PKP – Ponury Koszmar Pasażera 2

 

Wie­cie, ja z natu­ry jestem czło­wiek pogod­ny i taki do rany przy­łóż. Sta­ram się nie wkur­wiać za bar­dzo ani sie­bie, ani innych. Dla­te­go duży dys­kom­fort powo­du­ją u mnie ludzie, któ­rzy wiecz­nie mają pre­ten­sje, wiecz­nie narze­ka­ją i wiecz­nie są nie­za­do­wo­le­ni. Może to taka nasza pol­ska naro­do­wa cecha naro­do­watak już mamy wpo­jo­ne przez 123 lata zabo­rów, sana­cję i komu­nę, że jest wiecz­nie do dupy, nawet jak ta dupa cał­kiem nicze­go sobie? A może po pro­stu czę­ściej niż ja mają stycz­ność z post-komu­no-urzęd­ni­czo-mam-wyje­ba­ne-na-cie­bie molo­cha­mi pod patro­na­tem tak zwa­ne­go Skar­bu Pań­stwa i dla­te­go tacy zgorzkniali?

No jeśli tak, to ja prze­pra­szam jak mawiał mały wódz Wiel­ki Nie­po­kój. Dzi­siaj los nie­przy­chyl­ny po raz kolej­ny zetknął mnie z kole­ją zwa­ną w skró­cie PKP. I to PKP zwa­ne już nie w skró­cie Pol­skie Kole­je Pań­stwo­we mnie strasz­li­wie i do szpi­ku kości wkur­wi­ło. Ale po kolei.

Moje 15-let­nie dzie­cię star­sze dzi­siaj wła­śnie wyje­cha­ło sobie na żagle na Kaszu­by w oko­li­ce miej­sco­wo­ści zwa­nej Wdzy­dze Kiszew­skie. Pro­szę nie regu­lo­wać odbior­ni­ków, to się tak napraw­dę nazy­wa. Ale i tak nie jest źle, bo nie­da­le­ko są Swor­ne Gacie i Bestra Suka. Czy­li kli­mat waka­cyj­ne­go luzu czu­je­cie? Ale ponie­waż Kaszu­by to nie Mazu­ry (i dobrze), to i jezio­ra jak­by mniej­sze, więc Mło­dy miał zabrać rower, bo wszyst­kie łód­ki naraz na jezio­ro się nie miesz­czą i poło­wa będzie w tym cza­sie gibać po lasach na dwóch kół­kach. Jak faj­nie się kupo­wa­ło bilet może­cie poczy­tać w tek­ście, któ­ry jakiś czas temu zapo­da­łem. A nawet powin­ni­ście, bo ina­czej nie zro­zu­mie­cie powo­du moje­go wkur­wu. No to mie tu PUK w lin­ka i wra­caj­cie po prze­czy­ta­niu. Już?

No, to po tych wie­lu pie­re­pał­kach żyłem sobie w złud­nym prze­ko­na­niu, że wagon do prze­wo­zu rowe­rów to jakieś ultra-dosto­so­wa­ne-do-prze­wo­zu-rowe­rów cudo, gdzie wstęp mają tyl­ko ci zro­śnię­ci na trwa­łe ze swo­im rowe­rem, sio­deł­kiem albo pedał… tymi taki­mi do kręcenia.

Cudo, gdzie są jakieś spe­cjal­ne sto­ja­ki czy wie­sza­ki na rowe­ry i gdzie z tego tytu­łu brak jest miej­sca na ludzi, któ­rzy jadą tyl­ko z tor­ba­mi, a rowe­ry trzy­ma­ją w piw­ni­cy, zamiast się z nimi szwen­do­lić po świe­cie. Bo prze­cież bab­sko na kasie tak mi powie­dzia­ło – nie masz bile­tu na rower w wago­nie do prze­wo­zu rowe­rów, to nie możesz jechać. Cho­ciaż nawet nie tak – powie­dzia­ło mi, że w takim wago­nie do prze­wo­zu rowe­rów nie mogę jechać BEZ ROWERU. W ogóle.

I że w efek­cie moje 15-let­nie dzie­cię musi się tara­ba­nić z Wro­cław Głów­ny do Gdy­nia Głów­na samot­nie jak kubań­ski rybak San­tia­go wal­czą­cy z mar­li­nem, bo nie­ste­ty Jego 3 lata star­szy Wujek czy­li Kuzyn ze swo­ją Mamą, czy­li Cio­cią zaszczy­tu jecha­nia w wago­nie do prze­wo­zu rowe­rów dostą­pić nie mogą. Bo tor­by mają tyl­ko. Czy tam ple­ca­ki. Tak zupeł­nie na mar­gi­ne­sie – ponie­waż to mia­ły być osob­ne wago­ny, to popro­si­łem babę w kasie, żeby cho­ciaż to były wago­ny sąsied­nie, żeby się mogli odwie­dzać w cza­sie podró­ży. Nie spraw­dzi­łem bile­tu zaraz przy kasie, dopie­ro dzi­siaj rano – rowe­ry wagon 16, resz­ta wyciecz­ki wagon 10. Nie wkur­wi­li­by­ście się?

