. Po raz kolej­ny czy­ta­my kry­mi­nał, po raz kolej­ny pol­skie­go auto­ra i po raz kolej­ny to była nie­zła lek­tu­ra. Ale po kolei.

 

Pierwsze wrażenie było słabe…

Ja wiem, że nie oce­nia się książ­ki po okład­ce, ale tutaj mia­łem wra­że­nie, że trzy­mam w ręku jakąś reedy­cję peere­low­skich komik­sów z kapi­ta­nem Żbi­kiem. Zupeł­nie nie tra­fia do mnie taka sty­li­sty­ka i szcze­rze Wam powiem, że za cho­le­rę nie się­gnął­bym po nią w księ­gar­ni. A nawet jeśli już jakimś cudem tra­fi­ła­by do moich rąk, to sku­tecz­nie odstra­szy­ła­by mnie zajawka:

War­sza­wa, śro­dek mroź­nej zimy. W spa­lo­nym domu leży cia­ło zamor­do­wa­ne­go biz­nes­me­na, a jego cięż­ko popa­rzo­na żona wal­czy o życie w szpi­ta­lu. Komi­sarz Jakub Mort­ka ma nadzie­ję, że to gang­ster­skie pora­chun­ki albo przy­pad­ko­we zapró­sze­nie ognia. Nie­ste­ty wkrót­ce wie już, że tra­fił na seryj­ne­go pod­pa­la­cza, któ­ry krą­ży po mie­ście z kok­taj­la­mi Mołotowa.

Ja wiem, że nabi­ja­nie się z czy­je­goś nazwi­ska (nawet, jeśli to postać fik­cyj­na) to szczyt pry­mi­ty­wu, ale Mort­ka?? Komi­sarz Mort­ka?? No z żad­nej stro­ny nie brzmi to poważ­nie i nie zachę­ca do wyda­nia kil­ku­dzie­się­ciu zło­ci­szy, a dodat­ko­wo ja w dal­szym cią­gu gustu­ję w fan­ta­sty­ce i raczej pola­zł­bym na inne rega­ły wybrać coś bar­dziej w moich klimatach.

 

…za to potem “Podpalacz” zaczął iskrzyć.

Dzię­ki Bodziu, że są takie pro­jek­ty, jak 5na1, bo omi­nę­ła­by mnie napraw­dę solid­nie i dobrze napi­sa­na powieść kry­mi­nal­na. Czy­ta się to bar­dzo szyb­ko, łatwo i lek­ko, ale nie mia­łem abso­lut­nie wra­że­nia, że sama książ­ka jest tak łatwa i lek­ka. Mamy tu wszyst­ko to, cze­go od kry­mi­na­łu ocze­ku­je­my – kil­ka tru­pów, śledz­two z zagad­ka­mi i fał­szy­wy­mi tro­pa­mi, dobrze i wia­ry­god­nie zary­so­wa­ne posta­cie pierw­szo- i dru­go­pla­no­we, wąt­ki pobocz­ne, któ­re jed­nak nie prze­sła­nia­ją nam głów­nej osi fabu­lar­nej oraz nie tak bar­dzo oczy­wi­ste zakoń­cze­nie, któ­re cięż­ko uznać za hap­py end.

Co w powie­ści jest świet­ne, to osa­dze­nie cało­ści tak bar­dzo w pol­skich realiach, że aż boli. Głów­ny boha­ter – komi­sarz Mort­ka z docho­dze­niów­ki, stróż pra­wa czę­sto nara­ża­ją­cy swo­je zdro­wie i życie zara­bia mar­ne gro­sze, przez co jego żona pra­cu­ją­ca w praw­ni­czej kor­po­ra­cji nim gar­dzi, i w efek­cie, cho­ciaż oby­dwo­je się kocha­ją, docho­dzi do roz­wo­du, bo po pro­stu nie są w sta­nie ze sobą żyć. Jak to w Pol­sce bywa, dzie­ci (dwóch synów) pozo­sta­ją pod opie­ką mat­ki, a ojciec ma na nich pła­cić ali­men­ty. Od cze­go zresz­tą abso­lut­nie się nie uchy­la (fakt, cza­sem zapo­mni przy­tło­czo­ny pra­cą) i odda­je z tego tytu­łu poło­wę swo­jej i tak nie­du­żej pen­sji. Skut­ku­je to tym, że nie jest w sta­nie wyna­jąć samo­dziel­ne­go miesz­ka­nia i zmu­szo­ny jest miesz­kać razem z parą wiecz­nie impre­zu­ją­cych stu­den­tów, a per­spek­tyw na popra­wę sytu­acji brak. Welco­me to Poland.

Pod­pa­lacz” uka­zu­je świat gli­nia­rzy zmę­czo­nych poli­cyj­ny­mi realia­mi, gdzie kró­lu­je papie­ro­lo­gia i biu­ro­kra­cja, a odpo­wied­nio wypeł­nio­ne tabel­ki z wyni­ka­mi są waż­niej­sze od ludzi. Świat, w któ­rym topią oni fru­stra­cje w alko­ho­lu albo po powro­cie z pra­cy wyła­do­wu­ją się na żonie, co oby­dwo­je ukry­wa­ją przed świa­tem i inny­mi gli­nia­rza­mi – on powo­łu­jąc się na przy­jaźń, ona przy­kry­wa­jąc się dłu­gi­mi ręka­wa­mi. Ale pomi­mo tego sie­dzą w tej robo­cie i cho­rej czę­sto sytu­acji, bo nie bar­dzo mają moż­li­wość ją zmie­nić. A nawet jeśli, to chy­ba brak im do zmia­ny chę­ci, czy odwa­gi. Albo tak, jak Mort­ka, po pro­stu nie potra­fią ina­czej, bo ta nie­wdzięcz­na pra­ca jest całym ich życiem.

