Po tym, jak przeżyłem Boże Narodzenie będąc na diecie i nie złapałem ani jednego dodatkowego grama, byłem zajebiście podbudowany i zmotywowany, aby dalej dzielnie walczyć z kilogramami. Nie przeczuwałem, że gdzieś tam w odmętach moich komórek tłuszczowych i zwojach kory mózgowej czai się KRYZYS.
Mam nadzieję, że już go przełamałem, ale wiem, że wróci. Nie wiem tylko kiedy, więc na wszelki wypadek będę przygotowany. A Tobie zdradzę, co w odchudzaniu powoduje, że czasami czujesz się po prostu do dupy. Miej siłę do tego, żeby ten okres zwalczyć i skrócić do kilku dni – u mnie to były mniej więcej trzy tygodnie. Ubyło mi motywacji, przybyło kilogramów (na szczęście tylko 1,5, jednak nie poddałem się całkowicie). Uzbrojony w wiedzę, to przygotowany. Ucz się na moich błędach i doświadczeniach, wyciągnij wnioski. W następnym tekście, co mnie wyrwało z tego marazmu.
Zaczynamy? Poczytaj, co jest do dupy w odchudzaniu.
Brak ciastek i słodyczy
Nie wiem, jak Ty, ale ja uwielbiam słodkości. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jestem uzależniony od czekolady, sernika czy makowego tortu z puszystą masą. Nie chce mi się szukać, jakie hormony wytwarzają nam się podczas jedzenia słodyczy, ale są to hormony szczęścia. Krótkiego, ale jednak szczęścia. Podczas Świąt zwalczyłem pokusę sięgania po ciasta – biorąc pod uwagę fakt, że u mnie w domu mieszkają dwie Mistrzynie Cukierniczego Fachu, było to bardzo, bardzo trudne. I z perspektywy czasu stwierdzam, że głupie – od zjedzenia jednego, jednego kawałka nic by się nie stało, a ja poczułbym się lepiej. Dlatego teraz nie omijam tej jednej, jedynej kostki gorzkiej czekolady tygodniowo, na którą pozwalała mi moja dietetyczka. Krzywdy sobie nie zrobię, a przyjemność owszem, i to sporą.
Ciągle mi zimno
Dziwne. Na chwilę obecną ważę i tak o 4kg więcej, niż kiedy zaczynałem Pierwszą Dietę (wtedy startowałem od 104,9), ale tak samo jak poprzednio po zrzuceniu zbędnych kilogramów, ciągle mi zimno. Ja nigdy, nigdy nie marzłem, zawsze miałem ciepłe ręce i stopy, biegałem bez czapki z kurtką rozpiętą w stylu macho. Może to dlatego, że wychowałem się w najdalej na wschód wysuniętym mieście w Polsce, gdzie białe niedźwiedzie to mi z ręki jadły. Zrzuciłem 10kg i ciągle mi zimno.
Trzeba pilnować, co się je…
Trochę to wada, ale nie do końca – po tych 3 miesiącach znudziły mi się dotychczasowe zestawy jedzeniowe i trzeba poszukać czegoś, co mi urozmaici jedzenie (serek wiejski mi się przejadł, jogurty naturalne jeszcze nie, ale na pieczywo chrupkie już nie mogę patrzeć). Złe to jest, bo wymaga czasu (którego mi wiecznie brak), a dobre, bo ciągle się dowiaduję czegoś nowego i mogę sprawdzać nowe smakowe zestawienia.
…bo źle zbilansowana dieta bardzo osłabia zarówno ciało, jak i głowę
Bardzo łatwo jest niczego nie jeść i mówić, że się jest na diecie. To najgorsze, co można zrobić – w odchudzaniu się, jedzenie jest ważniejsze niż niejedzenie. Nie schudniesz głodząc się i odmawiając sobie posiłków. W tym okresie Twój organizm jest bardzo osłabiony, więc tym bardziej trzeba się przyłożyć, żeby mu niczego nie brakowało. A to wymaga pracy i zaangażowania. Czasami mi tego brak, ale na szczęście moja motywacja jest ciągle silna.
Porażki, nawet niewielkie zajebiście dołują
Kilogram więcej na wadze albo brak kilograma mniej po tygodniu wpędza w doła. Jednorazowo można to jeszcze jakoś przełknąć, ale kiedy sytuacja się powtarza, to zaczynamy mieć coraz bardziej depresyjne myśli. I ciężko przekonać samego siebie, że to jest nie tylko brak silnej woli, ale walka z tysiącami lat ewolucji, która tak nas ukształtowała, żebyśmy przetrwali w czasach braku mamutów do upolowania. Teraz mamutów jest pełno na każdym kroku, ale nasze, ludzkie geny i metabolizmy jeszcze o tym nie wiedzą.
Nie można pić alkoholu
Żadnego. Czyli na Sylwestra zero szampana (Ruskoje Igriskoje też odpada). Na spotkaniu z kumplami zero piwa. Z MałąŻonką zero winka wieczorem, do poduszki. I tak dalej. Nie piję za dużo alkoholu, to pozostałość po Pierwszej Diecie, a poza tym jakoś mi przestał smakować. Patrząc wstecz na swoje życie możliwe jest, że wypiłem już to, co miałem w życiu wypić. Ale na piwko z kumplami, zwłaszcza jeśli ich 15 lat nie widziałem chętny jestem zawsze. Na grzańca na nartach też. A nie można.
Mniej więcej od Sylwestra jakieś takie myśli biegały mi po głowie, co powodowało obniżenie samooceny, permanentny black monday i niechęć do wszystkiego. Także, niestety do pisania bloga. Ale przeszło mi. Nie wiem, na jak długo, ale przeszło.
Co oznacza, że wkrótce pojawi się wpis, jak ja to zrobiłem, że mi przeszło i jak przezwyciężyłem kryzys w odchudzaniu.
Chcesz poczytać?