Wczoraj były wybory. Takie cykliczne święto ludzi, który na codzień siedzą w takim śmiesznym okrągłym domku i nic nie robiąc zarabiają kupę siana. OK, no dobra – co jakiś czas wcisną guziczek TAK, Kurwa! albo NI Chuja! Co jakiś czas przysną sobie w tym domku na takich niewygodnych ławkach, albo ponagrywają się ukrytymi kamerami, a potem występują w telewizji i się głupio tłumaczą, że akurat mieli złośliwą odmianę patagońską kiły wędrowniczki i od tego bredzili, mieli mientkie nogi i ustać prosto nie mogli. A przecież mógłby w tym czasie lecieć w telewizji dodatkowy odcinek “M jak miłość” albo coś równie pożytecznego.
Ci ludzie to politycy – grupa społeczna, do której mój szacunek oscyluje gdzieś w okolicach tego, w co dzisiaj wdepnąłem spacerując po pięknym jesiennym parku.
Nie mam zamiaru pisać o moich poglądach politycznych, bo powstałaby przedziwna mieszanka anarchii z autorytaryzmem. Nie jest to w tej chwili istotne, bo i tak nie mam swojego ugrupowania politycznego ani tym bardziej lidera. Istotne jest to, że co jakiś czas my, naród, większość, decydujemy o tym, kto będzie sobie w tym okrągłym domku siedział i kasował hajs za nicnierobienie.
Wybór jak zwykle był jak pomiędzy tryprem a rzeżączką. Różnica jest tylko taka, że albo zajebiście swędzi, albo będzie kurewsko piekło. Piekło zresztą nam nie grozi, bo wygrała formacja, która wodę święconą będzie butelkować albo puści w kranach, a na medaliki wprowadzi abonament. I na pewno będzie lepiej ściągalny, niż ten na telewizor publiczny.
Ale tak naprawdę nic się nie zmieni.
Przy korycie właściwie zostali ci sami, z drobnymi tylko korektami. Jedynie pozostałości po PZPR po raz pierwszy od 25 lat przestały się zachowywać jak mieszanka gówna i styropianu* i wreszcie dały się spuścić w kiblu. Co mądrzejsi przewidzieli to i ewakuowali się na inne kartki do głosowania, więc w zasadzie będziemy oglądać dalej te same gęby. Niestety.
Obojętnie kto wygrał, ja i tak muszę rano wstać, wypić na czczo wodę z cytryną, bo tak mi każe dietetyczka, zjeść śniadanie wg jadłospisu, który przygotowała mi dietetyczka, potem zebrać chłopaków do szkoły i pećkola, a następnie siebie do pracy. A wcześniej muszę sobie przygotować coś do żarcia na resztę dnia, bo dietetyczka każe mi jeść pięć razy dziennie. I znowu będą korki, znowu rano będę nieprzytomny aż do wypicia kawy, a waga będzie spadać tak samo opornie, jak do tej pory.
PiS, PO czy Cookies – jaka to różnica? Obstawiam, że dla większości żadna konkretna. Nie wprowadzą godziny policyjnej ani nie wypowiedzą wojny Mateczce Wszechrosji. Nie zaczną kamienować cudzołożnic ani kastrować gejów. Podatków też nie obniżą, a płac nie podniosą. A już na pewno nie wszystkim. A jednak…
A jednak idą mroczne czasy.
Już pojawiają się memy z samolotami kierunek Modlin-Zachód, papieżem, ciemnogrodem czy brzozami i nie wiedzieć czemu – z Kwaśniewskim. Na fejsie pełno głosów obawy przed tym, że zabronią pić kawę latte z sojowym mlekiem, a w nowiutkich SUVach trzeba będzie powiesić krzyżyk albo zamontować w widocznym miejscu medalik ze św. Krzysztofem. Statusy aż pękają od list obietnic wyborczych złożonych przed wyborami i od śmiertelnych gróźb, że od dzisiaj będziemy PiS rozliczać i patrzeć im na ręce. Co chwilę czytam o tym, że może jeszcze nie teraz, ale za dwadzieścia lat będziemy jeść chlebem smarowany gównem, bo państwo tonie jak tajtanik z boskim Leo na pokładzie. A może po prostu mój feed wyrzuca tylko takie głosy, bo zwolenników PiSu raczej nie oglądam. Zwolenników PO raczej też nie. Tak czy siak, zewsząd słychać, że stało się źle i że to tragedia.
I to moja wina…
Przyznam się do wszystkiego. Poszedłem spełnić swój obywatelski obowiązek, jak to obywatelski obowiązek nakazuje. Pobrałem książeczkę do głosowania oraz kartkę drugą w kolorze świeżej uryny i potupałem do szkolnej ławki z kartonową ścianką, która odgradzała mnie do pani tam już siedzącej. Która to pani stanowiła jawny dowód na to, że gerontologia i geriatria w tym kraju ma się dobrze i średnia życia bardzo się wydłuża. Babinka sapała i świszczała tak mocno, że aż się w sali gimnastycznej robił przeciąg. Jak się za chwilę okazało, nie tylko z wentylacją miała problemy. RAM jej też siadał, bo zapomniała okularów i nie widziała za bardzo literek. Ale mnie dostrzegła.
- Synku, a ty dobrze widzisz?
Hmm. Opowieść o tym, ⇒jak kiedyś wywinąłem się komisji wojskowej po skreśleniu z listy studentów jest do poczytania na blogu. Na wadę wzroku właśnie, bo ślepy jestem prawie jak Daredevil. Info dla gimbazy – kiedy ja kończyłem liceum, to wszystkich chłopaków, którzy nie szli później na studia powoływali do woja obowiązkowo na rok. Tych, którzy mieli kłopoty z ciągłością tychże studiów takoż.
– Daję radę, proszę babci.
– Zostawiłam w domu okulary do czytania, mógłbyś mi synku pomóc zagłosować?
Oho, jeszcze nie zwyciężyli, a już prowokacje?
– A co mam zrobić, proszę babci?
– A pokaż no mi synku, na której stronie jest Prawo i Sprawiedliwość.
– O tu, proszę babci.
– A pokaż no mi synku, w którym miejscu na kartce jest taki i taki?
– O tu, proszę babci.
– I tu mam synku postawić krzyżyk?
Kurwa. Jak powiem, że tak, to złamię ciszę wyborczą agitując. Jak powiem, że nie, to złamię ciszę wyborczą agitując. A jak złamię ciszę wyborczą, to dostanę grzywnę od 20zł do 5K. I będę w TVN, albo co gorsza w Trwam leciał na pasku na dole ekranu. Co robić??
– No jak babcia, proszę babci, chce zagłosować na tego kandydata, to tu trzeba postawić krzyżyk, w tej kratce. A jak na innego, to w innej kratce.
– To ja chcę na tego a tego. Dziękuję synku.
I zagłosowała na PiS.
Przepraszam.
* – to niestety nie mojego autorstwa porównanie, ale boskich make life harder, dzięki Bartek za polecenie