Wcze­śniej przy­ją­łem dziel­nie na kla­tę, że tak ma być – nie ma sen­su kopać się z koniem, bo złość pięk­no­ści szko­dzi i na ciśnie­nie wpły­wa. Mło­dy też dziel­nie stwier­dził, że 7 godzin to nie aż tyle, żeby pła­kać i tęsk­nić, więc całą spra­wę uzna­łem za zała­twio­ną. Powstał o tym tekst, któ­ry mi się pięk­nie kli­kał i wszy­scy byli szczę­śli­wi. Wkurw się ska­na­li­zo­wał w sło­wie pisa­nym i znów nad gło­wą zaświe­ci­ło mi cza­sem słoń­ce, cza­sem deszcz.

20150731

Aż do kur­wa momen­tu, kie­dy pod­je­chał pociąg mar­ki IC w skró­cie Inter­Ci­ty i zoba­czy­łem to cudo do prze­wo­zu rowe­rów. Sto­ję jak męski penis na wese­lu i nie dowie­rzam oczom wła­snym. Niby numer na kwi­cie się zga­dza z nume­rem na wago­nie – 16 jak w mor­dę strze­lił. Niby się ktoś ładu­je do środ­ka z rowe­rem. Ale gdzie ten wagon ma te cudow­ne ultra-dosto­so­wa­nie-do-prze­wo­zu-rowe­rów? Zna­czy poza kawał­kiem pustej pod­ło­gi na oko metr dwa­dzie­ścia (czy­li sze­ro­kość dwóch sie­dzeń z JEDNEJ stro­ny) na mniej wię­cej metr (czy­li głę­bo­kość tych­że sie­dzeń z JEDNEJ stro­ny)? Po dru­giej stro­nie spryt­ni kole­ja­rze na fali entu­zja­zmu inno­wa­cyj­ne­go zamon­to­wa­li pół­ki na baga­że, do któ­rych baga­że się led­wo mieszczą.

Ja się pytam WTF? Nor­mal­ny rower nie wła­zi ani wzdłuż pocią­gu, bo nawet jeśli skrzy­wić kie­row­ni­cę, to koło się­ga wła­ści­wie do same­go fote­la, na któ­rym prze­cież ktoś sie­dzi, bo zaku­pił eks­klu­zyw­ny bilet na prze­jazd w wago­nie do prze­wo­zu rowe­rów. Posta­wie­nie rowe­ru w poprzek powo­du­je, że nie ma przej­ścia mię­dzy sie­dze­nia­mi i dodat­ko­wo zasło­nię­ty jest cały inno­wa­cyj­ny regał na baga­że. Te tor­by, któ­re widać na dole po pra­wej, już doty­ka­ły fote­li, więc podej­rze­wam, że moje wymia­ry na oko przy­ją­łem nie­zwy­kle optymistycznie.

Wła­ści­cie­lem dru­gie­go rowe­ru był na szczę­ście podob­ny do mnie opty­mi­sta i wspól­nie wykom­bi­no­wa­li­śmy, że moż­na ścią­gnąć przed­nie koło, posta­wić welo­cy­ped na wideł­kach i jakoś to będzie. Na szczę­ście oba były na tyle nowe, że do ścią­gnię­cia koła nie wyma­ga­ły zesta­wu małe­go maj­ster­ko­wi­cza, wystar­czy­ło odchy­lić dźwi­gien­kę. Na moją uwa­gę, że te baj­ki to tak sobie sto­ją tro­chę na sło­wo hono­ru zaśmiał się i powie­dział, że wywa­li sobie na nie nogi i będzie miał dwa w jed­nym – będzie mu wygod­niej i jed­no­cze­śnie będzie je trzy­mał, żeby mu nie zapar­ko­wa­ły na twa­rzy przy rusza­niu. Efek­ty naszych sta­rań może­cie sobie obej­rzeć na zdję­ciu obok. Jak to mawia sta­re przy­sło­wie psz­czół – tak kra­wiec kra­je, jak mu sta­je. Bio­rąc pod uwa­gę hek­ta­ry powierzch­ni i udo­god­nie­nia, jakie prze­wi­dzia­ło PKP dla wła­ści­cie­li jed­no­śla­dów uwa­żam, że Pomy­sło­wy Dobro­mir to przy nas cienias.

