Sushirolka – czy sushi to rytuał, czy po prostu jedzenie?

 

Od jakie­goś cza­su w kra­ju-raju obok rosną­ce­go dłu­gu publicz­ne­go rośnie też publicz­na świa­do­mość gastro-kuli­nar­na – coraz czę­ściej i coraz chęt­niej zamiast goto­wać we wła­snych czte­rech ścia­nach dla naj­bliż­szej rodzi­ny i psa, zabie­ra­my tych­że i idzie­my w mia­sto dać się nakar­mić mniej­szym lub więk­szym pro­fe­sjo­na­li­stom. Dobre to i spra­wie­dli­we, bo po pierw­sze moż­na sobie czas spę­dzić fami­lij­nie bez koniecz­no­ści sta­nia przy garach i póź­niej tych garów mycia, a po dru­gie prze­żyć może­my kuli­nar­ną podróż w nie­zna­ne. A podró­że jak wia­do­mo kształ­cą. Poza tym nie­daw­ny ⇒urlop na Zakyn­thos jakoś mnie roz­le­ni­wił w kwe­stii goto­wa­nia i dla­te­go sku­si­łem się na jedze­nie na mie­ście. A kon­kret­niej to sku­si­ła mnie Sushi­rol­ka na ul. Kuź­ni­czej.

 

Słowo wstępu po wstępie

Bar­dzo dłu­go nie mogłem się do sushi prze­ko­nać – pisa­łem nawet kie­dyś, że zupeł­nie nie wiem, dla­cze­go zim­ny ryż z suro­wą rybą to takie wiel­kie halo. Dla­cze­go zabra­nie dziew­czę­cia cho­że­go na piel­mie­ni do Kozac­kiej Chat­ki nie wywo­ła takie­go kisie­lu w majt­kach, co wizy­ta w Sushi Kushi? Nie wiem.

Sam spró­bo­wa­łem nie­daw­no i polu­bi­łem sushi, ale nie­je­den fana­tyk patrzył­by na mnie ze zgro­zą, bo nie uży­wam wasa­bi ani sosu sojo­we­go, żeby nie zabić sma­ku, a mary­no­wa­ny imbir wyja­dam w zasa­dzie na począt­ku w dupie mając jego funk­cję czysz­cze­nia kub­ków sma­ko­wych pomię­dzy poszcze­gól­ny­mi kawał­ka­mi. Nie prze­ma­wia do mnie “eli­tar­ność” sushi, ani nie czu­ję potrze­by odpra­wia­nia spe­cjal­nych rytu­ałów przy jego jedze­niu. Może to dla­te­go, że ja się delek­tu­ję każ­dym jedze­niem? Nawet jeśli to pie­ro­gi. Pod warun­kiem oczy­wi­ście, że są dobre.

 

Dlaczego o tym mówię?

Sushi­rol­ka to knajp­ka, w któ­rej nie sia­da­my przy sto­li­ku, żeby się męczyć przy wkła­da­niu pokro­jo­nych kawał­ków pałecz­ka­mi, tyl­ko dosta­je­my w łap­kę zwi­nię­tą rol­kę sushi i wci­na­my tro­chę jak tor­til­lę. Zanim tam tra­fi­łem, czy­ta­łem opi­nie, że Sushi­rol­ka to pro­fa­na­cja sushi. Że zre­du­ko­wa­nie tego “eli­tar­ne­go” jedze­nia do roli stre­et­fo­odu, czy nawet fast­fo­odu, to świę­to­kradz­two i kala­nie dobre­go imie­nia ryb, któ­re swo­je życie odda­ły na ołta­rzu naszej żar­łocz­no­ści. Bo prze­cież sushi to sztu­ka.

Szcze­rze mówiąc chęt­nie poznam Wasze zda­nie na ten temat, bo jakoś dla mnie pięk­nie przy­rzą­dzo­ne i poda­ne sushi jest taką samą sztu­ką, jak ide­al­nie upie­czo­na golon­ka z pysz­nym chrza­nem. Goto­wa­nie to sztu­ka, a cze­go goto­wa­nie, jest tu tyl­ko szcze­gó­łem. Jeśli nie wie­rzy­cie, to zaj­rzyj­cie ⇒na blog do Artu­ra, któ­ry pod­niósł goto­wa­nie do ran­gi sztu­ki wła­snie. Pisa­nie o goto­wa­niu także.