To wszyst­ko spra­wia, że boha­te­ro­wie nie są czar­no-bia­li. Widzi­my ich w wie­lu odcie­niach sza­ro­ści, raz bar­dziej, raz mniej inten­syw­nych. Nawet jeśli jed­no­znacz­nie potę­pia­my czy­jeś zacho­wa­nie, to cięż­ko nam potę­pić jakąś postać w cało­ści. I dzię­ki takie­mu zabie­go­wi książ­ka nie­sa­mo­wi­cie zysku­je, bo prze­sta­je być tyl­ko i wyłącz­nie kry­mi­na­łem, a zaczy­na być powie­ścią oby­cza­jo­wą o naszym pol­skim, współ­cze­snym piekiełku.

Autor zacho­wał jed­nak dosko­na­le pro­por­cje i cią­gle mamy wspól­nie z Mort­ką spra­wę do roz­wią­za­nia, a nie zaczy­na­my grzę­znąć w roz­wa­ża­niach o cięż­kim życiu. Powyż­sze dzie­je się nie­ja­ko na ubo­czu głów­ne­go wąt­ku, czy­li pro­wa­dzo­ne­go przez war­szaw­skich poli­cjan­tów śledz­twa w spra­wie pod­pa­le­nia domu, w wyni­ku cze­go zmarł jego wła­ści­ciel, a jego żona cele­bryt­ka wylą­do­wa­ła w szpi­ta­lu w sta­nie cięż­kim. Oka­zu­je się, że to nie pierw­szy pożar, któ­ry wybuchł w takich oko­licz­no­ściach, co jed­no­znacz­nie suge­ru­je pod­pa­le­nie. Jaki cel ma pod­pa­lacz? Dla­cze­go wybie­ra aku­rat te, a nie inne domy? A może zale­ża­ło mu na kon­kret­nej oso­bie, a pozo­sta­łe pod­pa­le­nia mia­ły tyl­ko odwró­cić uwagę?

Śledz­two począt­ko­wo toczy się nie­spiesz­nie, tro­py wio­dą w kil­ku róż­nych kie­run­kach, zaha­cza­jąc o pół­świa­tek i bos­sów mafii, ale też powa­ża­nych i majęt­nych biz­nes­me­nów. Całość nabie­ra ogrom­ne­go roz­pę­du, kie­dy przez dzia­ła­nia piro­ma­na w ogniu ginie dwój­ka małych dzie­ci, a opi­nia publicz­na naci­ska na jak naj­szyb­sze roz­wią­za­nie spra­wy. Co mi się tutaj bar­dzo podo­ba­ło – w odróż­nie­niu od poprzed­nio recen­zo­wa­nej “Eks­po­zy­cji”, spra­wa nie roz­wią­zu­je się sama, albo dzię­ki social mediom. Mort­ka powo­li i żmud­nie, wyko­rzy­stu­jąc tech­ni­ki śled­cze, ana­li­zu­jąc dowo­dy i poszla­ki posu­wa się do przo­du i w efek­cie dopro­wa­dza do wyja­śnie­nia zagadki.

Zakoń­cze­nie “Pod­pa­la­cza” zaska­ku­je, cho­ciaż gdzieś mi coś tu śmier­dzia­ło, i to nie­ko­niecz­nie spa­le­ni­zną. Jest nie­jed­no­znacz­ne moral­nie i jesz­cze bar­dziej każe nam odejść od oce­nia­nia kogo­kol­wiek w kate­go­riach zero-jedyn­ko­wych. Wywo­łu­je też roz­wa­ża­nia nad sen­sem kary oraz tym, czym tak napraw­dę jest spra­wie­dli­wość. Ja oso­bi­ście nie potra­fię kate­go­rycz­nie potę­pić Mort­ki za to, co zro­bił, aby win­ni ponie­śli kon­se­kwen­cje swo­ich czy­nów. Może dla­te­go, że sam mam dwóch synów i pew­nie zro­bił­bym dokład­nie to samo.

Pod­su­mo­wu­jąc – bar­dzo się cie­szę, że dzię­ki blo­ger­skie­mu pro­jek­to­wi 5na1 takie książ­ki tra­fia­ją w moje ręce. Woj­ciech Chmie­larz stwo­rzył histo­rię bar­dzo spój­ną i wcią­ga­ją­cą, a osa­dze­nie cało­ści w naszych pol­skich realiach bar­dzo ją ubo­ga­ca i powo­du­je, że jest to pozy­cja, po któ­rą napraw­dę war­to się­gnąć. Pod spodem moje oce­ny wg kategorii.

Język: 4,5
Emo­cje: 4
Pomysł: 3,5
Akcja: 4,5

 

A poni­żej lin­ki do pozo­sta­łych recen­zen­tów w 5na1 – może­cie sobie poczy­tać, jak im książ­ka podeszła:

Pan Czy­ta

Ruda

Socjopatka.pl

Tak sobie czytam

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close