O przeróżnych gównoburzach i moim przerywanym stosunku do nich już pisałem (o kupkach raz i O KUPACH drugi raz). To przeważnie #problemy_pierwszego_swiata i tak naprawdę szukanie na siłę dziury w dupie, kiedy ktoś nie ma poważniejszych problemów. Albo kiedy chce komuś po prostu dojebać. Albo kliki nabić czy koszulki sprzedać. Ale czasami może być punktem wyjścia do przemyśleń, na podstawie których można napisać coś mądrego. A jeśli się wrzuci na tapetę pieniądze, to musi być poważnie i żarty się kończą, co nie?
Osoby dramatu
Jak to zwykle u mnie, tekst powstał w rezultacie sklejenia w mojej głowie kilku rzeczy, które gdzieśtam przeczytałem:
- wielka afera z “prowokacją” w tle na temat tego, ile zarabiają szafiarki (czyli tzw. blogerki modowe, czyli otwartym tekstem laski, które się ubierają modnie w wysępione ciuchy i tak pokazują się światu na swoich blogach);
- wielka afera na temat tego, jaki Jarosław Kuźniar jest zaradny, kiedy jedzie w świat zwiedzać (linka nie ma, bo beka z Kuźniara jest wszędzie).
Blogerki modowe to kompletnie nie moja bajka – czytam raz na kwartał kiedy już totalnie nie wiem czego się czepić. A może nawet nie. Bardzo często pisane są po polskawemu, a i oglądać za bardzo nie ma czego, bo dziewcząta przeważnie jakoś wybitnie piękne nie są (na pewno nie aż tak, jak im się wydaje). A jak mam potrzebę odmóżdżenia się i chcę poczytać czy pooglądać celebrytki, to mam pudelka czy coś w tych klimatach. Córek nie mam, więc nie trafia mnie ten temat nawet rykoszetem. Ale gimbaza je kocha i namiętnie ogląda. No i fajno. Do tego tematu i afery jako takiej wrócimy.
Jarosław Kuźniar to ten koleś z TVN – nie wiem co prowadzi i kiedy, bo nie mam telewizji. Ale ostatnio znudziło mu się siedzenie w Warszaffce i zaczął sobie jeździć po świecie robiąc zdjęcia, reportaże i zarabiając na tym. Odpalił blogo-portal, na którym te wszystkie fajne rzeczy pokazuje i opisuje. Bo ostatnio jak ktoś ma siano i jeździ po świecie, to dzieli się swoimi doświadczeniami podróżniczymi ze światem. No i fajno. Do tego tematu i beki jako takiej wrócimy.
Zadzierżgnięcie intrygi
Twórcy bloga równie znanego co mój, czyli takiego, o którym wiedzą jedynie jego autorzy i ich świnka morska, przeprowadzili zakrojoną na szeroką skalę akcję prowokacyjną wymierzoną swoim ostrzem w szafiarki. Mianowicie wysłali trochę maili z zapytaniem, ile kosztuje współpraca z nimi. I okazało się, że nawet te brzydkie i z dysortografią cenią się na ładne parę kilo złotych polskich nowych. Co do tej pory było taką tajemnicą, że jej. Indianę Dżonsa trzeba było zatrudnić, żeby się do tych informacji dokopał.
I wszędzie po internetach podniósł się krzyk, że jak to tak, że ubierają się w nieswoje ciuchy, robią sobie zdjęcie z rąsi i mają za to dostać kupę siana?? A do roboty na kasę w Biedronce by poszły uczciwie zapieprzać na miseczkę ryżu w promocji!! Bo to wstyd jest i hańba, a pewnie jeszcze intryga grubymi nićmi szyta i układ, bo przecież każdy porządny obywatel to musi na 8 godzin do roboty, żeby dutków naskrobać, a nie jakieś modowe duperele uskuteczniać. I jest afera.
Jarosław Kuźniar z kolei (to ten z TVN, jakbyście nie wiedzieli – ja nie wiedziałem, ale już wiem) pochwalił się wszem i wobec, że ma fajny patent na zaoszczędzenie paru kilo złotych polskich nowych kiedy podróżuje po zamorskich krainach. Otóż kupuje sobie w Wal-Marcie (taki amerykański Kaufland) wszystko to, co mu w tej podróży będzie potrzebne, a kiedy ma już powrócić na łono matki ojczyzny, to zwraca to wszystko do sklepu, bo tam tak można i nawet nie krzyczą głośno, tylko mówią senkju.
