Dawno nic nie pisałem o mojej diecie, a to dlatego, że od jakiegoś czasu waga stanęła i stoi. Wystartowałem od 123kg, zatrzymałem się na 106 i tak stoję już prawie miesiąc. Fakt – nie przestrzegam rygorystycznie diety, bo ciągle trafiają się jakieś okazje. Fakt – moje mocne postanowienie zrzucenia brzuchola jest dalej mocne. Czyli mówiąc krótko czas wziąć spiąć poślady i wrócić do dobrych nawyków żywieniowych.
Wcześniej zrobiłem małe śledztwo, bo wciągam dużo rzeczy pozornie niskokalorycznych, ale jednocześnie mam wrażenie, że lekko się oszukuję. Czasami trzeba samemu sobie prosto w pysk powiedzieć kilka motywujących słów w stylu: “przestań się opierdalać i weź się do roboty”.
No to zobaczmy, co wygląda na fit i sexy, a w rzeczywistości jest do dupy (bo ta wcale nie maleje, a czasami wręcz przeciwnie). W trochę innym kontekście, ale o niektórych pisałem w tekście o rzeczach, które trzeba wyrzucić z domu przed przejściem na dietę. Wydaje nam się, że wszystkie poniższe możemy wcinać bez ograniczeń, ale to nieprawda. Sam się na tym złapałem i niestety, ale niektóre znam z autopsji.
1. Produkty light.
Teoretycznie wszystko w porządku – mniej cukru oznacza mniej centymetrów w pasie. Teoretycznie jeśli chodzi o napoje to jest prawda. Jednak zamiast cukru używa się tam wszelkiego rodzaju słodzików – w nadmiarze szkodzą bardziej niż niewielka nadwaga. Produkt jest wtedy light, kiedy ma obniżoną kaloryczność o 30% w stosunku do produktu wyjściowego (tyle przepisy). Najczęściej jest tak, że w to miejsce wpychane są chemiczne wypełniacze, smaki i aromaty. No i jeszcze jedno – jak coś jest light, to mogę zjeść dużo więcej, prawda? Nie, nieprawda.
2. Napoje, nektary, soki owocowe
Czyli samo zdrowie prosto z natury. Tak, pod warunkiem, że sok wyciśniesz sobie własnoręcznie albo kupisz świeży – jednodniowy lub pasteryzowany wyciskany na zimno. Co tak naprawdę kryje się za definicją “napój” czy “nektar” poszukaj sobie w necie, ale z owocami ma to mało wspólnego. A nawet jeśli to naturalny sok owocowy, to nie wolno pić go bez ograniczeń, bo choć zawiera mnóstwo witamin, to także bardzo dużo cukrów.
3. Jogurty owocowe
Bardzo często to, co jemy w jogurtach ma tyle wspólnego z owocami co ja z Heidi Klum. Nawet te z extra dużymi kawałkami owoców są dosładzane tonami cukru i mają nawrzucane pierdyliard sztucznych wypełniaczy i wzmacniaczy. Taki jogurt zrób sobie sam – wystarczy wrzucić ulubione owoce do jogurtu naturalnego i gotowe. Ale znowu – nie wolno na diecie jeść owoców bez ograniczeń, to ciągle jakby nie było źródło potężnych ilości cukru.
4. Mleko, maślanka, kefir, jogurt naturalny
Mój grzech – maślankę kocham i mogę pić litrami. Ale te litry mają kalorie, które mają konkretne przełożenie na wyniki w pasie. Przyjrzałem się sobie i wiem, że to jeden z głównych powodów, dla których waga stoi jak turyści na Zakopiance. Pamiętaj, nabiał to nie tylko białko, ale też węglowodany i tłuszcze. Tak, jajka to tez nabiał.
5. Granola, płatki śniadaniowe, muesli
No i znowu – niby wszystko cacy, bo to zdrowe, zawiera błonnik i mnóstwo mikroelementów, do czego ja się dowalam? Ano do tego, że jeśli to rzeczywiście są płatki zbożowe, to jest git, ale jeśli to gotowe mieszanki, do których najczęściej wrzucane są kandyzowane albo suszone owoce, to już tak dobrze nie jest, bo kaloryczność rośnie. Dodatkowo mamy przeświadczenie, że przecież jeśli zdrowe, to możemy jeść bez ograniczeń. Otóż nie – to co prawda zdrowe, ale ciągle węglowodany.
6. Suszone owoce
Fakt, są zdrowe. Fakt, zawierają mnóstwo witamin. Ale fakt – zawierają też dużo cukru. I na domiar złego owoce suszone są objętościowo sporo mniejsze, niż świeże, co powoduje, że zjadamy ich zazwyczaj więcej. Czyli następnym razem, kiedy przyjdzie Ci ochota na garść suszonych śliwek czy chipsów bananowych, to sprawdź sobie, ile kalorii pochłoniesz i ile musisz ćwiczyć, żeby je spalić.
7. Migdały, orzechy, pestki
Fantastyczna przekąska, bogata w magnez, witaminy z grupy B oraz składniki mineralne. Ale niestety również w tłuszcze (choć te zdrowe). Dlatego nie można pochłaniać ich bez ograniczeń – najlepiej dodawać np. do otrębów czy płatków.
Moje ulubione śniadanie to były płatki owsiane na chudym mleku, z dodatkiem orzechów, suszonych (albo świeżych) owoców, odrobiną miodu i połówką awokado. Miksowałem to wszystko na taką ciapajkę i zapychałem się co rano. Pyszne, zdrowe, napychające żołądek na długo i jednocześnie dające energię do walki o lepsze jutro. Ale potem sobie policzyłem, ile ja tak naprawdę zjadam kalorii i węglowodanów i wiem, że muszę zmienić przepis.
Podobnie było z sokiem owocowym – 3–4 szklanki dziennie to nie był wynik. A kaloryczność takiej szklanki przeraża. Zwłaszcza kiedy ją sobie przeliczymy na ilość kilometrów do przebiegnięcia. Albo przysiadów. Albo pajacyków.
Albo lepiej nie przeliczać, tylko wziąć się za siebie.
To co? Spinamy poślady i zrzucamy dalej, nie?