 

Ale wróćmy do jedzenia.

Zacho­dzi­my do nie­wiel­kie­go, przy­jem­ne­go loka­lu naprze­ciw­ko kul­to­we­go Misia, gdzie naszym oczom uka­zu­je się bar­dzo miła dla oka Pani oraz rów­nie miła prze­szklo­na lada, w któ­rej leżą sobie sma­ko­wi­cie wyglą­da­ją­ce rol­ki. Trosz­kę się przez chwi­lę bałem, że zjem jakiś prze­gląd tygo­dnia, ale wszyst­ko oka­za­ło się świe­że i smacz­ne. Ceny rolek widzi­cie na poniż­szym obraz­ku – dra­ma­tu nie ma, cena przy­stęp­na jak naj­bar­dziej. Wybór też spo­ry, więc każ­dy znaj­dzie coś dla sie­bie – nawet oso­ba nie lubią­ca ryb, bo mamy (uwa­ga!) sushi­rol­kę z kur­cza­kiem (sushi-pury­ści pew­nie wła­śnie dosta­ją zawa­łu). Do tego eko­lo­lo picie Dobry Mate­riał zna­ne z wie­lu knaj­pek czy food­truc­ków. Oraz oczy­wi­ście nie­odzow­ny sos sojowy.

sushirolka

Takie rol­ki to faj­na spra­wa – i zjeść moż­na, i pojeździć…

 

Naj­chęt­niej spró­bo­wał­bym wszyst­kich (no, może poza vege), ale real­nie oce­nia­jąc swo­je i mojej die­ty moż­li­wo­ści decy­du­ję się na dwie sztu­ki – kre­wet­ka (10 zł) oraz pie­czo­ny łosoś (9 zł) i tyle, bo ⇒nie lubię sosu sojo­we­go (sushi-pury­ści wła­snie dosta­ją zawa­łu po raz dru­gi). Miła Pani wrzu­ca rol­ki do papie­ro­wej toreb­ki, pła­cę, wycho­dzę – ot, i cały rytuał.

sushirolka

Eli­tar­ne jedze­nie w papie­ro­wej torebce…

 

Rol­ki same w sobie nie są duże – obsta­wiam, że na góra 5 stan­dar­do­wych kawał­ków, czy­li wła­ści­wie tak, jak zazwy­czaj sushi się poda­je. Są dobrze zwi­nię­te, nie roz­pa­da­ją się, nie są też stra­te­gicz­nie wypeł­nio­ne samym ryżem albo prze­strze­nia­mi powietrz­ny­mi. Warzy­wa świe­że, ogó­rek chru­pią­cy, mię­sne wkład­ki zaska­ku­ją­co smacz­ne, zwłasz­cza kre­wet­ka – nie gumo­wa­ta, sprę­ży­sta, z chru­pią­cą panier­ką i nie, nie gry­złem ogon­ka. Moje oba­wy o to, że rol­ki są zawi­ja­ne nie wia­do­mo kie­dy i nie wia­do­mo ile leżą w swo­im pude­łecz­kach oka­za­ły się zupeł­nie bez­pod­staw­ne. Wszyst­ko tutaj dosko­na­le ze sobą gra.

sushirolka

…spo­ży­wa­ne rytu­al­nie w samochodzie.

 

Czy Sushirolka warta jest odwiedzin?

O tak – Sushi­rol­ka to dosko­na­ła for­ma zje­dze­nia cze­goś na szyb­ko, co dodat­ko­wo jest bar­dzo smacz­ne, świe­że i lek­ko zala­tu­je egzo­ty­ką. Nie­wiel­ka cena tro­chę budzi wąt­pli­wo­ści co do jako­ści skład­ni­ków, ale z dru­giej stro­ny jestem prze­ko­na­ny, że w więk­szo­ści kla­sycz­nych suszar­ni wyso­kie, cza­sem wręcz prze­sad­nie wyso­kie ceny nie­ko­niecz­nie odzwier­cie­dla­ją koszt uży­tych pro­duk­tów, a bar­dziej wpi­su­ją się w “eli­tar­ność” i “rytu­al­ność” sushi.

Bo jedząc rol­ki nie mia­łem abso­lut­nie wra­że­nia, że ktoś tu na czymś oszczędza.

No, może na zadę­ciu, ale tego aku­rat w jedze­niu nie szukam.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close