I wszędzie po internetach podniósł się krzyk, że jak to tak, że kupuje, używa i oddaje? Że to burak jest bez szkoły, naciągacz i panimulant. Bo normalny człowiek jak reklamówkę z Biedronki kupi, to nie tylko nie oddaje, ale jeszcze zabiera ją ze sobą wszędzie, a zwłaszcza na wakacje zamorskie, bo przecież tak nakazuje uczciwość ludzka i przyzwoitość dziejowa. Bo przecież w tym telewizorze to mu tyle płacą, że to musi być z natury łeb kutasi i kutwa przebrzydła, żeby tak każdy grosz ściubić. I jest beka.
Le grande finale
Zacznijmy od tego, że nie cierpię, kiedy któryś z blogerów (nawet, a może zwłaszcza, tych z samej wierchuszki) używa słowa plebs. To brak szacunku do czytelników, a ja swoich bardzo szanuję i dlatego mnie to razi. Może mnie razi, bo jeszcze mi się nie trafił hejter, który mi ten szacunek obrzydzi. A tego typu głosów było mnóstwo – niech szara masa, przeciętniaki, plebs się zamkną, bo niczego sobą nie reprezentują, tylko szczekają na tych, którzy maja odwagę coś robić ze swoim życiem i zarabiać hajs.
Jeśli chodzi o sens – zgadzam się. Nie zgadzam się natomiast jeśli chodzi o formę. Nie zmienię też faktu, że zazwyczaj najgłośniej krzyczą ci, których najbardziej boli dupa, bo zazdroszczą. Szafiarkom mniej lub bardziej chwilowej sławy, bywania na ściankach i brania za to kasy. Kuźniarowi tego, że jest znany, lubiany, jeździ sobie po świecie i jeszcze na tym zarabia.
Czy masz odwagę zrobić cokolwiek, żeby z tej szarej masy się wybić? Poza najebaniem się na imprezie integracyjnej i zarzyganiem prezesowskiego gajerka od Armaniego? Każdy, KAŻDY człowiek ma w sobie coś, co go wyróżnia na tle innych, ale tylko nieliczni to znajdują i mają na tyle siły, żeby coś z tym zrobić (fakt, niektórzy nie mają możliwości – czasami shit happens). Czy lepiej zarobić 5K za selfie w odpowiednich ciuchach czy pracować na te 5K przez trzy miesiące na kasie w Lidlu? Lepiej zabrać rodzinę gdzieś w świat i na miejscu oszczędzić kasę korzystając z pewnych przywilejów, jakie daje nam lokalne prawo, czy lepiej spakować połowę dobytku do matiza, wyjechać nad zarośnięte bajoro i na miejscu dziadować, ale za to na pewno bez rozterek moralnych?
I wreszcie – skąd w nas taka wkurwiająca maniera zaglądania innym do portfela? Dlaczego u nas ciężko jest mieć pieniądze i przechodzić nad tym do porządku dziennego? Dlaczego mieć pieniądze to powód do wstydu, bo zaraz przypinają łatkę “złodziej”, “kombinator”, “dała komuś dupy”?
Jeżeli ktoś komuś płaci tyle to a tyle za zrobienie sobie zdjęcia w odpowiedniej kiecce, to TYLKO I WYŁĄCZNIE ich sprawa. Zrób coś, żeby Tobie tez chcieli tyle zapłacić. Nie uważam blogerów czy blogowania za piętnasty cud świata i ludzi z misją. Robią to, co robią. Jedni lepiej, inni gorzej. Jedni koszą lepsze pieniądze, inni słabsze. I dlatego jak bardzo śmieszy mnie podejście niektórych, że bloger (obojętne jaki: modowy, wędkarski czy zbierający łebki od zapałek) to coś pomiędzy Mahatmą Gandhim a Stevem Jobsem i zbawia świat, tak samo wkurwia mnie ktoś, kto im zagląda do kieszeni.
Bo tu nie do końca chodzi o wyjątkowość, tylko o pieniądze. O to, że ktoś je ma.
Ktoś INNY.