Myślałem, że cykl o profesjonalnej obsłudze #klajenta umrze śmiercią naturalną po naszej przeprowadzce do małego, niepozornego, schowanego i tajniackiego biura, gdzie właściwie skupiamy się tylko i wyłącznie na profesjonalnej obsłudze klientów, którzy trafiają do nas albo z polecenia, albo z internetów. Gdzie możemy się skupić na profesjonalnej obsłudze tych, którzy rzeczywiście chcą u nas zrobić projekt albo zamówić meble, a nie szukają wisienek i zwiedzają wrocławskie firmy wnętrzarskie. Ale okazuje się, że się nie da się i co jakiś czas znowu mam materiał na bloga i nasza profesjonalna obsługa jest… za mało profesjonalna.
Kilkoro z Was, moi ukochani Czytelnicy było lub jest (a może i będzie) moimi Klientami i spotkaliśmy się face to face. Z przeświadczeniem graniczącym z pewnością mogę stwierdzić, że jestem raczej normalny, kontaktowy, spokojny, choć bywam lekko roztrzepany – o czym mieliście się okazję przekonać. Pozostali muszą mi wierzyć na słowo. Jestem też oazą spokoju – zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu na tafli jeziora. I naprawdę trzeba solidnie pierdolnąć, żeby mi się ta tafla zburzyła, wiecie?
A jak nie wiecie, to popaczajcie. I błagam, nie róbcie tak – bądźcie normalni.
1. Negocjator
Klient do nas zadzwonił, pogadaliśmy, wytłumaczyłem, jak wygląda współpraca z nami, umówiliśmy się, wszedł do studia, usiadł. Już miałem kawę zaproponować, ale był szybszy:
- Dzień dobry, ile dostanę rabatu, jeśli polecę Was dalej?
2. Rachuj, nie rachuj i tak wszystko na chuj
Trafiła do nas klientka, która najpierw odwiedziła studio pewnej renomowanej z obca brzmiącej firmy (nie powiem jakiej, żeby im reklamy nie robić, ale zawsze mnie śmieszy, kiedy ktoś mówi, że był w tych niemieckich kuchniach XXXX – takie one niemieckie, jak ja RUSki), a potem zbłądziła pod strzechy, czyli do nas. Tak jej się spodobało, że u nas złożyła zamówienie, chociaż nasza metka nawet w 1⁄10 nie jest taka ekskluzywna i szpanerska. Podpisujemy umowę, kuchnia naprawdę na wypasie:
- OK, wyszło 36 tysięcy ze sprzętem.
- A ile dostanę rabatu?
- Niewiele. Nie robimy tak, że podajemy najpierw cenę sztucznie zawyżoną, żeby potem schodzić.
- Bo jak nie dostanę dużego rabatu, to zamówię te meble w XXXX.
- Ale tam wycenili je Pani na 105 tysięcy, a u nas jest 36.
- No i co z tego? Ale dali mi 28 tysięcy rabatu!
3. Ojtam, ojtam
- Dzień dobry, perfumki mam, oryginalne i tanio.
- Panie, nie potrzebuję, mam naturalny męski zapach.
- To może dla żonki? Jedynie 120 za flakonik.
- Dobra, niech Pan pokaże, co Pan tam ma.
- BOOS? Dance & Gabriel? To mają być oryginały? Skąd Pan to ma? Uchodźcom Pan zajebał?
- No dobra, puszczę po dwie dyszki.
4. Z plebsem nie gadam
To może nie ostatnio, ale przy okazji mi się przypomniało. Zanim zasiadłem za prezesowskim biurkiem, to musiałem trochę pobiegać z wkrętarką – po pierwsze żeby poznać ten cały burdelnik od środka, a po drugie nie miał kto dla nas montować mebli, bo my zamiast wstawić szafki i przykryć blatem, to wymyślamy cuda na kiju. A cuda na kiju się montuje dłużej, niż zwykłe szafki, a płaci się tak samo, więc montażyści zakręcili nosem i się zawinęli do konkurencji.
