Zastawiałem się, czy tego typu tekst, a właściwie tekścik opublikować, bo nie bardzo lubię czytać czyjeś osobiste rankingi – jeśli dobrze nie znam tej osoby, to taki tekst mnie mało eksajtuje i niekoniecznie chce mi się czytać/słuchać/oglądać. Ale się okazało się, że na mój zjazd na XX-lecie matury mieliśmy przygotować jakieś kawałki do pobawienia się, bo impreza będzie w klimatach delikatnie retro. No to zacząłem kopać w archiwumie. Dodatkowo odgrzebałem sobie stare albumy ze zdjęciami i jakoś mnie wzięło na wspominki. Dlatego dzisiaj mój osobisty koncert życzeń – kawałki, które w jakiśtam sposób były w moim życiu ważne albo były must be na imprezach. Możesz nie czytać, ani nie słuchać. To raczej starocie, bo z tych nowszych niewiele mi wpada w ucho i zostaje na dłużej.
Faith No More, Epic
Na początek kawałek, który zawsze i wszędzie daje mi niezłego kopa i napełnia energią. Pierwszy raz słuchałem i przegrywałem od kolesia, który przywiózł oryginał ze Stanów na, jak to mówił, taśmach. Stare to jak pokłady węgla brunatnego, ale ten numer się nigdy nie zestarzeje. Polecam na dobrym sprzęcie i na full. Aha i jeśli już się poświęcisz, to obejrzyj klip do końca.
Pearl Jam, Jeremy
Kiedy pierwszy raz tego słuchałem jeszcze nie widziałem, że Eddie drze ryja o czymś, co wydarzyło się naprawdę. Tragedia, która wstrząsnęła swego czasu Ameryką. A potem przyszedł 11 września i takie rzeczy spowszedniały. Ale bywało, że w chwilach depresyjnych potrafiłem ze słuchawkami na uszach drzeć się razem z nim. No i dzięki temu kawałkowi wygrałem wejściówkę na imprezkę Radia ESKARock.
Metallica, The Unforgiven i Enter Sandman
Założę się, że większość ludzi, którzy w ogóle kojarzą coś takiego jak Metallica, za ich najpopularniejszy kawałek uzna Nothing Else Matters. Pewnie tak, ale ja słuchałem ballad w zasadzie jedynie na imprezach, kiedy można było się pobujać w wolniutkim z laską, bo szybkich to ja wtedy nie bardzo.
Dire Straits, Brothers in Arms
Jak już mowa o przytulankach, to nie było i nie ma nadal lepszego kawałka od tego. A jeśli komuś się zechce wgłębić w tekst, to odkryje, że to nie tylko durnowaty przytulaniec, ale bardzo mądra i głęboka pieśń z wątkami patriotycznymi i takie tam.
London Beat, I’ve been thinking about you
No, i podpierałem ściany do momentu, kiedy to jedna dziewoja nie postanowiła, że nauczy mnie tańczyć. Kawałek totalnie nie w moich klimatach, bo ja nie lubiłem i dalej niekoniecznie lubię takie sieczkobrzęki, ale do tego jednego mam niesamowity sentyment, bo to przy nim byłem katowany i edukowany. No i nie powiem – pokochałem taniec i idzie mi to naprawdę dobrze (kto widział, ten wie).
Dr. Alban, It’s my life, MC Hammer, U Can’t Touch This i Vanilla Ice, Ice Ice Baby
A jak już zacząłem się na imprezkach ruszać, to nagle zapragnąłem powyginać się trochę bardziej i poruszać nóżkami. W czasach, gdy internety były równie odległe jak dzisiaj teleportacja i uczciwi politycy, nagrywało się te klipy na UWAGA! kasety video, tupało się do kolegów, podglądało układy i wspólnie świrowało w dużym pokoju. Wiocha i żenua, ale po dyskotece człowiek był bardziej uchetany niż po porządnej siłce. I dziewoje sikały po nogach. No, ale jeszcze w kinach nie grali Step up, tylko Dirty dancing.
Michael Jackson, Bad
W temacie tańca ten koleś pozostanie mistrzem świata wszech czasów. To, co teraz oglądamy w przeróżnych “Step up” czy innych tego typu filmach miało swój początek w tym, jak Michael się ruszał. Cokolwiek by o nim nie mówić, to był to i pozostanie na wieki King of pop. Właściwie ja łykam wszystko, ale Bad szczególnie lubi mój Tymoński.
Wzgórze YA-PA 3, Libacja
Na niektórych imprezkach ten kawałek był nam szczególnie bliski. Taaa, Kaliber 44, Liroy, Paktofonika – początki hip-hopu w naszym kraju raju. Dlatego bardzo, bardzo śmieszą mnie ekspierdzi, którzy wtedy jeszcze nawet nie byli w planach, a teraz znają się na bicie, floł, skreczu czy brejku. Ale to najczęściej dzieci neostrady, które znają się na wszystkim. Kuźwa, to nawet nie ma klipu, ech…
ZERO, Bania u Cygana
Nie mogło zabraknąć tego kawałka. NIGDY. Był i nadal jest świetny na rozkręcenie na początku, na poskakanie w środku i prawie na sam koniec, zanim poleci nieśmiertelny ostatni numer każdej potupajki, czyli…
Elektryczne gitary, To już jest koniec
No przecież, nie?
A Wy? Jakie kawałki byście mi podpowiedzieli na tego typu piernikalia?
PS. Jak ja mogłem zapomnieć o najlepsiejszych polskich kawałkach wszechczasów???