No, tak było przy­naj­mniej do pamięt­nej chwi­li, w któ­rej do eks­klu­zyw­ne­go wago­nu do prze­wo­zu rowe­rów wła­do­wa­ła się kobie­ta, któ­ra mia­ła hip­ster­ski rower typu Ukra­ina z koszem do woże­nia dziec­ka. I nie­ścią­gal­nym przed­nim kołem. Tutaj się pod­da­li­śmy. Kobie­ta za to się wkur­wi­ła i zaczę­ła wołać kon­duk­to­ra, któ­ry miał pecha i prze­cho­dził nie­da­le­ko. Zaczę­ła się pysków­ka, któ­ra w sumie nicze­go nie wnio­sła, bo prze­cież kon­duk­tor “nie uro­dzi Pani sto­ja­ków”. Podob­no na cały wagon do prze­wo­zu rowe­rów sprze­da­je się tyl­ko czte­ry bile­ty na rower, resz­ta to nor­mal­ne miej­sców­ki. Tak przy­naj­mniej pod­słu­cha­łem. Śmiesz­ne jest to, że ten wiel­ki plac na rowe­ry znaj­du­je się tyl­ko z jed­nej stro­ny wago­nu, więc to i tak moim zda­niem jest czte­ry miej­sców­ki. Chy­ba, że to takie malu­chy, na jakich się mój Tymoń­ski 6‑letni uczy jeździć.

Czy­li nie dość, że prze­wóz rowe­rów w PKP to jakiś śmiech na sali, bo cud­ny wagon do prze­wo­zu rowe­rów to zwy­kły wagon, to jesz­cze bab­sko w kasie nie­do­in­for­mo­wa­ne, bo w takim wago­nie do prze­wo­zu rowe­rów moż­na jak naj­bar­dziej jechać kie­dy się tego rowe­ru nie ma. Mam wra­że­nie, że w tym całym PKP obsłu­ga klien­ta ma to samo, co każ­dy jeden ZUS – jak przyj­dziesz z kon­kret­ną spra­wa czy kon­kret­nym pyta­niem, to i owszem, może i odpo­wie­dzą. Ale zapo­mnij, żeby Ci coś dora­dzą sami z sie­bie. A prze­cież żeby o coś zapy­tać trze­ba wie­dzieć, że się tego nie wie, prawdaż?

Ja wiem, że prze­wóz rowe­rów nowo­cze­snym skła­dem PKP to akcja raczej spo­ra­dycz­na i moc­no nie­co­dzien­na. Dodat­ko­wo taki bilet kosz­tu­je śmiesz­ne pie­nią­dze, bo całe 9,10 PLN. Ale sko­ro już coś takie­go jest w ofer­cie, to niech to będzie gdzieś cho­ciaż w bli­skich rejo­nach tema­tu “prze­wóz rowerów”.

Baba w kasie mi taką eks­klu­zyw­ną wizję roz­to­czy­ła, że spo­dzie­wa­łem się cze­goś w tych rejo­nach, jak na fil­mie poni­żej. A tu dupa zbi­ta po pro­stu i rze­czy­wi­stość nasza swoj­ska wali w łeb. Nie tyle mam pre­ten­sje, co jakoś tak jestem deko przy­bi­ty podej­ściem “mam na nie­go wyje­ba­ne”. A naj­śmiesz­niej­sze jest to, że na koniec pysków­ki z babą od hip­ster­skiej dam­ki, kon­duk­tor wal­nął podob­nym tek­stem, jak kobi­ta w okien­ku – “cze­go się Pani spo­dzie­wa­ła, to kolej jest”.

 

PS. Tak BTW – moi czy­tel­ni­cy to mądre bestie, ale jak w komen­ta­rzu zoba­czę “pre­ten­sjo­nal­ny” w zna­cze­niu “ma pre­ten­sje”, to chy­ba potrak­tu­ję tego kogoś jak “igno­ran­ta” a potem zignoruję.

PS.2. Pier­do­li­no pyk­ną­łem przy­pad­kiem – tak napraw­dę tłu­kli się stan­dar­do­wym, kan­cia­stym skła­dem. Ja jesz­cze nie jestem VIP blo­ge­rem, żeby dziec­ku rower pierw­szą kla­są wozić.

 


About Jacek eM

view all posts

Mąż, ojciec i projektant wnętrz. Fotograf-amator i wannabe bloger. Właściciel niewyparzonego jęzora i poczucia humoru w stylu noir. No i na wieczystej diecie...

Close