No i wylądowałem ja u pewnej asystentki zarządu albo innej korpo-biczy, która właściwie w korpo może wiele (bo to ona ustala audiencje u Prezesa), ale w praktyce gówno z tego ma (bo jednak w kwitach “tylko” sekretarka, nie?). Okazało się, że remont robił jej jakiś cioteczny wujek bratanka jego siostrzenicy ze strony stryja, który m.in. położył kafle w taki sposób, że na prawie 4,5‑metrowej ścianie schodziły od poziomu o 3 (słownie: trzy) centymetry. Nie wspomnę o źle zrobionych gniazdkach czy ściance regipsowej z 1,5‑centymetrowym odchyłem od pionu na wysokości kondygnacji, czyli 2,7m. Nie, wiem może koleś miał błędnik w uchu zjebany i mu się piony z poziomami odchylały samoistnie albo był w poprzednim życiu marynarzem i mu się ciągle buja.
Ale ok, my zawsze frontem do klienta, tłumaczę kobiecie, że dobra, przerobimy cośtam, dotniemy cośtam, ale pewne rzeczy będzie musiała domówić, bo rozciągnąć elementu się nie da, co wygeneruje dodatkowe koszty (w sumie wyszło coś koło 300zł – nie policzyłem naszej pracy, a jedynie materiał). I tak dobrą godzinę gadaliśmy, choć mam wrażenie, że gadałem do ściany.
- Ale przecież meble miały być na wymiar wg projektu!
- No i są na wymiar wg projektu, ale pomieszczenie ma Pani wyremontowane nie wg projektu. Dodatkowo ktoś, kto go robił chyba oszczędzał na poziomicy, bo proszę popatrzeć, co tutaj się dzieje. Albo montujemy tak, jak jest i będzie Pani miała wielkie japy, albo musimy elementy poprzerabiać, żeby je dostosować do krzywizn, a koszt takich przeróbek, które wynikają z winy Zamawiającego, zgodnie z umową obciąża jego właśnie.
- Ale to przecież nie moja wina!
- No fakt, to wina wykonawcy. Rysunki techniczne były czytelne i bardzo dokładne, a jest zrobione niezgodnie z wytycznymi i w dodatku krzywo. Proszę go obciążyć kosztami przeróbek, albo montujemy tak, jak jest i będzie Pani miała dziury wynikające ze źle przeprowadzonych prac.
Studiujemy rysunki. 40 minut później okazuje się, że jednak mam rację i fahoffca to miała jak ja od GEBERITU…
- Ale ja nie chcę mieć dziur ani płacić za przeróbki!
- OK, to umawiamy się za dwa tygodnie i przez ten czas ktoś Pani ten remont poprawi tak, żeby pion był w pionie, a poziom w poziomie. Innego wyjścia nie widzę.
- Ja nie będę w takim razie z Panem dyskutować! Proszę mi podać nr telefonu do kogoś kompetentnego i decyzyjnego w tej kwestii.
- OK, proszę bardzo – 6xx xxx xx7.
Kobieta odchodzi trzy kroki dalej, ostentacyjnie odwraca się i wybiera numer. Mój telefon też dzwoni.
- To Pan?!?!?!?!
Tadaaaaa!
5. Męki wyboru
- Mam wycenić te meble z frontami w połysku, czy matowe?
- Tak.
6. Kochaś
- Panowie, ale weźcie zmontujcie te szafki z blatami tak solidnie, bo jak będę żonę posuwał, żeby jej się pod dupą nie rozjebały.
7. Mój osobisty faworyt – odbiera meble bez najmniejszych zastrzeżeń i bardzo mu się podobają.
- Panie Jacku, nie mogę się z Panem rozliczyć, bo właśnie mi zrobili dookoła domu kostkę brukową i musiałem im zapłacić 7K. A to jest większa firma i pewnie mają lepszych prawników od windykowania, hehe.
- A to się Pan zdziwi, hehe.
8. A taniej się nie da?
- 12 tysięcy za kuchnię? Strasznie drogo.
- No tak to wychodzi.
- A trzy lata temu w takiej jednej firmie robiłem tąką kuchnię za 6,5 tysiąca.
- No dobra, to niech Pan idzie do tej jednej firmy, bo nie ma opcji, żebyśmy ją za tyle zrobili.
- A nie, już nie da rady, splajtowali.
- …taaa…